wtorek, 14 grudnia 2010

158.

Tymczasem Sebastian siedział w biurze z Rafałem. Teoretycznie mieli wypełniać raporty, bo Ania z Tomkiem pojechali w teren, ale w rzeczywistości po prostu grali w karty.
- No ale suma summarum z dzieckiem wszystko w porządku? - skwitował Rafał, kiedy przyjaciel opowiedział mu wydarzenia poprzedniego wieczoru.
- Z dzieckiem tak, gorzej z Aśką - westchnął Seba. - Nie wiem, jak ona donosi tą ciążę. Już ledwie chodzi.
- Może to przez tą anemię...
- Pewnie trochę tak - przyznał. - Z drugiej strony była strasznie wychudzona. Zresztą, co ja będę gdybać, nie mam o tym zielonego pojęcia - powiedział ze złością.
- Spokojnie, stary, jeszcze tylko miesiąc.
- Czasem myślę, że wolałbym, żeby urodziła wcześniaka. Już nie mogę patrzeć, jak się męczy.
- Zastanów się, jak ona by się czuła. Na pewno miałaby do siebie pretensje. No i przecież dziecku mogłoby się coś stać.
- Wiem, wiem... Słuchaj... jak to było z Anką? Znaczy przy porodzie - zapytał niepewnie.
- Co, cykorek? - zakpił Rafał.
- No wiesz, ostatecznie nie codziennie zostaje się ojcem...
- Cóż, powiem ci, że to niezapomniane chwile. Na początku byłem przerażony, nawet trochę żałowałem, że się zgodziłem, bo wiesz... Ania cierpiała, a ja musiałem na to patrzeć i nie mogłem jej pomóc. Ale mówiła, że byłem dla niej olbrzymim wsparciem, więc było warto, choćby dlatego. No a chwila, kiedy pierwszy raz zobaczyłem Patkę, przeciąłem pępowinę... tego nie da się opisać - powiedział wzruszony.
- Strasznie jestem ciekawy czy to chłopiec, czy dziewczynka - wyznał Seba.
- Więc dlaczego nie chcieliście poznać płci przy USG?
- A wiesz... w sumie nie ma to znaczenia, nie?
- Oj, Seba, Seba - mruknął Rafał, kręcąc głową. - Może pojedziesz do niej, co? I tak nie skończymy tych papierów, a już po czternastej.
- Serio?
- Jasne, jedź - uśmiechnął się.
Sebastian zerwał się z fotela jak oparzony i wybiegł z biura. Po drodze do domu zajechał do kwiaciarni i kupił bukiet białych frezji - ulubionych kwiatów Joasi. Miał nadzieję, że w ten sposób chociaż trochę poprawi jej nastrój. Niestety nie zastał dziewczyny w mieszkaniu. Znalazł kartkę zapisaną jej charakterem pisma.
- "Dzwoniła Martyna, ma jakiś problem, pojechałam do niej. Będę koło pierwszej. Kocham cię" - przeczytał cicho. - Martyna? - powiedział sam do siebie. Wyciągnął telefon i wybrał numer ukochanej. - Poczta głosowa... - mruknął.
- Rozejrzał się po mieszkaniu, próbując przypomnieć sobie, o jaką Martynę chodzi. Zaczynał się coraz bardziej niepokoić. Po pierwsze musiało stać się coś poważnego, skoro w ogóle wybrała się do tej dziewczyny. Ostatnio prawie nie ruszała się z domu, głównie odpoczywała. Poza tym, nigdy nie wyłączała telefonu, bo wiedziała, że będzie się o nią martwił. No i miała wrócić o pierwszej, a tymczasem dochodziła trzecia. Starając się nie wpaść w paranoję, raz jeszcze zadzwonił do narzeczonej. Kiedy ponownie włączyła się poczta głosowa, złapał bluzę i wyszedł z domu, nie zwracając najmniejszej uwagi na skaczące wokół niego psy.
Pół godziny później wpadł na komendę. Anka i Rafał spojrzeli na niego zaskoczeni.
- Aśka cię pogoniła? - zapytała dziewczyna, unosząc brwi.
- Zniknęła - powiedział Seba drżącym głosem.
- Jak to zniknęła? - zawołali jednocześnie komisarze.
Bez słowa podał im kartkę i czekał niecierpliwie na reakcję.
- No dobrze - odezwała się ostrożnie Ania, - z tego wynika, ze pojechała do koleżanki. A że nie wróciła dokładnie na pierwszą... przecież ją znacz. Zagadała się, to wszystko.
- Nie odbiera telefonu!
- Może jej się rozładował? - zasugerował Rafał bez przekonania.
- Czy wy mnie w ogóle słuchacie?! Ona jest w dziewiątym miesiącu ciąży! - zdenerwował się Seba. - Nie wyszłaby z domu bez powodu!
- Dobra, spokojnie. Zaraz ją znajdziemy.
- Wiesz, co to za Martyna? - zwrócił się do Ani, zaciskając słonie na blacie biurka.
- Martyna... coś kiedyś wspominała o jakiejść Martynie, ale nie wiem jak się nazywa ani gdzie mieszka.
Sebastian odwrócił się gwałtownie i wyszedł z biura. Komisarze wymienili się znaczącymi spojrzeniami, a potem zerwali się z krzeseł i podążyli za nim.
- Bartek, sprawdź telefon Aśki - mówił Seba zdenerwowany. - Gdzie się ostatnio logowała i kto do niej dzwonił?
- Co się stało? - zapytała Kaśka zaniepokojona.
- Nie wróciła do domu, ma wyłączony telefon - wyjaśniła Ania.
Wszyscy wpatrywali się z wyczekiwaniem w Bartka.
- Ostatnie logowanie w okolicy ulicy Konopnickiej - powiedział po chwili. - Dzwonił do niej ktoś z numeru na kartę o 11.13.
- Namierz ten numer - polecił natychmiast Seba.
- Moment... Został wyłączony zaraz po telefonie do Aśki, ale wtedy znajdował się w okolicach Słonimskiej.
- Sprawdź mi wszystkich na całej Słonimskiej, mieszkanie po mieszkaniu - zażądał Sebastian, obracając nerwowo telefon w dłoniach. - Zwróć szczególną uwagę na kobiety o imieniu Martyna.
- Już się robi - odparł Bartek i złapał telefon.
Kilkanaście minut później komisarze nadal czekali na informacje. Sebastian krążył po biurze, wciąż wydzwaniając do Aśki.
- Martyna Ostrowska! - zawołał Bartek, wbiegając nagle z korytarza. - Słonimska 43/1.
Seba nawet na niego nie spojrzał, od razu wybiegł z biura. Ania i Rafał nie byli w stanie go dogonić, tak więc pojechali drugim samochodem. Kiedy wreszcie dotarli na miejsce i wpadli do mieszkania na parterze, Sebastian stał nad młodą blondynką kulącą się na fotelu i szlochającą.
- Mów wreszcie, do cholery! - krzyczał. - Gdzie ona jest?!
- Wyjdź! - zażądała natychmiast Anka.
Rafał złapał przyjaciela za ramię i z trudem wyprowadził go z mieszkania. Ania w międzyczasie pomogła usiąść dziewczynie, zastanawiając się nad początkiem rozmowy. 
- Ty jesteś Martyna, tak? - zapytała ostrożnie, pomijając uprzejmości. Kobieta pokiwała głową. - Dzwoniłaś dzisiaj do Asi, prosiłaś ją o spotkanie. Co się stało potem?
- Ona... ona mi kazała... - wyszeptała, dławiąc się łzami.
- Kto?
- Ta kobieta...
- Jaka kobieta? - dopytywała Anka, siląc się na spokój.
- Wiesz, jak się nazywa?
- Nie... Ale one się znały... - łkała. - Zmusiła mnie, miała broń - tłumaczyła nieskładnie.
- Jak wyglądała?
- Młoda, długie, czarne włosy...
- Jagoda... - szepnęła Ania sama do siebie. - Co było potem?
- Wyszły...
Policjantka podniosła się do pionu i przez moment myślała nad słowami dziewczyny. W końcu bez słowa wybiegła z mieszkania, rozglądając się za chłopakami.
- To Jagoda - wyznała na wydechu. - Miała broń.
- Cholera jasna! - zaklął, uderzając pięścią w dach samochodu.
- Niestety Martyna nie ma pojęcia, gdzie poszły. 
- Trzeba ją jak najszybciej znaleźć - powiedział stanowczo Rafał. Wyciągnął telefon i wybrał numer Bartka. - Namierz telefon Jagody - powiedział, ledwie usłyszał głos asystenta. - Tak, tej Jagody! Tylko szybko.
Ania i Sebastian patrzyli na niego z napięciem. W końcu pokiwał głową i rozłączył się.
- Jest gdzieś w lesie przy szosie Warszawskiej - oznajmił, wyciągając kluczyki.
Droga zajęła im stanowczo za dużo czasu, przynajmniej patrząc na sprawę z ich perspektywy. Korki były duże i nawet użycie policyjnego koguta nie rozwiązało problemu.
Podczas gdy komisarze próbowali przebić się przez miasto, Joasia walczyła z własnymi słabościami, starając się dojść gdzieś, gdzie będzie coś poza drzewami. W końcu jednak musiała dać za wygraną. Zraniona noga bolała tak bardzo, że nie dała rady dalej iść. Przysiadła na trawie i oparła się o szeroki pień. Słońce było wciąż na niebie, ale jej zaczynało robić się zimno. Prawa dłoń dziewczyny leżała bezwładnie na trawie, zaś lewą głaskała opiekuńczo brzuch. Wiedziała, że przeżycia tego dnia nadszarpnęły nie tylko jej zdrowie. Chciała jakoś uspokoić maluszka. Zaczęła mówić do niego cicho.
- Nie martw się, skarbie, tatuś nam pomoże - wyszeptała. - Już niedługo będziemy z nim w domku, zobaczysz.
Uśmiechnęła się delikatnie, choć do oczu napłynęły jej łzy. Dopiero tak naprawdę zaczęła zdawać sobie sprawę, jak bardzo jest zmęczona, jak wszystko ją boli i wreszcie, jak strasznie się boi. Już nie miała siły udawać, że sobie poradzi. Wiedziała, że jedyne co może zrobić, to uspokoić siebie i dziecko.
Spojrzała w niebo, przypominając sobie ostatni raz, kiedy to znalazła się w podobnej sytuacji. Różnica była jednak znaczna - wtedy nie nosiła pod sercem swojego dziecka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz