poniedziałek, 17 września 2012

45. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Ledwie zdołała ponownie skupić się na aktach, w biurze pojawił się kolejny niespodziewany gość - tym razem była to policyjna psycholog. Ona także uniosła brwi na widok Joasi otoczonej stertą papierów.
- Widzę, że wykorzystujesz każdą wolną chwilę - zauważyła, siadając obok koleżanki i zaglądając jej przez ramię do notatnika.
- Ty też mi powiesz, że tracę czas? - zapytała Joasia gorzko.
- Przecież cię poparłam na naradzie, prawda? - przypomniała jej Ania. - Ja też uważam, że to nie jest psychopata.
- Szkoda, że tylko ty tak myślisz.
Ania uśmiechnęła się ze zrozumieniem. Już od kilku dni z niepokojem obserwowała, co dzieje się z policjantką.
- Pewnie przydałaby ci się pomoc? - zagadnęła.
- Przydałoby mi sie trochę czasu, żeby to sprawdzić - sprostowała Joasia. - A przy Sam to może być trudne.
- Może spróbuj porozmawiać z Sebastianem - podpowiedziała Ania, patrząc na koleżankę znacząco. - Sam może ignorować twoje pomysły, ale Seba na pewno...
- Sebastian też uważa, że to strata czasu - odparła policjantka ostro. - W ogóle to... cały czas powtarzam, że jestem jego partnerką i nic tego nie zmieni, a teraz...
- Co teraz? - zapytała łagodnie Ania.
- Teraz pracuje tylko z Sam, mnie ma gdzieś - odparła Joasia z żalem. - On też uwierzył, że jestem niezrównoważona po tym napadzie. Zresztą, po co ja ci to mówię? Na pewno też tak myślisz.
- Myślę, że powinnaś robić swoje i nie przejmować się sam - oświadczyła kobieta, uśmiechając się do koleżanki.
Tego dnia w pokoju przesłuchań znalazł się kolejny podejrzany zatrzymany przez Sam. Ona i Sebastian byli bardzo zadowoleni, bo wszystko wskazywało na to, że tym razem udało się zatrzymać prawdziwego grabarza.
Mężczyzna miał niecałe trzydzieści lat, ale sądząc po jego wyglądzie dawno odwykł od normalnego życia. Rodzice twierdzili, że jako nastolatek uciekł z domu i od tamtej pory go nie widzieli. Nie przejmowali się faktem, że ich syn podejrzany jest o serię morderstw i na resztę życia mo że trafić do więzienia.
Joasia stała za szybą razem z asystentami i prokuratorem, a komisarze razem z policyjną psycholog próbowali przesłuchać podejrzanego. Dopiero po trzech długich godzinach dali sobie spokój.
- Jeśli chcecie coś z niego wyciągnąć, wezwijcie psychiatrę - poradziła Ania, zbierając z szafki swoje dokumenty. - To przekracza i moje kompetencje, i możliwości.
- Jesteś psychologiem, to twój obowiązek... - zaczęła Sam, ale Ania nie zamierzała pozwolić jej skończyć.
- Znam zakres swoich obowiązków - oświadczyła chłodno. - I zapewniam cię, że nie ma w nim przesłuchiwania podejrzanych z ciężkimi psychozami.
- Uważa pani, że ten człowiek jest chory? - wtrącił prokurator, zapobiegając tym samym dalszej wymianie zdań.
- Nie trzeba być specjalistą, żeby to stwierdzić - odparła Ania, nadal poirytowana straconym bezowocnie czasem. - Według mnie to schizofrenia, być może jakieś inne zaburzenia. Tak czy inaczej, na waszym miejscu szukałabym prawdziwego grabarza, bo ten człowiek z całą pewnością nim nie jest.
- Mamy dowody - warknęła Sam.
- Wiesz, na czym polega twój problem? - zapytała psycholog, podchodząc do Amerykanki tak blisko, że prawie stykały się stopami. - Może i masz wiedzę, zdolności i doświadczenie. Ale brak ci intuicji. I dlatego będziesz nadal przesłuchiwać i zatrzymywać niewinnych ludzi, a grabarz będzie pod twoim nosem mordować kolejne kobiety. Nie rozpoznasz go, nawet jak się o niego potkniesz.
W pomieszczeniu zapadła cisza. Ania zarzuciła na ramię torebkę i wyszła spokojnie, jakby cała ta rozmowa była całkowicie normalna.
Żaden z policjantów nie odważył się wracać do tego wydarzenia i przypominać Sam o zarzutach, które usłyszała. Wszyscy pracowali tak jak dotychczas, a jedyną zmianą było jeszcze większe zacięcie u Amerykanki. Sebastian zdawał się podzielać jej opinię, a przynajmniej nie dał po sobie poznać, że może być inaczej. Oboje jeszcze długo siedzieli w pokoju przesłuchań, próbując uzyskać od podejrzanego informacje; najpierw sami, potem w obecności psychiatry. Niestety wszystko wskazywało na to, że nawet jeśli mężczyzna cokolwiek wie czy pamięta, nie zamierza podzielić się tym z komisarzami.
Joasia wykorzystała fakt, że nikt się nią nie interesuje i pojechała do rodziny pierwszej ofiary grabarza przed piętnastoma laty. Tak jak podejrzewała, nie została zbyt sympatycznie przyjęta, a po kilku minutach rozmowy rodzice zamordowanej dziewczyny po prostu ją wygonili. Oboje byli wzburzeni.
Druga z ofiar była sierotą wychowywaną przez ciotkę, która nie żyła od wielu lat. Kolejna miała co prawda rodziców, ale ojciec był przykuty do łóżka, a matka chorowała poważnie na serce. Joasia szybko się wycofała w obawie, że nadmierne emocje spowodowane wspominaniem zmarłej córki mogą kobiecie poważnie zaszkodzić.
Dochodziła dwudziesta, ale policjantka postanowiła odwiedzić jeszcze jedną rodzinę. Tym razem zdołała porozmawiać z rodzicami ofiary, ale pomimo uzyskania odpowiedzi na wszystkie pytania, wyszła od nich ze zrezygnowaniem wypisanym na twarzy.
Wracając na komendę rozmyślała o tym, czego się dowiedziała. Sprawdziła cztery ofiary, o ile oczywiście można tak nazwać uzyskane strzępki informacji. Pozostawało jeszcze sporo, ale Joasia zaczynała zdawać sobie sprawę, że ma bardzo nikłe szanse na znalezienie w ten sposób mordercy. Równie dobrze mógł być nim jeden z ojców ofiar, których poznała tego dnia. Wcześniej łudziła się, że kiedy tylko zobaczy grabarza, porozmawia z nim, natychmiast rozpozna w nim mordercę. Teraz jednak czuła, że było to bardzo naiwne myślenie.
Na komendzie wrzało, choć Joasia nie od razu zdołała dowiedzieć się, co jest przyczyną takiego poruszenia. Dziennikarze koczujący na parkingu mimo późnej godziny byli najlepszym dowodem na to, że cokolwiek tak podgrzało atmosferę, nie jest to nic dobrego. Przez chwilę pomyślała, że jakimś cudem dowiedzieli się o aresztowaniu kolejnego podejrzanego, ale szybko zdała sobie sprawę, że w przypadku kilkudziesięciu poprzednich zatrzymań nie było takiego zainteresowania ze strony mediów.
- Gdzie byłaś tyle czasu? - warknął Seba, ledwie ją zobaczył. - Miałaś nam pomagać!
Joasia zmrużyła oczy. Określenie "pomagać" budziło w niej niemiłe skojarzenia.
- Ależ przepraszam najmocniej szanownego pana nadkomisarza - odparła jadowitym tonem, akcentując ostatnie słowa.
- Znaleziono kolejne zwłoki - poinformował ją Kamil, włączając się do rozmowy. - To znaczy... właściwie tylko szczątki. Wygląda na to, że to kolejna ofiara grabarza, ale według lekarza mogła zginąć mniej więcej piętnaście lat temu.
- Gdzie ją znaleziono?
- Na terenie starej żwirowni na południu miasta. Jest nieczynna od prawie dwudziestu lat - relacjonował asystent. - Ale to jeszcze nie koniec. Znalazły ją dzieciaki z pobliskich domków, ponoć często tam się bawią. Twierdzą, że już kiedyś któreś z dzieciaków natrafiło tam na jakieś pudło, deski, coś takiego. Nie mają pewności, ale to mogła być trumna. Tylko że nie potrafią dokładnie powiedzieć, w którym miejscu.
- Czyli to może być jego cmentarzysko - zauważyła cicho Joasia. - Tam może być więcej ofiar...
- Niestety tak.
Pół godziny później cała trójka komisarzy pojechała do nieczynnej żwirowni. Było całkiem ciemno, ale technicy i mundurowi, a także ekipa z psami pracowali bez wytchnienia. Wszyscy szukali kolejnych ciał. Szybko okazało się, że nie bezpodstawnie - do rana znaleziono trzy kolejne trumny ze szczątkami kobiet.
Od świtu policjanci chodzili po okolicznych domach i rozmawiali z mieszkańcami, ale pytanie o podejrzane wydarzenia sprzed piętnastu lat oczywiści nie mogły mieć większego sensu. Joasia doskonale zdawała sobie z tego sprawę, więc ulotniła się tak szybko jak mogła, by dalej kontynuować swój plan.
Tym razem także nie miała szczęścia - rodziny ofiar albo nie chciały z nią rozmawiać, albo zwyczajnie nie wiedziały nic, co mogłoby jej pomóc. Dopiero w trzecim domu, kiedy zaczynała już tracić entuzjazm, pojawiła się iskierka nadziei.
- To państwa córka? - zapytała, podchodząc do zdjęcia stojącego na kominku. Rodzice przytaknęli, więc wzięła fotografię do ręki i przyjrzała się jej dokładniej. Ofiara nie była na zdjęciu sama. - Kim jest ten mężczyzna? - zapytała po chwili.
- To jej narzeczony, Mateusz - odparła matka, podchodząc do policjantki i także przyglądając się zdjęciu. - Bardzo kochał Moniczkę, to była taka dobra para... Mieli sie pobrać w październiku, a we wrześniu... we wrześniu... - głos jej się załamał, ale Joasia dobrze wiedziała, co się wtedy stało. Dokładnie czytała akta wszystkich tych spraw. - Bardzo się zmienił od śmierci Moniczki - kontynuowała kobieta po chwili. Zupełnie odciął się od ludzi. A kilka miesięcy temu... kilka miesięcy temu dowiedział się od jej najlepszej przyjaciółki, że była w ciąży. Nikomu z nas nie powiedziała...
Joasia zmarszczyła brwi.
- Kiedy dokładnie się dowiedział? - zapytała.
- No... jakoś we wrześniu chyba.
Tej informacji potrzebowała. Czuła, że to nie może być zbieg okoliczności. Wzięła od rodziców jego adres i pojechała tam, zastanawiając się po drodze, jak powinna postąpić. Rozsądek podpowiadał jej, że skrajną głupotą jest jechać samotnie do domu seryjnego mordercy i na dodatek wypytywać o jego ofiary. Niestety w obecnych okolicznościach telefon do Sebastiana nie wchodził w grę. Przeszło jej przez myśl, żeby zadzwonić do Ani, policyjnej psycholog, która zdawała się być jej jedynym sprzymierzeńcem, ale szybko zrezygnowała z tego pomysłu. Nie mogła w ten sposób narażać koleżanki, która w razie niebezpieczeństwa nie miałaby nawet broni.
W końcu postanowiła zadzwonić do Bartka. Tak samo jak pozostali był zwolennikiem Sam i wierzył w jej śmiałe teorie na temat Joasi, ale w tym wypadku był "najmniejszym złem". Wiedziała, że bez względu na to, co o niej pomyśli, pójdzie z nią bez gadania.
Miała rację. Bartek nie wyglądał na zachwyconego, ale bez słowa podreptał za nią do domu Mateusza Wojaka. Ledwie znaleźli się w salonie, Joasia natychmiast zorientowała się, że trafiła w dziesiątkę. Stojące na półce zdjęcie, przedstawiające podejrzanego w wojskowym mundurze przekonało nawet Bartka. To było jawne potwierdzenie słów Ani i oboje zdawali sobie sprawę, że to stanowczo za dużo na przypadek.
Mężczyzna rozmawiał z nimi normalnie, choć Joasia zauważyła, że jego oczy są całkowicie pozbawione wyrazu. Na pytania odpowiadał konkretnie, nie okazując najmniejszych emocji. A przecież chodziło o kobietę jego życia...

2 komentarze:

  1. Czyli chyba znaleźli następcę grabarza. Ale skąd wziąć jeszcze dowody? Następna część może być bardzo ciekawa, bo jeśli to ten mężczyzna jest mordercą, to wie już że Asia ma trop. A taka sytuacja może być dla niej niebezpieczna... nawet bardzo. Następna część zapowiada się bardzo ciekawie.

    P.S. Czcionka w prawym panelu bocznym jest mało wyrazista, a z prawej nie najlepiej komponuje się z tłem i po dłuższym czytaniu bolą oczy. Myślę, że dobrze by było zmienić jej kolor.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uff, uporałam się ze swoją robotą i, dopiero teraz dodaję komentarz u Ciebie. Część niezwykle emocjonująca! Oj, biedna ta Aśka i głupi Sebastian... Dzisiaj taki krótki komentarz, ale już mi brakuje inwencji twórczej. Zapraszam do mnie. Mam nadzieję, że i się spodoba mój pomysł. :-) Oczywiście z niecierpliwością czekam na rozwiązanie sprawy"Grabarza" i kolejną część...

    OdpowiedzUsuń