Tego dnia czas bardzo się
komisarzom dłużył. Wypełnianie raportów wydawało się jeszcze bardziej nużące
niż zwykle, a w dodatku posuwali się naprzód bardzo powoli. Co chwilę któreś
wstawało do okna i wyglądało na ulicę albo sprawdzało, czy drzwi na pewno są
zamknięte. Starali się nie wyglądać na podenerwowanych, żeby nie stresować
dodatkowo kobiety. Cały czas siedziała w fotelu w salonie tuż przy bawiącej się
na dywanie córce, więc komisarze byli niejako zmuszeni do jej towarzystwa i nie
mogli nawet swobodnie porozmawiać.
- Może zamówimy pizzę? –
zaproponował Seba, kiedy zegarek stojący na komodzie wskazał godzinę szesnastą.
Aśka wzruszyła ramionami, nie
podnosząc nawet głowy znad dokumentów, więc Sebastian zwrócił się do kobiety
przysypiającej w fotelu.
- Pani Zuzanno? – zagadnął. –
Marysia też na pewno jest głodna – dodał, uśmiechając się łagodnie do
pięciolatki.
- Lubię pizzę – oświadczyła dziewczynka,
porzucając lalki i podchodząc do Sebastiana.
Zuzanna uśmiechnęła się tylko
blado. Zdawała się nawet nie zauważać, że jej córka wdrapała się na kolana
komisarza i wymienia głośno, jaką pizzę lubi najbardziej.
Czterdzieści minut później cała
czwórka jadła obiad. Atmosfera nadal pozostawiała wiele do życzenia. Żona
poszukiwanego cały czas milczała zamyślona, a Joasia jadła pizzę, stojąc przy
oknie i czujnym spojrzeniem obrzucając ulicę. Gdyby nie paplająca non stop
Marysia, w mieszkaniu panowałaby absolutna cisza.
- O której ma być Maciek? –
zapytała w końcu Aśka, odwracając się do partnera.
- Nie mówił konkretnie. Muszą
najpierw uporać się ze Starym.
- A mówił cokolwiek?
Sebastian wyczuł w głosie
przyjaciółki wyraźne zniecierpliwienie. Rzucił szybkie spojrzenie na Zuzannę,
dając partnerce do zrozumienia, że nie powinni rozmawiać przy niej w taki
sposób, ale nie zareagowała.
- Podobno znalazł dla nas
bezpieczne miejsce – odparł ostrożnie.
- Tu nie jest bezpiecznie? – wtrąciła
się natychmiast Zuzia.
- Pani były mąż jest
nieprzewidywalnym człowiekiem – powiedziała Joasia, przechadzając się po
pokoju. – W takich przypadkach ostrożności nigdy za wiele.
- Czyli co? Może tu tak po
prostu przyjść? – drążyła kobieta.
- Jesteśmy tu po to, żeby
zapewnić bezpieczeństwo pani i pani córce – odparła Aśka, wracając do okna. –
Proszę się nie martwić.
Oparła się o ścianę i ponownie
rzuciła okiem na ulicę. Postać, która zwróciła jej uwagę kilka minut wcześniej
nadal stała w tym samym miejscu. Z okna nie była najlepiej widoczna, w dodatku
miała na głowie kaptur, więc trudno było rozpoznać, kim jest. Jeszcze raz
spojrzała na zdjęcia poszukiwanych w telefonie, ale niewiele to dało.
- Jeśli mamy zmieniać miejsce,
musimy spakować najpotrzebniejsze rzeczy – powiedziała po chwili namysłu. –
Skoczę do domu, ok?
Sebastian napotkał jej
spojrzenie i zrozumiał.
- Może ja pojadę pierwszy –
odparł szybko.
- Pojedziesz jak wrócę –
zadecydowała Joasia, chowając telefon do kieszeni.
Zignorowała kolejny protest
partnera, a także fakt, że Zuzanna wcale nie wyglądała na zachwyconą z powodu
jej wyjścia. Najwyraźniej kobieta czuła się bezpieczniej, kiedy oboje byli na
miejscu, jednak nie odważyła się odezwać.
Kiedy Aśka znalazła się na
dole, podejrzanego mężczyzny już nie było. Przeszła się wzdłuż ulicy, zajrzała w kilka bram, okrążyła
kamienicę, ale nikogo nie znalazła. Z mieszanymi uczuciami wróciła do
mieszkania. Nie dbała nawet o to, by wytłumaczyć swój szybki powrót. Spojrzała
tylko wymownie na Sebastiana i usiadła przy stoliku. Dla odmiany to komisarz
stanął w oknie.
Kilka minut przed dziewiątą
wieczorem w mieszkaniu pojawił się Maciek. Żona poszukiwanego mężczyzny poszła
wykąpać córeczkę, co pozwoliło komisarzom na spokojną rozmowę.
- Ale jesteś pewna, że go
widziałaś? – dopytywał Maciek, krążąc po pokoju.
- Oczywiście, że nie – odparła Aśka,
wywracając oczami. – Widziałam faceta w kapturze, tyle. Ale miałam wrażenie, że
obserwuje kamienicę.
- Jeśli faktycznie gdzieś tu
się kręci, będzie was śledzić – powiedział komisarz z wyraźnym zmęczeniem w
głosie. – Nie możemy dopuścić do tego, żeby je znalazł.
- Wątpisz w nas? – zapytał Seba
z chytrym uśmieszkiem.
Maciek także się uśmiechnął.
Chociaż na komendzie raczej nie trzymali się razem ze względu na Ankę,
szanowali się wzajemnie i lubili. Nie bez przyczyny komisarz chciał, żeby to
właśnie Aśka i Sebastian zajęli się pilnowaniem żony uciekiniera.
- No więc co to za miejsce? –
zapytała Joasia, siadając na oparciu fotela.
- To domek sto kilometrów stąd.
Należy do rodziców mojego przyjaciela, ale od lat nikt tam nie mieszka i… No,
można tylko przypuszczać, w jakim jest stanie.
- Więc nie ma nad czym debatować
– powiedział Seba, podnosząc się z kanapy. – Musimy jeszcze zajechać do mnie i
do Aśki, wciąż trochę rzeczy, bo nawet nie mamy w co się przebrać.
- Pojadę z wami – zadecydował Maciek.
W mieście komisarze zabawili
jeszcze ponad godzinę. Odwiedzili swoje mieszkania i sklep, zaopatrzając się w
najpotrzebniejsze rzeczy. Wiedzieli, że muszą być gotowi na przynajmniej kilka
dni spędzonych poza miastem bez możliwości opuszczania kryjówki. Trudno było
sobie wyobrazić w takiej sytuacji choćby nieuzasadniony wypad po pieczywo i
narażanie kobiety i jej córki na niepotrzebne ryzyko.
Przed północą zostawili Maćka
obok komendy i ruszyli na wschód. Domek, w którym mieli się zatrzymać znajdował
się dokładnie w przeciwnym kierunku, jednak komisarze brali pod uwagę
możliwość, że są śledzeni i celowo wybrali okrężną drogę. W Brzesku zrobili
krótki postój. Napili się kawy i porozmawiali chwilę, choć tak naprawdę powodem
przystanku nie była chęć rozprostowania nóg, ale konieczność sprawdzenia, czy
nikt nie jedzie za nimi.
Z Brzeska ruszyli w kierunku
Myślenic. Żona i córka poszukiwanego spały na tylnym siedzeniu. Sebastian nucił
coś pod nosem, a Joasia co chwilę zerkała w boczne lusterko. O tej porze
wszystkie samochody wyglądały podobnie. Światła aut oślepiały w ciemności i
trudno było rozpoznać markę czy choćby kolor, więc pani komisarz miała problem
z ocenieniem, czy ktoś ich śledzi. Na wszelki wypadek Sebastian co jakiś czas
zwalniał, pozwalając się wyprzedzić, ale wiele z tego nie wynikało. Mimo późnej
pory ruch był spory. Wystarczyłoby, żeby poszukiwany jechał dwa czy trzy
samochody za nimi i już nie byliby w stanie tego zauważyć.
- I co? – mruknął Seba,
zauważywszy, że jego partnerka od dłuższej chwili nie odwraca wzroku od
lusterka.
- Nie wiem – przyznała, ale
komisarz wyczuł w jej głosie, że coś jest nie tak. – Wydaje mi się, że widzę ten
samochód już po raz któryś. Ktoś go wyprzedza co chwilę, ale…
Sebastian pokiwał głową.
Zwolnił w nadziei, że podejrzany samochód ich wyprzedzi i faktycznie tak się
stało. Odwrócił się, żeby uśmiechnąć się do partnerki, kiedy poczuł uderzenie.
Auto zamiast zjechać na właściwy pas przed nimi, zrobiło to wcześniej,
spychając ich na pobocze.
Marysia obudziła się i wystraszona
zaczęła płakać. Matka próbowała ją uspokoić, ale bez efektów. Aśka po chwili
wahania wyciągnęła broń, odpięła pas i otworzyła okno. Sebastian próbował
odzyskać panowanie nad sytuacją i pozbyć się podejrzanego auta, niestety jego
kierowca co chwilę w nich uderzał. Komisarz nie miał wolnej ręki, żeby
przytrzymać przyjaciółkę, więc próbował słownie zmusić ją do ponownego zapięcia
pasów.
Aśka jednak miała własny pomysł
na rozwiązanie problemu. Wychyliła się przez okno aż do pasa i opierając o dach
samochodu, próbowała wycelować w szybę auta konsekwentnie spychającego ich z
drogi.
- Aśka, do cholery! – zawołał w
końcu Sebastian świadom, że traci kontrolę nad pojazdem.
W końcu zdał sobie sprawę, że
nic już nie jest w stanie zrobić, więc nacisnął hamulec w nadziei, że
przynajmniej zmniejszy siłę uderzenia. Chwilę później usłyszał huk, otworzyły
się poduszki powietrzne i nagle zrobiło się cicho.
Sebastian ocknął się dopiero po
dłuższej chwili. Natychmiast zrozumiał, że samochód dachował. Na siedzeniu obok
nie było Aśki. Obejrzał się za siebie – Zuzanna wyglądała na nieprzytomną, ale
Marysia patrzyła na niego rozszerzonymi ze strachu oczami.
- Nie bój się – powiedział łagodnie.
– Zaraz stąd wyjdziemy.
Wybił okno, przeciął scyzorykiem
pas i wydostał się z auta. Najpierw wyciągnął broń i rozejrzał się. Samochodu,
który zepchnął ich z drogi, już nie było, ale obok zatrzymał się TIR.
- Co się stało? – zawołał kierowca,
biegnąc w jego stronę. – Są ranni?
- Tak, proszę zadzwonić po
pogotowie i mi pomóc – odkrzyknął Sebastian.
Po chwili wahania schował broń.
Zlokalizował partnerkę klęczącą na trawie kawałek dalej. Podbiegł do niej,
ciesząc się, że przynajmniej jest przytomna.
- Mateusz… - wyszeptała, kiedy
się zbliżył.
Sebastiana zamurowało. Przez
chwilę kompletnie nie wiedział, co zrobić. Szybko jednak się otrząsnął i kucnął
obok przyjaciółki.
- Aśka? – powiedział ostrożnie.
– To ja. Poznajesz mnie?
Położył jej rękę na ramieniu.
Skrzywiła się z bólu, ale podniosła wzrok i spojrzała na niego przytomnie.
- Nic ci nie jest? – zapytał mężczyzna
nadal niepewnym głosem.
- Chyba nie – mruknęła Joasia,
podnosząc się powoli. – Co z nimi?
- Nie wiem.
Kierowca TIRa już rozbił tylną
szybę samochodu i próbował uwolnić resztę pasażerów. Komisarze dołączyli do
niego. Seba zasłonił bluzą resztki szyby, które mogłyby pokaleczyć dziecko, po
czym wyjął je ostrożnie ze środka i podał Aśce.
Jej matka odzyskała przytomność
dopiero kilka minut później na trawie. W oddali słychać już było sygnał
karetki. Nie wyglądała na poważnie ranną, ale niewątpliwie była wystraszona.
Uspokoiła się, dopiero kiedy zobaczyła, że Joasia trzyma na rękach jej córkę.
Zamieszanie trwało dobrą
godzinę. Najpierw ratownicy obejrzeli całą czwórkę (na miejscu, bo komisarze
kategorycznie odmówili wizyty w szpitalu), potem przyjechali mundurowi z
najbliższego komisariatu, a następnie dzwonili Stary i Maciek.
W końcu po długich pertraktacjach
udało się ustalić, co dalej. Maciek zgodził się z kolegami, że zmiana planu
niczemu by nie służyła. Poszukiwany najwyraźniej uciekł tuż po tym, jak
zepchnął ich z drogi. Musiał być przekonany, że nie żyją albo przynajmniej są w
ciężkim stanie. Oczywiście istniała możliwość, że spłoszył go kierowca TIRa,
ale tak czy inaczej nie było go już w pobliżu. Tak więc mundurowi podstawili
komisarzom inny nieoznakowany radiowóz i ruszyli w dalszą drogę.
Bardzo dobra część, ale się komplikuje.
OdpowiedzUsuńUhu, to mamy pierwsze komplikacje nie za dobrze, to wygląda Zuzanna i jej córka najwidoczniej nie są nigdzie bezpieczne, dopóki komisarze nie złapią tego szaleńca. Nie rozumiem decyzji Maćka. Równie dobrze sam mógł pomóc koledze. Asia ostatnio miała niełatwy okres w życiu. Powinna odpocząć psychicznie po śmierci przyjaciółki. Na razie wyjadą z Krakowa, ale kiedyś będą musieli wrócić... Eh, życie.
OdpowiedzUsuń