piątek, 3 grudnia 2010

147.

W szpitalu wpadł prosto na lekarza Joasi.
- Sala 105 – powiedział uprzejmie, obdarzając Sebastiana uśmiechem.
Dziewczyna siedziała na łóżku ze skrzyżowanymi nogami, wpatrując się w okno. Zamyślona nawet nie zauważyła, kiedy Seba wszedł do sali.
- Jejku! Wystraszyłeś mnie – rzekła z naganą w głosie, kiedy dotknął delikatnie jej ramienia.
- Jak się czujesz? – zapytał, siadając obok.
- Już dobrze – westchnęła.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu, każde pogrążone we własnych myślach. Joasia wciąż rozważała słowa lekarza, a Sebastian zastanawiał się, w jaki sposób powiedzieć jej o przyjeździe rodziców. W końcu przerwał ciszę.
- Kupiłem ci obiad – mruknął. – Zjedz, póki ciepły.
Aśka sięgnęła niechętnie po pierogi. Nie miała na nie najmniejszej ochoty, ale postanowiła nie narzekać.
- Zadzwonisz do mojego lekarza? Trzeba go przeprosić... – zaczęła.
- Dzwoniłem. Mamy przyjechać pojutrze o tej samej godzinie.
Zjadła w milczeniu, a potem także bez słowa poszła do łazienki. Szpitalne toalety napawały ją obrzydzeniem, więc tylko załatwiła się i umyła ręce, mając nadzieję, że Sebastian zabrał chusteczki nawilżające. Dopiero w sali przebrała się w piżamę i zrobiła mocno skróconą wieczorną toaletę.
- Przyjedziesz po mnie rano? – zapytała, kiedy rozczesywał jej włosy.
- Zostanę z tobą, skarbie – odparł, przeczuwając, że nadszedł czas na nieprzyjemną rozmowę.
- Nie ma mowy! Wracaj do Krzysia, nic mi się tu przecież nie stanie.
- Krzyś... – zawahał się Seba. – Krzyś jest z dziadkami – westchnął.
- Jak to? – zapytała, odwracając się do niego.
- Widzisz... – zaczął ostrożnie. – Jak wychodziłem z domu, akurat przyjechali moi rodzice. Dowiedzieli się, że Krzyś jest z nami.
- Skąd?
- Nie mam bladego pojęcie – przyznał, dopiero zdając sobie z tego sprawę.
Aśka odwróciła się z powrotem do okna, czując, że Sebastian znowu czesze machinalnie jej włosy. Jednego była pewna: przyjazd rodziców Sebastiana, a konkretnie jego matki, nie wróży nic dobrego. A jeśli dodać do tego wciąż naburmuszonego Krzysia i jej ciążę, można było spodziewać się katastrofy.
- Trzeba powiedzieć im o dziecku – szepnęła.
- Właściwie... już im powiedziałem.
Odwróciła się do niego gwałtownie, sprawiając, że pociągnął ją mocno za włosy, ale nawet nie jęknęła. Patrzyła wyczekująco, jakby spodziewała się ciągu dalszego wyznania.
- Ojciec jest bardzo szczęśliwy, mało się nie popłakał – rzekł Seba, postanawiając przemilczeć pewne fakty. – Kazał ci pogratulować – uśmiechnął się.
- A matka? – zapytała, nie dając się zwieść.
- Wiesz przecież, jaka jest – mruknął wymijająco.
- Rozumiem – odparła z krzywym uśmiechem. – Nienawidzi mnie jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe.
- Asiu...
- W porządku – powiedziała, wzruszając ramionami, - spodziewałam się tego. - Opadła na poduszkę i przymknęła oczy. – Powinieneś wracać do domu i wyspać się.
- Jesteś zła – bardziej stwierdził, niż zapytał.
- Raczej trochę zmartwiona...
- Pojadę jutro rano do domu i zawiozę rodziców do hotelu. Nie będziesz musiała się z nimi widywać.
- Przyjechali do Krzysia, nie mogą mieszkać w hotelu. Zresztą, co ja gadam – skrzywiła się. – To zupełnie nie o to chodzi. - Usiadła na łóżku i spojrzała Sebastianowi w oczy. – Okłamałam cię – wyznała.
Patrzył na nią zaskoczony. Rozmowa nagle przyjęła zupełnie nieoczekiwany przez niego obrót.
- Nie bardzo rozumiem – mruknął.
- Po tym wypadku lekarz właściwie zabronił mi pracy w policji. Dla mojego serca to takie... samobójstwo rozłożone w czasie – uśmiechnęła się z wysiłkiem. – Przepraszam.
Sebastian pogłaskał ją delikatnie po policzku. W pierwszym momencie poczuł złość, ale szybko minęła.
- Rozumiem cię – powiedział po chwili. – Ja też nie chciałbym rezygnować z pracy.
- Nie będę już jeździć w teren – oznajmiła ze smutnym uśmiechem. – Do końca ciąży będę siedzieć za biurkiem. Ale potem... potem wrócę do pracy – szepnęła przepraszającym tonem.
Nic nie odpowiedział. Słowa były zbędne. Pocałował ją czule i nakłonił do położenia się.
- Prześpij się – powiedział.
Zasnęła zaskakująco szybko, za to Sebastian nie mógł zmrużyć oka. Siedział przy stłumionym świetle lampki nocnej i wpatrywał się niewidzącym wzrokiem w okno. Niby powinien cieszyć się z decyzji podjętej przez Joasię, w końcu to dla dobra jej i dziecka, ale jakoś nie potrafił. Wiedział, że będzie się męczyć, siedząc za biurkiem.
Z samego rana lekarz zabrał dziewczynę na badania. Sebastian miał zamiar jechać do domu, ale perspektywa kolejnej awantury w wykonaniu jego matki wcale nie była zachęcająca. Postanowił więc posiedzieć na korytarzu i poczekać na narzeczoną. Mimowolnie wyobrażał sobie powrót do domu. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie ma żadnej szansy na rozejm. Nie potrafili dogadać się w warunkach w miarę neutralnych, zawadzali sobie w dużym, piętrowym domu z ogrodem, a co dopiero jego małe mieszkanie z dodatkiem punktów zapalnych, jakimi byli Krzyś i to maleństwo pod sercem Asi. To się musiało źle skończyć.
- Halo! Ziemia do Sebastiana! – zawołała Anka. Przyjechała do szpitala i od kilku minut próbowała zwrócić na siebie uwagę przyjaciela.
- Sorry, zamyśliłem się – mruknął.
- Zauważyłam. Co z Asią?
- Jest na badaniach, ale powinno być dobrze.
- Więc skąd taka mina? – zapytała, unosząc brwi.
- Aj... długa historia – westchnął.
- A że mamy mnóstwo czasu, to zaraz mi ją opowiesz – powiedziała Ania z uśmiechem.
- Z Aśki sercem nie jest dobrze... To znaczy wiesz, jeśli ograniczy wysiłek i stres, wszystko będzie dobrze.
- Tylko że w jej przypadku ograniczenie wysiłku i stresu jest niemożliwe – wpadła mu w słowo policjantka.
- Powiedziała, że zrezygnuje z pracy w terenie, do porodu będzie siedzieć za biurkiem. Po urlopie macierzyńskim wróci do normalnej pracy.
- Dlatego się martwisz, tak? Chciałbyś, żeby już na zawsze dała sobie spokój? – zgadywała Ania.
- Nie, to nie tak. Oczywiście cieszę się, że ona i dziecko będą bezpieczniejsi, ale wiem, że nie o takim życiu marzyła.
- To niczyja wina – stwierdziła rezolutnie. – Jest praca, jest ryzyko i są efekty.
- Niby tak...
- No dobrze, ale w czym tak naprawdę jest problem? Bo trochę się pogubiłam...
- W tym, że za kilka godzin będę w jednym domu ze swoją przyszłą żoną, dwójką dzieci z różnych związków i rodzicami – odparł z sarkazmem.
Minęła minuta nim Ania przeanalizowała sens tych słów i zrozumiała, co Sebastian chciał jej przekazać. Spojrzała na niego jak na wariata.
- Przyszła żona to rozumiem, dwójka dzieci też, oczywiście pod warunkiem, że liczyłeś to nienarodzone. Ale rodzice? Możliwe, że coś mi się już pochrzaniło przez ten cały pośpiech, ale z tego co pamiętam, to twoi rodzice mieszkają w Szczecinie – powiedziała ostrożnie.
- Przyjechali wczoraj z wizytą – mruknął. – Jakimś cudem dowiedzieli się, że Krzyś jest u nas.
- No to masz problem... – odparła Ania z powagą.
- Dzięki. Pocieszyłaś mnie.
Przez chwilę siedzieli w ciszy. Dziewczyna myślała intensywnie, chcąc poradzić coś mądrego Sebastianowi. W końcu odezwała się niepewnie.
- Myślisz, że to dobry pomysł, żebyście spali wszyscy pod jednym dachem? – zagaiła.
- Wiem, że beznadziejny, ale brak mi innych. Chciałem przenieść rodziców do hotelu, ale Aśka się nie zgodziła.
- Nie chce zaostrzać konfliktu z twoją matką – wyjaśniła Ania cierpliwie. – Ale może zgodziłaby się pomieszkać jakiś czas u nas? Dopóki twoi rodzice nie wyjadą.
- Nie ma mowy – powiedział Seba stanowczo.
- Słuchaj, ja rozumiem, że będziesz tęsknisz i tak dalej – odparła, machając lekceważąco ręką, - ale musisz myśleć przede wszystkim o Aśce. Stresów powinna unikać, a u ciebie ich teraz nie zabraknie.
- Nie chodzi wcale o mnie. To jest jej dom i chcę, żeby o tym pamiętała. Wiesz przecież, jaka jest. Gdybym zaproponował jej coś takiego czy choćby tylko się na to zgodził, zaraz poczułaby się nieswojo. Jeśli ktoś opuści to mieszkanie, to będą to moi rodzice.
- Może masz i rację – przyznała niechętnie. – Zresztą, zrobicie, jak uważacie za stosowne. Jakby co, to moja propozycja jest zawsze aktualna.
Pokiwał głową, ale nic nie odpowiedział, bo na końcu korytarza zobaczył narzeczoną. Podszedł do niej, pocałował namiętnie i przytulił.
- I jak badania? – zapytał ze słabo ukrywanym niepokojem.
- W porządku. Jedziemy do domu?
- Tak, ubieraj się, a ja spakuję twoje rzeczy.
Wtedy jednak Aśka zauważyła przyjaciółkę i wyjazd ze szpitala poważnie się opóźnił. Dziewczynie wcale się nie spieszyło ze względu na spotkanie z przyszłymi teściami, w związku z czym plotkowała z Anią, a Sebastian bez entuzjazmu zbierał jej rzeczy. Musiał przyznać, że sam wolałby tu zostać niż narażać siebie i narzeczoną na kolejne awantury.
- Jestem gotowa – oznajmiła w końcu późnym popołudniem. – Jedziemy?
- Tak, tak. Wzięłaś wyniki?
Kiwnęła głową i podążyła za ukochanym. Widziała, jak bardzo przejmuje się całą sytuacją, więc ze wszystkich sił starała się pokazać mu, że sama się nie denerwuje. Przez całą drogę gadała jak najęta, dowcipkując i śmiejąc się. Dopiero na schodach straciła dobry humor, czując, jak ogarnia ją lęk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz