sobota, 4 grudnia 2010

148.

W progu została przywitana przez trzy podekscytowane psy. Zdawały się doskonale wyczuwać sprawę, bo odkąd Joasia zaszła w ciążę, traktowały ją dużo ostrożniej. Nie skakały po niej, nie podgryzały w zabawie, entuzjazm wyrażając szczekaniem i merdaniem ogonami. Zaraz za nimi pojawił się ojciec Sebastiana i wyściskał przyszłą synową, gratulując jej raz po raz. Matka nawet nie wyszła, choć doskonale słyszeli śmiechy jej i Krzysia dochodzące z salonu.
- Chodźcie, dzieci, zrobiłem wam obiad, ale właściwie chyba uznamy to za kolację – powiedział starszy mężczyzna, obejmując Joasię i prowadząc ją do kuchni.
Sebastian tylko uśmiechnął się i podążył za nimi, wstępując po drodze do salonu, by przywitać się z Krzysiem. Jak zwykle spotkał się z teatralnym milczeniem, ale nie zwrócił na to większej uwagi. Był już całkowicie przyzwyczajony do ignorancji, która spotykała go codziennie ze strony syna. Matka nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem.
W kuchni zastał już narzeczoną siedzącą na krześle i ojca nakładającego na talerze gołąbki. Oboje śmiali się i Sebastian z zadowoleniem stwierdził, że Aśka wygląda na rozluźnioną. Uśmiechnęła się do niego i oddała czuły pocałunek.
Kolację zjedli w wyjątkowo miłej atmosferze, rozmawiając z ojcem Sebastiana o dziecku, ślubie i wielu innych sprawach. Potem Asia wzięła szybką kąpiel i czmychnęła do sypialni, by przypadkiem nie spotkać się z przyszłą teściową. Narzeczony dołączył do niej pół godziny później.
- Myślałem, że już śpisz – szepnął, kładąc się obok.
- Czekała na ciebie – odparła.
Pocałowała go namiętnie. Miała wielką ochotę posunąć się tego wieczoru dalej, ale świadomość, że gdzieś za ścianą krząta się matka Sebastiana, mogła zgasić każde pożądanie. Przytuliła się więc do mężczyzny.
- Nie jesteś zły? – zapytała cicho.
- Za co?
- Okłamałam cię...
- Niby tak – westchnął. – Ale nie, nie jestem zły.
- Na którą mamy być jutro na komendzie?
- Wziąłem nam dzień wolnego, zapomniałem ci powiedzieć – odparł, głaszcząc ją po włosach. – Pójdziemy spokojnie do lekarza.
- Ale to dopiero na osiemnastą...
- Właściwie to nie. Przełożyłem na jedenastą.
- Oj, Sebuś, ostrzegaj mnie o takich sprawach, ok? – ziewnęła.
- Ok. A teraz śpij już.
Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale poczuła się nagle bardzo senna. Powierciła się chwilkę, szukając najwygodniejszego miejsca na torsie ukochanego i kilka minut później już spała.
Następnego ranka obudziły ją krzyki. Nie czuła się wcale wypoczęta, ale nie dało się spać w takim hałasie, więc niechętnie otworzyła oczy.
- Jeszcze jedno słowo i więcej mnie nie zobaczysz! – rozpoznała głos narzeczonego.
- Wcale nie mam ochoty na ciebie patrzeć! – odpowiedział mu żeński sopran, którego pochodzenia Aśka nie musiała się domyślać. – Jestem tu tylko dla  Krzysia!
- Przestań się wtrącać w jego wychowanie!
- A co, może ona go wychowa?!
Dziewczyna opadła z powrotem na poduszkę. Dobrze wiedziała, kogo tyczyło się określenie „ona”. Wcale nie miała ochoty słuchać tej wymiany zdań, ale kłócili się tak głośno, że nie sposób było się odizolować.
- Daj nam wreszcie spokój! Aśka niedługo będzie moją żoną i matką mojego dziecka! Albo się z tym pogodzisz, albo zniknij raz na zawsze z naszego życia! – krzyknął Sebastian. Słychać było, że zupełnie stracił kontrolę nad emocjami.
- Jak możesz nazywać tego bękarta swoim dzieckiem?! Pewnie spała z nie jednym! Jaką masz pewność, że jest twoje? A nawet jeśli, dała sobie zrobić bachora, to niech teraz się nim zajmuje!
Poczuła jak łzy napływają jej do oczu. Wcisnęła twarz w poduszkę i nie dosłyszała odpowiedzi Sebastiana.
- Krzyś jest twoim jedynym synem i czas się wreszcie nim zająć! Doprowadziłeś do tego, że dziecko nie zna własnego ojca! – krzyczała dalej matka Sebastiana.
- Gdyby Anita nie odebrała mi go cztery lata temu, mieszkałby teraz ze mną i Asią!
- Widocznie miała swoje powody, skoro od ciebie odeszła – powiedziała kobieta z satysfakcją.
Aśka usłyszała huk i dźwięk tłuczonego szkła, który zagłuszył odpowiedź. Potem posypały się przekleństwa i chwilę później do sypialni wszedł Seba z krwawiącą dłonią owiniętą ścierką. Dziewczyna wstała, wzięła z szafki apteczkę i bez słowa zabrała się za odkażanie skaleczenia.
- Przepraszam, że cię obudziłem – mruknął.
- Nie szkodzi. Która jest godzina?
- Dochodzi dziewiąta. Pojedziemy do lekarza i położysz się jeszcze, jak wrócimy, ok? – Kiwnęła głową, sięgając po bandaż. – Dobrze się czujesz?
- Tak, wszystko gra.
Umilkł, nie bardzo wiedząc, co ma mówić dalej. Wiedział, że Aśka słyszała każde słowo. Chciał ją jakoś przeprosić, ale nie miał pojęcia, jak się do tego zabrać.
- Gdzie Krzyś? – zapytała po chwili dziewczyna.
- Na spacerze z ojcem. Dopóki moja matka tu jest, na pewno nie zdołam się z nim dogadać.
- Ale Krzysiek jest zadowolony, tęsknił za dziadkami.
- Tak – mruknął Seba bez entuzjazmu. – Ej, płakałaś? – zapytał z nagłym ożywieniem. Dopiero teraz przyjrzał się jej twarzy.
- Ach, nie – odparła szybko, wycierając z policzków resztki łez.
- Dość tego – powiedział stanowczo. – Zaraz się stąd wyniesie.
Wstał gwałtownie z łóżka z zamiarem natychmiastowego wyrzucenia matki z domu, ale Aśka złapała go za rękaw.
- Daj spokój, proszę. Wszystko się uspokoi, zobaczysz.
Zmusiła go, by usiadł. Wdrapała się na jego kolana i pocałowała namiętnie. Wsunęła dłonie pod podkoszulek i zaczęła delikatnie głaskać plecy ukochanego. Jedocześnie przełożyła nogę tak, by siedzieć do niego przodem. Czuła, że powoli się rozluźnia i poddaje chwili uniesienia. Trochę się speszyła, kiedy rozpiął jej górę od piżamy i zaczął delikatnie pieścić piersi. Wiedziała, że gdyby w takiej sytuacji zastała ich matka Sebastiana, awantura sprzed kilku minut wydawałaby się tylko spokojną dyskusją.
- Echm, Sebuś – mruknęła między pocałunkami. Nie oderwał się od niej ani na moment. – Skarbie – spróbowała ponownie, ale nadal bez efektów. – Kochanie, ja muszę do łazienki – wyznała w końcu, wiercąc się znacząco.
Niechętnie rozluźnił uścisk i spojrzał jej w oczy.
- Przygotuję ci śniadanie, ok?
- E tam, wolałabym, żebyś towarzyszył mi przy kąpieli – powiedziała, pokazując mu język.
- A to ponoć mężczyźni myślą tylko o jednym – odparł, wywracając teatralnie oczami.
Pochyliła się i ponownie zaczęła całować. Dopiero kiedy zauważył, że trzyma rękę między nogami, zaciskając nerwowo uda, odsunął się od niej.
- No to chodźmy do tej łazienki – powiedział z uśmiechem.
Przemknęli się przez przedpokój i zamknęli za sobą drzwi. Kiedy Asia zaczęła się rozbierać, Sebastianowi coś się przypomniało.
- Skarbie, a ty nie miałaś mieć pełnego pęcherza do badania?
Dziewczyna skrzywiła się.
- Ale to dopiero za dwie godziny...
- Półtorej – poprawił ją stanowczo. – Potem badanie nie wyjdzie – mruknął, całując ją delikatnie w szyję.
Westchnęła, ale posłuchała go. Bądź co bądź, miał rację.
Kiedy wreszcie wyszli z wanny, stwierdzili, że matka Sebastiana gdzieś zniknęła. To pozwoliło im zjeść w spokoju śniadanie i już kilkanaście minut po dziesiątej wyjechać z domu. Pogoda znowu nie sprzyjała. Śniegu było tyle, że służby nie nadążały odśnieżać ulic i chodników. Mimo tego udało im się dojechać dość szybko.
- Jeszcze dwadzieścia pięć minut – burknęła Aśka niezadowolona.
- Oj, słoneczko, nie marudź.
Zabrał od niej kurtkę i usiadł przed gabinetem. Na korytarzu byli sami. Milczeli podekscytowani tym, co ich czeka. Aśka dreptała w tę i z powrotem.
- Usiądź, bo dziurę w podłodze wydepczesz – zażartował Seba.
- Sikać mi się chce – burknęła.
Postanowił jej nie denerwować, więc kolejne minuty siedzieli w ciszy. W końcu lekarz zaprosił ich do gabinetu.
- Dzień dobry, proszę usiąść – przywitał się.
Komisarze podeszli do biurka i opadli na fotele Oboje byli trochę podenerwowani.
- Spokojnie – uśmiechnął się lekarz. – Pani Joasia... – zerknął  w dokumenty – piętnasty tydzień. Jak się pani czuje?
- Jestem trochę rozdrażniona i szybciej się męczę, ale poza tym wszystko jest w porządku.
- Zasłabła kilka razy – wtrącił Seba. Zauważył ostre spojrzenie narzeczonej i zapadł się nieco w fotel.
- W jakich okolicznościach?
- Różnie – mruknęła Asia niechętnie. – Ale wystarczyła chwila odpoczynku i zawroty głowy zaraz przechodziły.
- Jakieś bóle, skurcze, krwawienia, upławy? – wypytywał.
- Nie, nic z tych rzeczy. Ale wydawało mi się, że czuję ruchy dziecka – wyznała, czując, jak na jej policzki występują wypieki.
- Bardzo dobrze – skwitował lekarz. – Takim razie czeka nas mierzenie ciśnienia, analiza krwi i moczu oraz oczywiście oraz oczywiście badanie ultrasonograficzne.
- Możemy zacząć od USG? – poprosiła nieco skrępowana. – Bo chciałabym skorzystać z toalety...
- Oczywiście. – Wstał i poprowadził Joasię za parawan. – Proszę najpierw rozebrać się od pasa w górę i położyć. Najpierw obejrzymy piersi. Może pan pójść do narzeczonej – dodał z uśmiechem na widok nieco zdezorientowanej miny Sebastiana.
Aśka wykonała polecenia. Cały czas patrzyła z uśmiechem na ukochanego. Po chwili podszedł do nich lekarz. Najpierw zbadał piersi dziewczyny, a następnie przeszedł do USG. Komisarze wpatrywali się w monitor jak urzeczeni, choć szaro-czarne plamki niewiele im mówiły. Dopiero kiedy lekarz przesunął nieco głowicę aparatu, dostrzegli swoje dziecko. Widzieli wyraźnie główkę, rączki i nóżki. Patrzyli na niego jak zaczarowani. Lekarz pozwolił im w spokoju nacieszyć się tą chwilą. Dopiero po kilku długich minutach dziewczyna oderwała oczy od dziecka i spojrzała na ukochanego. On także patrzył na nią. W oczach miał łzy i dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że sama ma mokre policzki.
- Można już poznać płeć? – zapytała głosem drżącym z emocji.
- Tak, jeśli tylko sobie państwo życzą.
Komisarze spojrzeli na siebie i nagle podjęli decyzję.
- Niech to będzie niespodzianka – powiedział Seba z uśmiechem, a Asia przytaknęła.
Lekarz obejrzał dokładnie maleństwo i w końcu pozwolił przyszłym rodzicom posłuchać bicia jego serduszka. Sebastian objął narzeczoną i pocałował. Wiedziała, że jest tak samo wzruszony jak ona. Otarła łzy, które znowu spłynęły jej po policzkach. Nagle jakby oprzytomniała, znowu poczuła potrzebę skorzystania z toalety.
- Jeśli chodzi o USG, to by było na tyle – powiedział lekarz. – Proszę się ubrać.
- Mogę teraz pójść do łazienki?
- Tak, oczywiście. Proszę przy okazji złapać mocz do badania – dodał, stawiając przed nią pojemniczek.
Wykonała polecenia i chwilę później siedziała już z powrotem na leżance. Patrzyła, jak lekarz pobiera jej krew i mierzy ciśnienie.
- Wygląda na to, że wszystko jest w porządku – oznajmił, kiedy znowu usiedli przed biurkiem. – Przepiszę pani preparaty witaminowe.
- Mógłby pan wypisać zaświadczenie do pracy...? – zaczęła niechętnie.
- Jak najbardziej.
Podał narzeczonym dokumenty łącznie ze zdjęciem dziecka, zapisał na kolejną wizytę za cztery tygodnie i pożegnał się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz