wtorek, 10 maja 2011

244.

- Spakowałaś się? – zapytał spokojnie.
Skinęła głową i wskazała torbę stojącą w rogu pomieszczenia. Sebastian wziął ją i bez słowa wyszedł z sypialni. Aśka stała jeszcze przez moment, potem rzuciła okiem na broń i zeszła za nim.
- Jesteś gotowa? – zagadnął, bo kręciła się po salonie bez celu.
- Tak, chyba tak… Pójdę jeszcze… do Kamilki.
Prawie pobiegła na gorę, chcąc ukryć przed Sebastianem łzy. Wiedziała, że przed nią najtrudniejszy moment: pożegnanie z dziećmi. Wślizgnęła się do pokoiku córki i podeszła do jej łóżeczka. Dziewczynka spała spokojnie, przytulona do pluszowego misia. Joasia delikatnie wzięła ją na ręce.
- Tak bardzo się cieszę, że jesteś już zdrowa – szepnęła cicho, by nie obudzić córki. – Szkoda tylko, że nie będziesz mnie nawet pamiętać… Ale to nic, masz najwspanialszego tatusia pod słońcem, on o ciebie zadba. Kocham cię, skarbeńku.
Pocałowała dziewczynkę delikatnie i odłożyła do kołyski. Wyszła z pokoju, nie oglądając się już. Było jej już wystarczająco ciężko i bała się, że jeśli będzie dłużej myśleć o dzieciach, znowu zacznie odwlekać wyjazd do szpitala.
- Możemy jechać – oznajmiła, zastawszy na dole Sebastiana w towarzystwie Ani.
- Gdzie? – zapytał Kubuś, zbiegając za mamą po schodach.
Joasia odwróciła się, ukucnęła i wzięła synka za rączki.
- Muszę jechać do lekarza, skarbie – powiedziała łagodnie.
- Jesteś chora? – zapytał chłopiec rezolutnie.
- Tak i dlatego przez jakiś czas się nie zobaczymy.
- Jadę z tobą.
Kobieta spojrzała bezradnie na męża, ale on także nie bardzo wiedział co zrobić. Sytuację postanowiła ratować Ania.
- A może lepiej będzie jak zostaniesz ze mną i razem narysujemy coś dla mamy? – zaproponowała, biorąc Kubusia za rękę. – Wtedy na pewno będzie się lepiej czuła.
- Ale jutro pojadę do mamy?
- Jak narysujemy śliczną laurkę – obiecała Ania, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że następnego dnia nie będzie już tak łatwo udobruchać chłopca.
Aśka przytuliła synka mocno, szepcząc mu do ucha, że bardzo go kocha. Wypuściła go jednak szybko z objęć i wyszła przed dom, ukrywając przed dzieckiem zapłakaną twarz.
Tego wieczoru jednak wygoniła Sebastiana do domu. Nie chciała, by z nią został, marzyła tylko o chwili spokoju. W samotności mogła skupić się na bólu i po prostu popłakać. Następnego dnia Sebastian pojawił się u niej z samego rana.
- Posłuchaj – powiedziała, ledwie się przywitali, - musisz normalnie pracować i zajmować się dziećmi, rozumiesz? Lepiej będzie, jeśli… jeśli zaczniesz się przyzwyczajać, że mnie nie ma.
- Nie mam zamiaru – odparł stanowczo. – Będę spędzał z tobą tyle czasu, ile tylko się da.
Dotrzymał słowa. On i Ania nie pozwalali jej zostać samej ani na chwilę. Przez pierwszych kilka dni, kiedy Aśka mogła jeszcze wstawać, chodzili z nią na spacery po ogrodzie albo przynajmniej towarzyszyli w długich wędrówkach po korytarzu, potem po prostu zmieniali się przy jej łóżku. Nikt nie mówił tego na głos, ale stan Joasi pogarszał się z dnia na dzień.
- … i wczoraj po raz pierwszy usiadła – kontynuowała Ania na początku sierpnia. – Co prawda tylko na chwilkę, ale widać, że szybko się rozwija.
Aśka uśmiechnęła się. Uwielbiała słuchać o dzieciach. Bardzo za nimi tęskniła, a opowieści Ani i Sebastiana sprawiały, że miała wrażenie, jakby wciąż uczestniczyła w ich życiu.
- W życiu bym nie pomyślała, że była taka chorowita po urodzeniu – zakończyła Ania z uśmiechem.
- Wiesz… - mruknęła Joasia, - nigdy nikomu tego nie mówiłam, ale kiedy Kamilka miała operację, byłam w kapliczce, modliłam się. Prosiłam wtedy Boga, żeby zabrał mnie do siebie, ale uratował ją.
Ania popatrzyła na przyjaciółkę ze współczuciem.
- Asiu…
- Nie żałuję, ani trochę – dodała kobieta stanowczo. – Zrobiłabym wszystko, żeby ją ratować. Tylko… nie mów Sebastianowi – poprosiła. – Boję się, że mógłby… wiesz, obwiniać ją.
- Nie powiem – obiecała Ania.
W międzyczasie Sebastian rozmawiał z Tomkiem. Był przerażony tym, co działo się z Joasią. Starała się nie okazywać, jak bardzo cierpi, ale spędzali ze sobą tyle czasu, że zwyczajnie nie była w stanie ukryć tego przed mężem.
- Naprawdę nie da się jej pomóc? – pytał po raz kolejny przyjaciela. – Przecież jesteś lekarzem…
- Przykro mi – westchnął Tomek. – Ból nowotworowy jest bardzo specyficzny i w pewnym stadium…
- Ale o czym ty w ogóle do mnie mówisz?! – zdenerwował się Seba. Zerwał się z krzesła i zaczął nerwowo przechadzać się po pomieszczeniu. – Jeśli nie możesz jej pomóc, to skróć jej cierpienia!
Dopiero po chwili zrozumiał, co powiedział na głos. Opadł z powrotem na krzesło i ukrył twarz w dłoniach.
- Nie wytrzymam tego dłużej – powiedział zrozpaczonym głosem. – Nie mogę już na to patrzeć. To straszne, ale wolałbym… wolałbym, żeby już umarła.
Wcześniej był pewien, że dałby wszystko za każdą godzinę jej życia, ale po dwóch tygodniach w szpitalu wiedział już, jak bardzo się mylił. A najgorsze było to, że nawet nie przypuszczał, co jeszcze ich czeka.
Mimo wciąż wzmagającego się bólu i ogólnego osłabienia, Aśka wciąż żyła. Sierpień mijał, a ona już nawet nie siadała. Teraz całe dnie spędzała, leżąc w łóżku i wsłuchując się w słowa męża. Sebastian prawie od niej nie odchodził, zmieniany przez Anię tylko po to, by mógł się przebrać czy chwilę zdrzemnąć. Był to z całą pewnością najtrudniejszy okres w ich życiu. Aśka wiele razy była bliska poproszenia męża, by pomógł jej odejść, ale ostatecznie nigdy się na to nie zdecydowała. Bała się, że po jej śmierci mógłby nie poradzić sobie z wyrzutami sumienia.
- Nie musisz ciągle przy mnie siedzieć – mruknęła, obserwując męża z uwagą.
- Ale chcę – odparł Sebastian niemal automatycznie.
Przeniósł wzrok na Joasię i uśmiechnął się. Powolnym, delikatnym ruchem odgarnął jej z twarzy włosy i poprawił kołdrę.
- Potrzeba ci czegoś? – zapytał.
- Mógłbyś mi podać wody…
Natychmiast spełnił jej prośbę. Serce mu pękało, kiedy patrzył na grymas bólu na jej twarzy.
- Sebastian, nie musisz udawać, nie przede mną – powiedziała po chwili Joasia. – Przecież wiem, że jesteś tym wszystkim zmęczony.
Mężczyzna westchnął cicho. Miała całkowitą rację i jakoś trudno było mu zaprzeczyć.
- Nie chcę stracić ani chwili – mruknął z westchnieniem. – Chcę napatrzeć się na ciebie na zapas.
- Co zrobisz, jak umrę? – zapytała, nim zdążyła ugryźć się w język. – Przepraszam… - dodała.
- Będę bardzo, bardzo tęsknić – odparł Sebastian. – I na razie wiem tylko tyle.
- Chciałabym mieć jeszcze jeden normalny dzień – wyszeptała zamyślona. – Pójść na spacer z dziećmi, pobawić się z psami, a potem… położyć się obok ciebie – uśmiechnęła się znacząco.
W normalnych okolicznościach pewnie by się zaczerwieniła, ale teraz tylko speszona spuściła wzrok. Sebastian uśmiechnął się.
- Ostatni punkt możemy przenegocjować – mruknął.
Delikatnie położył się na brzeżku łóżka i przytulił do Joasi. Kobieta westchnęła ciężko i przymknęła oczy. Nawet nie wiedziała, kiedy zasnęła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz