niedziela, 28 lipca 2013

15. Bierz życie jakim jest


- Albo jest głupi, albo…
- Albo co?
- Nie wiem – mruknęła Joasia niechętnie. – Ale dla mnie to głupota. Śledził nas niezauważony przez tyle kilometrów, a przecież byliśmy ostrożni. Był pod tamtą kamienicą…
- Tego nie wiesz – przerwał jej szybko Seba.
- Wiem – odparła, siadając na kanapie.
- Mówiłaś, że nie widziałaś jego twarzy – przypomniał jej mężczyzna, jednocześnie zaniepokojony i poirytowany.
- Bo nie widziałam. Ale powtarzam Ci po raz kolejny, że obserwował kamienicę.
- Dobra, Aśka, teraz to bez znaczenia. Zgubiliśmy go – oświadczył Sebastian pewnym głosem. – Nie ma szans nas tu znaleźć.
Joasia rzuciła mu spojrzenie jasno komunikujące, że jest innego zdania, ale nic już nie powiedziała. W duchu pomyślała, że Stary ma rację, nie przydzielając komisarzom spraw, z którymi są osobiście związani. Sebastian już stracił obiektywizm, a przecież, jak sam twierdził, „nic nie było”.
Spośród odgłosów szalejącej burzy trudno było wychwycić jakikolwiek inny dźwięk. Nie wchodziło też w grę wyglądanie przez okno ze względu na zamknięte okiennice i ciemność panującą na zewnątrz. Aśka cały czas miała wrażenie, że za chwilę coś się stanie. Wyobraźnia podsuwała jej obraz trzech uzbrojonych komandosów zbliżających się do lichego, drewnianego domku. Co jakiś czas przyłapywała Sebastiana na rzucaniu nerwowych spojrzeń na drzwi drżące od wiatru. Wiedziała, że mimo tego co mówił, on także zdawał sobie sprawę z sytuacji.
Rano wszystko wyglądało już dużo lepiej. Burza minęła, świeciło słońce, a wokół nie było śladów nikogo obcego. Tuż po śniadaniu Aśka poszła szukać z Marysią czterolistnej koniczynki. Była trochę zła na przyjaciela, chociaż poniekąd go rozumiała. Nie chciał wziąć pod uwagę, że coś może nie pójść po ich myśli. Konsekwencje byłyby bardzo poważne, więc łatwiej było optymistycznie zakładać, że wszystko jest w porządku.
- Mam! – zawołała nagle dziewczynka i podbiegła do Joasi. – Mam, mam! Zobacz!
Policjantka z uśmiechem obejrzała roślinkę.
- Schowaj ją dobrze – poradziła. – Będzie ci przynosić szczęście.
- Pokażę mamie – postanowiła Marysia i pobiegła w stronę domku.
Aśka odprowadziła ją wzrokiem. Kiedy dziewczynka zniknęła w środku, wyprostowała się i rozejrzała po lesie. Instynktownie szukała jakichkolwiek śladów, które mogłyby wskazywać, że nie są tu sami. Niestety kilkugodzinna ulewa zmyłaby wszystko, nawet jeśli faktycznie coś było.
Zadzwonił jej telefon. Spojrzała na wyświetlacz, odebrała i przywitała się z Magdą. Od razu wyczuła, że kobieta jest zdenerwowana.
- I na pewno wszystko u was w porządku? – pytała po raz trzeci.
- Tak, ale co się dzieje? Magda, jeśli cokolwiek wiesz, to mów – poprosiła Joasia, oddalając się jeszcze kawałek od domku, nie chcąc, by ktoś usłyszał rozmowę.
- Nie wiem nic konkretnego – przyznała kobieta półszeptem. – Stary utajnił całą sprawę, mało kto ma dostęp do szczegółów.
- No dobra, ale z jakiegoś powodu jednak do mnie dzwonisz, nie? – zauważyła sprytnie policjantka.
- Naprawdę docierają do mnie tylko strzępy informacji… Ale masz rację, coś tam wiem.
- Dawaj.
- Ten Dąbek… no wiesz, kumpel byłego męża…
- Wiem – przerwała jej stanowczo Joasia. – Co z nim?
- Był specem od wybuchów – mówiła Magda nerwowo. Oczami wyobraźni Aśka widziała, jak chowa się z telefonem gdzieś w kącie i rozgląda co chwilę, czy nikt nie słyszy. – A w domu tej zamordowanej kobiety znaleziono ładunki wybuchowe. Saperzy się tym zajęli i nic się nie stało, ale zapalnik był ustawiony na konkretną godzinę. Prawdopodobnie miał zabić Konarską jak będzie w domu.
Myśli Aśki natychmiast pognały do przodu. Nie musiała mieć wszystkich elementów układanki, żeby to złożyło się w logiczną całość.
- Więc Sebastian miał rację – powiedziała bardziej do siebie, niż do koleżanki. – Stary bał się ofiar. Gdybyśmy zostali z Konarską w mieszkaniu służbowym, a facet podłożyłby bombę, mogłyby zginąć dziesiątki ludzi. Tak samo na komendzie…
- Aśka, ja nie wiem dokładnie, ale… Stary chyba puścił plotkę, że Konarska ukrywa się na odludziu, że nie ma jej w mieście.
- Wiesz coś jeszcze? – zapytała Joasia, nie dając po sobie poznać, że ta informacja wywołała w niej jakiekolwiek emocje.
- Nie, ale spróbuję się czegoś dowiedzieć – obiecała Magda.
- Lepiej nie. Bądź ostrożna…
- Zadzwonię później.
Zanim Aśka zdążyła jeszcze coś dodać, Magda rozłączyła się. Przez chwilę pani komisarz stała zamyślona między drzewami, analizując w myślach krótką rozmowę. Potem rozejrzała się jeszcze i szybkim krokiem ruszyła do domku.
- Sebastian, choć na chwilę – powiedziała bez zbędnych wstępów, ledwie znalazła się w środku.
Znali się dość długo, by mężczyzna już po samym jej głosie poznał, że coś jest nie tak. Wyszedł bez słowa, domyślając się, że Aśka chce porozmawiać na osobności.
- Co jest? – zapytał na dworze.
Kobieta odezwała się, dopiero kiedy odeszli na skraj lasu.
- Podłożyli ładunki wybuchowe u tej zamordowanej – powiedziała, przechodząc od razu do sedna. – Wiedziałeś o tym?
Sebastian wyglądał na zaskoczonego.
- Ładunki wybuchowe? – powtórzył wyraźnie zdezorientowany. – Przecież ta kobieta została pobita.
- Dąbek jest specem od wybuchów, Stary celowo nas tu wysłał – mówiła kobieta, chodząc nerwowo w tę i z powrotem. – Rozpuścił info na mieście, że ukrywamy się gdzieś na odludziu.
- Aśka, o czym ty w ogóle mówisz?
- Magda dzwoniła – wyjaśniła w końcu Joasia. – Podsłuchała to. Nie rozumiesz? Stary bał się afery. Gdyby dowiedzieli się, gdzie jest Zuzia… Gdyby trafili na jakikolwiek ślad… Wysadziliby całą kamienicę, komendę, zabiliby ludzi, a Stary miałby na głowie górę. Dlatego nie dał nam wsparcia. Śmierć dwójki nieudolnych komisarzy brzmi lepiej niż wysadzenie w powietrze dziesięciu antyterrorystów, nie? Po ostatniej akcji nie może sobie pozwolić na kolejną wpadkę. Jeśli coś się stanie, zrzuci winę na nas i będzie czysty.
Zapadła cisza. Sebastian w milczeniu analizował słowa przyjaciółki. Bez względu na to, jak bardzo nie chciał, żeby była to prawda, fakty mówiły same za siebie.
- Wcale nie uznał tego miejsca za najbezpieczniejsze – mruknął, kiwając głową. – Ale przecież to Maciek chciał, żebyśmy się tym zajęli. Nie uwierzę, że celowo nas wystawił.
- Może nie wiedział, co robi – powiedziała Aśka, wzruszając ramionami. – Zresztą, znasz Starego. Gdyby nie chciał, żebyśmy się tym zajęli, sugestie Maćka nie miałyby znaczenia. Po prostu chciał jak najlepiej dla nich – dodała, wskazując ręką na domek, w którym zostały Zuzia i Marysia. – Uznał, że sobie poradzimy.
Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami. Sytuacja nie była zbyt ciekawa, oboje zdawali sobie z tego sprawę.
- Może miał rację – powiedział w końcu Sebastian. – Może sobie poradzimy.
- Z pewnością – mruknęła Joasia ironicznie. – Co to dla nas, kilka wybuchów i komandosów.
- Czyli wracamy?
Aśka spojrzała na Sebastiana, jakby było to oczywiste. Według niej nie mieli wyboru.
Nie powiedzieli Zuzi, co się stało, ale kobieta nie mogła nie zauważyć, że dzieje się coś złego. Oboje byli zdenerwowani, spakowali się w pośpiechu i ciągle ją poganiali. W dodatku kiedy Sebastian chciał otworzyć samochód, Aśka złapała go gwałtownie za nadgarstek i spojrzała wymownie.
- On mógł już tu być – mruknęła na tyle cicho, by tylko partner mógł ją usłyszeć. – Zadzwońmy po mundurowych, podrzucą nas do miasta. Do drogi dojdziemy piechotą.
Im dalej byli od domku, tym pewniej się czuli. Zdawali sobie sprawę, że w dużej mierze to kwestia wyobraźni, ale po informacjach, jakie do nich dotarły, przestali spostrzegać to miejsce jako azyl. Oboje mieli już wizję samochodu wylatującego w powietrze, nic więc dziwnego, że woleli trzymać się od niego z daleka.
Marysia marudziła, więc Sebastian wziął ją na ręce. Zuzia próbowała dowiedzieć się od komisarzy, co spowodowało tak nagłą zmianę planów, ale oboje nabrali wody w usta. Odetchnęli, dopiero widząc radiowóz zaparkowany na poboczu drogi.
Po drodze nie mieli jak porozmawiać tak, żeby nikt ich nie usłyszał, więc nadal milczeli. Oboje jednak myśleli o tym samym: co zrobi Stary, kiedy zobaczy ich na komendzie? Poniekąd rozumieli jego punkt widzenia. Oni także nie chcieli nikogo narażać, więc ukrywanie się w jakiejkolwiek kamienicy nie wchodziło w grę. Nie byli jednak samobójcami i nie zamierzali dać się zabić. Stary mógł być wściekły, ale musiał zapewnić Zuzi i Marysi bezpieczne miejsce i prawdziwą ochronę.

4 komentarze:

  1. Bardzo ciekawie się zrobiło. Zastanawiamnie zachowanie komendanta. Czekam na kolejną część

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawy rozwój sytuacji. Czekam na cd.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zachowanie komendanta jest co najmniej zastanawiające... Przyznaję, że to nieoczekiwany zwrot akcji. Pozostaje pytanie, co stanie się z Asią i Sebastianem po powrocie do Krakowa? Taka niesubordynacja podwładnych da Staremu konkretne argumenty do ręki. Niestety, ktoś pewnie na tym ucierpi i będą „ofiary” tej niesubordynacji. Można odnieść wrażenie, jakby ta cała sytuacja została celowo sprowokowana. Czyżby chciano skompromitować naszych komisarzy? Hmm, to nawet możliwe, tylko kto, by na tym zyskał? O co toczy się gra? Wiele pytań, brak odpowiedzi. Uh, robi się gorąco...

    OdpowiedzUsuń