środa, 18 kwietnia 2012

10. Kwestia zaufania

Aśka nie była tym zachwycona, ale nie zaprotestowała. W duchu musiała przyznać Sebastianowi rację. Wiedziała, że dłuższa wędrówka za porywaczami może skończyć się tragicznie nie tylko dla Celine, ale także dla nich.
W napięciu obserwowała jak w wśród jaśniejącej szarówki poranka Sebastian podkrada się do najbliższych śpiących mężczyzn. Zamiast jednak zabrać leżące na widoku zapałki i uciekać, sięgnął także po kaburę i plecak. Kobieta odetchnęła z ulgą, dopiero kiedy chwilę później uklęknął obok niej.
- Schowaj to do kieszeni – polecił, wręczając jej wyjęte z kabury naboje. – I weź broń.
- Tobie bardziej się przyda – zaprotestowała.
- Nie – powiedział stanowczo Sebastian. – Weź ją, musisz mieć coś do obrony.
Zatknęła broń za pasek spodni na plecach i zasłoniła bluzą, obserwując uważnie, jak Sebastian otwiera plecak i przerzuca jego zawartość.
- Świetnie – mruknął wyraźnie zadowolony i podał Joasi konserwę. – Zjedz to.
Wręczył jej także znaleziony scyzoryk, a następnie zjedli razem prowizoryczne śniadanie, bo kobieta uparła się, żeby się z nim podzielić.
- Zaczynamy – zadecydował Seba, obserwując wciąż śpiących mężczyzn. – Pamiętaj, żeby uciec stąd jak najdalej, cały czas na południowy-wschód. Jeśli natraficie na rzekę, przekroczcie ją. Nie czekajcie na mnie, dobrze? Dogonię was.
- Obiecaj, że niedługo się zobaczymy – zażądała.
Oboje wiedzieli, jak niewiele warte są takie zapewnienia, jednak Sebastian uśmiechnął się lekko i złożył obietnicę. Potem przytulił ją delikatnie i rozeszli się: on nieco na zachód, by stamtąd rozpocząć podkładanie ognia, a ona na wschód, by tam czekać na odpowiednią chwilę do uwolnienia Celine.
Tak jak to przewidział Sebastian, ogień momentalnie wywołał panikę wśród porywaczy. Zostawili Celine i zaczęli ratować się ucieczką. Joasia momentalnie to wykorzystała. Podbiegła do Celine, rozcięła krępujące ją sznury i pomogła wstać.
- Zabierajmy się stąd – mruknęła.
Odbiegły raptem kilkanaście metrów, kiedy porywacze zorientowali się w sytuacji. Mimo gęstego dymu kilku z nich rzuciło się w pogoń za uciekającymi kobietami. Wtedy ni stąd ni zowąd pojawiła się kolejna ściana ognia, odcinając im drogę. Joasia wiedziała, że to sprawka Sebastiana. Jego plan się powiódł.
- Gdzie Sebastian? – wyszeptała Celine, kaszląc przez wszechobecne kłęby dymu.
- Dołączy do nas później – odparła Joasia, z trudem tłumiąc ogarniające ją obawy o życie partnera. – Uciekajmy.
Jeszcze przez kilka kilometrów Aśka martwiła się, że wiatr zmieni kierunek i sprzyjający im ogień nagle stanie się śmiertelnym zagrożeniem. Dotarły jednak do rzeki, której przekroczenie miało być swoistą gwarancją bezpieczeństwa.
- Nie dam rady dalej iść – mruknęła piosenkarka, kiedy znalazły się na przeciwległym brzegu.
- Chodźmy do tamtych krzaków – odparła Joasia, podtrzymując chwiejącą się koleżankę. – Odpoczniemy tu.
Celine zasnęła niemal momentalnie. Aśka także była znużona, ale postanowiła czuwać. Nie było to na tyle bezpieczne miejsce, by pozwolić sobie na rozluźnienie. Usiadła więc pod drzewem z bronią w dłoni i wpatrzyła się w rzekę, której brzeg z tego miejsca mogła swobodnie obserwować.
Dwie godziny później po drugiej stronie wody zauważyła Sebastiana. Na jego widok odczuła nieopisaną ulgę. Wydostała się z kryjówki i kiedy wyszedł z wody, powitała go czułym pocałunkiem, a potem speszona swoją śmiałością szybko się odwróciła.
- Jesteś poparzony – zauważyła, oglądając z troską jego ramię. – Trzeba to opatrzyć.
- To drobiazg – zbagatelizował mężczyzna. – A ty? Jesteś cała? Jak Celine? – zarzucił ją pytaniami.
- Nic nam nie jest – zapewniła.
Przez chwilę stali tak mierząc się spojrzeniami, a potem uśmiechnęli się do siebie i poszli obudzić Celine.
Sebastian zmusił zmęczone kobiety do drogi. Upierał się, by jak najbardziej zwiększyć dystans pomiędzy nimi a ścigającymi ich przestępcami. Dopiero późnym wieczorem, kiedy zapadła całkowita ciemność, zarządził postój.
- Jutro ruszymy na wschód – powiedział do partnerki, kiedy Celine zasnęła. – Za kilka dni powinniśmy natrafić na jakąś wieś. Może wtedy uda nam się skontaktować z Rafałem.
- A co będziemy jeść do tego czasu? – zapytała Joasia cicho.
Długo wahała się, czy w ogóle wypowiadać na głos to pytanie. Nie chciała denerwować Sebastiana, zdawała sobie sprawę, że czuje się za nie odpowiedzialny i sam bardzo się martwi brakiem pożywienia, jednak chciała znać jego plany. Cała trójka była bardzo osłabiona głodówką, przez co poruszali się wolniej i szybciej się męczyli. W związku z tym znalezienie czegoś do jedzenia było w tym momencie priorytetem.
- Może spróbuję złowić rybę – powiedział Seba zamyślony. – A ty odpocznij w tym czasie. Będę tu obok, możesz spać spokojnie.
- Wolę ci pomóc – oznajmiła stanowczo.
Udali się więc razem nad strumień znajdujący się raptem kilkanaście metrów od miejsca, które wybrali na nocleg. Sebastian znalazł długą gałąź, po czym usiadł na kamieniu i przy pomocy scyzoryka zaczął tworzyć coś na kształt włóczni.
- Chyba za dużo filmów się naoglądałeś – zakpiła Joasia, przysiadając na skraju skały naprzeciw niego.
Seba zaśmiał się, ale nic nie powiedział. Z cierpliwością godną podziwu strugał swoją broń.
- Nie boli cię ramię? – zapytała kobieta po chwili.
- Nie, jest ok – odparł krótko Seba.
Oboje czuli dziwne napięcie, które wcześniej w ich relacjach nie występowało. Po tym, co wydarzyło się między nimi poprzedniej nocy, zaczęli pociągać się fizycznie, choć przedtem nigdy się o to nie podejrzewali. Jedynym czynnikiem, który powstrzymywał ich od kolejnego kroku była świadomość obecności Celine.
Joasia odchrząknęła.
- Myślisz, że tu są ryby? – zagadnęła.
- Woda jest czysta, strumień dosyć szeroki… Warto spróbować. Zresztą, spójrz pod tamten kamień.
Mężczyzna wskazał miejsce nieco dalej. Po wytężeniu wzroku Joasia dostrzegła tam stadko kilkucentymetrowych rybek.
- Malutkie – podsumowała.
- A czegoś się spodziewała? – zaśmiał się Seba. – Łososia?
- Chodziło mi o to, że raczej trudno ci będzie w nie trafić – sprostowała kobieta. – Chyba aż taki sprytny nie jesteś…
W jej głosie dało się wyczuć dobrze znaną Sebastianowi przekorę. Uśmiechnął się pod nosem.
- Zawsze się szczyciłaś, że najcelniej strzelasz – powiedział niewinnym tonem. – Ciekawe, czy z taką bronią też byłabyś taka nieomylna.
- Na pewno poradziłabym sobie lepiej niż ty – odparowała bez zastanowienia.
Sebastian miał ochotę śmiać się w głos. Zawsze łatwo ją było podpuścić. Uwielbiała z nim rywalizować i chętnie wdawała się w podobne przepychanki słowne, które zwykle kończyły się próbą sił. I tym razem było podobnie.
- Chętnie to sprawdzę – oświadczył Seba z chytrym uśmiechem.
- No to strugaj szybciej tą swoją maczugę.
- To nie maczuga, tylko włócznia – sprostował, z trudem powstrzymując śmiech.
- Nieważne – podsumowała Joasia. – I tak cię pokonam.
Kilkadziesiąt minut później „włócznia” była gotowa i komisarze przystąpili do zawodów. Najpierw to Joasia próbowała swoich sił, ale ryby okazały się od niej dużo sprytniejsze. Podobnie zresztą było z Sebastianem. Mimo wielu prób oboje mieli na koncie zero schwytanych sztuk.
- Chyba to one wygrały – zaśmiał się Seba i zmęczony opadł na swój kamień.
- To jeszcze nie koniec – oświadczyła Joasia, która była już prawie cała mokra. – Znajdź jakąś gałąź w kształcie widełek.
Mężczyzna uniósł brwi, ale spełnił jej prośbę, a potem z zainteresowaniem obserwował, jak Joasia rozciąga pomiędzy widełkami fragment swoich rajstop.
- Sprytne – podsumował ze szczerym podziwem, kiedy prowizoryczna siatka była gotowa.
Joasia tylko się uśmiechnęła. Chciała natychmiast wypróbować swoje narzędzie.
Siatka okazała się znacznie skuteczniejsza niż włócznia. Przy jej pomocy udało im się złowić kilkadziesiąt niewielkich rybek. Spakowali je wszystkie w kaptur Sebastiana i dumni zanieśli w krzaki, służące im za kryjówkę.
- Nigdy nie jadłam sushi – westchnęła Joasia, kiedy oboje usiedli obok zdobyczy.
- I może nie będziesz musiała – odparł Seba. – Las na pewno wciąż się pali, więc dym nie będzie niczym niezwykłym. Nazbieram trochę drewna na ognisko.
Pół godziny później Celine obudziło przyjemne ciepło. Zaskoczona stwierdziła, że Sebastian podkłada gałęzie do ogniska, a Joasia przy pomocy scyzoryka usuwa z rybek łuski.
- Ja chyba nadal śnię – podsumowała, siadając.
- Nic podobnego – odparła Joasia wesoło. – Dzisiaj mamy prawdziwą kolację.
Tej nocy już nie zasnęli. Długo zajadali się upieczonymi rybkami, a potem aż do świtu ogrzewali przy ognisku. Rano Sebastian uznał, że zostaną w obecnym miejscu jeszcze przez kilka godzin, żeby nieco się przespać.
Kiedy około południa ruszyli w drogę, byli już w dużo lepszych nastrojach. O wiele łatwiej było znosić trudy podróży z pełnym żołądkiem. Sytuacja nie wydawała się już aż tak beznadziejna. Z większym optymizmem patrzyli w przyszłość. Zaczęli wierzyć, że są w stanie dotrzeć do wioski, a wtedy wszystko będzie już tylko lepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz