czwartek, 13 września 2012

43. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

- Muszę już iść - mruknął w końcu Seba. - Ja... naprawdę przepraszam. Nie gniewaj się na mnie.
- Nie poprosisz mnie nawet, żebym zachowała to dla siebie? - zapytała kobieta z dziwnym wyrazem twarzy.
Przez moment chciała go zaszantażować, a chwilę później pomyślała, że mogłaby przecież powiedzieć Sam prawdę. Jednak tak naprawdę dobrze wiedziała, że żadna z tych opcji nie wchodzi w grę. Koniec końców Sebastian miał rację: byli przyjaciółmi.
- Nie mam prawa cię o to prosić - powiedział, wzruszając ramionami. - Jeśli poczujesz się lepiej, jak jej powiesz... po prostu to zrób.
Aśka pokręciła tylko głową, ale nic nie powiedziała. Sebastian stał już z ręką na klamce, ale w ostatniej chwili postanowił jeszcze coś dodać.
- Wiem, że nie lubisz Sam - powiedział. - W zasadzie wcale ci się nie dziwię, zwłaszcza po tym, co zrobił Stary... Wszystkich nas postawił w głupiej sytuacji, ale wiesz, że dla mnie nigdy nie będziesz asystentką. A Sam... Wiesz, ona czuje się tu trochę obco, poza tym w pracy zawsze jest bezwzględna. Porozmawiam z nią, wyjaśnię, że nie jesteś asystentką i żeby nie...
- Nie rób tego - przerwała mu Aśka zdecydowanym tonem. - Stary zażyczył sobie, że mam pomagać wam w śledztwie i tak będzie. Nie chcę, żebyś w ogóle z nią rozmawiał na mój temat. Nie bój się, nie będę prowokować awantur.
Seba pokiwał głową.
- No dobrze, to ja... to... do jutra - pożegnał się i wyszedł.
Dopiero następnego dnia Joasia w pełni zdała sobie sprawę z wydarzeń poprzedniego wieczoru. Cała złość na Błażeja, który próbował pogrywać z nią w wyjątkowo ochydny sposób, przeniosła się na sprawę Kaliny. Z samego rana wparowała do biura Agaty i Maćka z zamiarem zrobienia tam awantury.
Komisarz na jej widok zapadł się głębiej w fotelu, jakby już dobrze wiedział, co się za chwilę stanie. Miał rację: Aśka była wściekła i nie miała zamiaru owijać w bawełnę.
- Dlaczego Kalina nadal jest w areszcie? - zapytała ostro, patrząc na Agatę bez cienia niepewności. - Już dawno minęło czterdzieści osiem godzin, nie macie prawa jej tu przetrzymywać!
- Kalina jest zatrzymana do czasu wyników... - zaczęła Agata, jednak Joasia nie miała zamiaru pozwolić jej skończyć.
- Podejrzewacie ją? - warknęła.
- No coś ty... - powiedział szybko Maciek.
- Była na miejscu zbrodni, w dodatku nie pamięta, co się wydarzyło - wpadła mu w słowo Agata. - Czy to nie ty zawsze powtarzałaś, że ćpunom nie można wierzyć? - dodała ze złośliwym uśmiechem.
W Joasi wszystko się zagotowało.
- Moja siostra nie jest ćpunem - wycedziła przez zęby, trzęsąc się ze złości. - I radzę ci uważać na słowa.
- Bo?
- Agata, daj spokój - wtrącił się ponownie Maciek. - Wypuśćmy ją, przecież nie mamy żadnych przesłanek, żeby...
- Kalina zostaje w areszcie, aż wyniki badań potwierdzą, że nie miała nic wspólnego z morderstwem - oświadczyła stanowczo Agata.
Maciek spojrzał na Joasię znacząco, ale kobieta nie miała nastroju wymienianie niemych uwag pod adresem Agaty. Obróciła się na pięcie i szybkim krokiem opuściła biuro. W tym momencie nie przejmowała się reakcją Starego, który wściekał się teraz z byle powodu, ani nawet tym, że za chwilę będzie zmuszona ponownie spierać się z Sam. Chciała jednego: za wszelką cenę postawić na swoim i doprowadzić do zwolnienia Kaliny z aresztu. Zupełnie jakby w ten sposób mogła udowodnić sobie, że ma jeszcze na coś wpływ.
Nie zważając na wczesną jeszcze godzinę, zaszyła się w swoim biurze i zadzwoniła do prokuratora. Mężczyzna wysłuchał jej dokładnie i jak zwykle obiektywnie podszedł do sprawy. Bez wahania zgodził się z Joasią - dalsze zatrzymywanie Kaliny w areszcie było bezprawiem. Obiecał w ciągu godziny przyjechać na komendę i załatwić sprawę z Agatą.
Sukces tylko na chwilę poprawił Joasi humor, gdyż już piętnaście minut później została wezwana przez Starego. Już sam fakt, że szef pojawił się w pracy o tak wczesnej porze nie wróżył dobrze. Nie trudno było się domyślić, że jest to spowodowane sprawą grabarza, podobnie jak wezwanie Joasi na dywanik.
Kobieta bez większych oporów zapukała do gabinetu Starego i zajęła swoje stałe miejsce w jednym z foteli. Była gotował wysłuchać reprymendy za mieszanie się do śledztwa Agaty i Maćka, więc groźna mina komendanta wcale jej nie przeraziła.
- Kilka dni temu dostarczyła mi pani zaświadczenie lekarskie mające być dowodem na pani zdolność do pracy w terenie - zaczął Stary podejrzanie spokojnym tonem. - Jednak po pani zachowaniu wnioskuję, że powinienem wymagać także zaświadczenia psychologa.
- Słucham? - zdziwiła się szczerze kobieta.
- Była wczoraj u mnie pani Samantha i w największym zaufaniu podzieliła się swoim niepokojem - kontynuował Stary, a na twarzy Joasi coraz wyraźniej malowało się niezrozumienie. - Prosiła, abym nie wyciągał od pani konsekwencji za niesubordynację. Jest doskonałym psychologiem i rozumie, że jeszcze nie poradziła sobie pani z niedawnym wypadkiem.
Przez chwilę Aśka miała ochotę się roześmiać, bo słowa Starego brzmiały jak dobry żart. Niestety wszystko wskazywało na to, że mówił całkiem poważnie.
- To nieprawda - powiedziała, kiedy wreszcie odzyskała mowę. - To jakaś bzdura. Miałam pomagać w śledztwie i to robię, mam prawo mieć swoje zdanie, a Sam...
- Pani Samantha mówiła mi o pani niechęci do jej osoby - przerwał jej spokojnie Stary. - Nie ma jednak o to żalu, ale wyraziła nadzieję, że zdoła pani z nią współpracować.
- To są jakieś żarty...
- To nie są żarty, pani Joanno. Jeśli z jakiegoś powodu nie jest pani w stanie pracować przy tym śledztwie, jest to najlepszy moment, żeby o tym powiedzieć.
- Mogę i chcę prowadzić to śledztwo - warknęła kobieta poirytowana do granic możliwości.
- Pomagać przy śledztwie - poprawił ją szef, akcentując pierwsze słowo. - Proszę pamiętać, że to nie do pani należy decydowanie o toku śledztwa.
- Pamiętam.
Wciąż trochę zszokowana po rozmowie ze Stary zeszła na dół, gdzie wpadła na przyjaciółkę. Już chciała podzielić się z nią swoim obudzeniem, kiedy Ania objęła ją delikatnie ramieniem i z łagodnym uśmiechem poprowadził do biura. Joasia patrzyła na nią podejrzliwie, ale nie odezwała się.
- Posłuchaj, Asiu - zaczęła Ania ostrożnie, kiedy policjantka usiadła za swoim biurkiem. - Wiesz, że możesz mi ufać... I naprawdę możesz porozmawiać ze mną o wszystkim.
Aśka ściągnęła brwi, mierząc przyjaciółkę badawczym spojrzeniem.
- O co ci chodzi? - zapytała w końcu.
- Już nie musisz udawać, naprawdę - odparła Ania łagodnie. - Rozmawiałam z Sam... Asiu, tak mi przykro, że wcześniej nie przyszło mi to do głowy... Powinnam się domyślić, że ten napad... że to wszystko po prostu po tobie nie spłynęło...
Joasia wytrzeszczyła oczy. Stary to Stary, lubił wierzyć w różne bzdury, ale Ania? Przecież znały się wiele lat...
- Jeszcze i ty? - warknęła. - Też uwierzyłaś w te brednie?
- Już w porządku, Asiu, nie musisz udawać - mówiła Ania nadal spokojnym tonem. - Wiem, że to dlatego tak nie lubisz Sam, bo ona zrozumiała, co się z tobą dzieje... Nie chciałaś, żeby nam powiedziała... żebyśmy traktowali cię inaczej.
Aśka wstała powoli, kręcąc z niedowierzaniem głową.
- To jakiś koszmarny sen - mruknęła pod nosem i wyszła powoli z biura.
Tego dnia czuła się na komendzie bardzo nieswojo. Wszyscy, poczynając od asystentów, a na Sebastianie kończąc, traktowali ją z dystansem i przesadną łagodnością, jakby miała problemy psychiczne i w każdej chwili mogła się załamać. Po tym jak Anka nie chciała jej uwierzyć, nie próbowała już nikomu tłumaczyć, że Sam naopowiadała im bzdur. Zresztą, nikt wprost jej tego nie powiedział.
Wczesnym przedpołudniem prokurator w końcu dotarł na komendę i rozmówił się z Agatą, dzięki czemu Joasia mogła zabrać siostrę z aresztu. Kalina wyglądała bardzo kiepsko. Widać było, że kilka dni w areszcie kompletnie ją rozbiło. Aśka nie mogła sobie darować, że musi ją zostawić, ale wiedziała, że sprawa grabarza jest zbyt poważna, żeby mogła pozwolić sobie na wcześniejsze wyjście z pracy.
Wręczyła siostrze klucze od mieszkania, zamówiła taksówkę i obiecała, że wróci najszybciej, jak się da. Z ciężkim sercem patrzyła za odjeżdżającym samochodem, przeklinając w duchu wszystkich, którzy narazili jej się tego dnia: poczynając od Starego, a na Sam kończąc.
Nie był to jednak koniec złych wiadomości. Zaczynało się ściemniać, a Aśka zastanawiała się właśnie, czy mogłaby juz zmyć się do domu, kiedy w biurze komisarzy pojawił się zaaferowany Tomek.
- Macie kolejne zwłoki - oświadczył. - Jeździe na Kolejową, zauważycie nasze patrole.
Sam momentalnie zbladła. Była bardzo zadowolona z efektów pracy, bo po dokładnym przeanalizowaniu artykułów z bibliotek można było uznać, że grabarz wzorował się na informacjach z gazet. Było tam wszystko, co musiał wiedzieć, ale zabrakło szczegółów co do profilu ofiary, wykonania trumien czy środków stosowanych do unieruchomienia ofiar. Zdążyli już zdobyć listę czytelników, którzy w ciągu ostatniego roku interesowali się tymi artykułami w którejkolwiek z bibliotek i choć było ich prawie dwudziestu, Sam była dobrej myśli. Zupełnie nie przyszło jej do głowy, że grabarz w tym czasie także nie próżnuje.
Na miejscu zbrodni Sam nie była już jedyną podłamaną osobą. Ofiarą okazała się trzynastoletnia dziewczynka zameldowana we wsi trzydzieści kilometrów za miastem. Zginęła w taki sam sposób jak poprzednie ofiary grabarza, więc nikt nie miał wątpliwości co do sprawcy, jednak fakt, że morderca nie oszczędził nawet dziecka, stawiał sprawę w innym świetle.
Kiedy Sam zarządziła, że to Joasia ma jechać do rodziny ofiary, kobieta nie zaprotestowała. Było to najgorsze z możliwych zadań, ale z jakiegoś powodu policjantka chciała zrobić to sama.
Pokonując kolejne kilometry, cały czas zastanawiała się nad sprawą. Była na siebie zła, bo nie podeszła do niej tak poważnie, jak powinna. Bywało już różnie, prowadził sprawy, w które angażowała się emocjonalnie, ale zawsze potrafiła zająć się śledztwem profesjonalnie. Czy jej osobiste uprzedzenia do Sam albo fakt, że osobiście nie prowadziła tej sprawy mógł mieć jakiekolwiek znaczenie w obliczu tylu zbrodni? Teraz była już pewna, ża chce zrobić absolutnie wszystko, żeby złapać grabarza i obiecała sobie solennie, że już nic nie rozproszy jej uwagi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz