czwartek, 5 maja 2011

239.

Tym razem na tle ciąży i pracy nie doszło do ani jednej sprzeczki między komisarzami i była to zasługa obojga. Jeszcze przez miesiąc Joasia pracowała normalnie, jeżdżąc w teren i biorąc czynny udział w każdej sprawie. Sebastian nie próbował jej powstrzymywać, głównie dlatego, że widział, jak bardzo jest ostrożna. Potem aż do połowy ósmego miesiąca została na komendzie, ale pracowała już tylko za biurkiem. Było to możliwe, ponieważ czuła się świetnie niemal nie dotknęły jej żadne dolegliwości ciążowe. Na sześć tygodni przed rozwiązaniem zdecydowała się na urlop macierzyński. Siedzenie w domu co prawda było dla niej bardzo męczące, ale od pewnego czasu czuła na sobie zaniepokojone spojrzenia Sebastiana i postanowiła po prostu oszczędzić mu nerwów.
Termin porodu był wyznaczony na dwunastego lutego, w związku z czym już na początku stycznia komisarze wspólnie spakowali torbę do szpitala. Na wszystkie wizyty u lekarza jeździli razem i słyszeli same dobre wieści. Już od samego początku chcieli poznać płeć dziecka i bardzo byli szczęśliwi, kiedy dowiedzieli się, że Joasia urodzi dziewczynkę. Szybko wybrali imię i już od pierwszych tygodni kompletowali ubranka i inne dziecięce akcesoria.
- Aśka, zostawiłabyś wreszcie tę podłogę – westchnął Sebastian, wyjmując mop z rąk ukochanej i odstawiając go pod ścianę. – Odpocznij.
- Jakoś nie mogę usiedzieć w miejscu – przyznała. – Kompletnie nie czuję się zmęczona.
- No to zajmij się czymś, ale nie zmywaniem podłogi – odparł mężczyzna odrobinę zniecierpliwionym tonem.
- To może obejrzymy film? – zaproponowała Joasia, uśmiechając się chytrze.
Sebastian natychmiast przystał na tę propozycję głównie po to, żeby Aśka przestała imać się najróżniejszych domowych czynności. Dziewiąty miesiąc dobiegał końca, do terminu porodu zostało raptem kilka dni i był o wiele spokojniejszy, kiedy kobieta oglądała telewizję czy czytała książkę, a w każdym razie pozostawała w pozycji siedzącej lub leżącej.
- Gdzie się wybierasz? – zapytał, kiedy zaledwie po kilku minutach filmu zaczęła niezdarnie podnosić się z łóżka.
- Jestem głodna.
- Leż, przyniosę ci coś.
Wrócił po chwili z talerzem kanapek, ale Joasia już spała. Uśmiechnął się sam do siebie i otulił ją kołdrą.
- A jednak byłaś zmęczona – mruknął, kładąc się obok niej.
W nocy obudziła się, czując silne skurcze. Próbowała się uspokoić i zasnąć, ale w końcu musiała przyznać, że są niepokojąco regularne i coraz mocniejsze.
- Sebuś – mruknęła, potrząsając ramieniem męża. – Sebastian…
- Co jest? – zapytał zaspany.
- Chyba się zaczyna…
Rozbudził się momentalnie. Zerwał się z łóżka i w kilka minut pomógł ukochanej się ubrać. Tym razem już nie bała się porodu, raczej czekała na niego z utęsknieniem. Nie mogła się doczekać, kiedy przytuli swoją córeczkę, kiedy znowu zobaczy łzy w oczach Sebastiana.
Pojechali do szpitala, bo Joasia zdecydowała się jednak zrezygnować z prywatnej opieki. Wcześniej umówiła się z konkretną położną, długo z nią rozmawiała i nie miała właściwie żadnych obaw.
Poród trwał długo i bardzo powoli widać było jakiekolwiek efekty. W końcu kobieta zmęczona zgodziła się na podanie oksytocyny, która miała wszystko przyspieszyć. Ból może nie był tak obezwładniający jak przy pierwszym porodzie, ale zmęczenie i tak robiło swoje. Jednak prawdziwa gehenna zaczęła się dopiero przy skurczach partych.
- Już nie dam rady – mruknęła późnym popołudniem.
Poród trwał już kilkanaście godzin, chociaż spodziewała się, że tym razem będzie łatwiej.
- Jeszcze trochę – powiedział łagodnie Sebastian, głaszcząc ją po włosach.
- Coś jest nie tak… - wychrypiała.
- Spokojnie, podłączymy panią do KTG – poinformował lekarz.
Przymknęła oczy, pozwalając się podpiąć do aparatury. Chciała zdrzemnąć się choć chwilę, ale uniemożliwiały jej to częste skurcze.
- Puls dziecka słabnie – powiedziała nagle położna, zwracając się do lekarza.
Joasia natychmiast się ożywiła, ale doktor obserwował wydruk z KTG i zignorował pytania komisarzy.
- Robimy cesarkę – zarządził nagle.
Sebastian zerknął z niepokojem na żonę. Był niemal pewny, że zaczną się protesty, ale ona nawet się nie odezwała. Przytrzymała tylko jego dłoń, dając do zrozumienia, że chce, by został. Była zbyt wyczerpana, żeby upierać się przy naturalnym porodzie, a poza tym najważniejsze przecież było dobro dziecka.
Dostała znieczulenie miejscowe, po którym poczuła się jeszcze bardziej śpiąca i otępiała. Resztkami świadomości uczestniczyła w porodzie. Jak przez mgłę słyszała słowa lekarza, ale nie do końca docierał do niej ich sens. W końcu zamknęła oczy, chciała już tylko spać.
- Co się dzieje? – usłyszała zaniepokojony głos Sebastiana. – Przecież powinna być przytomna…
Odpowiedź lekarza już do niej nie dotarła, bo zapadła się w ciemność.
Kiedy się obudziła, w sali paliła się tylko lampka nocna. Sebastian siedział obok niej ze zwieszoną głową. Za oknem było już całkiem ciemno, a zegarek stojący na szafce obok wskazywał godzinę dwudziestą trzecią.
- Co z małą? – wychrypiała.
Sebastian aż podskoczył.
- Nareszcie się obudziłaś – odparł, uśmiechając się z trudem. – Jak się czujesz?
- Gdzie Kamilka? – zapytała Joasia zdenerwowana.
Podniosła się na łokciu, krzywiąc się z bólu. Sebastian wyraźnie migał się od odpowiedzi, co było dla niej alarmujące.
- Jest w inkubatorze – powiedział w końcu mężczyzna, popychając ją delikatnie na poduszkę.
- Ale dlaczego? Co jej jest?
Sebastian westchnął ciężko. Serce mu pękało na samą myśl, że musi jej powiedzieć prawdę.
- Była owinięta pępowiną i doszło do niedotlenienia – wyznał powoli. – Poza tym… ma wadę serca, musi przejść operację.
- Więc dlaczego jej nie operują? – drążyła Aśka, z każdą chwilą coraz bardziej zdenerwowana.
- Jest za słaba. Jeśli przeżyje do piątku, wtedy spróbują jej pomóc.
- Jeśli? – podchwyciła natychmiast, czując, jak do oczu napływają jej łzy. – To znaczy…
- Lekarze nie dają jej wielkich szans – powiedział Sebastian, zwieszając głowę.
Te słowa dotarły do Joasi dopiero po kilku długich minutach. Kompletnie nie wiedziała, jak zareagować. Najpierw się rozkleiła i żadne argumenty ze strony męża nie mogły pomóc. Dopiero środki uspokajające podane przez lekarza ukoiły nieco jej nerwy.
- Chcę ją zobaczyć – oznajmiła, kiedy zapanowała już nad sobą.
- Nie powinnaś jeszcze chodzić… - zaczął łagodnie Sebastian, choć zupełnie nie spodziewał się, by faktycznie był w stanie ją powstrzymać.
- Pomóż mi wstać, proszę…
Zrezygnowany spełnił prośbę ukochanej, starając się nie zwracać uwagi na jej jęki. Oczywiście dostała środki przeciwbólowe, ale i tak czuła się tragicznie. Przy każdym kroku bała się rozerwać szwy, choć było to rzecz jasna niemożliwe.
Powoli, krok po kroku, przeszli przez korytarz i stanęli za szybą jednej z sal. W inkubatorze leżała dziewczynka z dość długimi jak na noworodka, jasnymi włoskami. Oczka miała zamknięte, a piąstki zaciśnięte. Była bardzo drobniutka, dużo mniejsza niż Kubuś tuż po urodzeniu.
- Waży tylko 1900 gramów – mruknął cicho Seba, jakby czytał w myślach żony.
Nie odpowiedziała. Oparła się o szybę i wpatrzyła w córkę. Nie mieściło jej się w głowie, że życie małej, wisi na włosku. Zachwiała się lekko, odruchowo przyciskając dłoń do podbrzusza.
- Chodź, usiądziesz – powiedział łagodnie mężczyzna, obejmując ją w pasie.
Podprowadził ją do krzesła, z którego widać było Kamilkę. Wiedział, że teraz żadna siła nie odciągnie jej od córki, więc nawet nie próbował się odzywać. Oboje usiedli pod ścianą i w milczeniu obserwowali śpiącego noworodka.
Dopiero rano Sebastian postanowił wybrać się do domu. Ostatnia doba była bardzo trudna nie tylko dla Joasi, ale także dla niego. Marzył o kąpieli, już nie wspominając o mroźnym, zimowym powietrzu, które tak bardzo różniło się od dusznego, szpitalnego korytarza. Pożegnał się z Joasią, obiecując, że niedługo wróci i opuścił budynek. Nie zdążył dojść do samochodu, kiedy zadzwonił telefon.
- Hej Aniu – mruknął, naciskając zieloną słuchawkę.
- Cześć, jak malutka? – zapytała kobieta, pomijając wszelkie uprzejmości.
- Bez zmian, ale najważniejsze, że żyje.
- A wy? Trzymacie się jakoś?
- Jakoś – westchnął. – Może wpadniesz? Asia na pewno się ucieszy…
- No właśnie się wybieram, będę za jakąś godzinkę.
- To fajnie, na razie.
Rozłączył się i dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że przez godzinę nie zdąży wrócić. Ostatecznie jednak wzruszył tylko ramionami i wsiadł do samochodu. Towarzystwo przyjaciółki na pewno wpłynie na Joasię pozytywnie, a rozmowa w cztery oczy może nawet będzie lepsza niż przy jego udziale.
Półtorej godziny później Ania wchodziła na drugie piętro miejskiego szpitala. Przez całą drogę zastanawiała się nad argumentami, które mogłyby choć trochę pocieszyć zrozpaczoną matkę, ale nic mądrego nie przyszło jej do głowy. Kiedy weszła na odpowiedni korytarz, Joasia siedziała w szlafroku pod salą i zapuchniętymi oczami patrzyła na noworodka leżącego za szybą w inkubatorze. Sine ciałko podnosiło się niemal w całości przy każdym oddechu. Policjantka z bezsilności zaciskała dłonie w pięści, powstrzymując kolejne łzy. Ania zbliżyła się do niej, usiadła obok i pogłaskała delikatnie po ramieniu.
- Przeżyje – powiedziała cicho, ale stanowczo. – Zobacz, jak rwie się do życia. Da radę.
Kobieta pokiwała tylko głową. Nie była w stanie nic powiedzieć. Po wyczerpującym porodzie i interwencji chirurgicznej wciąż czuła się nieco oszołomiona. Wszystko działo się tak szybko, że nie miała nawet szansy, by to ogarnąć.
- Jest taka malutka i bezbronna… - szepnęła w końcu, pozwalając się przytulić przyjaciółce. – Nie wiem, co zrobię, jeśli…
- Cii, nie mów takich rzeczy – przerwała jej łagodnie Ania.
- Lekarze nie dają jej szans…
- Według nich miała nie przeżyć godziny i co? Minęła cała noc, a ona nadal walczy.
Anka oparła brodę na ramieniu przyjaciółki. Siedziały tak w milczeniu, obserwując dziecko. Cała aparatura, dziesiątki rurek i kabli wokół jej drobnego ciałka wzbudzały jeszcze większy lęk.
- Gdzie Sebastian? – zapytała Ania, przerywając ciszę.
- Pojechał do domu wziąć prysznic i przywieźć mi czystą piżamę.
Jak na zawołanie pojawił się Seba. Podszedł do kobiet zdecydowanym krokiem.
- Co z nią? – zapytał z niepokojem.
- Bez zmian – odparła cicho Asia.
Zbliżył się do szyby i spojrzał na córkę. Wyglądał na całkowicie opanowanego, tylko pionowa zmarszczka na czole zdradzała emocje.
- Zostawię was – mruknęła Ania.
Pocałowała przyjaciółkę w policzek, poklepała Sebastiana po ramieniu i opuściła korytarz. Aśka podniosła się z trudem z krzesła i podeszła do męża. Odruchowo otoczył ją ramieniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz