piątek, 6 maja 2011

240.

- Na pewno przeżyje – wyszeptała Joasia, czując pieczenie pod powiekami.
- Jest bardzo dzielna – powiedział Sebastian, uśmiechając się z wysiłkiem. – Zupełnie jak mama.
Policjantka przymknęła oczy. Przez chwilę szukała słów, by opisać co czuje, aż w końcu zaczęła nieco drżącym tonem.
- Wszystko było w porządku – szepnęła. – Przez całą ciążę tak dobrze się czułam, nic nie wskazywało, żeby…
- Cii – mruknął Sebastian, całując ją we włosy. – Jeszcze będzie zdrowa, zobaczysz.
- Przepraszam… nie dałam rady sama urodzić…
- Aśka, przestań – przerwał jej mężczyzna. – Przecież to nie twoja wina, mała była owinięta pępowiną. Nic nie mogłaś zrobić.
- Pójdę się położyć – powiedziała cicho. – Zostaniesz z nią?
- Oczywiście.
- Obudź mnie, gdyby coś się działo.
Skinął głową, pocałował delikatnie żonę i patrzył, jak odchodzi w kierunku swojej sali. Sam oparł się o szybę i wpatrzył w córkę. Ostatnie godziny wydawały mu się jakimś nierealnym koszmarem. Jeszcze dwadzieścia cztery godziny wcześniej siedzieli w domu i rozmawiali o głupotach pewni, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Zaczynało się już ściemniać, kiedy Sebastian obudził żonę. Osłabiona przespała cały dzień, a teraz wyrwana z głębokiego snu nie wiedziała, co się wokół niej dzieje.
- Co się stało? Co z Kamilką? Żyje? – pytała wystraszona, podnosząc się na łokciu.
- Tak, spokojnie – odparł Seba, odgarniając jej włosy z twarzy. – Zaraz będą ją operować.
- Ale dlaczego? Co się stało?
- Mówią, że to dla niej jedyna szansa…
- Przecież jest za słaba… - szepnęła Joasia przez łzy.
- Uratują ją – powiedział Sebastian łagodnie. – Na pewno.
Kobieta z trudem przełknęła ślinę. Przez chwilę nie wiedziała, co ze sobą zrobić.
- Pomóż mi wstać – poprosiła w końcu.
- Zostań w łóżku, jeśli chcesz. Powiem ci, kiedy operacja się skończy.
- Nie, chcę ją zobaczyć – odparła stanowczo.
Przeszli pod salę, gdzie wciąż leżała Kamilka. Mieli tylko kilka minut, żeby popatrzeć na córkę. Kiedy lekarze wywozili inkubator, Aśka zaczepiła jednego z nich.
- Panie doktorze… - zaczęła drżącym głosem.
- Jest za wcześnie, żeby cokolwiek powiedzieć – zbył ją lekarz.
- Ale…
Pielęgniarka odsunęła ją stanowczym ruchem. Kiedy dziecko zniknęło im z oczu, Aśka kompletnie się rozkleiła.
- Powinniśmy ją zabrać do kliniki Tomka – mówiła, dławiąc się łzami. – Tam miałaby lepszą opiekę…
- Asiu, oni nie mają sprzętu potrzebnego do takiej operacji – powtórzył cierpliwie Sebastian. – Poza tym każde przenosiny byłyby teraz dla niej bardzo niebezpieczne.
Przylgnęła do męża, próbując się uspokoić. Tak bardzo bała się o córkę, że nie była w stanie trzeźwo myśleć. Wciąż miała ją przed oczami, widziała, jak z trudem łapie oddech.
- Pójdę do łazienki – powiedziała w końcu.
- Iść z tobą?
- Nie, zostań z małą.
Powoli przemierzyła korytarz i kiedy zniknęła Sebastianowi z oczu, skierowała się na schody. Nie chciała, żeby jej towarzyszył, a ze względu na niedawną operację na pewno nie puściłby jej samej dalej niż na kilkanaście metrów.
Zeszła do przyszpitalnej kapliczki, owijając się szczelniej szlafrokiem. W środku nie było nikogo. Nie czuła się na siłach, by uklęknąć, więc tylko przysiadła w ławce tuż pod obrazem Najświętszej Maryi Panny. Przez moment skubała nerwowo pasek, czując, jak po jej policzkach spływają kolejne łzy. W końcu podniosła wzrok.
- Dostałam drugą szansę – powiedziała cicho. – Żyję, chociaż powinnam umrzeć. Zbyt wiele próbowałam wziąć od życia…
Przełknęła łzy i uśmiechnęła się smutno.
- Nie wiem, czym sobie zasłużyłam na to wszystko… ale nieważne, nie uskarżam się. Widocznie, miałeś jakiś inny, lepszy plan, a ja niekoniecznie muszę go rozumieć – kontynuowała drżącym głosem. – Zabierz mnie do siebie, jeśli taka jest twoja wola. Ale nie karz mojej córki. Pozwól jej żyć, proszę.
Umilkła. Chciała powiedzieć tak wiele, a jednocześnie nie potrafiła ubrać tego w słowa.
- Matko Boża – wyszeptała, - nie odbieraj mi dziecka, błagam…
Zaszlochała cicho, nie mogąc powstrzymać emocji. Jeszcze dobrych kilka minut siedziała w ławce skulona i próbowała nad sobą zapanować. W końcu wstała. Raz jeszcze spojrzała na obraz Maryi i wolnym krokiem wyszła z kaplicy.
Nie miała pojęcia, jakim cudem przetrwała następnych kilka godzin. Wiedziała tylko, że w kiedy w końcu Kamilka została wywieziona z sali operacyjnej, jej serduszko wciąż biło.
Następne dwa dni wlokły się w nieskończoność. Dopiero po upływie czterdziestu ośmiu godzin od operacji lekarze orzekli, że dziewczynka będzie żyła. Planowali jeszcze jedną operację, ale miała ona nastąpić, kiedy mała skończy pół roku.
- Przykro mi – powiedział lekaż w piątek wieczorem, - ale spędzi tu pani jeszcze co najmniej tydzień, a pani córka trzy tygodnie.
Joasia westchnęła głośno. Pobyt w szpitalu w każdych okolicznościach był koszmarem, jednak teraz nie zamierzała narzekać. Cieszyła się, że Kamilka będzie żyła i to było najważniejsze.
- Przyniosłem ci książkę – oświadczył Seba, wchodząc chwilę później do sali. – Lepiej się czujesz?
- Da się żyć – odparła, podnosząc się do pozycji siedzącej. – Zajrzysz do małej?
- Jasne.
Pocałował żonę w policzek i wyszedł. Dobrą godzinę spędził przy inkubatorze, gdzie wciąż leżała ich malutka córeczka. Nie była już tak sina i oddychała wyraźnie swobodniej, co nawet laika napawało nadzieją. Kiedy w końcu zawrócił się do sali ukochanej, zastał zamknięte drzwi.
- U pani Joasi jest lekarz – poinformowała go pielęgniarka. – Proszę chwilę zaczekać.
Seba kiwnął głową i podszedł do okna. Z powodu córki rozpierała go duma i przede wszystkim szczęście, bo już niedługo mieli wrócić do domu i żyć we czwórkę. Uśmiechnął się sam do siebie, obserwując płatki śniegu i zamyślił się. Aż podskoczył, kiedy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Odwrócił się i stwierdził, że to z sali Joasi wyszedł lekarz. Chciał do niej wejść, ale doktor powstrzymał go.
- Pani Asia zasnęła – powiedział spokojnie, - proszę dać jej odpoczywać.
- Oczywiście.
Pokręcił się jeszcze chwilę po korytarzu i wrócił do domu, obiecując sobie, że przyjedzie do „swoich pań” z samego rana.
Niestety okazało się, że rana po cesarskim cięciu nie goi się najlepiej i Joasia wyszła ze szpitala razem z córką dopiero na początku marca. Powrót do domu przyjęła z wielką ulgą i na dobry początek przespała cały dzień, z krótkimi przerwami na karmienie Kamilki. Sebastian z zaskoczeniem stwierdził, że nie zostało śladu po histerii, która towarzyszyła posiłkom Kubusia tuż po zdiagnozowaniu u Aśki raka. Był pewien, że o karmieniu piersią nie będzie nawet mowy, a tymczasem dla policjantki było to najwyraźniej oczywiste. Kiedy minęły dwa tygodnie od jej powrotu do domu okazało się, że nie była to jedyna różnica.
- Jest taka śliczna – szepnęła, obserwując śpiącą na łóżku córeczkę.
- I jaka grzeczna – dodał Sebastian, uśmiechając się z czułością do żony. – Kuba w jej wieku nie przesypiał dwóch godzin…
- Mały aniołek.
Joasia pogłaskała delikatnie córeczkę po włoskach. Niemowlak poruszył się, ale nawet nie otworzył oczek.
- Sebastian… - zaczęła nagle kobieta, podnosząc wzrok na męża. – Tak sobie pomyślałam… może wzięlibyśmy dzieci i pojechali nad morze do tego domu koło Gdyni, gdzie kiedyś mnie zabrałeś?
Policjant spojrzał na nią szczerze zaskoczony. Był pewien, że raczej będzie chciała odpocząć, no i narażanie Kamilki na tak długą podróż także nie było najmądrzejsze.
- Jest już całkiem ciepło – dodała niemal błagalnie.
- A może zaczekalibyśmy z tym chociaż do maja? – zaproponował łagodnie Sebastian. Nie chciał odmawiać ukochanej, ale taka wyprawa nie mieściła się w jego pojęciu rozsądku. – Będzie cieplej i ty będziesz się lepiej czuła.
- Czuję się świetnie – odparła natychmiast, naprawdę. A dzisiaj było już prawie piętnaście stopni.
- Szczerze mówiąc nie rozumiem, dlaczego się tak upierasz – powiedział szczerze Seba.
- Po prostu… - zawahała się. Właściwie trudno było w tej sytuacji o racjonalne argumenty. – Po prostu tęsknię za tym miejscem i chcę odpocząć.
- No dobrze – westchnął w końcu Sebastian. – Ale najpierw porozmawiam z lekarzem i dowiem się, czy możecie jechać tak daleko. Jeśli się zgodzi, wezmę wolne w przyszłym tygodniu, ok?
- Super – skwitowała i pocałowała go czule.
Oczywiście Joasia jak zwykle dopięła swego. Już niecały tydzień później Sebastian pakował walizki, podczas gdy ona pojechała na badania kontrolne do szpitala. Akurat przyszła Ania i postanowiła zaczekać na przyjaciółkę.
- Szczerze mówiąc, dziwię ci się – powiedziała, obserwując, jak Seba wkłada do torby spodenki Kubusia. – Przecież ta niewiele minęło od operacji Kamili…
- Sam się sobie dziwię – przyznał policjant, uśmiechając się przekornie. – Ale Aśce bardzo zależy.
- A ty oczywiście nie potrafisz jej odmówić – zakończyła Ania z przekąsem.
- Oczywiście…
- Mówiła, kiedy chce wrócić do pracy?
- Właściwie to nie – odparł Sebastian, nagle zdając sobie z tego sprawę. – Za półtora miesiąca kończy jej się urlop macierzyński, wiec pewnie wtedy. Nie sądzę, żeby zdecydowała się na wychowawczy, choć mówiąc szczerze, nie wspominała ani słowem o pracy.
- Nie ma się co dziwić – westchnęła Anka. – W końcu najedliście się strachu. Może po prostu chce nacieszyć się córką.
- Może.
- Masz jakieś inne teorie?
- Nie wiem, nie zastanawiałem się nad tym, ale pewnie masz rację. Aśka bardzo dużo czasu spędza z dziećmi, no i jeszcze teraz ten rodzinny wyjazd. Sentymentalna się robi – dodał, uśmiechając się pod nosem.
- Zawsze taka była – skwitowała kobieta, dorzucając do torby niemowlęce śpioszki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz