poniedziałek, 22 lipca 2013

13. Bierz życie jakim jest


Tego dnia czas bardzo się komisarzom dłużył. Wypełnianie raportów wydawało się jeszcze bardziej nużące niż zwykle, a w dodatku posuwali się naprzód bardzo powoli. Co chwilę któreś wstawało do okna i wyglądało na ulicę albo sprawdzało, czy drzwi na pewno są zamknięte. Starali się nie wyglądać na podenerwowanych, żeby nie stresować dodatkowo kobiety. Cały czas siedziała w fotelu w salonie tuż przy bawiącej się na dywanie córce, więc komisarze byli niejako zmuszeni do jej towarzystwa i nie mogli nawet swobodnie porozmawiać.
- Może zamówimy pizzę? – zaproponował Seba, kiedy zegarek stojący na komodzie wskazał godzinę szesnastą.
Aśka wzruszyła ramionami, nie podnosząc nawet głowy znad dokumentów, więc Sebastian zwrócił się do kobiety przysypiającej w fotelu.
- Pani Zuzanno? – zagadnął. – Marysia też na pewno jest głodna – dodał, uśmiechając się łagodnie do pięciolatki.
- Lubię pizzę – oświadczyła dziewczynka, porzucając lalki i podchodząc do Sebastiana.
Zuzanna uśmiechnęła się tylko blado. Zdawała się nawet nie zauważać, że jej córka wdrapała się na kolana komisarza i wymienia głośno, jaką pizzę lubi najbardziej.
Czterdzieści minut później cała czwórka jadła obiad. Atmosfera nadal pozostawiała wiele do życzenia. Żona poszukiwanego cały czas milczała zamyślona, a Joasia jadła pizzę, stojąc przy oknie i czujnym spojrzeniem obrzucając ulicę. Gdyby nie paplająca non stop Marysia, w mieszkaniu panowałaby absolutna cisza.
- O której ma być Maciek? – zapytała w końcu Aśka, odwracając się do partnera.
- Nie mówił konkretnie. Muszą najpierw uporać się ze Starym.
- A mówił cokolwiek?
Sebastian wyczuł w głosie przyjaciółki wyraźne zniecierpliwienie. Rzucił szybkie spojrzenie na Zuzannę, dając partnerce do zrozumienia, że nie powinni rozmawiać przy niej w taki sposób, ale nie zareagowała.
- Podobno znalazł dla nas bezpieczne miejsce – odparł ostrożnie.
- Tu nie jest bezpiecznie? – wtrąciła się natychmiast Zuzia.
- Pani były mąż jest nieprzewidywalnym człowiekiem – powiedziała Joasia, przechadzając się po pokoju. – W takich przypadkach ostrożności nigdy za wiele.
- Czyli co? Może tu tak po prostu przyjść? – drążyła kobieta.
- Jesteśmy tu po to, żeby zapewnić bezpieczeństwo pani i pani córce – odparła Aśka, wracając do okna. – Proszę się nie martwić.
Oparła się o ścianę i ponownie rzuciła okiem na ulicę. Postać, która zwróciła jej uwagę kilka minut wcześniej nadal stała w tym samym miejscu. Z okna nie była najlepiej widoczna, w dodatku miała na głowie kaptur, więc trudno było rozpoznać, kim jest. Jeszcze raz spojrzała na zdjęcia poszukiwanych w telefonie, ale niewiele to dało.
- Jeśli mamy zmieniać miejsce, musimy spakować najpotrzebniejsze rzeczy – powiedziała po chwili namysłu. – Skoczę do domu, ok?
Sebastian napotkał jej spojrzenie i zrozumiał.
- Może ja pojadę pierwszy – odparł szybko.
- Pojedziesz jak wrócę – zadecydowała Joasia, chowając telefon do kieszeni.
Zignorowała kolejny protest partnera, a także fakt, że Zuzanna wcale nie wyglądała na zachwyconą z powodu jej wyjścia. Najwyraźniej kobieta czuła się bezpieczniej, kiedy oboje byli na miejscu, jednak nie odważyła się odezwać.
Kiedy Aśka znalazła się na dole, podejrzanego mężczyzny już nie było. Przeszła się  wzdłuż ulicy, zajrzała w kilka bram, okrążyła kamienicę, ale nikogo nie znalazła. Z mieszanymi uczuciami wróciła do mieszkania. Nie dbała nawet o to, by wytłumaczyć swój szybki powrót. Spojrzała tylko wymownie na Sebastiana i usiadła przy stoliku. Dla odmiany to komisarz stanął w oknie.
Kilka minut przed dziewiątą wieczorem w mieszkaniu pojawił się Maciek. Żona poszukiwanego mężczyzny poszła wykąpać córeczkę, co pozwoliło komisarzom na spokojną rozmowę.
- Ale jesteś pewna, że go widziałaś? – dopytywał Maciek, krążąc po pokoju.
- Oczywiście, że nie – odparła Aśka, wywracając oczami. – Widziałam faceta w kapturze, tyle. Ale miałam wrażenie, że obserwuje kamienicę.
- Jeśli faktycznie gdzieś tu się kręci, będzie was śledzić – powiedział komisarz z wyraźnym zmęczeniem w głosie. – Nie możemy dopuścić do tego, żeby je znalazł.
- Wątpisz w nas? – zapytał Seba z chytrym uśmieszkiem.
Maciek także się uśmiechnął. Chociaż na komendzie raczej nie trzymali się razem ze względu na Ankę, szanowali się wzajemnie i lubili. Nie bez przyczyny komisarz chciał, żeby to właśnie Aśka i Sebastian zajęli się pilnowaniem żony uciekiniera.
- No więc co to za miejsce? – zapytała Joasia, siadając na oparciu fotela.
- To domek sto kilometrów stąd. Należy do rodziców mojego przyjaciela, ale od lat nikt tam nie mieszka i… No, można tylko przypuszczać, w jakim jest stanie.
- Więc nie ma nad czym debatować – powiedział Seba, podnosząc się z kanapy. – Musimy jeszcze zajechać do mnie i do Aśki, wciąż trochę rzeczy, bo nawet nie mamy w co się przebrać.
- Pojadę z wami – zadecydował Maciek.
W mieście komisarze zabawili jeszcze ponad godzinę. Odwiedzili swoje mieszkania i sklep, zaopatrzając się w najpotrzebniejsze rzeczy. Wiedzieli, że muszą być gotowi na przynajmniej kilka dni spędzonych poza miastem bez możliwości opuszczania kryjówki. Trudno było sobie wyobrazić w takiej sytuacji choćby nieuzasadniony wypad po pieczywo i narażanie kobiety i jej córki na niepotrzebne ryzyko.
Przed północą zostawili Maćka obok komendy i ruszyli na wschód. Domek, w którym mieli się zatrzymać znajdował się dokładnie w przeciwnym kierunku, jednak komisarze brali pod uwagę możliwość, że są śledzeni i celowo wybrali okrężną drogę. W Brzesku zrobili krótki postój. Napili się kawy i porozmawiali chwilę, choć tak naprawdę powodem przystanku nie była chęć rozprostowania nóg, ale konieczność sprawdzenia, czy nikt nie jedzie za nimi.
Z Brzeska ruszyli w kierunku Myślenic. Żona i córka poszukiwanego spały na tylnym siedzeniu. Sebastian nucił coś pod nosem, a Joasia co chwilę zerkała w boczne lusterko. O tej porze wszystkie samochody wyglądały podobnie. Światła aut oślepiały w ciemności i trudno było rozpoznać markę czy choćby kolor, więc pani komisarz miała problem z ocenieniem, czy ktoś ich śledzi. Na wszelki wypadek Sebastian co jakiś czas zwalniał, pozwalając się wyprzedzić, ale wiele z tego nie wynikało. Mimo późnej pory ruch był spory. Wystarczyłoby, żeby poszukiwany jechał dwa czy trzy samochody za nimi i już nie byliby w stanie tego zauważyć.
- I co? – mruknął Seba, zauważywszy, że jego partnerka od dłuższej chwili nie odwraca wzroku od lusterka.
- Nie wiem – przyznała, ale komisarz wyczuł w jej głosie, że coś jest nie tak. – Wydaje mi się, że widzę ten samochód już po raz któryś. Ktoś go wyprzedza co chwilę, ale…
Sebastian pokiwał głową. Zwolnił w nadziei, że podejrzany samochód ich wyprzedzi i faktycznie tak się stało. Odwrócił się, żeby uśmiechnąć się do partnerki, kiedy poczuł uderzenie. Auto zamiast zjechać na właściwy pas przed nimi, zrobiło to wcześniej, spychając ich na pobocze.
Marysia obudziła się i wystraszona zaczęła płakać. Matka próbowała ją uspokoić, ale bez efektów. Aśka po chwili wahania wyciągnęła broń, odpięła pas i otworzyła okno. Sebastian próbował odzyskać panowanie nad sytuacją i pozbyć się podejrzanego auta, niestety jego kierowca co chwilę w nich uderzał. Komisarz nie miał wolnej ręki, żeby przytrzymać przyjaciółkę, więc próbował słownie zmusić ją do ponownego zapięcia pasów.
Aśka jednak miała własny pomysł na rozwiązanie problemu. Wychyliła się przez okno aż do pasa i opierając o dach samochodu, próbowała wycelować w szybę auta konsekwentnie spychającego ich z drogi.
- Aśka, do cholery! – zawołał w końcu Sebastian świadom, że traci kontrolę nad pojazdem.
W końcu zdał sobie sprawę, że nic już nie jest w stanie zrobić, więc nacisnął hamulec w nadziei, że przynajmniej zmniejszy siłę uderzenia. Chwilę później usłyszał huk, otworzyły się poduszki powietrzne i nagle zrobiło się cicho.
Sebastian ocknął się dopiero po dłuższej chwili. Natychmiast zrozumiał, że samochód dachował. Na siedzeniu obok nie było Aśki. Obejrzał się za siebie – Zuzanna wyglądała na nieprzytomną, ale Marysia patrzyła na niego rozszerzonymi ze strachu oczami.
- Nie bój się – powiedział łagodnie. – Zaraz stąd wyjdziemy.
Wybił okno, przeciął scyzorykiem pas i wydostał się z auta. Najpierw wyciągnął broń i rozejrzał się. Samochodu, który zepchnął ich z drogi, już nie było, ale obok zatrzymał się TIR.
- Co się stało? – zawołał kierowca, biegnąc w jego stronę. – Są ranni?
- Tak, proszę zadzwonić po pogotowie i mi pomóc – odkrzyknął Sebastian.
Po chwili wahania schował broń. Zlokalizował partnerkę klęczącą na trawie kawałek dalej. Podbiegł do niej, ciesząc się, że przynajmniej jest przytomna.
- Mateusz… - wyszeptała, kiedy się zbliżył.
Sebastiana zamurowało. Przez chwilę kompletnie nie wiedział, co zrobić. Szybko jednak się otrząsnął i kucnął obok przyjaciółki.
- Aśka? – powiedział ostrożnie. – To ja. Poznajesz mnie?
Położył jej rękę na ramieniu. Skrzywiła się z bólu, ale podniosła wzrok i spojrzała na niego przytomnie.
- Nic ci nie jest? – zapytał mężczyzna nadal niepewnym głosem.
- Chyba nie – mruknęła Joasia, podnosząc się powoli. – Co z nimi?
- Nie wiem.
Kierowca TIRa już rozbił tylną szybę samochodu i próbował uwolnić resztę pasażerów. Komisarze dołączyli do niego. Seba zasłonił bluzą resztki szyby, które mogłyby pokaleczyć dziecko, po czym wyjął je ostrożnie ze środka i podał Aśce.
Jej matka odzyskała przytomność dopiero kilka minut później na trawie. W oddali słychać już było sygnał karetki. Nie wyglądała na poważnie ranną, ale niewątpliwie była wystraszona. Uspokoiła się, dopiero kiedy zobaczyła, że Joasia trzyma na rękach jej córkę.
Zamieszanie trwało dobrą godzinę. Najpierw ratownicy obejrzeli całą czwórkę (na miejscu, bo komisarze kategorycznie odmówili wizyty w szpitalu), potem przyjechali mundurowi z najbliższego komisariatu, a następnie dzwonili Stary i Maciek.
W końcu po długich pertraktacjach udało się ustalić, co dalej. Maciek zgodził się z kolegami, że zmiana planu niczemu by nie służyła. Poszukiwany najwyraźniej uciekł tuż po tym, jak zepchnął ich z drogi. Musiał być przekonany, że nie żyją albo przynajmniej są w ciężkim stanie. Oczywiście istniała możliwość, że spłoszył go kierowca TIRa, ale tak czy inaczej nie było go już w pobliżu. Tak więc mundurowi podstawili komisarzom inny nieoznakowany radiowóz i ruszyli w dalszą drogę.

2 komentarze:

  1. Bardzo dobra część, ale się komplikuje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uhu, to mamy pierwsze komplikacje nie za dobrze, to wygląda Zuzanna i jej córka najwidoczniej nie są nigdzie bezpieczne, dopóki komisarze nie złapią tego szaleńca. Nie rozumiem decyzji Maćka. Równie dobrze sam mógł pomóc koledze. Asia ostatnio miała niełatwy okres w życiu. Powinna odpocząć psychicznie po śmierci przyjaciółki. Na razie wyjadą z Krakowa, ale kiedyś będą musieli wrócić... Eh, życie.

    OdpowiedzUsuń