poniedziałek, 2 maja 2011

236.

- Kłamiesz – warknęła Aśka z pogardą. – To ty ich tu sprowadziłaś, to przez ciebie polują na nas jak na zwierzęta.
- Nie, to nieprawda – broniła się staruszka. – On przekupił pielęgniarkę ze szpitala, żeby do ciebie zadzwoniła. Ale ja nie wiedziałam, że oni chcą cię zabić…
- Oni? – podchwycił Sebastian, przytrzymując delikatnie żonę, by nie zerwała się z krzesła.
- Syn Lucjusza, teraz to on ma się wkupić do gangu. Lucjusz ustanowił z tego taką tradycję rodzinną. Powiedział, że to będzie bardzo symboliczne, że warto przekazać to potomnym…
- Gdzie oni teraz są? Jak się z panią kontaktują? – zapytała Kinga.
- Nie wiem, rozmawiali ze mną tylko raz, w szpitalu.
- Jest pani zatrzymana – oznajmił Rafał.
Komisarze w milczeniu obserwowali jak mundurowy wyprowadza staruszkę. Opowieść o zbrodni sprzed lat wstrząsnęła wszystkimi, a najbardziej oczywiście córką zamordowanych. Siedziała ze wzrokiem wbitym w przestrzeń.
- Tomek! – zawołał niespodziewanie Rafał, a cała reszta aż podskoczyła.
Asystent zajrzał do biura.
- W osiemdziesiątym ósmym roku była sprawa zabójstwa policjanta i jego rodziny – zaczął Seba.
- Sławomir i Danuta Czechowicz – wtrąciła Joasia cicho. – Wyciągnij akta z archiwum.
Tomek wytrzeszczył na nią oczy.
- To znaczy…?
- I dowiedz się wszystkiego o Lucjuszu Gajewskim i jego synu – ponagliła go Kinga.
Kiedy znowu zostali sami, wszystkie spojrzenia spoczęły na Joasi. Sebastian położył dłoń na jej kolanie, chcąc jakoś okazać wsparcie. W milczeniu odczekali kilka minut, aż Tomek przyniósł wydrukowane zdjęcie i krótkie informacje.
- Był notowany za posiadanie narkotyków – oznajmił. – A po akta już się zbieram.
Cała czwórka pochyliła się nad zdjęciem łysego mężczyzny w średnim wieku.
- Tutaj ma pięćdziesiąt lat – mruknęła Kinga. – Poznajesz go?
Joasia w milczeniu wpatrywała się w fotografię.
- Nie jestem całkiem pewna – przyznała w końcu. – Byłam w szoku, a poza tym minęło tyle lat…
- Teraz pozostaje dowiedzieć się, kim byli jego wspólnicy, no i oczywiście znaleźć jego i syna – podsumował Rafał. – Najważniejsze, że już wiemy, o co w tym wszystkim chodzi.
- Przepraszam – mruknęła nagle Aśka i wyszła z biura.
Sebastian rzucił tylko przyjaciołom zaniepokojone spojrzenie i wyszedł za nią. Znalazł ją na klatce schodowej, opartą o barierkę.
- Dobrze się czujesz? – zagadnął.
- Jest ok.
- Musimy zamknąć tę sprawę – powiedział Seba stanowczo, - ale jeśli nie chcesz brać w tym udziału…
- Kiedy byłam jeszcze gówniarą, marzyłam o znalezieniu zabójców - westchnęła. – Zawsze mi się wydawało, że to była jakaś zemsta mafii… że ojciec zginął, bo był dobrym policjantem i zalazł komuś za skórę. A tymczasem był po prostu przypadkową ofiarą.
- No nie taką znowuż przypadkową…
- To takie… banalne. Tak mało brakowało, żebyśmy stali się częścią tego chorego rytuału.
- Teraz już ich złapiemy – stwierdził mężczyzna z pewnością w głosie. – Resztę życia spędzą w pierdlu.
- Sebastian… - zaczęła nagle zupełnie innym tonem. – Wybaczysz mi? – zapytała. Odwróciła się do niego i spojrzała w oczy. – Wybaczysz mi, że naraziłam ciebie i Kubusia, sprowadzając ją do naszego domu?
Policjant tylko się uśmiechnął. Pogłaskał ją delikatnie po policzku, cały czas patrząc głęboko w oczy.
- Starasz się chronić nas, jak tylko potrafisz – odparł. – A to, że zaufałaś niewłaściwej osobie… nie jesteś jasnowidzem, nie mogłaś wiedzieć, że okaże się współwinna.
Objął ją bardzo delikatnie i przytulił do siebie. Przez dobrych kilka minut stali tak w ciszy. Oboje byli już tym wszystkim bardzo zmęczeni.
Późnym popołudniem Tomek przywiózł akta sprawy sprzed lat i zaczęło się wielkie czytanie. Patrole miały już zdjęcia poszukiwanego Lucjusza, a asystenci uruchomili wszystkie kontakty, żeby zdobyć informacje o jego synu i wspólnikach. Nikt nie powiedział tego na głos, ale najbardziej niepokojąca była cisza, która zapanowała od poprzedniego wieczoru. Przez cały dzień nikt nie próbował się wedrzeć na komendę, nie dostali nawet żadnego świstka z pogróżkami czy głuchego telefonu. Im późniejsza była godzina, z tym większym napięciem wszyscy czekali na jakikolwiek ruch napastników.
- Nie wytrzymam tego dłużej – powiedziała Aśka, kiedy minęła już dziewiętnasta. Rzuciła akta na biurko i spojrzała na męża. – Sprowadźmy tu Kubusia.
Była w stu procentach pewna, że Sebastian zaprotestuje, ale ten tylko kiwnął głową i spojrzał wyczekująco na przyjaciół.
- Dobra, jedziemy po niego – zadecydowała Kinga.
Razem z Rafałem wyszli z biura, zostawiając komisarzy sam na sam. Aśka wstała z fotela i zaczęła przechadzać się po pomieszczeniu.
- Oni coś planują – mruknęła nerwowo.
- Może atak na budynek pełen policji ich przerósł.
- Oby.
- Nie martw się, tutaj nic nam nie grozi – powiedział Seba łagodnie.
- Będę dużo spokojniejsza, kiedy Kubuś będzie z nami – odparła. – Nie mogę uwierzyć, że zostawiłam go z morderczynią…
- Asiu, sama wiesz, co strach robi z ludźmi. Trudno nazywać mordercą kogoś, kto z lęku o swoje życie…
- Jest zwykłą szmatą – warknęła policjantka.
- Nie każdy ma tyle odwagi co ty – mruknął pojednawczo.
- To nie o odwagę chodzi, tylko o zwykłą ludzką przyzwoitość – powiedziała zamyślona. – Choćbym nie wiem jak się bała, zawsze zrobiłabym wszystko, żeby ochronić ludzi, których kocham.
- Kotku…
- Nie próbuj nakłonić mnie do wybaczenia komuś, kto jest winny wymordowania mojej rodziny. Nienawidzę jej i do końca życia będę pielęgnować tę nienawiść – oświadczyła Joasia dobitnie.
Sebastian podszedł do niej i objął delikatnie. W gruncie rzeczy miała rację. Poza tym dużo łatwiej było nienawidzić, niż zmuszać się do zrozumienia i zaakceptowania pewnych bolesnych faktów, a przecież bardzo chciał, by się uspokoiła.
Po krótkiej chwili wyswobodziła się z jego objęć i podeszła do okna. Nie mogła co prawda obserwować ruchu ulicznego ze względu na założone żaluzję, ale usiadła na parapecie i przez moment w milczeniu patrzyła na męża.
- Nie mogę w to wszystko uwierzyć – zaczęła w końcu zamyślonym tonem. – Pani Maria… ta kochana staruszka, przy której odnalazłam spokój po stracie dziecka… To po prostu niewiarygodne.
Pokręciła głową wpatrując się niewidzącym wzrokiem w przestrzeń.
- Ale najgorsze jest to, że teraz już nie wiem, co myśleć o moim ojcu – wyznała przybita. – Niby już pogodziłam się z tym, że zdradzał matkę, ale… kiedy powiedziała, że nie miał zamiaru zostawiać rodziny, chyba coś się we mnie zmieniło. Dotarło do mnie, że prowadził podwójne życie, oszukując nie tylko matkę, ale także i mnie.
- Nie bądź dla niego zbyt surowa, w życiu są różne sytuacje – powiedział łagodnie Sebastian.
- Jest coś, co może usprawiedliwić zdradę? Spotykał się z nią przez lata… może nawet przed moimi narodzinami. Z jednej strony cieszył się, że będzie miał córkę, a z drugiej… A może wcale się nie cieszył.
Westchnęła ciężko. Sebastian obserwował ją zaniepokojony. Zdał sobie sprawę, że popełnił błąd, nie nakłaniając nigdy Joasi do rozmowy o rodzicach. Może gdyby ten temat był częściej poruszany, stałby się mniej drażliwy, a dzięki temu teraz radziłaby sobie lepiej.
- Zawsze byłam z nim tak blisko – kontynuowała Joasia, nie zważając na milczenie męża. – Byłam jego „księżniczką” – uśmiechnęła się sama do siebie. – I tak go zapamiętałam. Taki ciepły i dobry, ale jednocześnie zawsze czułam się przy nim bezpiecznie. Tak jak przy tobie…
Podniosła wreszcie wzrok, a Sebastian wyczuł w nim coś niepokojącego. Zmierzył ukochaną uważnym spojrzeniem, ale ona zdawała się nie do końca pamiętać, gdzie się znajduje.
- Przykładny mąż i ojciec… To wszystko jedno wielkie kłamstwo. Jeżeli nawet on udawał, to komu można zaufać?
Natychmiast zrozumiał, do czego kobieta pije. Zbliżył się do niej, ale nie próbował się spoufalać. W tym momencie zlekceważenie jej wątpliwości mogło tylko wywołać awanturę. Ten problem musiał rozwiązać na bieżąco i dobrze o tym wiedział.
- Ja nie jestem twoim ojcem - oświadczył stanowczo. – Nie jestem i nigdy nie będę.
Spuściła wzrok. Nie spodziewała się, że Sebastian tak bezbłędnie odczyta jej myśli. Zawstydziły ją własne wątpliwości, nie miała już odwagi na niego spojrzeć.
- Wiem – mruknęła.
- Jeżeli mężczyzna zdradza swoją żonę, zawsze jest jakiś powód – powiedział spokojnie. – Oczywiście mówię tu o szczęśliwych małżeństwach, jak nasze.
- Czyli gdybyś miał powód… - zaczęła mimowolnie.
- Nie mam i nie będę miał – odparł Sebastian zdecydowanym tonem. – Bardziej rozważam sytuację twojego ojca. Być może wina nie leżała po jego stronie, nie bierzesz tego pod uwagę?
- Cały czas gorąco w to wierzyła. Tak zresztą twierdziła pani Maria. Ale teraz już wiem, że nie mogę jej wierzyć, więc co mam myśleć? – zapytała retorycznie.
- Są rzeczy, które po prostu trzeba zaakceptować takimi, jakie są, nawet jeśli to bardzo trudne. Nie ma najmniejszej szansy, żebyś po tylu latach dowiedziała się, jaka naprawdę była sytuacja w małżeństwie twoich rodziców. Nawet wśród ludzi, którzy ich znali będą podzielone zdania. Musisz pogodzić się z myślą, że twoi rodzice nie byli idealni, ale wiesz, że kochali się nad życie i to jest najważniejsze.
- Bardzo chciałabym w to wierzyć – szepnęła Joasia lekko drżącym głosem.
- Asia, pomyśl o mnie i Krzysiu. Czy to że rozwiodłem się z Anitą świadczy o braku miłości do syna?
- To co innego…
- Tego nie wiesz – tłumaczył Sebastian opanowanym głosem. – Zachowaj w pamięci te dobre chwile, naprawdę nie warto tego rozdrapywać. Rodzice cię kochali, nawet jeśli byli nie w porządku wobec siebie. I tego powinnaś się trzymać.
- A ty? – zapytała cicho, podnosząc wzrok i patrząc mężowi w oczy.
- Co ja?
- Mógłbyś mnie zdradzić, gdybyś miał powód?
- Jedynym powodem mógłby być brak miłości, a to jest niemożliwe – odparł z czułym uśmiechem. – Także możesz spać spokojnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz