czwartek, 27 września 2012

51. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Wbrew przypuszczeniom Sebastiana, Aśka wcale nie była oschła, kiedy wrócił z małą torbą i dobrą nowiną. Pocałowała go, wyściskała i z uśmiechem pozwoliła rozpakować się w sypialni. Przygotowała mu nawet dwie wolne półki i trochę miejsca w łazience.
- Nie ma Kaliny? - zapytał nieśmiało, wyjmując z torby podkoszulek zwinięty w kłębek i wygładzając go niezdarnie.
- Znowu nocuje u Zuzi.
Mężczyzna kiwnął głową, starając się sprawiać wrażenie, jakby ta informacja nie miała dla niego żadnego znaczenia.
- Seba, wiesz, że przed pakowaniem ubrania powinno się poskładać? - zagadnęła Joasia, kiedy policjant wyjął z torby zmiętą koszulę.
- Spieszyłem się...
Joasia uniosła brwi.
- Aż tak była wściekła?
- No wiesz... szczęśliwa nie była - mruknął Seba wymijająco.
- Zostaw te ciuchy, wyprasuję ci rano - westchnęła w końcu Aśka, przyglądając się przyjacielowi z dezaprobatą. - Co jej powiedziałeś?
- Prawdę. Że chcę być z tobą.
- Poważnie? Myślałam, że sprzedaż jej jakąś tanią bajeczkę. No wiesz... "To nie twoja wina tylko moja, zasługujesz na kogoś lepszego" i tak dalej - kpiła Joasia.
- Widzę, że masz o mnie dobre zdanie...
- Wszyscy tak robicie - odparła kobieta, wzruszając ramionami.
- Wszyscy?
- No... wy, faceci.
Seba tylko uniósł brwi, ale nie odpowiedział. Wrzucił resztę ubrań na półkę i zamknął szafkę. Nie był w najlepszym nastroju po rozmowie z Sam.
- No i jak zareagowała? - drążyła Joasia, wciąż obserwując uważnie Sebastiana.
- Trochę pokrzyczała, trochę mi naubliżała... Ale przyjęła do wiadomości, nic innego jej nie pozostało.
Ta informacja nie zaspokoiła w pełni ciekawości Joasi, ale Sebastian wyraźnie nie chciał o tym rozmawiać, więc postanowiła więcej go nie wypytywać.
Wieczór spędzali na kanapie przed telewizorem. Aśka leżała z głową na kolanach Sebastiana i wpatrywała się w niego jak w obrazek. Wciąż nie mogła uwierzyć, że awantura zakończyła się w taki sposób.
- Nie podoba mi się, że tam wracasz - powiedziała nagle. - Nie będę cię zatrzymywać, ale wiedz, że to nie jest mi na rękę.
- Wiem - mruknął Seba, głaszcząc ją delikatnie po włosach. - Ale naprawdę zależy mi na tym stażu...
Aśka pokiwała głową zamyślona.
- Ty tam pojedziesz... z nią... A ja będę tu myśleć, wyobrażać sobie, co tam robicie...
- Aśka, nie jadę tam romansować. Jadę do pracy - powiedział spokojnie Seba.
- Tak się ładnie mówi - skwitowała kobieta, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- No dobrze, jeśli bardzo ci na tym zależy, zrezygnuję - oznajmił Seba z cichym westchnieniem. - Może w ten sposób cię przekonam, jak bardzo mi na tobie zależy.
Joasia uśmiechnęła się niespodziewanie.
- Wystarczy mi, że to zaproponowałeś - stwierdziła. - Ale masz dzwonić i pisać. A jeśli spróbujesz...
- Aśka, jesteśmy razem od trzech godzin, a ty już chcesz mi zrobić scenę zazdrości? - zapytał Seba trochę rozbawiony, a trochę przerażony.
- Po prostu cię uprzedzam. Nie daruję zdrady.
Seba wywrócił oczami i pocałował ją czule.
Następnego ranka komisarze natychmiast podzielili się z przyjaciółmi dobrą wiadomością. Anka była wniebowzięta i raz po raz gratulowała Joasi, natomiast Rafała trochę to rozbawiło. Co do jednego oboje byli zgodni: spodziewali się awantury, jak tylko Sam przyjedzie na komendę.
Ale Amerykanka nie pojawiła się w pracy. Stary o niczym ich nie poinformował, a żadne z nich nie pytało. Komisarzom nawet ulżyło, bo nie musieli znosić jej pretensji. Aśka miała wielką nadzieję, że przez tych kilka dni do wyjazdu już jej nie zobaczy.
Tego dnia wyszli z pracy wczesnym popołudniem. Nie było zbyt wiele pracy, Stary zniknął przed dwunastą, więc postanowili razem spędzić dzień. Seba odważnie zaproponował, że przygotuje obiad, a Kalina, która zdążyła już wrócić ze szkoły, postanowiła mu pomóc. W związku z tym Joasia wzięła psa i poszła na pobliskie łąki, żeby porządnie się wybiegał, ganiając za patykiem.
Karo uwielbiał aportować, a dla Joasi było to bardzo na rękę. Nie musiała specjalnie się trudzić, żeby zapewnić psu odpowiednią dawkę ruchu.
Jak zwykle usiadła na kamieniach, zebrawszy uprzednio kilka większych kijków i rzuciła psu pierwszy z nich. Karo natychmiast poleciał za nim w podskokach. Joasia obserwowała, jak łapie go kilkanaście metrów dalej i biegnie z powrotem. Odwróciła się, usłyszawszy czyjeś przyspieszone kroki. Zbliżał się biegiem młody chłopak. Kiedy ich spojrzenia skrzyżowały się, Joasia instynktownie zerwała się z miejsca, ale zrobiła to zbyt późno. W tym samym momencie chłopak wykonał dziwny ruch, jakby chciał w nią czymś rzucić.
Joasia poczuła ostry ból w ramieniu. Obok zaskomlał przeraźliwie Karo, który zdążył już wrócić z patykiem. Kobieta spojrzała na swoje lewe ramię i zamiast ubrania zobaczyła krwawiącą ranę. Ból był straszny, miała wrażenie, że skóra jej płonie. Starała się jednak to zignorować i złapać psa, który piszcząc, kręcił się w kółko i próbował dosięgnąć rany na karku.
- Spokojnie, Karo, spokojnie - mruknęła, chwytając go za szelki.
Pies był przerażony. Próbował jej się wyrwać, ale mimo bólu trzymała go mocno. Wściekając się w duchu, że nie zabrała telefonu, wzięła psa na ręce i pobiegła w kierunku swojego bloku.
- Seba, zejdź szybko na dół - wydyszała do domofonu kilka chwil później, wciąż nie puszczając psa. - Musisz mi pomóc.
Karo ważył grubo ponad trzydzieści kilogramów i po pokonaniu kilkuset metrów od łąki Joasia była ledwie żywa. Ręce odmiawiały jej posłuszeństwa, a pies szarpał się wściekle z bólu. Wiedziała, że nie da rady wnieść go na górę.
Sebastian zbiegł po schodach szczerze wystraszony. Kiedy zobaczył ranę obejmującą ramię i sporą część dekoltu Joasi, momentalnie zbladł. Kobieta jednak nie pozwoliła mu się odezwać.
- Weź go ode mnie i zanieś go na górę - powiedziała, wręczając jej psa. - Uważaj, nie poparz się.
- Ale co się stało? Aśka, musisz jechać do szpitala!
- Zabierz go na górę - powtórzyła zniecierpliwiona.
W mieszkaniu Joasia założyła psu kaganiec i nakazała Sebastianowi dokładnie wypłukanie rany. Podczas gdy Kalina pomagała mu go przytrzymać, policjantka zajęła się sobą. Nie była w stanie pozbyć się bluzki, która przylgnęła do rany, więc w ubraniu pochyliła się nad zlewem, żeby za pomocą wody oczyścić ranę z resztek substancji.
Nie była w stanie powstrzymać łez, ale zdołała je ukryć przed Kaliną i Sebastianem. Bardzo jej zależało, żeby skupili się na cierpiącym psie i nie chciała odwracać ich uwagi.
- Kalina, przynieść opatrunki jałowe i bandaż. Są w apteczce - poleciła siostrze.
- Aśka, co się stało? - zapytał Seba, kiedy nastolatka wyszła. - To kwas?
- Nie wiem, chyba tak.
- Ale skąd...?
- Oblał nas jakiś chłopak - mruknęła kobieta, z trudem zmuszając się do rozmowy.
Kalina wróciła z apteczką i Seba zrobił opatrunek psu, a potem Joasi, która cały czas upierała się, żeby najpierw zajął się zwierzakiem.
- Zabierzcie go do weterynarza - powiedziała, z trudem zakładając bluzę, żeby nie widać było opatrunków. - Ja muszę z tym pojechać na pogotowie.
- Zawiozę cię... - zaczął Seba, ale Joasia pokręciła gwałtownie głową.
- Zajmijcie się Karo - nakazała. - Tylko nie zdejmujcie mu kagańce, może kogoś ugryźć.
Sebastian był trochę zły, bo chciał jechać z Joasią na pogotowie, ale nie miał wyjścia. Wiedział, że kobieta i tak idzie na kompromis, bo najchętniej sama zabrałaby psa do weterynarza. Zdawała sobie jednak sprawę, że w przypadku takich oparzeń szybka pomoc lekarska jest bardzo istotna.
Trzy godziny później komisarze spotkali się na szpitalnym korytarzu. Joasia została już opatrzona, dostała także środki przeciwbólowe i czuła się już lepiej. Zaczynało do niej powoli docierać, co się stało i jakie miała szczęście, że skończyło się to w taki sposób.
- Co powiedział lekarz? - zapytał Seba zaniepokojony. - Nie powinnaś zostać w szpitalu?
- Nic mi nie będzie, mam tylko przyjechać jutro na zmianę opatrunku - odparła. - Co z Karo?
- Ma zostać w klinice kilka dni, ale wyliże się. Na razie Kalina dotrzymuje mu towarzystwa. Pamiętasz tego chłopaka? Znasz go?
Joasia pokręciła głową. Odruchowo przyciskała co chwilę dłoń do opatrunków i dopiero ból przypominał jej, że nie powinna ich dotykać.
- Pojadę na komendę - zadecydował w końcu Seba. - Trzeba go jak najszybciej znaleźć. Ale najpierw odwiozę cię do domu.
- Nie, pojadę z tobą - mruknęła kobieta. - Przecież jestem jedynym świadkiem, a poza tym trzeba ustalić tożsamość tego chłopaka - dodała, widząc pełne dezaprobaty spojrzenie Sebastiana. - Chodźmy.
Na komendzie natychmiast zainteresowali się nimi i komisarze, i asystenci. Najpierw Joasia musiała odpowiedzieć na kilka zwyczajowych pytań dotyczących samopoczucia i wreszcie można było przejść do rzeczy.
- Byłam na łąkach - zaczęła, krążąc po biurze. - Bawiłam się z psem i nagle nadbiegł ten chłopak. Celował w twarz, to w sumie przypadek, że wstałam i nie trafił... W ogóle wyglądał na laika. Chyba się wystraszył, jak na niego spojrzałam, bo tam chlusnął tym kwasem bez ładu i składu...
- Poznałaś go? - zapytała Ania retorycznie.
- Nie, ale przejrzę bazę. Mógł mieć najwyżej dwadzieścia pięć lat. Nie wyglądał na przestępcę, ot, normalny chłopak.
Przez chwilę wszyscy milczeli, rozważając jej słowa. W końcu Sebastian postanowił się odezwać.
- Podejrzewasz kogoś? Komu się ostatnio naraziłaś?

***

Miało być w poniedziałek, ale jeszcze dzisiaj mnie natchnęło:)
Qwerty, nie zamierzałam wprowadzać tego wątku, ale jak przeczytałam Twój komentarz, uznałam, że byłabym głupia, gdybym tego nie wykorzystała;)

3 komentarze:

  1. Nie mam wątpliwości, że za tym napadem na Joasię stoi Sam. Twój dopisek na koniec tylko mnie w tym utwierdził ;) Nie było jej w pracy, więc miała czas aby załatwić tego młodego chłopaka. Dobrze że Joasia w porę zdążyła się odsunąć. Powinna teraz szczególnie uważać na siebie i Kalinę, chyba nawet powinny mieć ochronę. Część niewątpliwie jest świetna.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm, cieszę się, że natchnęło Cię. Na weekend wyjeżdżasz, a poprzednio zakończyłaś w tak ciekawym miejscu... Część interesująca, a Qwerty95 podsunął całkiem zgrabny pomysł. Zemsta Sam? To całkiem, całkiem możliwe. Jeszcze ten kwas taki sposób. O, ba robi się niebezpiecznie, nawet bardzo. A teraz jeszcze Sebastian wraca do Stanów Zjednoczonych. Niby na staż, ale tak między Bogiem, a prawdą nic jeszcze do końca przesądzone. Chińczycy, podobno mają takie ludowe przysłowie " Beczenie owcy pobudza wilka". Czyli inaczej mówiąc Samanta Jones na pewno będzie chciała odpowiednio wykorzystać tę okazję. Jest perfidna, więc z pewnością nie będzie mieć skrupułów. Skoro było ją stać na tego rodzaju posunięcie, zapewne umie jeszcze więcej. Niewątpliwie, bowiem to ona stoi za tym napadem. Sebastian jest, tylko facetem i miał wcześniej kilka partnerek od seksu, no poza tym był w kocu związany z Sam. Jakoś do końca nie wierzę w szczerość tej skruchy wobec Joasi. Pozornie jest OK, ale, to jedynie pozór. Wszak Sebastian szczerze przyznał, że praca policjanta Ameryce jest, o wiele bardziej ekscytująca. Dlatego ja całkiem prywatnie nie wierzę w jego szybki powrót,a może raczej w taki bez komplikacji. Jak nie praca to Sam, albo jeszcze, co innego wypadnie... Hu hu, ale się rozpisałam tym razem. Czekam na wyjaśnienie tej sytuacji. Pozdrawiam Autorkę.

    OdpowiedzUsuń