wtorek, 8 lutego 2011

184.

Kiedy wreszcie komisarze zostali sami, było już bardzo późno. Sebastian wypakowywał z walizki ostatnie ubrania, a Aśka stała w oknie i obserwowała starą jabłoń, której liście poruszały się niespiesznie na wietrze.
- Podoba ci się sypialnia? - zagadnął policjant. - Jeśli chcesz, możemy przemalować...
- Nie, skąd, jest ślicznie - odparła z uśmiechem. Dobrze wiedziała, że Sebastian celowo wybrał na ściany jej ulubiony fiołkowy kolor. - Od razu poczułam się jak w domu. Zresztą, wszystko zorganizowałeś według moich upodobań, więc na co mogłabym narzekać?
- No nie wiem, ale... może ta łazienka tak połączona z sypialnią ci przeszkadza? Albo wolałabyś, żeby okno wychodziło na strumień? Możemy przenieść się do innego pokoju...
- Sebuś, naprawdę wszystko jest idealnie - zapewniła. - Widok z okna mamy cudny, a łazienka w pokoju to przecież wygoda. Wiem, że nie bardzo to okazałam, ale jestem naprawdę szczęśliwa.
Podeszła do ukochanego i przytuliła się. Miała wielką ochotę posunąć się tego wieczoru o wiele dalej, ale aż tak odważna nie była. Pocałowała więc tylko delikatnie mężczyznę i odsunęła się.
- Jutro na ósmą jesteśmy umówieni w klinice - powiedziała. - To znaczy ja jestem umówiona. Pojedziesz ze mną?
- Słuchaj, a może ja sam pojadę? - zaproponował Seba po chwili namysłu. - Ta szpitalna atmosfera nie wpływa na ciebie najlepiej. Wszystko ci potem przekażę.
- Wszystko? - wyrwało jej się, nim zdążyła przemyśleć pytanie.
- Obiecuję.
- Kochany jesteś. Nie znoszę tam jeździć...
- Asieńko, możemy tak szczerze porozmawiać? Ostatnio wszystko działo się tak szybko i mam wrażenie, że oddaliliśmy się od siebie...
Bez zastanowienia skinęła głową, więc objął ją, usiadł na łóżku i posadził ją sobie na kolanach. Przez chwilę rozważał, jak najlepiej zacząć rozmowę, ale w końcu zdecydował się postawić na prostotę i szczerość.
- Kocham cię i bardzo się o ciebie martwię, dlatego nie chcę wyjeżdżać. Bardzo nie chcę. Ale jeśli ty tego chcesz, to pojadę.
- To tylko pół roku... - powiedziała błagalnie.
- Naprawdę chcesz zostać z tym wszystkim sama? Leczenie, dom, dzieci. Naprawdę tego chcesz?
- Nie. Ale chcę za pół roku przytulić się do ciebie ze świadomością, że wszystko jest dobrze. Możesz to zrozumieć? - poprosiła.
- Mogę. W takim razie wyjeżdżam w poniedziałek, do Dublina.
Oparła głowę na jego ramieniu, wtuliła twarz w szyję i zamknęła oczy. Osiągnęła cel, postawiła na swoim, ale wcale nie czuła się przez to spokojniejsza.
- Posłuchaj - mruknął Seba, głaszcząc ją delikatnie po włosach, - gdyby cokolwiek się działo, jakieś głuche telefony czy nie wiem... cokolwiek - podkreślił, - dzwoń do Rafała. On ci zawsze pomoże.
- Wiem, nie martw się o nas.
- Zawsze będę się martwił - westchnął. - Wezmę jednego laptopa i zaraz po przyjeździe założę sobie skype'a. I będę dzwonił codziennie. Nie waż się wyłączać telefonu, jasne? Bo wsiądę w pierwszy samolot...
- Jasne, jasne - przerwała mu dziewczyna z uśmiechem. - Powiedz mi... tamten kamień... dowiedziałeś się czegoś?
Sebastian westchnął w duchu. Spodziewał się oczywiście prędzej czy później powrotu do tego tematu, ale nie zdołał jeszcze wymyśleć odpowiednio wymijającej odpowiedzi.
- Technicy nic nie znaleźli - odparł w końcu. - Musiałem zwolnić chłopaków z ochrony, bo ostatnio jest strasznie dużo roboty... Ale nie martw się, gdyby cokolwiek się działo...
- Mam dzwonić do Rafała, tak, wiem. W porządku.
- Dasz radę z trzema psami? Może... - urwał w pół zdania, widząc jej minę.
- Może co? Są częścią rodziny i zostaną tu.
- Jasne, tak tylko... nieważne. W domu co prawda jeszcze wiele trzeba zrobić, ale nie będę ci zostawiał ekipy na głowie. Weźmiemy się za to, jak wrócę, ok?
- Pewnie.
- A może chcesz na ten czas wrócić do tamtego mieszkania?
- Nie, coś ty. Już za dobrze się tu poczułam - odparła z uśmiechem.
- Jutro pójdę do banku, zrobię zlecenia stałe na rachunki, żebyś nie musiała się tym martwić. Masz upoważnienie do mojego konta, także o pieniądze nie musisz się martwić - trajkotał. - I wezmę się za szukanie opiekunki. Pewnie do poniedziałku nie zdążę, ale w razie czego Ania obiecała, że się tym zajmie. Porozmawiam też z dzieciakami, żeby za bardzo cię nie absorbowały...
- Sebastian, spokojnie - przerwała mu dziewczyna. - Nie jestem ułomna. To znaczy... - westchnęła. - Chciałam powiedzieć, że dam sobie radę.
Mężczyzna przytulił ją i pogłaskał po włosach. Za żadne skarby świata nie chciał się z nią rozstawać.
Czas do poniedziałku minął w zastraszającym tempie. Nim komisarze się obejrzeli, żegnali się już na lotnisku. Ania i Rafał przyglądali się im w milczeniu. Z jednej strony oboje namawiali Sebastiana na wyjazd, ale z drugiej żadne z nich tego nie chciało.
- Uważaj na siebie - powiedziała cicho Asia, patrząc ukochanemu w oczy. - I nie oglądaj się za dziewczynami - dodała z uśmiechem, którym próbowała pokryć szczerą zazdrość. - Irlandki są ponoć całkiem do rzeczy...
- Pozostanę przy Polkach, a zwłaszcza takiej jednej - szepnął jej do ucha i czule pocałował.
- Seba, musisz już iść - ponagliła ich łagodnie Ania.
- Tak, fakt - mruknął mężczyzna, ale nie rozluźlił uścisku, w którym trzymał narzeczoną. - Zadzwonię, jak tylko wyląduję.
Aśka kiwnęła głową i jeszcze raz wtuliła się mocno w ukochanego. Całą siłą woli powstrzymywała łzy cisnące jej się do oczu.
- Pamiętaj, że bardzo, bardzo cię kocham - dodał Seba cicho. - I jesteś dla mnie najważniejsza. I gdyby cokolwiek się działo, gdybyś zmieniła zdanie, po prostu powiedz. Wrócę pierwszym samolotem, ok?
- Ja też cię kocham - odparła ze łzami w oczach.
Chciała go jeszcze raz namiętnie pocałować, ale ostatecznie zmieniła zdanie i w końcu się odsunęła. Uśmiechnęła się z wysiłkiem, próbując mu przekazać, że nadal jest całkiem pewna słuszności tego wyjazdu.
Seba pożegnał się z Ania i Rafałem, rzucił Asi jeszcze jedno tęskne spojrzenie i skierował się w stronę barierek. Komisarze zostali na lotnisku aż do odlotu.
Droga powrotna mijała im w milczeniu. Aśka bawiła się bezmyślnie telefonem, jakby spodziewała się w każdej chwili wiadomości od Sebastiana, choć przecież wiedziała, że jest w samolocie.
- Asiu, może pojadę dzisiaj z tobą? - zaproponowała Ania, odwracając się do przyjaciółki.
- A nie musicie jechać na komendę? - zapytała, nie bardzo wiedząc, że w ogóle się odzywa.
- Stary łaski nie robi, że raz na rok da dzień wolnego - wtrącił się Rafał.
- To jak, Asiula? To pierwszy raz, więc małe wsparcie ci nie zaszkodzi.
Aśka uśmiechnęła się z wysiłkiem. Trudno było w to uwierzyć, ale akurat w tym momencie wizyta w szpitalu najmniej ją interesowała.
Sześć godzin leżenia pod kroplówką okazało się niemal ponad siły dzielnej pani komisarz. Wymiotowała kilkanaście razy, choć ze wszystkich sił starała się powstrzymać. Na sali było kilka kobiet, które reagowały na leki podobnie, co tylko wzmagało odczucia Joasi. Ania siedziała tuż przy niej, ale jej pomoc musiała ograniczyć się do podawania wody i powtarzania kilku krzepiących słów. Samopoczucie policjantki było tak tragiczne, że zupełnie zapomniała o oczekiwaniu na telefon od Sebastiana. Skupiła się tylko na tym, żeby dotrwać do końca.
Kiedy lekarz oznajmił, że może wracać do domu, ledwie była w stanie ustać na drżących nogach. Ania podprowadziła ją do pierwszej ławki pod kliniką i pomogła usiąść. Przyglądała się przyjaciółce uważnie.
- Nie przejmuj się - powiedziała cicho Aśka, - już mi chyba lepiej. Możesz sprawdzić mój telefon?
Ania wyciągnęła z torebki komórkę i westchnęła cicho. Prawda była taka, że i ona przejęta stanem przyjaciółki na śmierć zapomniała o telefonie.
- Trzy połączenia od Sebastiana - mruknęła. - Chcesz do niego oddzwonić?
- Oczywiście.
Dziewczyna sięgnęła po komórkę, wybrała numer narzeczonego i ze słabym uśmiechem czekała, aż odbierze.
- Hej, Sebuś - przywitała się. - Przepraszam, że nie odbierałam, nie słyszałam... Doleciałeś już?
- Tak, u mnie wszystko w porządku. Właśnie się rozpakowuję. A ty jak się czujesz, kotku? Już po chemii?
- Tak, już po. Nie było wcale tak źle - skłamała bez zmrużenia oka, ignorując spojrzenie Ani.
- Strasznie żałuję, że nie mogłem być tam z tobą... - zaczął Seba.
- Daj spokój, nie zadręczaj się tym. Posłuchaj... - mruknęła, czując, jak z sekundy na sekundę jej samopoczucie się pogarsza. - Może wieczorem porozmawiamy na skype? Bo w zasadzie muszę już kończyć...
- Jasne. Napiszę ci smsa jak załatwię sobie Internet, dobrze?
- Ok. Kocham cię.
- I ja ciebie.
Rozłączyła się z westchnieniem. Siedziały jeszcze przez chwilę na ławeczce, aż w końcu odezwała się cicho.
- Wracajmy do domu - poprosiła. - Nie czuję się najlepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz