piątek, 17 grudnia 2010

161.

- Sebastian - szepnęła roztrzęsionym głosem, - chyba... - zawahała się, nie wiedząc, jak to ująć w słowa.
- Tak?
Spojrzał na jej twarz i natychmiast się domyślił. Przez moment wyglądał na prawie tak spanikowanego jak Joasia. Pewnie stali by tak dłużej, wpatrując się w siebie, gdyby nie nadeszła Daria.
- Co jest grane? - zapytała, obserwując ich czujnie. Asię złapał kolejny skurcz i skrzywiła się, przyciskając rękę do brzucha. Nastolatka natychmiast pojęła, w czym rzecz. - Seba, na co czekasz? - zapytała, obejmując Joasię. - Bierz torbę, dokumenty, telefon i wyjazd!
Sebastian pobiegł do sypialni zbierać rzeczy, natomiast Aśka zaczęła się powoli ubierać. Wcześniej marzyła o bliskości ukochanego w tej ważnej chwili, ale teraz najchętniej schowałaby się w kącie i urodziła w samotności. 
- Dasz radę iść? - usłyszała głos narzeczonego.
Kiwnęła głową i wstała, ale zdażyła zrobić raptem jeden krok, kiedy na jej spodniach pojawiła się szybko powiększająca plama, a chwilę później także kałuża na podłodze. Na moment cała trójka zamarła, jakby uderzył w nich piorun. Pierwsza głos odzyskała Aśka.
- Chyba... chyba wody... odeszły - mruknęła z mieszaniną strachu i zażenowania.
Sebastian wreszcie się otrząsnął. Dotarło do niego, że to naprawdę już.
- Chodź, pomogę ci się przebrać - powiedział, obejmując Joasię i prowadząc ją do łazienki. - Daria, sprawdź jeszcze raz torbę.
Nastolatka przewróciła oczami i opadła na łóżko, przeglądając dokumenty. Chwilę później dołączył do niej przejęty Krzyś.
- Ale numer! - zawołał. - Zaraz będę miał siostrę!
- Albo brata - zauważyła przytomnie Daria. - Poza tym, nie takie zaraz. Dziecko nie rodzi się w pięć minut, małolacie - dodała, sięgając po śpioszki, na których usiadł. - Ciekawe, czy wszystko tak spakował - westchnęła, wkładając je do torby.
- My też jedziemy? - ekscytował się chłopiec.
- A po co my tam? Ktoś musi zostać w domu, zająć się psami i tak dalej. Zresztą, nie wysiedziałabym z tobą kilku godzin na szpitalnym korytarzu.
To mówiąc, rzuciła w niego delikatnie poduszką, jednocześnie zgrabnie unikając ciosu.
Tymczasem Sebastian i Asia walczyli w łazience z wciąż sączącymi się wodami płodowymi. Dziewczyna szlochała cicho męczona skurczami. W końcu Sebastian usiadł na wannie obok niej i przytulił ją mocno.
- Nie bój się - szepnął, - niedługo będzie po wszystkim.
- Chyba nie dam sobie rady...
- Przez dziewięć miesięcy nosiłaś naszego maluszka pod sercem - powiedział, głaszcząc ją czule po brzuchu. - Sama wiesz najlepiej, jak było ciężko. A mimo to poradziłaś sobie. I teraz też tak będzie.
Pokiwała głową i jeszcze przez chwilę siedziała w jego objęciach, uspokajając się. Słowa narzeczonego podziałały na nią jak balsam. Nadal nie była w stanie myśleć racjonalnie, ale na szczęście on przejął inicjatywę.
Droga do kliniki zdawała się trwać wiele godzin. Aśka skupiała się na oddychaniu, przeklinając się w duchu za rezygnację ze szkoły rodzenia. Próbowała przypomnieć sobie rady Ani, ale jakoś nic nie przychodziło jej do głowy. Sebastian z kolei podążał wszystkimi znanymi sobie skrótami, nie zważając na żadne przepisy. Pozornie zachowywał całkowity spokój, mając nadzieję, że udzieli się on dziewczynie.
- Wziąłeś wszystkie dokumenty? - zapytała drżącym głosem, kiedy wreszcie zaparkował pod kliniką.
- Tak, chodźmy - odparł, zarzucając torbę na ramię i pomagając Joasi wysiąść.
Nim znalazła się w gabinecie lekarza doszła do wniosku, że skurcze są całkiem znośne i spokojnie wytrzyma poród. Podniosło ją to na duchu i pozwoliło dotrzeć o własnych siłach na pierwsze piętro. Na korytarzu spotkali lekarza, który niespełna miesiąc wcześniej zajmował się Aśką.
- Czyżby to już? - zagadnął z uśmiechem, pomijając grzecznościowe wstępy. 
- Chyba tak - przyznała dziewczyna, czując kolejny skurcz.
Pokiwał głową i poprowadził ich do gabinetu. Sebastiana trochę zdenerwowało jego opanowanie. Byłby dużo spokojniejszy, gdyby Asia znalazła się już na porodówce podpięta do aparatury. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że dziewczyna bardzo nalegała na poród aktywny i brak jakiejkolwiek ingerencji, przez co niepokój tylko się wzmógł.
- Wody odeszły? - zapytał lekarz.
- Jakieś czterdzieści minut temu - odparł natychmiast Sebastian.
- A jak skurcze?
- Mniej więcej od dwóch godzin, regularne, co dziesięć minut - powiedziała Asia, krzywiąc się.
- Silne?
- Ja... sama nie wiem. Chyba nie - mruknęła niepewnie. - Ale trwają około trzydziestu sekund.
- W takim razie proszę tutaj na fotel - zarządził lekarz, pokazując Joasi niezbyt zachęcający "mebel". - Pan może stanąć przy głowie narzeczonej - dodał, zwracając się do Sebastiana.
Komisarze natychmiast wykonali polecenia. Aśka odwróciła głowę od lekarza, cały czas patrząc ukochanemu w oczy. Znowu powrócił obezwładniający lęk i wiedziała, że tylko Seba może ją uspokoić. Bezbłędnie odczytywał jej emocje, rozpoznając, czego w danej chwili potrzebuje. Podczas badania głaskał ją po twarzy, odgarniał poplątane włosy i szeptał czułe słówka. 
- Rozwarcie na dwa centymetry - poinformował ich po chwili lekarz. Spojrzeli na niego zdezorientowani, więc pospieszył z wyjaśnieniami. - Druga faza porodu rozpoczyna się, kiedy rozwarcie osiąga dziesięć centymetrów, czyli pozostało nam jeszcze osiem. Dziecko znajduje się w odpowiedniej pozycji, tak więc oddaję panią pod opiekę położnej.
Zaprowadził ich do drzwi na drugim końcu korytarza, gdzie znajdowała się sala przystosowana do porodów rodzinnych. Przy oknie stało specjalnie łóżko, niewielka szafeczka oraz kilka krzeseł, a pod ścianą akcesoria porodowe, takie jak piłka, worek sako czy drabinki. Nie zabrakło też łazienki. Całość przypominała ciepłym wystrojem pokój w mieszkaniu, a nie szpitalną salę.
Ledwie zdążyli przekroczyć próg, przywitała ich położna - około czterdziestoletnia szatynka z dobrotliwym uśmiechem na ustach. Na jej widok oboje poczuli ulgę, bo już na pierwszy rzut oka wzbudzała zaufanie.
- Dzień dobry - przywitała się uprzejmie, ściskając ich dłonie. - Pani Joasia i pan Sebastian, zgadza się? - zapytała, biorąc dziewczynę pod rękę. - Ja jestem Grażyna - dodała.
Komisarzom zabrakło opanowania, by odpowiedzieć w jakikolwiek sposób. Aśka chciała się uśmiechnąć, ale mięśnie twarzy odmówiły jej posłuszeństwa. Kiedy usiadła na najbliższym krześle, zdała sobie sprawę, że cała drży. Położna także to zauważyła.
- Dostałam od lekarza dokumentację, także zaraz wypełnię kartę - powiedziała, zaciągając bordowe zasłonki i włączając cicho muzykę. - W międzyczasie może pani wziąć ciepły prysznic, to pozwoli się trochę uspokoić. No i czas się przebrać - uśmiechnęła się ponownie. - Tylko rozpinana koszula i klapki, ewentualnie skarpetki i szlafrok. Robiła pani lewatywę?
Aśka z trudem przełknęła ślinę, próbując przypomnieć sobie, jak się używa języka. Chwilę trwało, nim zdołała odpowiedzieć.
- Nie, ale chciałabym... - wychrypiała.
- Dać pani zestaw czy lepiej, żebym ja to zrobiła?
- Nie, sama zrobię - tym razem odpowiedź padła natychmiast.
Położna wręczyła jej zestaw i wyszła, uprzedzając,że zajrzy do nich za pół godziny. Aśka siedziała nadal na krześle, obracając zesztywniałymi palcami niewielkie, kartonowe pudełko. W ciągu każdej sekundy nawiedzały ją setki sprzecznych uczuć, z których większości nie potrafiła nawet nazwać.
- Zostawisz mnie samą na kilka minut? - odezwała się w końcu zachrypniętym głosem.
- Nie potrzebujesz pomocy? - zapytał troskliwie.
Pokręciła głową, więc pocałował ją i wyszedł, zapewniając, że cały czas będzie na korytarzu tuż obok. Minęła jeszcze długa chwila, nim dziewczyna wreszcie zdecydowała się zrobić nieprzyjemny zabieg. Kolejnych kilkanaście minut spędziła w łazience.
Tymczasem Sebastian krążył po korytarzu jak opętany. Powiadomił przyjaciół, ale prosił, by nie przyjeżdżali. Nie chciał dodatkowo stresować narzeczonej. Zaczęły nawiedzać go czarne myśli. Przypomniał sobie, jak Asia poroniła pierwszą ciążę, jak bardzo to przeżywała. Potem wróciła śmierć Szymka, a także Zuzy i jego nienarodzonego dziecka. W tym momencie szczerze żałował, że tamtego październikowego przedpołudnia jednak zdecydował się na współżycie. Gdyby jej wtedy nie uległ, gdyby choć raz postawił na swoim, teraz pewnie leżeliby we własnym łóżku. A tak, mógł znowu stracić dziecko, a co najgorsze, mógł też stracić ukochaną. Doszedł do wniosku, że nie powinien podejmować takiego ryzyka.
- Wszystko w porządku? - zagadnęła nagle położna, kładąc mu rękę na ramieniu.
- Tak, tak, Asia robi lewatywę - odparł odruchowo.
- Nerwy? - uśmiechnęła się kobieta.
- Proszę powiedzieć... czy cesarka nie byłaby dla niej bezpieczniejsza? - zapytał rozpaczliwie.
- Pańska narzeczona zdecydowała się na poród naturalny i najrozsądniej będzie uszanować jej wybór - powiedziała spokojnie położna. - Jest zdrowa i silna, a nic nie wskazuje, że miałyby wystąpić jakiekolwiek komplikacje. Tylko proszę nie okazywać niepokoju, to jej na pewno nie pomoże.
Uśmiechnęła się do niego krzepiąco i odeszła. Sebastian wziął kilka głębszych oddechów, żeby się uspokoić i dopiero wtedy zapukał do sali. Usłyszał ciche "proszę", więc wślizgnął się do środka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz