czwartek, 2 grudnia 2010

146.

Na komendzie zajęli się przeglądaniem materiału z monitoringu, a następnie wypełnianiem raportów. Aśka wciąż była pod wrażeniem wyczucia pierwszych ruchów maleństwa. Przytłumiło to nawet nocny niepokój, który nie opuszczał jej także rano. W końcu odłożyła papiery i poszła na poszukiwanie Ani. Wyciągnęła ją z biura i razem poszły do kuchni.
- No co jest, Asiu? – zagadnęła Ania, zaparzając herbatę.
- Wiesz... to może trochę głupie... – zaczęła Aśka niepewnie. – Dzisiaj miałam takie wrażenie... Wydawało mi się, że wyczuwam ruchy dziecka. Ale to chyba za wcześnie, prawda? – mruknęła trochę przygnębiona.
- Ależ skąd, to całkiem prawdopodobne. Co prawda pierworódki na ogół później wyczuwają dziecko, ale jesteś bardzo szczupła, więc to jak najbardziej możliwe.
- Serio? – zapytała podekscytowana. – A ty kiedy poczułaś?
- Dopiero w dwudziestym pierwszym tygodniu, ale pamiętaj, że byłam dużo grubsza od ciebie. A poza tym każda z nas jest inna.
- Chciałabym już chociaż trochę się zaokrąglić... – westchnęła. – Mam wrażenie, że Sebastian też bardzo na to czeka.
- Ojejku, na pewno – przyznała Ania. – Ale nie jest przecież dzieckiem, zaczeka. I ty też lepiej uzbrój się w cierpliwość.
Tego dnia nie zabawili długo na komendzie. O osiemnastej mieli być u ginekologa, a że Asia chciała odpowiednio przygotować się do tej wizyty, wyszli z pracy już po pierwszej.
Po powrocie do domu dziewczyna natychmiast poszła do łazienki. Znowu musiała skorzystać z toalety, co zresztą dawało jej się we znaki od początku ciąży, a przy okazji chciała wziąć gorącą kąpiel. Miała nadzieję, że to pomoże jej się rozluźnić przed wizytą u lekarza.
Sebastian poszedł do kuchni przygotować posiłek, tymczasem Asia zaczęła ostrożnie rozpinać bluzkę. Zdjęła także stanik, a po chwili zupełnie odruchowo podeszła do lustra. Wpatrzyła się w swoją okaleczoną pierś. Dotknęła jej bardzo ostrożnie, zaledwie koniuszkiem palca, ale nawet ten słaby bodziec wywołał ból. Skrzywiła się. Od kilku dni pierś bardzo ją bolała i wiedziała doskonale, że nie ma to nic wspólnego z ciążą i nadwrażliwością jaką odczuwała od miesięcy. Był to zupełnie inny ból, ostry i bardziej dokuczliwy. Z obrzydzeniem przyjrzała się bliźnie. Szrama była długa, nierówna i znowu zaczerwieniona. Szybko odwróciła się w stronę wanny. Podeszła i odkręciła kurek z ciepłą wodą. Zamyślona obserwowała, jak wanna napełnia się. Myślała o słowach lekarza, o tym, jak namawiał ją na zmianę pracy. Na co dzień bardzo łatwo było zapominać o tych radach. Jak biegała z pistoletem pełna energii, jakoś nie mogła uwierzyć, że jej odejście z policji jest w ogóle możliwe. Tylko kiedy ten cholerny ból się nasilał, zagrożenie nagle stawało się realne.
 Weszła ostrożnie do wanny i oparła się wygodnie. Czasem potrzebowała chwili dla siebie, a wtedy długa kąpiel była zbawieniem. Gorąca woda trochę złagodziła ból, a co za tym szło, odgoniła także czarne myśli. Na powrót skupiła się na dziecku i wizycie, jaka ją czekała.
Z zamyślenia wyrwało ją pukanie do drzwi.
- Asieńko, wszystko ok? – zawołał Seba.
Rozejrzała się po łazience, zastanawiając się, co skłoniło go do tego pytania. Nic nie przyszło jej do głowy, więc uspokoiła go szybko, wychodząc z wanny i sięgając po ręcznik.
- Już wychodzę – burknęła niechętnie w stronę drzwi. Znowu czuła dziwne rozdrażnienie. – Wejdź, jeśli chcesz – dodała niezbyt zachęcającym tonem.
- Musisz zjeść obiad przed wizytą u lekarza – powiedział Seba z troską, wpatrując się w narzeczoną.
 Nim zdążył powiedzieć jeszcze choć jedno słowo, Asia osunęła się po ścianie, łapiąc się za lewą pierś. Sebastian przerażony ukląkł przy niej. Widać było, jak bardzo cierpi.
- Skarbie co  ci jest? - spytał wystraszony.
- Pierś mnie boli. Nie chciałam ci nic mówić, zaraz samo przejdzie - wymamrotała niechętnie dziewczyna.
- Obiecałaś mi, że już nic nie będziesz ukrywać, pamiętasz? - powiedział surowo Seba, ale w jego głosie słychać było troskę. - Tu nie ma na co czekać, jedziemy do szpitala. I nie protestuj – dodał na widok jej miny, - bo jeśli będzie trzeba, wsadzę cię do samochodu siłą.
- Sebuś, nic mi nie jest, naprawdę - mruknęła Asia, czując łzy pod powiekami.
Mężczyzna nie dał się jednak wciągnąć w dalszą dyskusję. Pomógł jej się ubrać i zawiózł do szpitala. Na widok dobrze znanego budynku dziewczyna jęknęła z niechęcią. Miała już serdecznie dość wszelkich szpitali. Bywała w nich częściej niż ktokolwiek inny, a nie należało to wcale do przyjemności.
Na dyżurze był akurat lekarz, który leczył Asię po ostatnim wypadku. Rozpoznał ich natychmiast i zaprosił do gabinetu.
- No, pani Joasiu, ostrzegałem panią, czym to się może skończyć. Nie powinna pani w ogóle pracować w tym stanie, choćby ze względu na dziecko - stwierdził karcąco lekarz po krótkim badaniu. – Mówiłem: cisza, spokojny tryb życia, jak najmniej stresu – dodał, wzdychając ciężko. - Zatrzymamy panią u nas na oddziale. Niepokoi mnie trochę praca pani serca. Zrobimy EKG i inne badania - zadecydował po chwili namysłu.
- Panie doktorze, ale z dzieckiem wszystko w porządku, ja nie poronię, prawda? Wie pan, ja już raz straciłam dziecko... - wykrztusiła Asia, puszczając mimo uszu informację o kolejnym pobycie w szpitalu.
- Dziecku nic nie jest, proszę się nie martwić. Musi pani tylko o siebie dbać i na pewno donosi pani ciążę bez problemów. Ten ból piersi, a właściwie serca, jest ściśle związany z wypadkiem. Oczywiście jest to bardzo dokuczliwe, ale obiecuję, że zrobimy wszystko, żeby pani i maleństwu nic nie zagrażało - zapewnił uspokajającym głosem. - Proszę teraz pojechać po jakieś rzeczy dla narzeczonej, ale same drobiazgi, bo już jutro po badaniach wypuścimy ją do domu - lekarz zwrócił się do Sebastiana.
Sebastian pocałował Asię czule, szepnął jej do ucha, że niedługo wróci i wyszedł z gabinetu lekarza. Droga do domu była długa i nieprzyjemna – jak każdy przejazd przez miasto w taką pogodę.
W pośpiechu wszedł do domu, rejestrując kątem oka, że drzwi do pokoju Krzysia są jak zwykle zamknięte, a światło już zgaszone. Seba westchnął ciężko i poszedł do łazienki. Prawie nie patrząc, co robi, zgarnął z półki kosmetyki narzeczonej. Jego myśli błądziły w kierunku syna. Pomimo wszelkich prób nawiązania kontaktu i usilnych starań ze strony Sebastiana, Krzyś nadal traktował ich, jakby byli niewidzialni. Chodził spać bardzo wcześnie, jadał posiłki, ostentacyjnie ich ignorując.
Wrzucił do torby czystą piżamę i już miał zamiar wychodzić, kiedy usłyszał dzwonek do drzwi. Zniecierpliwiony wywrócił oczami. Ktokolwiek by teraz nie przyszedł, z pewnością nie była to mile widziana wizyta. Dźwięk dzwonka powtórzył się. Osoba stojąca za drzwiami dzwoniła jak na alarm, co tylko spotęgowało irytację mężczyzny. Zaklął w duchu.
Otworzył drzwi z rozmachem, jednocześnie pod nosem wypowiadając obelgi w kierunku osoby stojącej za drzwiami. Kiedy zobaczył przybyłych, zamarł w progu. Zamrugał nerwowo i stwierdził, że rzeczywiście stoją przed nim jego rodzice. Matka miała minę, jaką znał bardzo dobrze jeszcze z czasów dzieciństwa i wiedział, że z pewnością nie wróży nic dobrego. Ojciec natomiast uśmiechał się łagodnie, patrząc na syna z zadowoleniem.
- Czego jak czego, ale tego to się po tobie nie spodziewałam! Żeby nic nie wspomnieć o wizycie naszego ukochanego wnuka! - zaatakowała go od progu starsza kobieta. - Mój biedny, słodki Krzyś! Jak zajęła się nim ta twoja Asia, to się nie dziwię, że tak się izoluje i nie chce z tobą rozmawiać! Biedne maleństwo bez opieki matki, a ojciec zajmuje się jakąś... - przerwała z niesmakiem wykrzywiając usta, jakby zabrakło jej odpowiednich obelg. - Mój słodki skarbek! Jesteś, słoneczko! No chodź, niech cię babcia uściska - zagruchała na widok wychodzącego chłopca.
Mały podbiegł do babci i objął ją w pasie, zupełnie ignorując ojca. Potem przywitał się z dziadkiem całując go w policzek i ponownie przykleił się do rozpromienionej kobiety patrzącej z triumfem na syna.
- Muszę wyjść, Asia jest na kontrolnych badaniach w szpitalu i ma tam zostać na noc - powiedział Sebastian sucho, nie patrząc na matkę.
- To coś poważnego? – zaniepokoił się ojciec. - Mam nadzieję, że jest zdrowa?
- Miała kolejny wypadek – odparł Seba, starając się ignorować matkę, która cały czas witała się ostentacyjnie z wnukiem. – Została bardzo poważnie postrzelona, blisko serca. Baliśmy się o nią, ale teraz jest już dobrze - powiedział cicho, rzucając ojcu znaczące spojrzenie.
- No proszę! Ta kobieta zawsze pakuje się w jakieś kłopoty i to ona miałaby się zajmować Krzysiem?! - wykrzyknęła matka Sebastiana z teatralnym przerażeniem.
- Ona omal nie umarła, a ty mówisz takie rzeczy?! Jak możesz?! – odparował Sebastian, zupełnie nie panując nad złością.
- Niech trzyma się jak najdalej od mojego wnuka! Nie pozwolę jej go wychowywać! - zapiała podniesionym głosem starsza kobieta.
- Asia za kilka miesięcy także urodzi dziecko! Twojego wnuka! - wypalił z goryczą w głosie Sebastian. Nie zamierzał mówić tego rodzicom w taki sposób, ale zachowanie matki doprowadzało go do furii. Nie zwracając uwagi na osłupiałą kobietę, uśmiechnął się z trudem do ojca. - To już czwarty miesiąc – wyjaśnił, czując rosnącą dumę. Nawet tak przykre okoliczności nie mogły osłabić jego radości z coraz bliższych narodzin dziecka. - Dzisiaj mieliśmy dowiedzieć się, jaka będzie płeć maleństwa, ale Asia źle się poczuła i musieliśmy jechać do szpitala. Z jej sercem nie jest dobrze, choć lekarz powiedział, że dziecku nic nie zagraża.
Ojciec Sebastiana wyglądał na przeszczęśliwego. Cały promieniał dumą i radością. Sebastian widząc jego reakcję, poczuł niewysłowioną ulgę. Skoro już nie mogą cieszyć się wszyscy z narodzin dziecka jak każda normalna rodzina, niech przynajmniej on uczestniczy w tym ważnym wydarzeniu. Miło było wiedzieć, że ma się na tym świecie kogoś po swojej stronie.
Mimowolnie spojrzał na matkę. Wyglądała jak chmura gradowa i pozostawało tylko czekać, aż zacznie ciskać piorunami. Odprowadziła Krzysia do pokoju, cały czas ćwierkając do niego słodko. Wróciła po chwili i popatrzyła z odrazą na syna.
- Więc ta twoja... Zaszła w ciążę i urodzi jakiegoś bękarta, bo oczywiście takie rzeczy jak ślub nie mają dla niej żadnego znaczenia – stwierdziła z sarkazmem.
- Moja droga, chyba posunęłaś się za daleko – wtrącił ojciec Sebastiana, kładąc żonie rękę na ramieniu. - To będzie dziecko naszego syna, nasz wnuk – przypomniał jej poirytowany.
- Żaden bachor spłodzony przez tą kobietę nigdy nie będzie moim wnukiem – krzyknęła z furią.
- Przepraszam cię, synu, matka nie wie, co mówi. Powiedz Asi, że jestem bardzo szczęśliwy i gratuluję wam obojgu. Mój Boże, będę dziadkiem – powiedział starszy mężczyzna rozanielonym głosem, jakby dopiero uświadomił sobie ten fakt.
Sebastian uśmiechnął się na widok miny ojca i serdecznie go uścisnął.
- Dziękuję ci, tato, nawet nie wiesz, jaki jestem szczęśliwy. Przekażę wszystko Asiuli, na pewno się ucieszy – zapewnił. – Przepraszam, że nie mogę zostać, ale nie chcę, żeby Asia była w szpitalu sama. Przyjedziemy jutro razem.
- Oczywiście, jedź do niej i niczym się nie martw. My zajmiemy się Krzysiem.
Puścił synowi oczko i zamknął za nim drzwi, ignorując złowrogie pomrukiwania żony. Sebastian wypadł z klatki w zawrotnym tempie, oczywiście zapominając o niesprzyjającej pogodzie. Poślizgnął się, upadł i zjechał po schodach, nabijając sobie kilka nowych siniaków. Zaklął na głos, ale prawda była taka, że jego złość gdzieś się ulotniła. Mroźne powietrze dobrze mu zrobiło. Wiedział, że przed wejściem do Joasi musi w pełni dojść do siebie.
Jechał, starając się nie myśleć o niezapowiedzianej wizycie, którą mimowolnie przyjął przed wyjściem. Po chwili namysłu zatrzymał się przed jednym z barów i kupił dla Asi obiad, pamiętając, że nie zdążyła zjeść przed wyjściem. Zwykle nie pozwalał, by żywiła się „takimi świństwami”, jak to określał, jednak doszedł do wniosku, że jeden raz w dość wyjątkowych okolicznościach nie powinien jej zaszkodzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz