środa, 25 kwietnia 2012

6. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Dopiero godzinę później dotarła do domu. Dziwnie otępiała po kłótni z partnerem miała nawet problem z otworzeniem drzwi. W końcu weszła do mieszkania, rzuciła klucze na szafkę i, nie zdejmując butów, poszła sypialni.
Każda najdrobniejsza czynność sprawiała jej problem, jakby ciało zaczęło odmawiać współpracy. Nie miała nawet siły powiesić ubrań, rzuciła je tylko zmięte na fotel i opadła na łóżko.
Długo wpatrywała się w sufit nieprzytomnym wzrokiem. Nie myślała o niczym, po prostu leżała tak, uspokajając się powoli.
Dopiero dobrą godzinę później zdecydowała się wstać. Zdała sobie sprawę, że nikt nie zainteresował się jej przyjściem, co było odrobinę niepokojące. Zajrzała do pokoju Kaliny, kuchni, salonu, a nawet na balkon, ale nigdzie nie znalazła ani siostry, ani psa. W końcu przypomniała sobie, że Kalina umówiła się z przyjaciółmi w parku i miała zabrać ze sobą Bryzę.
Po chwili namysłu zrobiła sobie mocną herbatę i kilka kanapek. Zdała sobie sprawę, że jest bardzo głodna, bo niewiele zjadła z kebaba, który był jej jedynym tego dnia posiłkiem. Tak przygotowana usiadła na kanapie w salonie, owijając się kocem i włączyła telewizor, choć nie była niczym zainteresowała. Po prostu męczyła ją cisza.
Tak naprawdę wciąż była w głębokim szoku. Nie mogła pogodzić się z tym, co usłyszała od Sebastiana i wcale nie wiedziała, które zdanie było najgorsze. W końcu zdała sobie sprawę, że cokolwiek by nie zrobiła, ich relacje już nigdy nie wrócą do normalności. Najgorsze było to, że nie mogła nawet nikomu się wyżalić. Jedyną osobą, z którą chciałaby o tym porozmawiać była Ania, ale ona miała większe problemy.
Zanim zapadł zmierzch, doszła do wniosku, że przede wszystkim powinna skupić się na problemach przyjaciół. Wiedziała, że związek Ani i Rafała był bardzo dojrzały, a małżeństwo miało być jego ukoronowaniem. To że do niego nie doszło, nie mogło zniszczyć ich uczucia. Joasia miała wielką nadzieję, że dzięki dobrze dobranym słowom i kilku sensownym argumentom uda jej się naprawić to, co zniszczył Sebastian.
Z samego rana Aśka zjawiła się na komendzie. Chciała rozmówić się z Kasią, zanim pojawi się Sebastian. Miała szczęście. Wpadła na asystentkę na korytarzu.
- Mam sprawę – powiedziała bez zbędnych wstępów. – Wezmę tylko portret pamięciowy i jadę do rodziny Łapickiego. Potem wstąpię jeszcze do siedziby telewizji, może ktoś się do nich odzywał w sprawie tego poszukiwanego chłopaka.
Kaśka kiwała gorliwie głową, choć nie bardzo wiedziała, do czego to wszystko zmierza. Pani komisarz westchnęła ciężko i przeszła wreszcie do sedna swojego monologu.
- Powiedz to Sebastianowi, jak przyjedzie, dobrze? – poprosiła.
Asystentka natychmiast wyczuła, że coś jest nie tak. Zwykle Joasia i Seba dzwonili do siebie po kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt razy dziennie. Dlaczego więc tej sprawy nie mogła załatwić przy pomocy telefonu. Byłby to z całą pewnością szybszy, pewniejszy i wygodniejszy sposób, a jednak z jakiegoś powodu z niego nie skorzystała.
- Znowu się pokłóciliście? – zapytała z westchnieniem, choć zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie.
- To skomplikowane – mruknęła Joasia.
Nie chciała wdawać się w dyskusje na ten temat. Może i Kasia była odpowiednią osobą, żeby wysłuchać jej rozterek, ale moment z całą pewnością nie był ku temu sprzyjający. Teraz była w pracy i musiała skupić się na śledztwie, a resztę dnia zamierzała poświęcić na ratowanie związku przyjaciół.
- Po prostu mu to przekaż – poprosiła ponownie.
Kaśka tylko westchnęła z rezygnacją i kiwnęła głową. Jej sprzeciw z całą pewnością nie uratowałby sytuacji.

Żona zamordowanego mężczyzny rozmawiała z Joasią niezbyt zachęcającym tonem. Odpowiadała co prawda na pytania, ale robiła to od niechcenia, jakby wcale nie zależało jej na znalezieniu zabójcy męża. Z dziećmi pani komisarz porozmawiać nie mogła. Po pierwsze miały kolejno trzy i pięć lat, więc ich zeznania i tak na niewiele by się zdały, a po drugie były u dziadków. Tak więc Aśka wróciła do samochodu asystentów i skierowała się do siedziby regionalnej telewizji.

Tymczasem na komendzie Kasia przekazała Sebastianowi informacje od Joasi. Nie wyglądał na zachwyconego, ale nie odpowiedział jej ani słowem. Wściekły na cały świat zaszył się w biurze i zabrał za wypełnianie raportów.
- O co im znowu poszło? – zapytał Bartek, który przysłuchiwał się rozmowie.
- Nie mam bladego pojęcia – westchnęła Kasia, z trochę zbyt dużą energią szukając w szufladzie dokumentów. – Wczoraj jeszcze wszystko było w porządku.
- Wodzą się jak czapla z żurawiem – mruknął mężczyzna. – To się kłócą, to się godzą… Kto za nimi nadąży?
- To chyba jakieś fatum – powiedziała Kaśka, siadając za biurkiem i patrząc na Bartka bezradnie. – Anka odchodzi na emeryturę, Aśka i Seba wciąż się kłócą, no a Ania i Rafał… lepiej nie mówić.
Westchnęła i przygnębiona zamieszała zimną już kawę.
- Samo życie – odparł Bartek, chociaż jego głos także nie brzmiał wesoło. – Pewnie szybko się pogodzą.
- Obyś miał rację…
- A tymczasem… może damy im dobry przykład, co? – wypalił policjant. – Zapraszam się dziś na kolację, co ty na to?
Kaśka spojrzała na przyjaciela zaskoczona. Po chwili jednak uśmiechnęła się szeroko.
- O której? – zapytała.
- Dwudziestej? U mnie – zaproponował Bartek.
- No to jesteśmy umówieni.

Punkt trzecia Joasia zapukała do drzwi mieszkania Rafała. Od porannej rozmowy z Kasią nie pojawiła się na komendzie i, mówiąc szczerze, była z tego bardzo zadowolona. Spotkanie z Sebastianem mogło oznaczać kolejną kłótnię, a na to nie miała ochoty. Wolała spożytkować ten czas na poważną rozmowę z Rafałem.
- Aśka? – zdziwił się mężczyzna, otwierając jej drzwi. – Co ty tu robisz?
- Mogę wejść?
Rafał przesunął się w drzwiach, wpuszczając Joasię do środka. W mieszkaniu było ciemno i duszno. Mężczyzna pozamykał wszystkie okna i zasłonił rolety. Aśka od razu wyczuła opary stęchłego alkoholu. Zmarszczyła noc, ale nic nie powiedziała. Nie skomentowała także stroju Rafała, na który składały się brudne dresy i porwany podkoszulek, ani chaosu panujące w salonie.
- Napijesz się czego? – zapytał mężczyzna, siląc się na uprzejmość.
Domyślał się, że przyszła w sprawie niedoszłego ślubu i nie spodziewał się usłyszeć nic miłego. Prawdę mówiąc nastawił się na awanturę.
- Nie, dzięki – odparła Joasia spokojnie. – Chciałam tylko porozmawiać.
- Jeśli przyszłaś mi powiedzieć, że jestem skończonym śmieciem, to nie musisz. Sam dobrze o tym wiem – mruknął Rafał.
Opadł na fotel, sięgając po otwartą puszkę piwa. Upił spory łyk i wpatrzyła się w ścianę. Joasia przysiadła na kanapie, przesuwając jednorazowe opakowania po jedzeniu ze ślubnego cateringu.
- Nie mam zamiaru prawić ci morałów – powiedziała łagodnie. – Pomyślałam, że sprawdzę, jak się czujesz.
- Naprawdę cię to interesuje?
- Myślisz, że inaczej zawracałabym sobie głowę? – zapytała z lekkim uśmiechem.
Rafał spojrzał na nią oczami bez wyrazu.
- Więc chcesz wiedzieć, jak się czuję – mruknął. – W takim razie powiem ci: jak ostatni idiota. I nic w tym dziwnego, w końcu nim jestem.
Aśka z trudem powstrzymała uśmiech. Wstała i przycupnęła na oparciu fotela, na którym siedział Rafał.
- Jeszcze nie jest za późno, żeby to naprawić – powiedziała.
- Na wszystko jest za późno – westchnął Rafał zrezygnowany. – Zraniłem kobietę swojego życia i zrujnowałem nasz związek. Jestem kompletnym kretynem…
- Jesteś – zgodziła się Aśka całkiem poważnie. – Ale Anka jest od ciebie mądrzejsza i na pewno ci wybaczy.
- Byłaś z nią tamtego dnia, prawda? – zapytał niepewnie. Joasia skinęła głową. – Bardzo to przeżyła?
- Bardzo – przyznała Aśka. – Cały dzień przepłakała. I nadal nie czuje się najlepiej.
- I co ja mam teraz zrobić? – zapytał Rafał, patrząc na przyjaciółkę bezradnie.
- Przede wszystkim posprzątać tu trochę i wywietrzyć – powiedziała Joasia z lekką naganą w głosie. – Potem umyć się, ogolić i ubrać. A następnie pojechać do Ani i wyjaśnić jej wszystko.
- Nie mogę – odparł Rafał rozpaczliwym tonem. – Nie będzie chciała mnie słuchać.
- Może nie za pierwszym razem, może nie za drugim, ale za dziesiątym na pewno się uda. A jeśli będziesz tu siedział i użalał się nad sobą, naprawdę ją stracisz.
Przez dłuższą chwilę Rafał rozważał słowa przyjaciółki, jakby oceniał, na ile są sensowne. W końcu westchnął ciężko.
- No, chodź, pomogę ci posprzątać – powiedziała Joasia dziarskim tonem.
Kiedy dwie godziny później przekroczyła próg swojego mieszkania, pomyślała, że chciałaby mieć tyle energii i optymizmu, ile okazała przed Rafałem. Wzbudziła w nim nadzieję na uratowanie związku i była z tego bardzo dumna. Nie mogło to jednak zmienić faktu, że sama sobie pomóc nie potrafiła.
- Aśka, to ty?! – zawołała z kuchni Kalina.
- Tak! Wyprowadzałaś psa? – odkrzyknęła Joasia niemal odruchowo.
- No…
Pani komisarz kopnęła swoje buty w kąt przedpokoju i ruszyła w kierunku, z którego pochodził przyjemny zapach pieczonego sera. Chwilę później okazało się, że Kalina zrobiła lasagne. To na moment poprawiło humor głodnej kobiecie, jednak nie trwało to długo. Joasia uświadomiła sobie, że to ulubiona potrawa Sebastiana i natychmiast straciła na nią ochotę. Nie mogła jednak nie zjeść lasagne przyrządzonej przez Kalinę, choćby dlatego, że zrobiła ją z własnej woli, co zdarzało się bardzo rzadko. Tak więc umyła ręce i usiadła przy kuchennym stole.
- Co w pracy? – zagadnęła Kalina.
Aśka nie miała najmniejszej ochoty o tym rozmawiać, ale zależało jej na podtrzymaniu uprzejmej konwersacji, więc zmusiła się do odpowiedzi.
- Zaczęliśmy nową sprawę, na razie nic ciekawego – odparła. – A jak tam twój… Jarek? – zapytała uprzejmie.
- On ma na imię Krzysiek – powiedziała Kalina, krzywiąc się z niechęcią. Joasia zaklęła w duchu. Jedna z niewielu okazji do spokojnej rozmowy właśnie została przez nią zmarnowana. – I ma się świetnie.
W głosie Kaliny nie było już słychać ani odrobiny dobrej woli. Aśka jednak nie miała siły na awantury, więc spróbowała od razu załagodzić sytuację.
- Przepraszam, Kalina, ostatnio mam tyle na głowie… - mruknęła, dłubiąc widelcem w talerzu.
Nastolatka przyjrzała jej się uważnie. Faktycznie widać po niej było trudy ostatnich tygodni. Postanowiła więc odpuścić sobie pretensje i odezwała się ponownie spokojnym tonem.
- Jeśli potrzebujesz pomocy… - zaczęła.
- Dzięki, ale chyba nie ma nic takiego – powiedziała Joasia, zmuszając się do uśmiechu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz