wtorek, 7 grudnia 2010

151.

Aśka pogłaskała narzeczonego po włosach i przymknęła oczy. Nigdy nie przypuszczała, że będzie tak szczęśliwa. Miała przy sobie ukochanego mężczyznę, który już niedługo zostanie jej mężem. Za kilka miesięcy urodzi jego dziecko. Uśmiechnęła się sama do siebie na wspomnienie wieczoru po porodzie Ani. Wtedy jej zazdrościła. Myślała, że sama nigdy nie dostąpi takiego szczęścia. A jednak dostąpiła.
Czas jakby przyspieszył. Kilka następnych tygodni komisarze przeżyli w biegu, nie rozróżniając jednego dnia od drugiego. Sebastian i Joasia nadal prowadzili sprawy razem jedynie z tą różnicą, że w teren jeździł tylko on, podczas gdy dziewczyna siedziała w biurze. Krzyś wciąż mieszkał z nimi, a Anita nie odzywała się od dawna. Chłopiec jednak zmieniał się z każdym dniem. Był bardziej otwarty, zaczynał rozmawiać z komisarzami, zwłaszcza z Asią. W stosunku do ojca zachowywał jeszcze spory dystans, ale widać było, że maleje on z każdym dniem.
Ciąża Joasi przebiegała bez zakłóceń. Komisarze nadal nie chcieli poznać płci dziecka, więc pozostawało to owiane tajemnicą. Dziewczyna czuła się nie najlepiej, coraz mocniej dokuczały jej bóle pleców i nóg. Nie opuszczały jej także zawroty głowy. Sypiała dużo więcej niż zwykle, a i tak wciąż była zmęczona. Zaczął jednak towarzyszyć jej dobry nastrój, który siłą rzeczy udzielał się także Sebastianowi.
Nadszedł marzec, co oznaczało początek szóstego miesiąca ciąży Joasi. Zima zaczęła powoli ustępować miejsca wiośnie. Daleko jeszcze było do pojawienia się pierwszych pąków i zazielenienia drzew, ale śnieg przestał nareszcie sypać i powietrze stało się cieplejsze.
- Wszystkiego najlepszego – szepnęła Aśka, budząc ukochanego namiętnym pocałunkiem.
Sebastian uśmiechnął się do niej. Zaczęli całować się czule, przestając tylko na krótkie chwile, by spojrzeć sobie w oczy. W końcu dziewczyna oderwała się od narzeczonego i podała mu ozdobnie zapakowaną paczuszkę.
- Wiesz, że nie musisz mi nic dawać – powiedział, głaszcząc ją po policzku. – Ty jesteś moim największym szczęściem.
- Myślisz, że tylko ty masz przywilej robienia prezentów tym, których kochasz? – odparła, podpierając się na łokciu.
Seba dał jej jeszcze jednego całusa i rozpakował prezent. Z czarnego, aksamitnego pudełeczka wyjął elegancki, srebrny zegarek. Dopiero po chwili zauważył wygrawerowany na spodniej części bransoletki napis: „Przyjaźń poznaje się po tym, że nic nie może jej zawieść, a prawdziwą miłość po tym, że nic nie może jej zniszczyć.” Uśmiechnął się.
- Kocham cię – powiedział.
Kilkanaście kolejnych minut spędzili na pocałunkach i pieszczotach. Mimo całkiem już sporego brzuszka Aśka wciąż zachęcała Sebastiana do seksu, a on nauczył się jej nie odmawiać. Dzięki temu ich życie erotyczne kwitło.
- Kopie! – zawołała nagle Joasia.
Po raz pierwszy poczuła tak wyraźne, jednoznaczne kopnięcia. Szybko przyłożyła dłoń narzeczonego do brzucha.
- Czujesz? – zapytała podekscytowana.
Pokiwał głową ze łzami w oczach. To był namacalny dowód, że ich dziecko żyje, rozwija się i już niedługo pojawi się na świecie. Seba przytulił delikatnie ukochaną. Leżeli tak w swoich objęciach, milcząc. Zapomnieli o obowiązkach, czekającej na nich pracy. W tej chwili liczyli się tylko oni.
Niestety tę cudowny moment przerwał telefon. Aśka wcisnęła twarz w poduszkę, przeklinając w myślach intruza.
- No? – mruknął Seba do słuchawki.
- Stary, ty wiesz, która godzina? – powiedział Rafał.
- Siódma? – strzelił.
- Chciałbyś. Pół do dziewiątej – odparł dobitnie.
- Kurdę... Sorry.
- No dobra, dobra, ale pamiętaj, że mieliśmy jechać do kumpla tego Adamowicza. Czekam na ciebie na komendzie.
- Ok, już się zbieram.
- A tak przy okazji, wszystkiego najlepszego!
- Dzięki – mruknął Seba z uśmiechem i rozłączył się. – Jesteśmy trochę spóźnieni – dodał, zerkając na Aśkę.
- Cholerna robota – westchnęła, ale zaczęła wygrzebywać się niezdarnie z pościeli.
- Skarbie – zagadnął, korzystając z okazji, - a nie myślałaś o urlopie macierzyńskim?
Zamarła w pół ruchu. Oczywiście spodziewała się, że w końcu ją o to zapyta, ale z całą pewnością nie była jeszcze gotowa na siedzenie w domu. Uklękła na łóżku, patrząc ukochanemu w oczy.
- Siedzenie za biurkiem nie zagraża dziecku... – zaczęła na wpół błagalnym, na wpół przepraszającym tonem.
- Ależ mi nie o to chodzi, kotku – wyjaśnił szybko Seba. – Po prostu wiem, że ciąża daje ci się we znaki i pomyślałem, że byłoby ci łatwiej, gdybyś mogła odpoczywać w domu. Oczywiście zrobisz, jak zechcesz, ale pamiętaj, że zawsze możesz skorzystać z tego... przywileju – zakończył kulawo.
- Bezczynne leżenie chyba by mnie wykończyło – odparła z nieśmiałym uśmiechem. – Ja naprawdę bardzo się pilnuje – dodała już poważnym tonem, - ale po prostu nie chcę tu tkwić.
- W porządku. – Obdarzył ukochaną namiętnym pocałunkiem. – A teraz zbierajmy się, myszko.
Kiedy weszli do kuchni, Krzyś właśnie kończył robić kanapki. Aśka odruchowo zmierzwiła mu włosy i sięgnęła po jedną z nich.
- Idziemy dzisiaj na basen? – zapytał chłopiec, zerkając na przybraną ciocię.
- Seba? – zagadnęła Aśka. – Zrywasz się wcześniej z pracy i załatwione – uśmiechnęła się. – Ale ja pojadę tylko do towarzystwa – dodała, ponownie przenosząc spojrzenie na Krzysia.
- Nie możesz pływać?
- Woda z basenu może być niebezpieczna dla dziecka – odpowiedział za nią Seba. – Ale jestem pewien, że jak będzie cieplej, chętnie popływa z nami w jeziorze, nie? – zwrócił się do narzeczonej.
- Jasne. Mm, pyszne kanapki – mruknęła, pochłaniając kolejną.
- Pojutrze jest mecz – powiedział nagle Sebastian. – Wisła Kraków z Lechią Gdańsk. Chcesz iść? – spojrzał na syna.
- Jasne! Masz bilety?
- Rafał mówił wczoraj, że dla nas kupił.
- No to my z Anią urządzimy sobie babski wieczór – skwitowała Aśka z zadowoleniem.
- Dobra, mamy już godzinę spóźnienia. Chyba najwyższy czas pojawić się w pracy – zauważył Seba.
Szybko się ubrali i piętnaście minut później byli gotowi do wyjścia.
- Krzysiu, wyprowadzisz psy? – poprosiła Aśka.
- Jasne.
- Tylko koniecznie załóż Dolly kaganiec – przypomniała. – Postaramy się wrócić przed szesnastą.
Pożegnali się z chłopcem i wyszli. Droga na komendę minęła im na swobodnej dyskusji. Aśka wcinała delicje, komentując prognozę pogody wygłoszoną przed chwilą w radiu, ale Seba nie słuchał jej zbyt uważnie. Od kilku dni dręczył go brak jakichkolwiek wiadomości od Anity. Oczywiście cieszył się, że Krzyś nadal mieszka z nimi i bardzo chciał, by już zawsze tak było. Znał jednak swoją żonę na tyle dobrze, że spodziewał się po niej dosłownie wszystkiego. Najbardziej bał się, że któregoś dnia po prostu stanie w progu jego domu i ponownie odbierze mu syna.
- Sebuś – zagadnęła nagle Aśka, wyrywając go z zamyślenia, - kiedy ruszy budowa naszego domu?
Starała się mówić całkiem opanowanym głosem, ale Seba i tak wyczuł jej podekscytowanie.
- W następnym tygodniu, kotku – odparł z uśmiechem. – Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, będziemy mogli się wprowadzić we wrześniu lub październiku.
- Super!
Wzięła do ust ostatnią delicję i rzuciła puste opakowanie na tylne siedzenie samochodu. Sebastian tylko uśmiechnął się pod nosem.
Ledwie pojawili się na komendzie, Rafał pogonił przyjaciela do roboty. Ania z kolei wyciągnęła Joasię na herbatę.
- Dawno nie było okazji poplotkować – zagadnęła.
- Pojutrze chłopaki idą na mecz, więc będziemy miały trochę czasu dla siebie.
- Oj, Asiu, no... Mam z ciebie wszystko wyciągać siłą? – jęknęła. – Powiedz, co u was słychać!
- A... wszystko w porządku – odparła, uśmiechając się tajemniczo.
- Jesteś beznadziejna – stwierdziła Ania zrezygnowana.
- Kiedy naprawdę wszystko jest w porządku – powiedziała Aśka z pasją. – Maluch rozwija się prawidłowo, Krzyś otwiera się z każdym dniem, a Sebastian... no a Sebastian to Sebastian – zakończyła z uśmiechem.
- No to masz swój raj na ziemi...
- Żebyś wiedziała. Tylko wiesz... widzę, że coś go dręczy – przyznała po chwili wahania.
- Sebę? A tak konkretniej?
- Wydaje mi się, że chodzi o Anitę. Nie odzywała się od prawie dwóch miesięcy.
- Nie chcecie, żeby Krzyś został z wami? To znaczy ja oczywiście rozumiem, że to nie jest twój syn...
- Nie, nie – przerwała jej szybko. – Bardzo byśmy chcieli, żeby z nami został, ale wiesz... Dopóki ta sprawa nie jest uregulowana prawnie, właściwie nie znamy dnia ani godziny.
- Rozumiem. W każdej chwili możecie spodziewać się wizyty.
- No właśnie. A poza tym... – westchnęła.
- Co? – drążyła Ania.
- Zaczynam bać się porodu i tego wszystkiego, co będzie dalej...
- To normalka – odparła, machając lekceważąco ręką. – Dopiero w dziewiątym miesiącu zaczniesz się stresować – pokazała przyjaciółce język.
- Pocieszyłaś mnie, nie ma co.
- Aśka, głowa do góry. Nie jesteś pierwszą kobietą, która to przeżywa i zapewniam cię, że nie taki diabeł straszny, jak go malują.
- Mogę ci zadać kilka osobistych pytań…?
- Wal.
- No oczywiście o porodzie chciałabym porozmawiać... – mruknęła odrobinę skrępowana.
- Mam ci zdać szczegółową relację? – uśmiechnęła się.
- Nie no… Ale przyznaję, że mam sporo wątpliwości.
- No to będziemy je po kolei rozwiewać. Dawaj.
- Przede wszystkim chciałabym wiedzieć, czy nie żałujesz, że wybrałaś poród rodzinny.
- Ani trochę. Obecność Rafała bardzo mi pomogła.
- Nie wstydziłaś się?
- Uwierz mi, że w takim momencie nie myśli się o wstydzie. Poza tym, tu przecież chodzi o najbliższą ci osobę. A odnoszę wrażenie, że ty już nie krępujesz się przy Sebastianie.
- Nie, faktycznie. No ale poród to jednak bardzo… intymna chwila To znaczy wiesz… Nie mogę być do końca pewna, jak się zachowam, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz