sobota, 7 maja 2011

241.

Wypad nad morze nie był co prawda zbyt długi, ale okazał się wyjątkowo udany. W przytulnym domku odżyły wspomnienia wspólnie spędzonych przed laty chwil. Dla obojga tamten okres wydawał się niesamowicie odległy, jakby wydarzył się w jakimś innym życiu. Tak wiele zmieniło się od tamtej pory, że teraz trudno było uwierzyć w panujące wtedy między nimi nastroje.
- Nawet nie masz pojęcia, jak żałuję, że ci wtedy nie powiedziałam – wyznała któregoś dnia Joasia. – Zmarnowaliśmy tyle lat…
- Ja tam nie uważam, żeby to były zmarnowane lata – odparł Sebastian, głaszcząc żonę po włosach.
Razem z dziećmi byli na plaży. Kamila spała w nosidełku, Kuba budował zamek z piasku, a komisarze siedzieli przytuleni. Od morza wiał chłodny wiatr, ale poza tym powietrze było ciepłe.
- Chyba masz rację… chociaż trochę się oszukiwaliśmy. Ostatecznie to jednak nie była przyjaźń, nie?
- Zależy, co kto rozumie pod pojęciem przyjaźni. Dla mnie nadal jesteś przede wszystkim przyjaciółką – powiedział spokojnie Seba.
- Opowiadałeś mi wtedy o kobiecie, którą kochasz… - mruknęła Aśka, patrząc na wodę. – A ja, głupia, tak strasznie jej zazdrościłam.
- Nawet nie masz pojęcia, jak się musiałem gimnastykować, żebyś nie nabrała podejrzeń – zaśmiał się Sebastian. – Aj, młodzi byliśmy i głupi…
- Wypraszam sobie – burknęła Joasia teatralnie obrażonym tonem. – Ja tam nadal jestem młoda.
- I piękna – dodał mężczyzna, całując ją po szyi.
Zadrżała pod jego pieszczotami i odruchowo się wygięła, ułatwiając mu dostęp do swojego ciała. Poczuła, jak Sebastian wsuwa jej dłonie pod bluzkę. Tylko obecność dzieci powstrzymywała ją przed chwilą zapomnienia. Chcąc jakoś delikatnie to przerwać, odwróciła się i objęła go za szyję.
- Kocham cię bardzo – wyszeptała, patrząc mu w oczy. – Bardzo.
- A ja ciebie – odparł.
Pogłaskał ją po policzkach, uśmiechając się cały czas. W oczach miała coś dziwnego, coś, czego nie widział od lat. Nie umiał tego jednoznacznie określić, więc przypisał po prostu głębokim uczuciom.
- Jednak miałaś rację z tym wyjazdem – powiedział po chwili. – Spędziliśmy tu cudowny tydzień, koniecznie musimy powtórzyć to w wakacje.
Uśmiechnęła się i odwróciła z powrotem, znowu się o niego opierając. W takiej właśnie pozycji chciała spędzić ostatni dzień wyjazdu.
Po powrocie do domu nie mieli już tyle czasu dla siebie. Na komendzie było bardzo dużo zajęć i Sebastian większą część dnia spędzał w pracy. W tym czasie Joasia zajmowała się dziećmi. Zaczynała rozumieć Anię, która tak bardzo chwaliła sobie brak zawodowych obowiązków. Przy dwójce maluchów i tak wciąż brakowało czasu, więc nie miała kiedy się nudzić, a poza tym przebywanie z dziećmi było przyjemnością.
Czas mijał w zastraszającym tempie i komisarze zdążyli już niemal zapomnieć o strachu, jaki przeżywali po urodzeniu Kamilki. Oboje trochę zagubili się w codziennych obowiązkach, niemal nie zauważając upływu czasu. Kiedy piątego maja Joasia spojrzała w kalendarz i stwierdziła, że jej córcia właśnie kończy trzy miesiące, przeżyła prawdziwy szok. Nie miało to jednak nic wspólnego z radością.
Tego dnia wieczorem postanowiła wreszcie porozmawiać z mężem. Miała to zrobić już dawno, wciąż dokładając ten moment. To dlatego tak rzuciła się w wir codziennych spraw. Chciała oszukać samą siebie, zapomnieć choć na chwilę o tym, co musi zrobić. Teraz jednak nie było już odwrotu. Czas naglił i ona dobrze to wiedziała.
Weszła do salonu, gdzie Sebastian oglądał mecz i pił piwo. Taka forma relaksu zdarzała mu się bardzo rzadko, a Aśka czuła się nieswojo za każdym razem, kiedy przerywała mu kibicowanie.
- Sebuś, musimy porozmawiać – powiedziała cicho, siadając obok ukochanego.
- Co się stało, myszko?
- Ja... Kurczę, tak strasznie mi głupio.
Siedziała na samym brzeżku kanapy, nerwowo zaciskając dłonie na kolanach. Widać było, że jest bardzo zdenerwowana, ale Sebastian ostatnio wszystko zrzucał na depresję poporodową.
- No mów, co się dzieje – zachęcił ją, biorąc delikatnie za rękę.
- Bo widzisz... Ja dowiedziałam się o tym już kilka dni po porodzie – wyznała, ściskając dłonie tak mocno, że pobielały jej palce. – Wiem, że od razu powinnam ci powiedzieć, ale byłeś taki szczęśliwy, kiedy okazało się, że z Kamilką będzie dobrze... Nie mogłam ci tego odebrać.
Sebastian zaczął się niepokoić. Wciąż miał nadzieję, że Aśka po prostu wyolbrzymia jakąś bzdurę, co zresztą miała w zwyczaju. W duchu jednak przeczuwał, że to, co za chwilę usłyszy, może okazać się czymś więcej niż fanaberią.
- Asiu, cokolwiek to jest, możesz mi o tym powiedzieć – zapewnił.
- Pamiętasz, jak ci mówiłam, że bolą mnie nogi czy kręgosłup?
- Oczywiście. Ale jak byłaś w ciąży z Kubusiem też cię bolały. To normalne, prawda?
- Niby tak, tylko... Pominęłam to, że bolały mnie też ręce i biodra. I to nie był taki ból jak wcześniej...
- Więc co ci jest? – przerwał jej zniecierpliwiony.
- Przerzuty – szepnęła, jeszcze bardziej zwieszając głowę. – Do kości.
Sebastian poczuł się tak, jakby cały jego świat rozleciał się na milion kawałeczków i nie zostało już nic. Wszystko, na czym mu zależało, w jednej sekundzie zostało mu odebrane. Miał ochotę krzyczeć i zaprzeczać, jakby to mogło coś zmienić. Pochylił się, oparł o kolana i ukrył twarz w dłoniach. Czuł, że powinien coś powiedzieć, pocieszyć ją, wesprzeć, ale nie potrafił. Najchętniej uciekłby gdzieś, gdzie wszystko było łatwiejsze.
Aśka nie nalegała. Siedziała cicho, jak najgłębiej ukrywając swoje emocje. Wiedziała, co przeżywał i czuła się winna. Nigdy nie chciała sprawić mu bólu.
- Co powiedział lekarz? – zapytał cicho Sebastian. – Co teraz? Przeszczep?
- Nie – odparła, z całych sił starając się panować nad głosem. – Już nic nie można zrobić.
Odczekała chwilę w ciszy i powoli podniosła wzrok. Patrzył na nią uważnie, ale z jego spojrzenia nic nie mogła wyczytać. Poczuła przypływ paniki.
- Przepraszam – szepnęła.
Wstała i szybkim krokiem wyszła na taras. Nie mogła znieść jego oczu pełnych bólu i lęku. Marzyła, by znaleźć się daleko od tego przeklętego świata, który sprawiał im tyle cierpienia. Zgrabnym ruchem prześlizgnęła się między barierkami i znalazła w ogrodzie. Natychmiast podbiegła do niej Sisi z wielkim patykiem w zębach.
- Nie mam ochoty na zabawę – powiedziała cicho Asia, odpychając lekko psa.
Szybkim krokiem przemierzała ogród, nie oglądając się za siebie. Wieczór był ciepły i nawet w cienkim szlafroku nie czuła chłodu. Zatrzymała się, dopiero kiedy była pewna, że nie widać jej z okien. Usiadła pod swoją ulubioną jabłonką, która o tej porze roku przepięknie kwitła. Podciągnęła kolana pod brodę i otoczyła je ramionami. Nie miała nawet ochoty płakać. Chciała po prostu pobyć gdzieś, gdzie nie musiała znosić spojrzenia ukochanego. Siedząc tak w ciszy, straciła poczucie czasu. Przymknęła oczy, starając się nie myśleć o niczym. Aż podskoczyła, kiedy poczuła, że ktoś siada tuż za nią i obejmuje ją delikatnie.
- Przepraszam, kochanie – szepnął Seba, opierając głowę na jej ramieniu.
- Wiem, że powinnam od razu ci powiedzieć, ale nie potrafiłam – powiedziała rozpaczliwym tonem.
Chciała jeszcze coś dodać, ale już nie dała rady. Rozpłakała się, przytulając do jego ramienia najmocniej, jak mogła. Pierwszy raz odkąd dowiedziała się o nawrocie choroby tak naprawdę poczuła, jak potwornie się boi.
- Rozumiem cię, skarbie. I przepraszam, że tak zareagowałem, ale... – zawahał się, ostrożnie dobierając słowa. – Kocham cię, bardzo cię kocham. Jesteś całym moim życiem.
- Nie wiem, co mam robić – wyznała, szlochając. – Nie chcę was zostawiać... ciebie i dzieci.
- O nas się nie martw – powiedział Seba, delikatnymi ruchami odgarniając jej włosy do tyłu. – Najważniejsze jest to, żebyś nie cierpiała.
Dziewczyna rozluźniła ramiona, którymi do tej pory kurczowo oplatała kolana. Oparła się mocniej o ukochanego, jednocześnie zdając sobie sprawę, że znowu odczuwa ból w okolicach bioder. Natychmiast zrozumiała, że zapomniała o tabletkach. Łzy nadal spływały jej po policzkach, ale prawie tego nie czuła. Położyła dłonie na rękach ukochanego, które teraz oplatały ją w pasie.
- Nie zimno ci? – zapytał cicho Sebastian.
- Nie. Ale chyba powinniśmy już wracać. Dzieci mogły się obudzić.
- Przy Kamilce została Dolly. Na pewno zacznie szczekać, jeśli mała będzie płakać.
Poczuła delikatny pocałunek na skroni. Spróbowała się rozluźnić, ale okazało się to niemożliwe. Obróciła się delikatnie w jego ramionach, tak, by spojrzeć mu w oczy. On także płakał, choć teraz uśmiechnął się do niej.
- Co teraz będzie? – zapytała cicho.
- Nie wiem – przyznał. – Ale wiem, że cokolwiek by się nie stało, jakoś przez to przejdziemy. Razem.
Drżącą dłonią musnęła jego policzek. Był mokry.
- Lekarz powiedział... że to już bardzo zaawansowane stadium – szepnęła ze strachem w oczach.
- Dostajesz coś przeciwbólowego? – zapytał, tym razem nie starając się powstrzymać łez.
- Tak, ale to nie wystarczy na dłuższą metę. Potem będę musiała pójść do szpitala.
- Potem... to znaczy kiedy?
Oczywiście zrozumiała. Wiedziała, że prędzej czy później o to zapyta. Znowu pogładziła go po policzku, patrząc głęboko w oczy.
- Kilka miesięcy – szepnęła w końcu.
Pokiwał powoli głową. Widać było, jak bardzo wstrząsnęła nim ta wiadomość, choć starał się kontrolować. Cały czas obejmował ją mocno jedną ręką, a drugą głaskał po włosach. Przez kilka długich minut wpatrywał się w przestrzeń gdzieś ponad jej ramieniem. W końcu znowu spojrzał na nią z dziwnym zdecydowaniem w oczach.
- Wiesz, że to nic nie zmienia, prawda? – zapytał, choć brzmiało to bardziej jak stwierdzenie. – Nadal kocham cię nad życie i jesteś dla mnie wszystkim. Nic tego nie zmieni, rozumiesz?
Uśmiechnęła się przez łzy i pokonała ostatnie centymetry dzielące ją od ust ukochanego. Poczuła słony smak łez. Całował ją z wyjątkowym zapamiętaniem. Po chwili popchnęła go na trawę, niezbyt subtelnie dopominając się pieszczot. Jej szlafrok już chwilę później znalazł się na ziemi i zapewne ten sam los spotkałby bieliznę, ale ból znowu dał o sobie znać. Zsunęła się z niego ostrożnie i usiadła na trawie.
- Przepraszam – powiedziała cicho, kiedy on także się podniósł. – Nie wzięłam tabletek.
- Chodź, skarbie.
Pomógł Aśce wstać i narzucił jej na ramiona szlafrok. Objął ją w pasie, jednocześnie popychając delikatnie w stronę domu. Ledwie przekroczyli próg, zaprowadził dziewczynę do sypialni i dopilnował, by połknęła tabletki. Choć ze wszystkich sił starała się to ukryć, Sebastian widział, że ból nasila się z każdą chwilą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz