wtorek, 11 października 2011

3. Z miłością nie ma żartów

Następnego ranka niemal od progu poinformowała Sebastiana o odzyskaniu wolności. Mężczyzna puścił to mimo uszu, nie będąc do końca pewnym, w jakim celu mu to mówi. Jeszcze tego samego dnia Aśce udało się dopiąć swego. Podczas długich godzin nocnych spędzonych w samochodzie na obserwacji Sebastian w końcu jej uległ. W głębi duszy Joasia podejrzewała, że zrobił to tylko po to, by nie czuła się upokorzona jako kobieta. Nie zauważyła z jego strony ani namiętności, ani zaangażowania, co poważnie ją zirytowało.
Nie mogła jednak darować sobie pochwalenia się sukcesem koleżance. Następnego ranka, kiedy w biurze była jeszcze sama, wybrała jej numer i od razu przeszła do rzeczy. Na jej nieszczęście Ania postanowiła wpaść z kawą na plotki i, stojąc w drzwiach, słyszała dokładnie cały przebieg rozmowy. Była tak zaskoczona i wściekła, że nawet się nie odezwała. Oddaliła się, nie uświadamiając Joasi swojej obecności.
W wigilijny poranek Sebastian zwierzył się Ani ze swoich problemów z partnerką. Policjantka wysłuchała go w milczeniu, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.
- Mam wyrzuty sumienia – wyznał na zakończenie. – Od śmierci Agnieszki nie byłem tak blisko z żadną kobietą.
- Rozumiem – odparła Ania zgodnie z prawdą. – Ale Aga na pewno nie miałaby ci tego za złe. Jestem przekonana, że wolałaby, żebyś ułożył sobie życie.
- Jak jestem z Aśką, wszystko wydaje się jakieś prostsze – westchnął zamyślony. – Nigdy nie sądziłem, że jeszcze spojrzę w taki sposób na jakąś kobietę.
Anka zmarszczyła czoło i powtórzyła sobie w myślach słowa przyjaciela, próbując zgłębić ich sens. Kiedy wreszcie dotarło do niej, co chciał przekazać jej między wierszami, ciarki przeszły jej po plecach.
- Chyba to trochę za wcześnie, żeby stwierdzić… - zaczęła powoli.
- Za wcześnie? Anka, przecież znamy się z Aśką tyle lat.
- Chodzi mi tylko o to, że…
Zamilkła, szukając odpowiednich słów. Cały czas miała w pamięci słowa przyjaciółki wypowiedziane z chłodnym opanowaniem: „wygrałam zakład, przespałam się z Sebą”.
- Aśka potrafi być straszną egoistką – dokończyła po chwili – i oboje dobrze wiemy, że jeszcze w żadnym związku nie przetrwała dłużej niż kilka tygodni.
- Czuję, że jej na mnie zależy – powiedział Seba z uśmiechem. – Ostatnio spędzamy razem naprawdę dużo czasu. A poza tym… dla mnie zerwała z Januszem, a to chyba coś znaczy, prawda?
- Szczerze? Nie sądzę – odparła bezlitośnie. – Wybacz, Seba, ale ja jakoś tego nie widzę. Aśka nie potrafi żyć w stałym związku i takie są fakty.
- Jak możesz tak mówić? Przecież się przyjaźnicie.
- Nie wiem, czy w jej przypadku w ogóle można mówić o takich sprawach jak przyjaźń – powiedziała Ania. – Oczywiście cię rozumiem – dodała łagodniejszym tonem. – Aśka jest bardzo atrakcyjna, potrafi faceta oczarować, ale to nie jest materiał ani na żonę, ani na matkę, a pamiętaj, że masz dwójkę dzieci.
- Nie sięgam tak daleko w przyszłość. Przecież nie zaczynam od oświadczyn.
- Może w ogóle nie warto nic zaczynać?
- Anka, zakochałem się – oświadczył Sebastian stanowczo. – Tak zwyczajnie, po prostu. Może nie jest to jakaś wielka, płomienna miłość, ale… kiedy wczoraj Stary próbował wysłać ją na prowokację i pomyślałem sobie, że coś mogłoby się stać… Kocham ją i nie mogę jej stracić.
Aśka przysłuchująca się z korytarza całej rozmowie poczuła przypływ paniki. Serce zaczęło jej walić, oddech przyspieszył i zrobiło się jakoś dziwnie gorąco. Ostatnich kilka zdań wystarczyło, by stwierdzić, że wpakowała się w kłopoty po same uszy.
Przez cały dzień myślała tylko o jednym: jak wyplątać się z tej historii. Doszła do wniosku, że tym razem nie ma innego wyjścia, jak tylko natychmiast zerwać z Sebastianem. Szybko i bezboleśnie.
- No dobra, zbierajmy się – westchnął Seba po południu. – Podwieźć cię do domu?
- Nie, dzięki, mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia – skłamała.
- A może… wpadniesz do nas wieczorem? Chyba że na wigilijną kolację masz inne plany.
- Wiesz… obiecałam rodzicom, że do nich pojadę – odparła z udawanym żalem.
Było to perfidne kłamstwo, ale rodzinna Wigilia była teraz ostatnią rzeczą, na jaką mogła przystać.
- W taki razie wesołych świąt – powiedział Sebastian, zbliżając się do Joasi. – Do jutra.
Pochylił się i pocałował ją w policzek, na co Aśka uśmiechnęła się z wysiłkiem. „No i weź tu bądź mądry…” – pomyślała.
Gdyby ktoś wszedł do mieszkania Joasi, nie domyśliłby się, że to właśnie dwudziesty czwarty grudnia. Nigdzie nie widać było choinki, nie grały kolędy, a kuchnia świeciła pustkami. Pani komisarz spędziła wieczór jedząc popcorn przed telewizorem, a potem, dość wcześnie, położyła się spać.
Raptem po godzinie snu obudził ją nieprzyjemny dźwięk telefonu. W myślach przeklęła Tomka, bo większość pobudek w środku nocy zawdzięczała właśnie jemu.
- Co chcesz? – burknęła, nie patrząc na wyświetlacz.
- Aśka, Sebastian jest w szpitalu – usłyszała głos przyjaciółki.
- Jak to? Co się stało?
Usiadła gwałtownie na łóżku, próbując odzyskać trzeźwość myślenia.
- Nie mam pojęcia, właśnie próbuję się czegoś dowiedzieć. Lekarze milczą jak zaklęci, ale to chyba coś poważnego.
- Który to szpital?
- Świętej Katarzyny.
Aśka ubrała się w ekspresowym tempie, nie zapalając nawet światła. W niecałe pół godziny znalazła się w szpitalu, mimowolnie wymyślając po drodze najczarniejsze scenariusze. Na końcu korytarza na trzecim piętrze dostrzegła przyjaciółkę. Powstrzymała setkę pytań cisnących się na usta i zdołała zadać najważniejsze.
- Co z nim?
- Jeszcze trwają badania – odparła Ania, ale jest opanowany ton głosu jasno wskazywał na to, że czegoś się dowiedziała.
- No ale co się stało, do cholery?!
- Miał atak duszności, nie mógł oddychać. Piotruś zadzwonił po pogotowie. Akurat byłam w szpitalu, bo godzinę temu dostaliśmy z Rafałem sprawę.
- Atak duszności? – zdziwiła się Joasia. – Zawsze miał końskie zdrowie. Wiadomo co mu jest?
- Jest chory – powiedziała Ania nadal dziwnie zdawkowym tonem. – Od kilku tygodni przesiaduje w klinice na badaniach. Gdybyś widziała coś poza czubkiem własnego nosa, pewnie dawno byś to zauważyła.
- Chory? Na co?
- Ma raka płuc.
Zapadła nieprzyjemna cisza. Ania podeszła do drzwi sali, w której leżał Sebastian, a potem zaczęła nerwowo przechadzać się po korytarzu. Joasia ani drgnęła.
- Dlaczego nic mi nie powiedział? – zapytała ze złością.
- A co, wtedy nie przespałabyś się z nim dla głupiego zakładu? – wypaliła Ania, wzrokiem miotając błyskawice.
Taka riposta wyraźnie zbiła Aśkę z tropu. Policjantka była pewna, że nikt poza nią i jej koleżanką nie wie o całej sprawie.
- Tak, wiem, co zrobiłaś – warknęła Ania. – Zawsze byłaś wyrachowaną egoistką, ale nie sądziłam, że jesteś też zwykłą dziwką.
Joasia odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem opuściła szpitalny korytarz. Słowa Ani bardzo ją zabolały, głównie dlatego, że były prawdziwe.
Wściekła i rozżalona dotarła do przyszpitalnego ogrodu. Ręką zrzuciła z ławki śnieg i usiadła. W tym momencie nie czuła nawet zimna. Była kompletnie rozbita. Tak poważna choroba Sebastiana całkowicie zmieniała jej obraz rzeczywistości. Ania miała rację, była wyrachowaną egoistką, ale gdzieś w głębi duszy zachowywała pozytywne uczucia. W jakiś sposób kochała Sebastiana „dziwną” miłością. Z jednej strony był jej przyjacielem, z drugiej pociągał ją fizycznie, ale jakby tego nie nazywać, należał po prostu do części krajobrazu, bez której Joasia nie czuła się dobrze.
- Wszystko ok?
Aż podskoczyła, usłyszawszy obok siebie męski głos. To Rafał zawiadomiony przez partnerkę zmierzał do szpitala i po drodze zauważył Joasię.
- Seba jest chory – powiedziała cicho.
- Wiem – westchnął Rafał.
- Wszyscy wiedzieli oprócz mnie?
- Sebastian nikomu nie powiedział – odparł łagodnie mężczyzna. – Sami się domyśliliśmy, że coś jest nie tak i dopiero wtedy…
- Tylko ja się nie domyśliłam – mruknęła Aśka, kręcąc głową. – Nie mam prawa nazywać się jego przyjaciółką.
- Nie bądź dla siebie zbyt surowa…
- Anka miała rację, od początku mnie przejrzała.
- Anka? – zdziwił się Rafał. – Co ci nagadała?
Joasia tylko pokręciła w milczeniu głową i nadal wpatrywała się w przestrzeń.
- Idziesz ze mną? – zagadnął policjant po chwili. – Może będzie można już do niego wejść.
- Zaraz przyjdę – powiedziała cicho Joasia.
Dołączyła do niego dopiero pół godziny później, kiedy już zdołała opanować emocje. Nic w jej twarzy nie zdradzało ponurych myśli.
- Gdzie Anka? – zapytała, zauważając brak przyjaciółki.
- Pojechała do dzieci Sebastiana, zostały same w domu.
- No i co? – zdziwiła się szczerze, patrząc na Rafała jakby powiedział coś wyjątkowo absurdalnego.
- Aśka, to są siedmiolatki – odparł mężczyzna cierpliwie. – Jest noc, są same, a przed chwilą ich ojciec nieomal się udusił. Na pewno są przerażone.
- No dobra, co z Sebą? Wiadomo już coś?
- Lekarz nie powiedział nic nowego. Potrzebna jest operacja i nic tego nie zmieni.
- Więc dlaczego jej nie zrobią?
- Bo do tego potrzeba zgody Sebastiana – powiedział Rafał z westchnieniem. – A on… cóż. Boi się o dzieci. Jeśli coś mu się stanie, trafią do domu dziecka. Poza tym nie ma ich z kim zostawić na czas pobytu w szpitalu, no a po operacji też nie poradzi sobie sam. Anka proponowała mu, że zajmie się dzieciakami, ale nie zgodził się.
- Ale dlaczego?
- Będziesz musiała sama go o to zapytać.
- Można do niego wejść?
- W zasadzie tak. Ja lecę już na komendę, ktoś musi zająć się naszą sprawą – westchnął Rafał.
Poklepał Joasię po ramieniu i wyszedł, zostawiając ją niezdecydowaną na szpitalnym korytarzu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz