piątek, 12 lipca 2013

7. Bierz życie jakim jest


Czwartek na komendzie przy ulicy Pomorskiej zapowiadał się bardzo ponuro. Trudno było wierzyć, że mógłby okazać się jeszcze gorszym dniem niż dwa poprzednie. Nikt jednak nie wątpił, że nastąpił moment, w którym zaczną ponosić konsekwencje ostatnich wydarzeń.
Tragiczna śmierć Ani i nieudana akcja, w której stracili pięciu ludzi bardzo podłamały morale zespołu. W budynku panowała niespotykana cisza. Wszyscy w milczeniu oddawali się swojej pracy, czekając na spotkanie z szefem zapowiedziane na godzinę dziewiątą.
Tego ranka nawet Aśka nie rwała się do pracy. Chęć odnalezienia zabójcy Ani jakby w niej przygasła. Zawładnęło nią zmęczenie i rezygnacja. Dojmujące poczucie straty wprawiało ją w otępienie. Z trudem wykrzesała z siebie dość sił, by wstać rano z łóżka.
Sebastian czuł się podobnie, ale choć pozornie mieli te same problemy, tak naprawdę mężczyzna martwił się czym innym. Nocną porażkę potraktował bardzo osobiście. Nad ranem zmarł Marcin – antyterrorysta, którego reanimował. Trzech innych i mundurowego znał z widzenia. Kamil i dwóch ATeków (w tym także dowódca) wciąż walczyli o życie, a Rafał… Rafał nadal nie chciał z nim rozmawiać. Tego ranka znowu do niego pojechał, pukał i prosił, ale przyjaciel nie otworzył. Raz już przez to przechodził, wtedy chodziło o Aśkę i miał wielką nadzieję, że nigdy więcej nie znajdzie się w podobnej sytuacji.
Partnerka także go martwiła. Jej zachowanie było co najmniej niepokojące. Otwarta rozpacz Rafała, jego niechęć do kontaktu ze światem zewnętrznym, zapijanie smutków (jak twierdziła sąsiadka) mieściły się w definicji „żałoby”, przynajmniej według Sebastiana. Jednak to, co robiła Aśka… ten spokój, to niezwykłe – nawet jak na nią – poświęcenie pracy i zrezygnowanie z uczestnictwa w pogrzebie… Sebastian znał ją zbyt dobrze, by wierzyć, że tak dzielnie zniosła śmierć przyjaciółki.
- Aśka, Stary chce cię widzieć – oznajmił Tomek, zjawiając się w biurze komisarzy piętnaście minut przed dziewiątą.
Kobieta mimowolnie spojrzała na partnera, a on na nią. Oboje się tego spodziewali, a nawet byli zaskoczeni, że szef wezwał ją dopiero teraz. Bez słowa wstała i skierowała się na górę.
Sebastian odłożył papiery z głośnym westchnieniem. Najchętniej poszedłby do szefa z partnerką. Wiedział, że sama nawet nie spróbuje się wytłumaczyć, że będzie już wolała przemilczeć sprawę, niż mówić o swoich słabościach. Kiedy miał okazję, stawał w jej obronie, ale wiedział, że kobieta tego nie lubi.
Czas mijał zdecydowanie zbyt wolno. W ich biurze jak zwykle było miejsce „zbiórki”, więc wszyscy zaczynali już schodzić się na spotkanie z szefem. Sebastian siedział na swoim fotelu i rytmicznie stukał palcami o kubek.
Aśka pojawiła się w biurze równo o dziewiątej. Już miały paść w jej stronę pierwsze pytania, ale tuż za nią w drzwiach stanął Stary, więc wszyscy milczeli. Sebastian spojrzał na nią wyczekująco.
- Zaproponował mi urlop – mruknęła półgłosem, zatrzymując się obok niego.
Ktoś mógłby pomyśleć, że w urlopie nie ma nic złego, jednak każdy, kto pracował na komendzie przy Pomorskiej wiedział, że jest to po prostu ładne określenie zwolnienia. Zresztą mina Joasia dobitnie świadczyła o tym, że rozmowa ze Starym nie miała nic wspólnego z przyjazną pogawędką.
Okazało się, że przypuszczenia policjantów nie były słuszne. Stary nie był wściekły z powodu nieudanej akcji. Wpadł w prawdziwą furię.  Nikt nie śmiał mu przerwać, kiedy mówił o nieporadności, nieodpowiedzialności, lenistwie i niedostatecznym przygotowaniu do pracy.
- Zbyt łagodnie was traktowałem – oświadczył na koniec. – Ale skończyło się. Od dziś zachodzą poważne zmiany. Każda wpadka zakończy się zwolnieniem. Jeśli ktoś z was nie jest psychicznie lub fizycznie gotowy do pracy w policji, nie ma tu dla niego miejsca. Jeszcze dziś dostaniecie szczegółowe wytyczne.
Odwrócił się na pięcie i, nie wyjaśniając niczego zaskoczonym podwładnym, opuścił pomieszczenie. Kiedy wyszedł, w biurze dało się słyszeć zbiorowe westchnienie. Powoli robiło się coraz głośniej. Wszyscy zbierali się do wyjścia, komentując przemowę szefa. Sebastian skorzystał z ogólnego zamieszania i odwrócił się do partnerki.
- Co dokładnie ci powiedział? – zapytał z wyraźnym niepokojem.
- Pieprzył jak zwykle – mruknęła. Stała oparta o parapet, z rękami skrzyżowanymi na piersiach i obserwowała wychodzących kolegów. – Że jestem niestabilna emocjonalnie i stanowię zagrożenie.
Uśmiechnęła się rozbawiona na widok miny przyjaciela.
- Nie przejmuj się – dodała. – Chciał mnie wysłać na urlop, który rzekomo jest mi potrzebny, ale oznajmiłam, że nigdzie się nie wybieram. Nie bardzo mógł z tym cokolwiek zrobić, przynajmniej w tej chwili.
- Zatruje nam życie, zobaczysz – stwierdził Sebastian ponuro. – Na pewno góra go przycisnęła za tą akcję.
- Szczerze mówiąc, mało mnie to obchodzi – odparła Joasia, ponownie poważniejąc. – Praca tutaj… już nigdy nie będzie taka sama. Chcę tylko znaleźć zabójcę Ani, a potem… co się stanie, to się stanie.
Sebastian miał zamiar natychmiast zacząć ją przekonywać, że musi zrobić wszystko, żeby nie narażać się Staremu, ale nim zdążył złożyć zdanie, odezwała się Kaśka.
- Pogrzeb jest jutro o dziesiątej – powiedziała, podchodząc do komisarzy.
Tym razem Aśka była na to przygotowana i nie zareagowała już tak gwałtownie. Tylko wprawne oko Sebastiana mogło dostrzec, że jej palce nieco zbyt mocno zacisnęły się na ramionach. Ani słowem nie zamierzała skomentować tej informacji.
- Jedźmy już – rzuciła do partnera.  – Robi się późno.
Jeszcze poprzedniego wieczora przed akcją ustalili plan na ten dzień. Najpierw mieli pojechać do noclegowni, gdzie podobno można było czasem spotkać poszukiwanego Fredro. Mieli nadzieję, że w tym czasie Bartek w końcu ustali, który z kurierów firmy DHK mógł przebywać na Świerkowej we wtorkowy wieczór.
W samochodzie Sebastian rozważał, jak powinien zacząć rozmowę o pogrzebie. Wiedział, że Aśka jest wyczulona na tym punkcie, więc jeśli chciał osiągnąć pożądany efekt, musiał się streszczać. W końcu postanowił, że odezwie się dopiero dwie ulice przed noclegownią, żeby kobieta nie zdążyła zrobić mu awantury.
Niestety miał pecha. Zanim dotarli na miejsce, zadzwonił telefon Aśki. Mundurowi, którzy pilnowali leśniczówki meldowali, że podejrzany mężczyzna w końcu się pojawił. Tak więc komisarze szybko zmienili kierunek i pojechali prosto na Świerkową.
Chwilę później biegiem ruszyli przez las. Mundurowi mieli czekać na nich i obserwować podejrzanego.
Leśniczówka była tak samo zaniedbana i wciąż wyglądała na niezamieszkaną. Komisarze jednak bez wahania wbiegli po schodkach i Sebastian stanowczo zapukał do drzwi. 
Otworzył im mężczyzna w średnim wieku. Jego długie włosy i niechlujny zarost wskazywały na to, że raczej nie dbał o wizerunek. Komisarze natychmiast zrozumieli, co mieli na myśli mieszkańcy okolicznych domów, mówiąc o nim „dziwny”. Po wyrazie jego twarzy i oczach momentalnie poznali, że musi mieć jakieś zaburzenia.
- Pan Mrozowski? – zapytał Seba, pokazując mu odznakę. – Jesteśmy z policji. Musimy z panem porozmawiać.
- Niby o czym? – mruknął mężczyzna, patrząc na nich spode łba.
- O tym, co pan robił we wtorek wieczorem  - powiedziała Joasia ostrym tonem. Prawie siłą weszła do środka, przesuwając mężczyznę, który stał jej na drodze. – No co? Nie pamięta pan?
- Byłem tutaj.
Aśka uśmiechnęła się ironicznie i pokiwała głową.
- W takim razie pojedzie pan z nami – oświadczyła.
- Nigdzie nie jadę.
Zanim komisarze zdążyli cokolwiek powiedzieć, mężczyzna złapał stojącą przy ścianie łopatę i zamachnął się na nich. Uchylili się tak błyskawicznie, jakby się tego spodziewali. Sebastian wykręcił mu rękę do tyłu, a Joasia przystawiła broń do głowy.
- Spokój – warknęła. – Jesteś podejrzany o brutalny gwałt i zabójstwo.
Mrozowski zdawał się wcale nie przejąć zarzutami. Był tak waleczny, że Sebastian musiał go przykuć do piecyka, by w oczekiwaniu na radiowóz mogli przeszukać jego leśniczówkę.
- Trzeba tu wezwać techników – powiedziała Joasia, zaglądając do łóżka i przerzucając brudną pościel. – Gdzieś mogą być ślady krwi.
- Nie musiał tego zrobić tutaj – odparł Sebastian, który z kolei przeglądał zawartość kosza na śmieci. – Ale tak czy siak porównamy materiał DNA i się dowiemy.
Mężczyzna przyglądał im się z mieszaniną złości i niedowierzania. Rozmawiali o nim, jakby ich nie słyszał.
- Trzeba też poprosić psychiatrę o opinię – dodał komisarz po chwili namysłu. – Im szybciej to załatwimy, tym lepiej.
- Nie jestem szurnięty! – zawołał Mrozowski, zrywając się gwałtownie z ziemi.
Zaczął szarpać się wściekle, jakby wierzył, że rozerwie kajdanki albo wyrwie ze ściany piecyk. Komisarze obrzucili go znudzonymi spojrzeniami i zignorowali.
Kilkanaście minut później patrol, nie bez problemu, zabrał skutego Mrozowskiego na komendę, a Aśka i Sebastian udali się do noclegowni. Sami byli zaskoczeni, kiedy okazało się, że Fredro spokojnie sobie śpi.
- To są jakieś kpiny – marudziła Aśka w drodze powrotnej na komendę. - Szukamy faceta po całym mieście, robimy portrety pamięciowe, a ten sobie spokojnie siedzi w najbliższej noclegowni. Nie rozumiem, jakim cudem nikt tego wcześniej nie sprawdził.
- Najważniejsze, że w końcu się znalazł – odparł Seba. – Mamy już prawie wszystkich. Taksówkarza, bezdomnych i tego syna leśniczego. Brakuje tylko kuriera. To musi być któryś z nich. Teraz wystarczy porównać DNA.
- Mamy materiał tylko jednego sprawcy – przypomniała mu Aśka.
- Jeśli przyjmiemy wersję, że sprawców było kilku, to jedyną możliwością są bezdomni – westchnął Sebastian.
- To wszystko jest jakieś mętne… Skoro sprawców było kilku, dlaczego mamy materiał jednego?
- Reszta ją trzymała?
Pytanie pozostało bez odpowiedzi. Joasia wolała nie wyobrażać sobie tej sceny. W całej tej sprawie coś jej ewidentnie nie grało.

3 komentarze:

  1. Część dość intrygująca, ale coś jakby brakowało

    OdpowiedzUsuń
  2. No, wreszcie udało mi się na spokojnie przeczytać! Sytuacja jest skomplikowana. Taksówkarz, bezdomni, do tego jeszcze syn leśniczego... Komisarze muszą kogoś definitywnie wykluczyć, inaczej będzie niewesoło. Teraz przez tę nieudaną akcję i śmierć kilku osób komendant da popalić swoim pracownikom. Mówiąc szczerze Aśka mogła się spodziewać takich, a nie innych konsekwencja. Zazwyczaj dzielna policjantka wyraźnie sobie nie radzi, więc trudno dziwić się szef to zauważył. Facet nigdy nie był szczególnie empatyczny, ale chyba ma trochę racji. Na koniec zostawiłam taką niewielką krytyczną uwagę. Opowiadanie bez żadnych wątpliwości jest ciekawe. Mam jednak nadzieję, że wszystko zamknie się w kilkunastu częściach, bo przesadne rozwlekanie wątków, to nie najlepszy pomysł. Lepiej pisać bardziej treściwe, niż potem plątać się i gubić w wątkach. Czekam na kolejną odsłonę w nadziei na rozwikłanie niektórych niejasności już ostatecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Po raz kolejny muszę zgodzić się z Alutką. Zdecydowanie lepsze będzie opowiadanie z jednym głównym wątkiem. Trudno odgadnąć kto jest sprawcą, jednak mój nos coś mi podpowiada, że komisarze szukają nie tego, co trzeba. Materiał DNA pochodzi tylko od jednego sprawcy... bo pozostałymi osobami były kobiety? Możliwe, lecz niekoniecznie tak było.

    OdpowiedzUsuń