środa, 23 lutego 2011

196.

Kolejny dzień rozpoczęli od wizyty w domu zaginionych dzieci. Udało im się wreszcie spotkać ich ojca, bo niestety poprzedniego wieczoru okazało się to niemożliwe. Rozmowa z rodzicami przebiegła bardzo burzliwie i nie przyniosła właściwie żadnych rezultatów.
- Jak wy tu z nimi wytrzymujecie? - mruknął Seba do Tomka, kiedy we trójkę wyszli do ogrodu, żeby na spokojnie porozmawiać.
Asystent uśmiechnął się tylko ironicznie. Trzy godziny wcześniej zmienił Bartka i od tej pory to on pilnował telefonu w domu zaginionych dzieci.
- Pamiętaj, że na co dzień siedzę w jednym biurze z Kaśką i Julitą - mruknął. - Więc generalnie to i tak nie jest gorzej.
- Do rzeczy - wtrąciła się Aśka.
- No Asiu, nie było żądania okupu, nikt się z nami nie kontaktował, więc w sumie to nic nie mamy…
- Jak zwykle.
Skierowała się do samochodu, zostawiając policjantów w ogrodzie.
- Co jej jest? - zapytał Tomek, odprowadzając dziewczynę wzrokiem.
- Kobiety… - mruknął Seba z westchnieniem. - Kto je zrozumie?
Uśmiechnął się do asystenta i podążył za narzeczoną. Po drodze nie odzywali się do siebie. Aśka słuchała uważnie informacji w radiu, a Sebastian milczał. Nie był pewien jej nastroju, więc wolał nie ryzykować awantury. Na komendzie okazało się jednak, że niepotrzebnie się martwił. Zrobiła mu kawę i nawet nie skomentowała faktu, że poprzedniego dnia nie zajrzał do akt i znowu musiała mu je streszczać.
- Dzwonili porywacze - zawołała Kaśka, wbiegając do ich biura pół godziny później.
- I? - zapytali komisarze jednocześnie.
- Zażądali pięciu tysięcy w gotówce jutro w południe w parku przy Młynowej.
- Pięć tysięcy? - zdziwiła się Aśka. - To jacyś amatorzy…
- Wszystko na to wskazuje. Nie zmienili nawet głosu. Chcecie przesłuchać nagranie?
Kiwnęli głowami i poszli za Kaśką do biura asystentów. Potem raz jeszcze pojechali do domu na Narewskiej. Dopiero późnym popołudniem udało im się ustalić wszystkie szczegóły przekazania okupu i mogli w spokoju udać się na obiad.
- Jeśli to faktycznie oni porwali dzieciaki, nie powinno być problemów - mówiła Aśka, zajadając się plackami ziemniaczanymi.
- Jeśli - podkreślił Seba. - Jutro wszystko się okaże.
Zauważył, że dziewczyna zamyślona miesza łyżeczką kawę i spojrzał na nią pytająco. Kiedy poczuła na sobie jego wzrok, podniosła głowę.
- Idziemy dziś do kościoła? - zapytała.
- O ile się nie rozmyśliłaś - odparł z uśmiechem.
- No wiesz? Już nie mogę się doczekać.
Rozmowę przerwał telefon Sebastiana. Komisarze wywrócili tylko oczami.
- Jeśli to Tomek, powiedz mu, żeby spadał - zastrzegła dziewczyna, sięgając po widelec.
- Ojciec - wyjaśnił.
Odebrał i rozmawiał z nim przez kilka minut. Wyglądało na to, że nie doczekał się żadnych dobrych wieści, bo zadawał tylko krótkie, rzeczowe pytania, a jego mina wyrażała zacięcie, ale i smutek. W końcu rozłączył się i bez słowa sięgnął po kawę. Uparcie ignorował pytające spojrzenie ukochanej.
- Powiesz mi wreszcie, co się stało? - zapytała najspokojniej, jak mogła.
- Matka miała zawał - mruknął. - Żyje - dodał szybko, uprzedzając kolejne pytania. - Jutro wracają do domu, ale sytuacja może powtórzyć się w każdej chwili. Drugi raz jej serce tego nie wytrzyma.
Aśka poczuła nieprzyjemne ssanie w żołądku. Jej znajomość z niedoszłą teściową nie należała wcale do udanych, ale nie życzyła jej przecież śmierci. W dodatku była to przecież matka jej ukochanego, a ona bardzo dobrze wiedziała, co znaczy stracić rodziców. Sebastian siedział z kamienną twarzą, dłonie zaciśnięte w pięści położył na stoliku. Widać było, że walczy sam ze sobą. Aśka położyła delikatnie rękę na jego pięści i ścisnęła ją, próbując okazać wsparcie.
- Ojciec chciał, żebym do niej przyjechał - wyznał.
Dla Aśki nie było to wcale zaskoczenie. Od początku spodziewała się tego, zresztą sama o tym pomyślała.
- Ma rację.
- Sama wiesz, jak jest - mruknął bez entuzjazmu.
- Wiem, pokłóciliście się, w dodatku przeze mnie. Ale to nie zmienia faktu, że jest twoją matką. Jeśli z nią nie porozmawiasz, nie pogodzisz się… będziesz żałował do końca życia. Wiem, co mówię.
Podniósł wzrok i spojrzał na narzeczoną. Przez chwilę milczał, rozważając jej słowa.
- Skoro miała zawał, to nerwy nie są teraz wskazane. A mój przyjazd może wróżyć tylko awanturę - odparł. - Jedz i wracajmy na komendę.
Aśka popatrzyła na niego ze współczuciem i wróciła do talerza. Wiedziała, że to bardzo trudny temat. Ostatnia ich wizyta pod Szczecinem okazała się prawdziwą porażką. Obiecała sobie jednak, że wróci do tego tematu i nie da się już tak łatwo spławić.
Po obiedzie pojechali na komendę, ale nie zabawili tam długo. Przed powrotem do domu wstąpili jeszcze do kościoła. Udało im się ustalić termin ślubu na siódmego maja, co oznaczało, że na przygotowania zostały im tylko dwa miesiące.
Wieczorem bawili się w salonie z Kubusiem. Maluch rozwijał się bardzo szybko i nie był już nieporadną “dzidzią”. Sprawnie raczkował po dywanie, siadając co chwilę, by zgnieść w piąstce kolejną gazetę.
- Nie jedz tego, kochanie - powiedziała Aśka, wyjmując papier z buźki dziecka.
Kuba wykrzywił usteczka w podkówkę, ale matka w porę podała mu jego ulubioną śpiewającą kaczuszkę i natychmiast się nią zajął.
- Mam wrażenie, że przegapiłam ten najpiękniejszy okres - westchnęła po chwili. - Niby tu byłam, ale nie widziałam, jak po raz pierwszy się podniósł, usiadł. Dopiero po kilku dniach zauważyłam pierwszy ząbek…
- A co ja mam powiedzieć? - odparł Seba. - W ogóle mnie przy tym nie było.
Siedzieli przez chwilę w milczeniu. Sebastian rozważał po raz kolejny, jak wiele stracił, kiedy wyjechał do Dublina. Dopiero kiedy zauważył, że Asia jest szczerze przygnębiona, postanowił się odezwać.
- Życie czasem tak się układa - powiedział spokojnie. - I nie zawsze możemy coś na to poradzić.
- Nie rozumiesz… - mruknęła dziewczyna, nie odrywając wzroku od synka. - Bardzo go zaniedbałam. Pewnie, można to usprawiedliwiać chorobą, ale przecież nie w tym rzecz.
- Widziałem, w jakim byłaś stanie - przerwał jej łagodnie Seba. - Chociaż, w sumie co ja tam widziałem… Aśka, nie mogłaś się nim zajmować. Czas się z tym pogodzić.
- Ga, ga, ga!
Komisarze uśmiechnęli się do gaworzącego głośno chłopca. Rzucił zmiętym kawałkiem gazety w Joasię i wyciągnął ręce do ojca. Seba wziął go na kolana i pozwolił bawić się rzemykiem, który zwykle nosił na nadgarstku.
- Czyli już za dwa miesiące będziesz moją żoną - powiedział nagle. - Podoba mi się ta wizja.
Uśmiechnął się do narzeczonej. Zauważył, że kąciki jej ust uniosły się odrobinę.
- To coś nowego - odparła powoli. - Komisarz Wątrobowska… Chyba jakoś się przyzwyczaję.
Sebastian zaśmiał się.
- Wiesz, że wszystko trzeba przygotować, nie? - upewnił się.
- Coś ty? A myślałam, że krasnoludki się tym zajmą - zakpiła.
- Rafał przyniósł mi dziś katalog sukni ślubnych. No wiesz, znalazł u Ani. Może byśmy obejrzeli? Kubuś właściwie powinien już spać.
- Położysz go? - zapytała, ignorując pytanie. - Pójdę się wykąpać.
- Jasne.
Aśka pocałowała synka na dobranoc i poszła na górę. Sebastian jeszcze przez chwilę bawił się z nim na dywanie, aż w końcu wziął go na ręce i skierował do jego pokoiku. Kiedy wreszcie Kubuś zasnął, poszedł do sypialni. Aśka właśnie wychodziła z łazienki, zasłonięta tylko szlafrokiem. Najwyraźniej zupełnie się go nie spodziewała, bo spłoszona cofnęła się i zamknęła za sobą drzwi.
- Możesz mi podać bieliznę? - zawołała.
Seba bez słowa spełnił jej prośbę i usiadł na łóżku. Czekał cierpliwie, aż wreszcie wyjdzie. Kiedy opuściła łazienkę kilkanaście minut później, miała już na sobie piżamę i szlafrok. Widać było, że jest jej głupio, ale bez słowa podeszła do toaletki, usiadła i zaczęła kremować dłonie. Po chwili poczuła, że Sebastian kładzie dłonie na jej ramionach.
- Wiesz, wydaje mi się, że powinniśmy wyjaśnić pewne rzeczy - powiedział spokojnie, ale stanowczo.
- To znaczy? - zapytała, wpatrując się w swoje blade odbicie w lustrze.
- Ty masz do mnie żal i ja do ciebie. Więc może zamiast dusić to w sobie, porozmawiajmy o tym - zaproponował.
- A niby o co mam do ciebie żal?
- O moją matkę.
Aśka westchnęła. Niewątpliwie miał rację i trudno było się z tym sprzeczać. Dobrze wiedziała, jaki będzie drugi punkt rozmowy, ale bardzo jej zależało, żeby wreszcie pogodził się z matką, zwłaszcza w obecnej sytuacji, więc postanowiła współpracować.
- Uważam, że powinieneś do niej pojechać - powiedziała dobitnie.
- Masz rację.
Odwróciła się i spojrzała na niego zaskoczona. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Jednak już po chwili zrozumiała, że coś się za tym kryje. Utkwiła w nim podejrzliwe spojrzenie.
- No nie patrz tak - zaśmiał się. - Przemyślałem to.
- I co w związku z tym? Pojedziesz?
- Pojedziemy - poprawił ją łagodnie. - We czwórkę.
Pokręciła gwałtownie głową.
- To nie jest dobry pomysł. Nie powinna się teraz denerwować, a moja obecność…
- Bez was nie pojadę - oświadczył Seba stanowczo.
- Nie szantażuj mnie…
- Po prostu cię informuję. Chcę, żeby moja matka poznała swojego wnuka.
- Więc weź jego i Krzyśka i pojedźcie sami - odparła dziewczyna.
Sebastian zaprzeczył spokojnym ruchem głowy. Cały czas przyglądał się jej, nie odrywając wzroku od jej tęczówek.
- Dobrze - powiedziała w końcu, - ale potem nie miej do mnie pretensji.
Uśmiechnął się i pocałował ją delikatnie.
- Pojedziemy pojutrze. Akurat weekend, Krzyś opuści tylko jeden dzień szkoły.
Skinęła głową, choć nie była przekonana do tego pomysłu. Kiedy wracała stamtąd przed dwoma laty, obiecywała sobie, że jej noga już nigdy nie postanie w tym domu. Sama nie potrafiła teraz ocenić, dlaczego właściwie zmieniła zdanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz