Jednak Sebastianowi nie dawało to
spokoju. Przez cały wieczór siedział przed telewizorem, nie zdając sobie nawet
sprawy, że ogląda kreskówki.
- Tato, co się dzieje? – zapytała Elizka,
siadając razem z siostrą po obu stronach ojca.
- Nic, dlaczego? – mruknął automatycznie
Seba.
- Dlatego że od dwóch tygodni ani razu
nie zapytałeś nas, czy odrobiłyśmy lekcje – odparła Karolina. – A teraz
oglądasz Świnkę Peppę…
Sebastian zerknął na ekran telewizora i
skrzywił się na widok cukierkowych kolorów.
- Mamy trudną sprawę – powiedział w końcu,
nie patrząc na córki.
Poczuł, że Karolina kładzie mu głowę na
ramieniu i przytula się. Objął ją automatycznie i pogłaskał po włosach. Jeszcze
kilka dni temu jego największym problemem był obiad z teściami. Zastanawiał
się, jak powiedzieć córkom o swoim uczuciu do Joasi, jakby to była najgorsza
rzecz na świecie. Teraz oddałby wszystko za takie rozterki.
- Aśce coś się stało? – drążyła Eliza,
nie spuszczając z ojca czujnego spojrzenia.
Sebastian zerknął na nią. Teraz bardzo
przypominała matkę. Basia też miała ten surowy wyraz twarzy, kiedy nieudolnie
próbował ją okłamać. Zawsze bezbłędnie wyczuwała jego parszywy nastrój.
- Aśka jest w więzieniu – przyznał w
końcu Sebastian, na co obie córki wlepiły w niego zszokowane spojrzenia. –
Spokojnie – dodał, uśmiechając się nieco. – To pomyłka, za kilka dni będzie na
wolności.
Sebastian wiedział, że tego pożałuje, bo
dziewczyny zasypią go pytaniami i tak właśnie się stało. Odpowiadał na nie
cierpliwie, ale wymijająco, nie zdradzając dziewczynom powagi sytuacji ani
szczegółów śledztwa.
W środku nocy Sebastian dostał telefon od
Agnieszki. Wysłuchał tylko pierwszego zdania i nie czekając na ciąg dalszy,
wyskoczył z łóżka. Dwadzieścia minut później spotkał się z prawniczką pod
więzieniem na Witkowskiego.
- Co z nią? – zapytał, podbiegając do
Agnieszki, która już na niego czekała, paląc papierosa.
Mimo bardzo późnej pory wyglądała na w
pełni rozbudzoną. W przeciwieństwie do Sebastiana, który założył co było pod
ręką, miała na sobie nienagannie wyprasowaną sukienkę i staranny makijaż.
- Wiem tylko, że współlokatorka próbowała
ją udusić – odparła Agnieszka, która była już ledwie widoczna w kłębach dymu
tytoniowego. – Podobno nic jej nie jest.
- I dlatego jest w szpitalu? – warknął
Seba.
Nie czekał na nic więcej. Pobiegł do
bramy, jakby go gonili. Agnieszka wywróciła oczami, westchnęła ciężko i ruszyła
spokojnie za nim, dobrze wiedząc, że bez niej i tak go nie wpuszczą.
Nie miała najmniejszej ochoty na tę nocną
przejażdżkę, jednak nie brała pod uwagę, że mogłoby jej tu nie być. Od początku
było dla niej jasne, że Sebastian przyjedzie gotów posunąć się do rękoczynów,
jeśli nie zostanie wpuszczony. Nie miała ochoty rozpoczynać niedzieli od wyciągania
go z aresztu, wolała więc uczestniczyć w tej, jej zdaniem, całkowicie
bezsensownej wyprawie.
Szpital więzienny był jednym z
najbardziej ponurych miejsc, jakie Sebastian widział w życiu. Już od progu
dobiegł ich śmiech. Wysoki, zimny chichot. Wtórował mu drugi, przypominający
bardziej rechotanie żaby. Kiedy dodać do tego odgłos rytmicznego uderzania
metalu o metal i czyjeś zawodzenie, trudno się dziwić, że Sebastian i Agnieszka
natychmiast poczuli się, jakby trafili do zakładu psychiatrycznego.
Lekarze nie byli zbyt rozmowni, strażnicy
zresztą też. Kierownika więzienia o tej porze nie było, więc Sebastian mógł
tylko rzucać obelgi w przestrzeń i walić pięścią w ścianę. Agnieszka całkiem to
zignorowała. Świadoma, że cierpliwość komisarza może skończyć się lada chwila,
ruszyła bez słowa korytarzem. Drogę zagrodziło jej dwóch strażników, a wściekły
Sebastian natychmiast rzucił się gotów usunąć ich własnoręcznie. Kobieta
powstrzymała go gestem.
- Radzę, żebyście zeszli mi z drogi –
wycedziła przez zęby. – Inaczej wrócę tu za godzinę z dziennikarzami, a
zapewniam, że każda telewizja chętnie nakręci reportaż o tym incydencie.
Mężczyźni wymienili się spojrzeniami i w
duchu musieli przyznać jej rację, bo rozsunęli się na boki, robiąc przejście. Agnieszka
nie miała wielkiego problemu z odnalezieniem właściwej sali. Przez szybę
dostrzegła Aśkę, choć prawdę mówiąc niełatwo było ją poznać.
Spała, a drzwi do sali strzegł lekarz.
- Rozumiem niepokój – powiedział w
kierunku Sebastiana, który wyglądał, jakby za chwilę miał wejść razem ze
ścianą, - ale nikt nie może tu wchodzić. Ponadto pacjentka w tej chwili śpi.
Była to prawda i nawet Sebastian musiał
przyznać, że budzenie Joasi byłoby błędem. Postali więc trochę przed szybą, a
potem powoli opuścili budynek.
- Mówiłem, że tak będzie – powiedział
komisarz, czując jak opuszcza go złość, ustępując miejsca zmęczeniu. – Nie
powinnaś jej tu przenosić.
Nie chciał się kłócić. Poza tym był
Agnieszce wdzięczny za wszystko, co dla nich zrobiła, ale nie mógł już walczyć
z rozgoryczeniem, które nim zawładnęło.
- Sebastian, ona wiedziała, że to się
może tak skończyć – powiedziała prawniczka, patrząc mu w oczy. – Rozmawiałyśmy
o tym, ostrzegałam ją. Zdawała sobie sprawę z niebezpieczeństwa, ale… - przez
moment Agnieszka zawahała się, szukając odpowiednich słów. – Po prostu wybrała
mniejsze zło.
- Nic z tego nie rozumiem – przyznał Seba
zrezygnowany.
- Niedługo ten koszmar się skończy –
powiedziała kobieta pocieszającym tonem. – Kiedy dojdzie do siebie, na pewno
wszystko ci wyjaśni.
Sebastian oparł się o maskę samochodu i
wyciągnął papierosy. Poczęstował kobietę, a ona chętnie z tego skorzystała,
choć tego dnia wypaliła już dwie paczki.
- To takie dziwne – powiedział Seba po
chwili ciszy – widzieć ją tutaj… Całkowicie bezbronną, przerażoną, załamaną…
Pewnie nie wiesz, o czym mówię – dodał z westchnieniem. – Wszyscy ci
opowiadamy, jaka Aśka jest twarda i silna, a patrzysz na nią teraz i…
- I widzę twardą, silną kobietę –
przerwała mu Agnieszka. – Miała dość odwagi, żeby zeznawać mimo nacisków wewnętrznych.
A teraz podjęła świadomą, przemyślaną decyzję i to, że znalazła się tutaj nie
oznacza ani słabości, ani załamania. Oznacza tylko, że musiała zapłacić wysoką
cenę, ale świadomie się na to zgodziła.
- Boję się, że następnym razem może nie
przeżyć – mruknął Seba.
- Z samego rana pojadę do laboratorium,
dobrze? – odparła prawniczka, starając się jakoś podnieść go na duchu. –
Pamiętasz, co ci powiedziałam podczas naszego pierwszego spotkania? Mówiłam, że
będzie bardzo ciężko – kontynuowała, nie czekając na odpowiedź – i jest, ale
jesteśmy już na ostatniej prostej.
- Tak myślisz? – zapytał Seba, podnosząc
wzrok.
- Tak – odparła spokojnie Agnieszka. –
Oboje wiemy, że za tym wszystkim nie stoi Ryś i że tak naprawdę to dopiero
początek sprawy, ale teraz to mało ważne. Naszym celem było wyciągnięcie Joasi
z więzienia i na tym się skupmy. Resztą będziemy się martwić, kiedy Aśka będzie
już na wolności.
Sebastian pokiwał głową. To wydawało się
rozsądne podejście.
- Jedźmy się przespać – powiedziała
Agnieszka, przydeptując papierosa. – Jutro czeka nas kolejny ciężki dzień.
Niestety niedziela nie okazała się zbyt
owocna. Co prawda w ślinie zabezpieczonej na kubku znaleziono śladowe ilości
środków nasennych, ale laboratorium nadal nie potwierdziło, że była to ślina
Joasi. Kazali czekać.
Agnieszka próbowała zorganizować widzenie
z Joasią, jednak tym razem prokurator był nieugięty. Zdenerwowało go nocne
zajście w więzieniu, za które winą obarczał właśnie Agnieszkę, jako że to
właśnie ona namówiła go do przeniesienia policjantki. Pani mecenas wychodziła z
siebie, ale jedyne co udało jej się załatwić to pięć minut widzenia w
poniedziałek – spotkanie sam na sam z adwokatem, bez obecności osób trzecich, w
tym także Sebastiana.
Kiedy
w poniedziałek po południu Agnieszka zjawiła się w pokoju widzeń i zobaczyła
Aśkę, cieszyła się, że nie ma z nią Sebastiana. Znowu zacząłby roztrząsać całą
sprawę, bo wygląd kobiety sprawiał, że nie dało się zapomnieć o niedawnych
wypadkach.
- Dobrze, że jesteś – powiedziała Joasia,
nim prawniczka zdążyła się odezwać. – Mam coś ważnego.
Agnieszka bez słowa otworzyła swój notes
i utkwiła w Aśce wyczekujące spojrzenie.
- Na spacerniaku spotkałam Oksanę –
zaczęła policjantka szeptem. – Nie bardzo chciała ze mną rozmawiać, ale w końcu
się zgodziła chyba ze względu na dług wdzięczności u Sebastiana. W każdym razie
powiedziała, że zabójstwo Adama Madejskiego Ryś zlecił któremuś ze swoich
ludzi. Chciał go w ten sposób uciszyć, Adam widział u niego coś, czego nie
powinien.
- Dlaczego wrobił w to akurat Oksanę? –
zapytała rzeczowo Agnieszka.
- Tego nie wiem – przyznała Aśka z
westchnieniem. – Może bał się, że Adam wszystko jej przekazał?
Prawniczka pokiwała głową, zapisując coś
w zeszycie.
- Jeszcze jutro spróbuję z nią pogadać… -
zaczęła Joasia, ale Agnieszka natychmiast jej przerwała.
- To nie jest dobry pomysł – powiedziała
stanowczo. – Ryś działa szybko, jeśli się dowie, że węszysz, źle się to
skończy. A w takim miejscu nietrudno upozorować wypadek.
Agnieszka nie była przekonana, czy
policjantka jej posłucha, ale niewiele mogła w tej sprawie zrobić. Nie miała
innego wyjścia, jak tylko pozostawić to jej rozsądkowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz