niedziela, 2 stycznia 2011

168.

- Nie sądzisz, że w domu jest jakoś pusto odkąd Daria wyjechała? - zagaił.
- Nawet bardzo... Wiesz, chwilami byłam zmęczona, kiedy krzątało się tu tyle osób, ale Daria wniosła do tego domu życie. Szkoda, że nie może tu mieszkać na stałe - westchnęła Aśka, robiąc śmieszną minę do synka.
- No właśnie... Moja siostra z mężem wyjeżdżają w przyszłym tygodniu do Stanów. Dla Darii to poniekąd koniec świata.
- Na stałe?
- Trudno powiedzieć.
- A nie mogłaby zamieszkać z nami? - zapytała Asia, podnosząc wzrok. - Chociaż na ten rok. Zda maturę i potem zadecyduje co dalej.
- Miałem nadzieję, że to zaproponujesz - odparł z uśmiechem i pocałował dziewczynę namiętnie.
- Sebuś, a co z naszym domem? - mruknęła nieśmiało.
- Za miesiąc będzie gotowy do zamieszkania - zapewnił. - To znaczy zostanie oczywiście umeblowanie i prace wykończeniowe, ale już będziemy mogli się wprowadzić.
- Super!
Dyskusję przerwał dźwięk telefonu stacjonarnego. Aśka zostawiła Sebastiana z małym i poszła odebrać. Po chwili wróciła z dziwną miną.
- Kto dzwonił? - zapytał Seba, zerkając na nią z uwagą.
- Nie wiem, nie odezwał się.
Podeszła do synka i wzięła go na ręce opiekuńczym gestem. Sebastian przytulił ich delikatnie, stając za plecami Joasi, jakby chciał ochronić ich przed całym złem świata.
- Zdarzało się to wcześniej? - zagaił.
- Raz - przyznała. - Nie wiem, może jestem przewrażliwiona... Ale czuję, że stanie się coś złego. Po prostu to czuję.
- Załatwię wam ochronę - odparł, przytulając ją mocniej. - Nie bój się. Nie pozwolę, żeby coś wam się stało.
- A ty? - zapytała cicho, podnosząc wzrok.
- Ja? - uśmiechnął się. - Ja będę nad wami czuwał.
Włożyła przysypiającego Kubusia do łóżeczka, złapała Sebastiana za dłoń i zaprowadziła do salonu, żeby rozmową nie obudzić synka. Kiedy znaleźli się już dostatecznie daleko, odwróciła się gwałtownie, zarzuciła ukochanemu ręce na szyję i spojrzała prosto w oczy.
- Masz na siebie uważać, rozumiesz? Mówię poważnie - dodała, widząc, że na jego twarzy pojawia się uśmiech. - Jeśli coś ci się stanie... ja już nie będę miała po co żyć. Pamiętaj - zastrzegła.
- Nie wolno ci tak mówić - odparł z nagłą powagą. - Ryzyko jest nieodłączną częścią naszej pracy. A ty zawsze będziesz miała dla kogo żyć. Masz Kubusia.
- Moje życie zawsze było nierozerwalnie związane z twoim - powiedziała.
Sebastian chciał ją przekonywać, szczerze przerażony jej wyznaniem, ale stwierdził, że nie jest to moment, kiedy mogą dotrzeć do niej racjonalne argumenty. Przytulił ją mocno, jednak już po chwili wysunęła się z jego objęć i jakby nic się nie stało, przeszła do luźnej dyskusji.
- Zgłodniałam - stwierdziła. - Pójdziesz ze mną do kuchni? Zrobię sobie jakąś kanapkę.
- Anita się nie odzywała - westchnął nagle Seba, kiedy dziewczyna kroiła pomidora. - Ale Krzyś zdaje się wcale o tym nie pamiętać.
- To dobrze. Wygląda na to, że zostanie z nami na stałe - uśmiechnęła się. - A co ze sprawą Szakala? - zapytała, natychmiast poważniejąc.
- Kiepsko - przyznał. - Stary jest załamany, a my stoimy w miejscu.
- Nie znaleźliście Karoliny?
- Pewnie wywieźli ją do burdelu... Teraz to jak szukanie igły w stogu siana.
Przez chwilę milczeli, a potem nagle Aśka odezwała sie, uśmiechając się pod nosem.
- Jak ci się pracuje beze mnie? Nie tęsknisz trochę? - zagadnęła.
- No wiesz... - odparł niewinnym tonem - muszę czasem od ciebie odpocząć... Poza tym mam Ankę i Rafała, Julię...
- Julitę? - przerwała mu gwałtownie, odwracając się z nożem w dłoni.
- Ej, spokojnie - mruknął, zerkając na ostrze wycelowane wprost w jego brzuch. - Przede wszystkim to odłóż.
Zerknęła na nóż i opuściła rękę, wciąż jednak czując irracjonalną złość. Odwróciła się z powrotem w stronę stołu, usiadła i sięnęła po przygotowaną kanapkę.
- Dlaczego tak nie lubisz Julity? - zapytał, opadając na krzesło obok.
- Nie lubię myśli, że ona tam jest, a ja nie - sprostowała, nie patrząc na narzeczonego.
- "Tam" to znaczy obok mnie? - zgadywał Seba niewinnym tonem.
- Dlaczego raz nie mogą przysłać do nas faceta? - mruknęła poirytowana.
- Uwielbiam, kiedy jesteś zazdrosna - powiedział, całując ją delikatnie w czoło.
Aśka uśmiechnęła się z wysiłkiem i przełknęła ostatni kęs kanapki. Mógł ją zapewniać ile chciał, kpić sobie i żartować, ale pewnych rzeczy i tak nie był w stanie zmienić.
Następnego dnia Sebastian pierwsze kroki na komendzie skierował do Kamila, by prosić go o przydzielenie ochrony Joasi i dzieciom. Niby nie było powodów do niepokoju, ale przez lata nauczył się już wierzyć w intuicję partnerki. Poza tym wolał dmuchać na zimne.
- I jak, dogadaliście się? - zapytała Ania z uśmiechem.
- O tak, dzięki - odparł.
- Do usług.
Seba sięgnął po papiery leżące na biurku i ze zdumieniem spojrzał na Ankę.
- Jakaś nowa sprawa? - zdziwił się.
- I tak, i nie. Nadal gang Szakala. Zdaje się, że ostatnio zwerbowali kilku gówniarzy - westchnęła.
Do biura weszła Julita, jak zawsze uśmiechnięta. Sebastianowi na jej widok przypomniała się rozmowa z narzeczoną z poprzedniego dnia. Westchnął w duchu i zagłębił się w aktach.
Tymczasem Joasia siedziała z Krzysiem w salonie i wspólnie podpisywali jego nowe książki.
- Pójdziesz jutro ze mną na rozpoczęcie roku? - zapytał chłopiec.
- Tata weźmie wolne i z tobą pójdzie - odparła Asia, wkładając w okładkę ćwiczenia od matematyki.
- Bo ty musisz zostać z Kubą - mruknął wyraźnie niezadowolony.
- Kubuś jest jeszcze bardzo mały, nie może zostać sam - wyjaśniła policjantka cierpliwie.
- On zawsze jest ważniejszy! - zawołał nagle chłopiec, rzucił na ziemię zeszyt i wybiegł z pokoju.
Aśka spojrzała za nim zdezorientowana. Dopiero po chwili dotarł do niej sens jego słów i westchnęła cicho. Doszła do wniosku, że teraz żadne argumenty nie dotrą do dziecka, więc sama skończyła podpisywać zeszyty i ułożyła je na półce. Bywały chwile, takie jak ta, kiedy czuła się bezradna. Choć na codzień uważała się za osobę szczęśliwą, nie potrafiła spełnić się w roli matki i żony.
- Żony... - mruknęła ironicznie sama do siebie. - Żeby chociaż.
Zabrała się za przygotowywanie obiadu, wciąż jednak czując niezadowolenie. Co innego mieć jeden dzień wolny w tygodniu, a czasem nawet tego nie, a co innego siedzieć w domu od kilku miesięcy. W pośpiechu, między pracą a pracą, nie miała problemu z wykonywaniem domowych czynności, takich jak pranie, sprzątanie czy gotowanie. Ale jeśli jej życie miało opierać się tylko na tym... Nie, z tym nie mogła się pogodzić.
Z hukiem odstawiła solniczkę na szafkę, jednocześnie strącając leżącą tam kartkę. Schyliła się i podniosła ją z ziemi. Natychmiast rozpoznała w niej ulotkę, którą wyjęła rano ze skrzynki. Raz jeszcze przyjrzała się czarnym literom. A może to znak? Zupełnie zapomniała o obiedzie. Jak w półśnie poszła do sypialni, otuliła Kubusia i stanęła zamyślona pod oknem. W takiej pozycji zastał ją Sebastian, kiedy piętnaście minut później przekroczył próg mieszkania. Odruchowo gładziła palcami jasne, długie blizny tuż nad lewym nadgarskiem. Podszedł do niej cicho i delikatnie przytulił do jej pleców. Drgnęła zaskoczona.
- Wspominki? - zapytał cicho, muskając ustami jej szyję.
Westchnęła i przytuliła się mocniej do Sebastiana.
- Po prostu nie mogę uwierzyć, że naprawdę chciałam się zabić... - szepnęła.
- Po co do tego wracać?
- Bo teraz... teraz tak bardzo nie chcę umierać...
Sebastian obrócił Aśkę tak, by stała przodem do niego. Chciał spojrzeć jej w oczy, ale spuściła wzrok. Bała się odezwać, ale jeszcze gorsza była świadomość, że może sam dojść do trafnych wniosków, choć oczywiście było to niemal niemożliwe.
- Aśka, spójrz na mnie - zażądał. - Co się dzieje? Znowu ktoś dzwonił?
- Nie - odparła cicho, opierając głowę na jego ramieniu. Taka pozycja przynajmniej nie zmuszała jej do patrzenia mu w oczy.
- Ktoś ci groził? Proszę, powiedz mi prawdę.
Pokręciła głową, wtulając twarz w jego szyję. Wiedziała, że nadszedł czas wyznać mu prawdę, ale wcale nie polepszało jej to nastroju. Bała się otworzyć usta, tak jakby wypowiedzenie lęków miało sprawić, że się spełnią.
- Chodź tu do mnie - mruknął. Złapał ją za rękę, opadł na łóżko i pociągnął tak, by usiadła mu na kolanach. Objął narzeczoną w pasie i utkwił spojrzenie w jej półprzymkniętych powiekach. Minęła pełna minuta, nim wreszcie podniosła wzrok. Spojrzała mu w oczy i otworzyła usta, decydując się wreszcie na wyznanie prawdy. Zabrakło jej jednak słów i szepnęła tylko: "chodź".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz