niedziela, 19 czerwca 2011

12. Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna

- Pieniądze to kolejna rzecz, która nas dzieli – mruknęła w końcu. – Za każdym razem, kiedy coś mi kupujesz… nawet kiedy jestem tutaj i widzę to wszystko… źle mi z tym, rozumiesz?
- Nie – przyznał szczerze mężczyzna. – Niby dlaczego?
- Bo wiem, że mnie nigdy nie będzie na to stać. I czuję się… czuję, że jestem ci coś winna.
- No ładnie – podsumował Sebastian, uśmiechając się z niedowierzaniem. – To teraz wszystko jasne. Boisz się, że będę chciał cię wykorzystać.
- Nie, to nieprawda – zaprotestowała szybko Joasia, ale rumieniec na jej twarzy mówił sam za siebie.
- Nie sądziłem, że masz o mnie takie zdanie. No cóż, zdarza się.
Rzucił portfel na stół i poszedł na górę. Aśka przygryzła nerwowo wargę. Kiedy Sebastian wypowiedział to na głos, nagle zauważyła, jak bzdurne są jej własne obawy. Po chwili namysłu wstała i podążyła za kochankiem.
Znalazła go w sypialni, zawzięcie wypakowującego z torby ubrania. Podeszła powoli i przysiadła na brzegu łóżka, splatając dłonie na kolanach.
- Przepraszam – powiedziała cicho. – Czasem jestem nieznośna…
Seba milczał, kontynuując rozpakowywanie. Dziewczyna niechcący bardzo go zraniła.
- To wszystko przez to, że… bardzo mi na tobie zależy – mruknęła, zwieszając głowę. – Nie chciałam, żebyś pomyślał, że poleciałam na twoją kasę. Nie potrzebuję tego wszystkiego, chcę tylko móc się z tobą spotykać…
Głos jej się załamał, co ostatecznie zmiękczyło serce Sebastiana. Położył jej rękę na ramieniu, a kobieta natychmiast przytuliła się do niego. Usiadł obok i otarł pojedyncze łzy, które nie wiedzieć kiedy pojawiły się na jej policzkach.
- Możesz ze mną zrobić wszystko – westchnął odrobinę rozbawiony. – Nie potrafię się na ciebie złościć.
- Naprawdę nie chciałam sprawić ci przykrości…
- Już dobrze.
Przez moment siedzieli w milczeniu. Sebastian głaskał kobietę delikatnie.
- Dlaczego się rozpakowałeś? – zapytała Joasia po chwili.
- Bo nigdzie nie jadę.
- Ale przecież twoja siostra…
- Nie mogę cię zostawić.
Westchnął teatralnie i z satysfakcją obserwował skutki swojego delikatnego szantażu. Wystarczyła minuta, żeby Aśka uległa.
- Wygrałeś – mruknęła.
- To znaczy, że nie będzie więcej problemów na tym tle?
- Nie – zgodziła się.
- I nie będziesz się obrażać, kiedy ci coś kupię?
- Nie.
- I weźmiesz pieniądze i kartę, żebym mógł wyjechać z czystym sumieniem?
- Wezmę.
- I będziesz z nich korzystać?
Kobieta spojrzała na niego i przez moment się wahała. W końcu westchnęła zrezygnowana.
- Tak – obiecała.
- I to mi się podoba.
Aśka nie była zadowolona z przebiegu dyskusji, za to Sebastian bardzo. Wiedział, że tak głęboko zakorzenionych lęków nie da się pokonać z dnia na dzień, ale miał nadzieję, że cierpliwością wszystko uda mu się załatwić.
Pożegnali się jeszcze tego samego wieczoru. Następnego dnia Aśka miała pomóc Ance i Rafałowi przy akcji, więc nie mogła rano spotkać się z kochankiem. Bała się, że Marek znajdzie u niej pieniądze, co na pewno skończyłoby się straszną awanturą, więc zostawiła wszystko w domu Sebastiana. Chcąc nie chcąc mężczyzna musiał na to przystać, by nie stać się przyczyną kłopotów.
- Coś ty taka zamyślona? – zapytała Ania, kiedy następnego ranka siedziały z Aśką w wozie obserwacyjnym.
- Tak jakoś… Miałaś opowiedzieć mi o tej waszej drugiej sprawie – mruknęła policjantka, chcąc jak najszybciej zmienić temat.
- A tak… Więc widzisz, trzy miesiące temu znaleźliśmy zmasakrowane ciało kobiety. Miała narzeczonego-furiata, strasznie zazdrosnego, który w dodatku nie miał alibi, a bezdomni twierdzili, że widzieli go na miejscu zbrodni. Zamknęliśmy go, prokurator postawił zarzuty, gość trafił do aresztu i… po miesiącu znaleziono kolejne zwłoki.
- Skąd pewność, że to ten sam sprawca? – zapytała Aśka rzeczowo.
- Teoretycznie rzecz biorąc stu procentowej pewności nie mamy, ale obrażenia były bardzo podobne, Adam to potwierdził – westchnęła Ania. – No a w przeciągu ostatnich dwóch miesięcy znaleźliśmy jeszcze cztery ciała, z zaznaczeniem, że odstępy są coraz mniejsze.
- Ta kobieta z przedwczoraj to też jego ofiara?
- Zgadza się. W mieście zaczyna się panika.
- Macie jakieś tropy?
- Całkiem sporo, ale żaden nie pasuje do wszystkich zbrodni – powiedziała Anka zmęczonym głosem. – Podejrzewaliśmy grupę kiboli, zatrzymaliśmy ich, ale przedwczoraj kolejna ofiara...
- Nie myśleliście o prowokacji?
- Oj, Asia, ty byś wszystko rozwiązywała prowokacją…
- Bo to najskuteczniejsza metoda – skwitowała policjantka, wychylając się w stronę przedniej szyby.
- Może i tak… - przyznała Ania, ziewając.
- Niewyspana?
- A daj spokój… Przez tego seryjnego już nie pamiętam, kiedy się ostatnio wyspałam.
- Słuchaj… skoro Sebastian wyjechał, a zresztą i tak nie mamy żadnej sprawy, może bym wam pomogła? – zaproponowała Joasia.
- Serio? Kurczę, byłoby super… sami już nie dajemy rady.
- No to załatwione. Porozmawiam ze Starym, jak wrócimy.
Komendant bez problemu przystał na propozycję Joasi i włączył ją do sprawy. Przez resztę dnia policjantka zapoznawała się z materiałami, słuchając jednocześnie monologu przyjaciółki.
Po pracy wróciła do domu. Jej nastrój daleki był od euforii, a wszystko miało się dopiero pogorszyć. Już w ogrodzie słyszała donośny głos komentatora sportowego, a w salonie zyskała pewność, że jej podejrzenia były słuszne. Marek zaprosił kumpli i wspólnie z nimi oglądał mecz, pijąc wódkę. Joasia bez zbędnych komentarzy zabrała się za przygotowanie obiadu.
Niestety po zakończeniu meczu okazało się, że mężczyźni nie są głodni. Marek pojawił się w kuchni, a kobieta po wyrazie jego twarzy bezbłędnie odczytała intencje. Udała całkowite skupienie na zmywaniu naczyń, modląc się, by dał jej spokój. Chwilę później poczuła, że łapie ją mocno za nadgarstek. Nim zdążyła zaprotestować, pociągnął ją do drzwi.
- Marek, proszę – wyszeptała. – Proszę…
Wcale nie liczyła, że ją oszczędzi, ale strach odebrał jej rozsądek. Kiedy Marek wciągnął ją do salonu, dostała prawdziwej histerii. Zaparła się z całych sił, ale nie miała najmniejszych szans. Upadła na kolana, instynktownie próbując mu jak najbardziej utrudnić dostęp do siebie. Przez łzy już prawie nic nie widziała. Docierały do niej tylko szydercze, męskie śmiechy. Poczuła, że Marek ciągnie ją za włosy, zmuszając do wstania, ale nie ruszyła się. Strach obniżył jej próg bólu, ledwie docierało do niej, że ktoś ją uderzył czy kopnął. Powoli zaczynała się wyłączać, jak zawsze w takich chwilach.
Godzinę później wyszła z domu i ruszyła powoli w stronę lasu. Ubranie miała potargane, widać było, że zakładała je w pośpiechu. Cała się trzęsła, ale na twarzy nie miała już śladu łez. Bezwiednie zmierzała w kierunku domu Sebastiana. Bardzo chciała się z nim spotkać, przytulić, popłakać. Dopiero przy bramie zdała sobie sprawę, że mężczyzna jest w Warszawie. Osunęła się na trawę i przez kilka długich minut siedziała skulona, chowając twarz w dłoniach. Otrząsnęła się dopiero, słysząc dźwięk telefonu. Na widok imienia dzwoniącego łzy stanęły jej w oczach.
- Cześć Sebuś – wyszeptała, naciskając zieloną słuchawkę. – Co słychać?
- Myszko, ty płaczesz? Co się stało? – zapytał Sebastian wyraźnie zaniepokojony.
- Nie, nie…
- Za dobrze cię znam. Zrobił ci coś?
- Nie ma o czym mówić – wychrypiała kobieta.
- Chcesz, żebym wrócił?
- Nie, nie ma takiej potrzeby. Jestem właśnie u ciebie.
- Na pewno? – dopytywał Sebastian.
- Tak, nie masz się czym martwić.
- No dobrze, kochanie, muszę kończyć. Dzwoń w razie czego.
- Kocham cię.
Rozłączyła się i podniosła powoli z ziemi. Krótka rozmowa z Sebastianem pomogła jej opanować emocje. Znalazła klucz i kilka minut później leżała już na górze w sypialni przytulona do Vivy. Do późnej nocy nie mogła zasnąć. Rozmyślała o Marku, jego kumplach i powodach, dla których wciąż godziła się na takie traktowanie. Bywały chwile, takie jak ta, kiedy myślała, że samobójstwo rozwiązałoby wszystkie jej problemy. Nigdy jednak nie miała odwagi posunąć się tak daleko i tak naprawdę nie chciała tego zrobić. Nie widziała jednak żadnych alternatywnych rozwiązań, więc desperackie myśli siłą rzeczy wracały.
Po kilku godzinach niespokojnego snu Aśka pojechała na komendę. Anka i Rafał już na nią czekali. Miny mieli zacięte, po czym policjantka bezbłędnie odgadła, że przegapiła awanturę.
- Co jest? – zapytała, siadając na skraju biurka.
- Dwie godziny temu znaleziono kolejną ofiarę naszego seryjniaka – powiedziała Anka. – Kobieta była długo torturowana, została zgwałcona, zmarła najprawdopodobniej na skutek zadanych obrażeń.
- I o to się pokłóciliście?
- Anka upiera się przy prowokacji – mruknął Rafał z wyraźną niechęcią.
- To był mój pomysł – przyznała Aśka, dobrze wiedząc, że narazi się przyjacielowi. – Jeśli chcemy go złapać, to może się okazać jedyne wyjście.
- Wszystkie kobiety zaginęły w podobnych okolicznościach – powiedziała Ania. – W późnych godzinach wieczornych wracały do domu tramwajem linii 120 albo 107.
- Ale nie wiemy, gdzie właściwie zostały zaatakowane. W żadnym z przypadków ani kierowca, ani pozostali pasażerowie nie potrafili określić, na którym przystanku wysiadła ofiara.
- Wiemy za to na pewno, że zniknęły między przystankiem na Lipskiej a laskiem przy pętli – upierała się policjantka.
- Czyli na dobrą sprawę wystarczy wysłać kogoś ostatnim tramwajem, a potem skrótem przy lasku do osiedla – podsumowała Joasia, upijając łyk kawy od przyjaciółki. – Najgorsze jest to, że gość zdaje się nie mieć określonych preferencji.
- Zginęły kobiety w wieku do dwudziestu do czterdziestu lat – westchnęła Anka. – Żadnych wspólnych cech fizycznych, no może poza tym, że wszystkie były szczupłe i ubrane w normalne, nie wyzywające stroje. Nie łączyła ich praca, miejsce zamieszkania, w sumie nic.
- No ale to nie wyklucza prowokacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz