sobota, 15 października 2011

4. Z miłością nie ma żartów

Minęło dobrych kilka minut, nim policjantka zdecydowała się wejść do sali przyjaciela. Odkąd uchyliła drzwi, czuła na sobie jego spojrzenie, ale sama nie podnosiła wzroku. Podeszła do łóżka i usiadła na stołku, zdejmując z szyi szalik.
- Anka już zdążyła cię ściągnąć? – zapytał Seba retorycznie.
Nie odpowiedziała. Z jednej strony się bała, z drugiej była wściekła i sama nie potrafiła stwierdzić, które uczucia przeważają.
- Jak się czujesz? – odezwała się w końcu.
Jej głos zabrzmiał dziwnie obco.
- W porządku.
Pokiwała głową. Nie wiedziała, jak z nim rozmawiać. Nie potrafiła złożyć sensownego zdania.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? – zapytała w końcu, starając się, by w jej głosie nie dosłyszał pretensji.
- Oj, Aśka… Co by to zmieniło?
- No nie wiem… może to, że wiedziałabym, co się dzieje. Nie zasłużyłam na to?
Natychmiast pożałowała swoich słów. Jak zwykle, kiedy przychodziło co do czego zażenowanie i strach próbowała zakryć złością.
- Masz rację – przyznał po chwili Seba. – Nie powinienem dawać ci do zrozumienia, że między nami coś jest. Nie w takiej sytuacji. Masz prawo się wściekać.
- Co? Przecież to kompletnie nie o to chodzi!
Sebastian zaniósł się kaszlem, w którym zatonęła dalsza część wypowiedzi Joasi. Po plecach przeszły jej ciarki.
- Słuchaj, Asia – powiedział, kiedy już odzyskał oddech, - jesteś pierwszą kobietą, która po śmieci Agnieszki wzbudziła we mnie takie uczucia. Nie sądziłem, że mógłbym jeszcze kogoś pokochać. Wiem, że to mnie nie usprawiedliwia, ale zwyczajnie bałem się, że jeśli dowiesz się o mojej chorobie, nic między nami nie będzie. Przepraszam.
Joasia ukryła twarz w dłoniach. Słowa Sebastiana bardzo ją bolały.
- To jakaś paranoja – odparła po chwili, kręcąc głową. – Przecież ja… Sebastian, gdybym wiedziała, pomogłabym ci – mówiła z przekonaniem. Podniosła wzrok i spojrzała mężczyźnie w oczy. – Twoja choroba niczego między nami nie zmienia.
Seba ujął delikatnie jej rękę i uśmiechnął się, jednak Joasia nie zdołała odpowiedzieć mu tym samym. Czuła się fatalnie.
- Musisz przejść operację – powiedziała cicho, starając się, by rozmowa nie zboczyła z właściwego toru. – Nie ma na co czekać.
- Asia, sprawa jest trochę bardziej skomplikowana niż ci się wydaje – mruknął Seba wymijająco.
- Więc słucham.
- Musimy teraz o tym rozmawiać?
- Owszem, musimy – oznajmiła kobieta stanowczo.
- Wiesz, że sam wychowuję Zuzię i Piotrka. Wiesz, że nie mam żadnej rodziny, która mogłaby się nimi zająć. Ani chwilowo na czas operacji, ani na stałe na wypadek, gdyby coś mi się stało. Nie mogę pozwolić, żeby trafili do domu dziecka.
- Więc tym bardziej musisz poddać się operacji – upierała się Joasia. – Oboje wiemy, że to jedyna droga do pokonania choroby.
Seba tylko westchnął. Aśka nigdy nie potrafiła na dłużej skupić uwagi na czyichś problemach, więc miał nadzieję, że sama ustąpi. Tymczasem jednak wydawało się, że jej upór nie słabnie.
- Nie próbuj mnie zbywać – powiedziała po chwili milczenia, mierząc partnera wzrokiem. – Dlaczego nie zgodziłeś się na propozycję Ani? Chciała zająć się twoimi dziećmi na czas operacji. Przecież wiesz, że miałyby u niej dobrze.
- Ania ma swoje życie i swoje problemy, moje jej niepotrzebne – odparł spokojnie Sebastian.
- A jeśli ja się nimi zajmę? – zapytała Joasia powoli, jednocześnie wciąż nie mogąc uwierzyć, że taki pomysł w ogóle przyszedł jej do głowy.
Mężczyzna przez chwilę patrzył na przyjaciółkę w milczeniu, jakby się spodziewał, że obróci wszystko w żart. Kiedy w końcu zdał sobie sprawę, że czeka cierpliwie na jego odpowiedź, westchnął głośno.
- Doceniam to – odparł ostrożnie. – Ale Aśka, nie oszukujmy się, oboje dobrze wiemy, że nie lubisz dzieci. Spędzenie z nimi kilku godzin zawsze było dla ciebie problemem.
- Owszem – przyznała. Nie było sensu udawać, że jest inaczej. – Może nie najlepiej radzę sobie z dziećmi i może nie jest to spełnienie moich marzeń, ale zawsze twierdziłeś, że masz do mnie zaufanie. Jeśli tak jest, to wiesz, że zajmę się nimi najlepiej jak potrafię.
- Pogadamy jeszcze o tym…
- Nie zbywaj mnie – powiedziała ze złością. – Czas najwyższy podjąć decyzję. Ufasz mi na tyle, żeby zostawić dzieci pod moją opieką czy nie?
- Aśka, to nie jest kwestia zaufania…
- Chcesz je osierocić?
Pytanie zadane w przypływie złości jeszcze przez długą chwilę wisiało w powietrzu. Joasia na moment ukryła twarz w dłoniach, a potem stanowczym ruchem odgarnęła włosy do tyłu i spojrzała Sebastianowi w oczy.
- Pomogę ci – powiedziała z uczuciem. – Tylko daj mi szansę.
Sebastian uśmiechnął się, a w oczach miał łzy. Ścisnął dłoń kobiety, chcąc przekazać jej gestem, jak bardzo jest wdzięczny. Joasia pogłaskała go po policzku. Doświadczała wielu nowych uczuć, które do tej pory były jej całkiem obce.
Następnego dnia z samego rana pojechała do domu przyjaciela. Zastała tam Anię pijącą czwartą z rzędu kawę.
- Co tu robisz? – zapytała Joasię, przyglądając się jej niezbyt przychylnie.
- Rozmawiałam z Sebastianem – odparła, siadając na krześle obok przyjaciółki. – Zgodził się na operację. Dopóki będzie w szpitalu, ja zajmę się dziećmi.
Anka zrobiła dziwną minę, jakby nie mogła zdecydować, czy bardziej jest zaskoczona, czy zniesmaczona.
- Uważa, że lepiej się nimi zajmie niż ja? – zakpiła.
- To nie tak, Aniu – odparła Joasia, której bardzo zależało na poprawieniu stosunków z przyjaciółką. – Po prostu ja i Sebastian… jesteśmy jakby… no jakby razem.
- Nie wierzę – powiedziała Anka, kręcąc głową. – Nie masz sumienia. Najpierw tak go wykorzystałaś, a teraz udajesz…
- Więc co miałam zrobić twoim zdaniem? – przerwała jej policjantka. – Miałam mu powiedzieć prawdę? Teraz?
- Aśka, to nie są żarty. Fajnie, że chcesz się zrehabilitować, ale dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Nie wiesz, co znaczy być odpowiedzialnym za drugą osobę, a już zwłaszcza dwoje dzieci. Nie wystarczy dać im jeść i odprowadzić do szkoły. One potrzebują oparcia, miłości i masy innych rzeczy, o których ty nie masz pojęcia.
- Może nie jestem idealnym materiałem na matkę – odparła Joasia cicho, - ale Sebastian zgodził się zostawić dzieci pod moją opieką. Ufa mi.
- Seba zawsze z jakiegoś powodu ci ufał – powiedziała Ania tonem, który wyraźnie świadczył, co ona o tym myśli. – Zawsze uważał cię za przyjaciółkę, za bardzo bliską osobę. Zawsze był potwornie naiwny.
- Wiem, co o mnie myślisz – przerwała jej Aśka, - ale teraz to nieważne. Sebastian musi wyzdrowieć i tylko to się liczy.
Następne dwa tygodnie, które Sebastian spędził w szpitalu, były dla Joasi prawdziwą szkołą życia. Najpierw próbowała pogodzić domowe obowiązki z pracą, ale szybko zrozumiała, że to niemożliwe. Bardzo trudno było jej dotrzeć do dzieci, które tęskniły za ojcem, a w stosunku do niej były nieufne jak nigdy. Nie mniejszym problemem były dla policjantki jej własne przyzwyczajenia. Fakt, ze nie może wyjść kiedy i gdzie chce był dla niej niemal tak samo bolesny jak milczący upór, na który natrafiała niemal przy wszystkich kontaktach z dziećmi.
Podczas każdej wizyty u Sebastiana kłamała jak z nut. Nie wspominała o problemach, które miała zarówno z dziećmi, jak i z samą sobą. Unikała też rozmów na temat tego, co właściwie jest między nimi. Zależało jej tylko na jednym: żeby Sebastian wyzdrowiał.
Niestety kiedy wreszcie mężczyzna wyszedł ze szpitala, wcale nie było łatwiej. Joasia mieszkała z nim i dziećmi, gdyż policjant w trakcie chemioterapii był zbyt słaby, by zająć się wszystkim. Na początku kobieta czuła się jak w klatce. Bywało, że pod byle pretekstem wychodziła do sklepu, tylko po to, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Z jednej strony domowe obowiązki, z drugiej rola macochy, w której jakoś nie mogła się odnaleźć, aż w końcu widok Sebastiana, tak bardzo niepodobnego do tego mężczyzny, z którym kochała się przed kilkoma tygodniami; wszystko to przerażało ją i pociągało zarazem.
Ani się obejrzała, kiedy nadeszła wiosna. Sebastian zdążył dojść do siebie i tak naprawdę wcale nie potrzebował już jej pomocy. Kiedy wreszcie zdała sobie z tego sprawę, nie potrafiła znaleźć odpowiedzi na zasadnicze pytanie: dlaczego właściwie nie wróciła do swojego dawnego życia.
- Musimy porozmawiać – oświadczyła któregoś wieczoru.
Sebastiana zaskoczył nieco jej poważny ton głosu, ale skinął głową. Kobieta usiadła obok niego i przez chwilę bawiła się kluczami od mieszkania.
- Czas skończyć to przedstawienie – powiedziała.
Oddała zaskoczonemu mężczyźnie klucze i westchnęła.
- Oszukałam cię – oświadczyła. – Wcale nie byłam tobą zainteresowana, przynajmniej nie w takim sensie. Założyłam się z koleżanką, że… że prześpię się z tobą. Tylko dlatego to zrobiłam.
Wzięła głębszy oddech, chcąc kontynuować, ale jakoś nic więcej nie przychodziło jej do głowy.
- Nie wierzę – powiedział Seba stanowczo. – Nie zrobiłabyś tego.
- Przecież wiesz, że zawsze traktowałam facetów przedmiotowo. Nigdy nie potrafiłam wytrwać w stałym związku. Dla mnie seks zawsze był zabawą i kompletnie nie rozumiałam, dlaczego tak długo mi odmawiałeś.
- Naprawdę cię pokochałem…
- To wszystko wymknęło mi się spod kontroli – wyznała drżącym głosem. – Najpierw to były tylko wygłupy, ale kiedy się dowiedziałam, że jesteś chory… Nie masz pojęcia, jak bardzo tego żałuję. Te tygodnie, które z wami spędziłam wiele mnie nauczyły. Zmieniłam się…
- Po co to wszystko? Po co udawałaś tyle czasu? Z litości?
- Nie, nie, to nie tak… Naprawdę mi zależy. Nie spodziewałam się, że to wszystko tak się potoczy… Jesteś pierwszym mężczyzną, z którym chciałabym się zestarzeć.
- Więc dlaczego mi to oddałaś? – zapytał Sebastian rzeczowo.
Podniósł do góry klucze i pomachał nimi ostentacyjnie. Widać było, że Joasia zraniła nie tylko jego uczucia, ale także dumę.
- Bo wiem, że wszystko przekreśliłam. Chciałabym tylko, żebyś wiedział, że bardzo tego żałuję.
Umilkła, czekając, aż coś powie. Sebastian jednak milczał, więc wstała.
- Jutro zabiorę swoje rzeczy – powiedziała cicho.
Kiedy w przedpokoju zakładała kurtkę, Seba jednak ją dogonił. Złapał ją delikatnie za rękę, a kiedy się odwróciła, spojrzał w oczy. Przez chwilę milczał, a potem odgarnął jej włosy z twarzy i lekko się uśmiechnął.
- Myślę, że odkupiłaś swoje winy – mruknął.
Pochylił się i pocałował ją delikatnie, dobrze wiedząc, że w ten sposób najwięcej wyjaśni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz