środa, 29 czerwca 2011

22. Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna

Całe popołudnie Ania biła się z myślami. Krążyła po komendzie, co chwilę podchodząc do torebki i wyjmując białą kopertę. Aśka nie powiedziała tego wprost, ale Ania dobrze wiedziała, co oznacza ten „właściwy moment”. Kiedy zdołała wreszcie to przemyśleć, bardzo pożałowała swojej decyzji. Próbowała dzwonić do przyjaciółki, nalegać na wyjaśnienia, ale kobieta nie odbierała telefonu. W końcu nie wytrzymała. Zwolniła się u Starego i pojechała do Sebastiana.
- Jaka miła niespodzianka – zaśmiał się mężczyzna, otwierając koleżance drzwi. – Chodź.
- Słuchaj, Seba… widziałeś się ostatnio z Aśką? – zapytała Ania, odwieszając kurtkę.
- Od dwóch tygodni nie, ale rozmawiałem z nią przez telefon.
- Kiedy?
- Przedwczoraj – odparł Sebastian z pewną dozą podejrzliwości. – A co?
- Nie zauważyłeś… żeby działo się z nią coś złego?
Mężczyzna westchnął głośno. Owszem, zauważył, ale dla niego nie było to niespodzianką. Wiedział, że powodem jej nieobecności w pracy jest Marek i nauczył się cierpliwie czekać na powrót partnerki.
- Masz na myśli coś konkretnego? – zapytał zdawkowym tonem.
- Macie romans, prawda? – wypaliła policjantka, obserwując go uważnie.
Sebastian milczał dłuższą chwilę. Z jednej strony bardzo był ciekaw, skąd kobieta dowiedziała się prawdy, ale z drugiej wolał się nie odzywać, żeby niechcący nie przyznać jej racji.
- Nie odpowiadaj – dodała po chwili, - i tak wiem, że to prawda. Nieważne, nie moja sprawa. Spotkałam się dzisiaj z Joasią i dała mi to.
Anka wyjęła z torebki kopertę i jeszcze przez moment jej się przyglądała.
- Co to jest? – zapytał Seba zaniepokojony.
- Nie wiem – odparła Ania, wzruszając ramionami. – Aśka powiedziała, że to bardzo ważne… dla ciebie i dla niej. Miałam dać ci to… cytuję: „we właściwym momencie”.
- Co to znaczy?
- Myślę, że oboje wiemy, co to znaczy – powiedziała policjantka spokojnie. – Rozważałam to cały dzień, próbowałam dzwonić do Aśki, ale nie odbiera. Chciałam już nawet to otworzyć, tylko że… chyba nie mam do tego prawa. Przyniosłam ci to dzisiaj, bo nie chcę mieć jej nie sumieniu. To sprawa między wami, więc… sam zdecyduj. Trzymaj się.
Złapała kurtkę i wyszła z domu, nie czekając na reakcję Sebastiana. Mężczyzna Zamknął za nią drzwi i wziął z szafki kopertę. Przed otwarciem postanowił porozmawiać z ukochaną. Wziął telefon i wybrał jej numer, jednak kobieta już po dwóch sygnałach odrzuciła połączenie.
- No dobrze – mruknął Seba sam do siebie, - zobaczymy, co jest grane.
Otworzył kopertę i wyjął z niej złożoną kartkę zapisaną niedbałym pismem Joasi. Usiadł na kanapie i z jak najgorszymi przeczuciami zaczął czytać.
„Jeśli to czytasz, to znaczy, że mnie już nie ma – zaczął. – Pewnie cierpisz, tęsknisz… Znam… znałam Cię na tyle, by wiedzieć, że naprawdę mnie pokochałeś. Tak strasznie mi przykro, że Cię okłamywałam, zwodziłam, że przeze mnie nie stworzyłeś prawdziwej rodziny. Wiele razy chciałam powiedzieć Ci prawdę. Bywało, że brałam telefon, wybierałam Twój numer, ale kiedy usłyszałam Twój głos… znowu nie miałam odwagi. Nigdy nie byłam kobietą, za którą mnie uważałeś. Nie byłam szlachetna, uczciwa, odważna… taka jak ty. Całe życie musiałam coś udawać, nawet przed tobą, choć nie chciałam się do tego przyznać. Teraz wreszcie poznasz prawdę. Pewnie myślisz, że skoro nie żyję, nie ma to znaczenia. Ale mylisz się. Wiem, że to pomoże Ci się otrząsnąć. Nie będziesz już tęsknił, bo zrozumiesz, że nie taką mnie kochałeś. Chciałabym, żebyś dobrze mnie zapamiętał, ale chociaż teraz… po śmierci… nie zachowam się egoistycznie. Jestem Ci to winna.
Nigdy nie opowiadałam Ci o swojej przeszłości. Ty byłeś zbyt taktowny, by pytać, a mi bardzo to odpowiadało. Nie musiałam mówić o ojcu, którego nigdy nie poznałam ani matce alkoholiczce. Ty wychowałeś się w bogatej rodzinie, byłeś kochany i rozpieszczany, nie znałeś takiego życia, jakie dla mnie było codziennością. Odkąd tylko sięgam pamięcią, matka zawsze była pijana albo wściekła. Nie pamiętam, by kiedykolwiek mnie przytuliła czy powiedziała, że kocha. Zawsze musiałam radzić sobie sama. Wszystkich trzymałam na dystans, bo tego nauczyła mnie matka. Nikomu nie chciałam zaufać, nie wierzyłam, że ktokolwiek mógłby mnie polubić czy choćby zaakceptować. I pewnie dlatego nigdy nie miałam przyjaciół. Zawsze byłam sama.
Któregoś dnia wróciłam ze szkoły, a matka jak zwykle leżała w sypialni z butelką przy głowie. Myślałam, że śpi. Dopiero wieczorem zdałam sobie sprawę, że nie oddycha. Nie miałam żadne rodziny, a przynajmniej takiej, która by mnie zechciała. Wiedziałam, że czeka mnie dom dziecka. Nigdy nie umiałam znaleźć wspólnego języka z rówieśnikami, więc myśl, że będę musiała z nimi mieszkać przeraziła mnie. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i uciekłam.
Przez kilka tygodni włóczyłam się po ulicach. Najpierw żyłam z pieniędzy, które zabrałam matce. Nie było ich wiele, ale na jedzenie starczyło. Kiedy się skończyły, zaczęłam głodować. Kraść nie potrafiłam, wstydziłam się też żebrać… Nie umiałam poradzić sobie na ulicy. I wtedy właśnie pojawił się Bolek. Przychodził do mnie, rozmawiał ze mną… umiał słuchać, jak nikt inny. A ja bardzo potrzebowałam powiernika. Kupował mi też jedzenie. Był pierwszą osobą, której zaufałam. Kiedy zaproponował, że załatwi mi pracę za dach nad głową i wyżywienie, zgodziłam się bez wahania. Chciałam normalnie żyć, móc czuć do siebie szacunek.
Zabrał mnie do domu na przedmieściach. Myślałam, że to tam będę sprzątać i mieszkać, ale pomyliłam się. Czekało na mnie trzech mężczyzn. Nakarmili mnie, dali czyste ubrania i wskazali sypialnię. Wszystko wyglądało wspaniale, dopóki nie przyszli do mnie w nocy. Zgwałcili mnie wszyscy trzej, po kolei. Nigdy wcześniej nie współżyłam, to był prawdziwy koszmar. Kiedy mnie zostawili, chciałam uciec, ale pokój był zamknięty. Następnej nocy sprzedali mnie do ukraińskiego burdelu.
Spędziłam tam cztery lata. „Obsługiwałam” podrzędnych klientów. To zupełnie inna rzeczywistość, nie umywa się nawet do polskich burdeli. Nie da się opisać słowami, co tam zobaczyłam i przeżyłam. Nigdy nie uwolniłam się od tego koszmaru, nawet kiedy już wróciłam do Polski, tamten pokój i łóżko wracały do mnie nocami.
Zmieniłam się. Przyjechałam jako dziecko, a w ciągu kilku miesięcy poczułam się dorosła. Zbyt dorosła… Kiedy miałam szesnaście lat, zaszłam w ciążę, co zresztą było nieuniknione… Tam nie było czegoś takiego jak antykoncepcja. Zawieźli mnie do jakiejś podrzędnej kliniki i zrobili skrobankę. Potem były komplikacje i wkrótce dowiedziałam się, że nie będę już mogła mieć dzieci. Im było to na rękę, dodatkowy problem w głowy.
Pewnego dnia w burdelu pojawił się Marek. Do dziś nie wiem, co robił w takim miejscu. Może załatwiał swoje lewe interesy… W każdym razie spodobałam mu się. Odkupił mnie i zabrał do domu, do Polski. Nawet nie masz pojęcia, jaka byłam szczęśliwa… Myślałam, że to cud, że wszystko będzie już dobrze, że będę miała normalne życie. Marek szybko sprowadził mnie na ziemię. Zawsze się nade mną znęcał, byłam dla niego zwykłym śmieciem. Pewnie wyda Ci się to dziwne, ale ja zawsze byłam mu wdzięczna. To, że mnie bił czy gwałcił… dla mnie to było normalne. Nie znałam innego życia. W porównaniu z ukraińskim burdelem życie u Marka było prawdziwym rajem. Mogłam zdać maturę i zacząć pracę na komendzie. Wszystko było wreszcie „normalnie”.
Dopiero po ślubie przejrzałam na oczy, a Marek jakby stracił wszystkie zahamowania… Zrozumiałam wreszcie, że coś jest nie tak, że nie chcę spędzić tak reszty życia. Wiele razy chciałam odejść, ale groził, że powie Wam prawdę o mojej przeszłości. Spotykaliśmy się, byłeś dla mnie najważniejszy na świecie… Wiedziałam, że jeśli poznasz prawdę, odsuniesz się ode mnie. Ty, Ania… wszyscy ludzie, którzy byli częścią mojego życia. Nie mogłam Was stracić, po prostu nie mogłam.
Z tego samego powodu nie wydałam Marka, kiedy dowiedziałam się, że jest członkiem gangu Małego. Wiem, że bardzo Cię wtedy zawiodłam… Nie tak powinna zachować się policjantka, prawda? Nie będę pisać, że zrobiłam to z miłości, bo to nieprawda – ze strachu. Przez całe życie czegoś się bałam…
Pamiętasz ten dzień, kiedy myślałeś, że chcę wyznać Ci prawdę? Miałam wtedy w kieszeni podobny list. Chciałam Ci go dać i prosić, byś otworzył, jeśli coś mi się stanie. Musiałam go jednak zmienić. Zaistniały okoliczności, które… zmusiły mnie, by wyjaśnić Ci coś jeszcze.
Dziś jest dwudziesty trzeci stycznia. Dwa tygodnie temu, kiedy wróciłam od Ciebie, w domu zastałam Małego i jego ludzi. Próbowałam uciec, ale nie miałam najmniejszych szans. Mieli dla mnie plan – kazali uwolnić Ogryzka. Nie zgodziłam się. Zabrali mnie do piwnicy. Najpierw próbowali zastraszyć, potem torturowali. Naprawdę nie chciałam im ulec, przysięgam. Myślałam, że wreszcie umrę… ale nie umarłam. Nie wytrzymałam bólu, poddałam się. Obiecałam, że pomogę uciec Ogryzkowi. Wiem, że czujesz do mnie obrzydzenie i nie chcę się usprawiedliwiać… Ale ty nie wiesz, co znaczy uderzenie bata. Cały grad uderzeń... Nawet teraz, po dwóch tygodniach nie mam odwagi im się sprzeciwić. Przepraszam, ale nie wytrzymałabym tego po raz kolejny.
Zrobię to dziś wieczorem. Pójdę do więzienia, mam podrobione zwolnienie prokuratorskie. Wiem, że to się wyda, ale ja spełnię swoje zadanie. Potem pewnie i tak mnie zabiją. Mam tylko nadzieję, że zrobią to szybko… Ja nigdy nie miałam odwagi, choć bardzo chciałabym to zrobić. Na mojej śmierci nikt nie straci, a przynajmniej Ogryzek zostałby za kratami… Ale wiem, że go złapiesz. W końcu jesteś świetnym policjantem.
Teraz wiesz już wszystko. Mam nadzieję, że nie rzuciłeś tego listu w połowie, bo nie przeczytałeś jeszcze najważniejszego… Wiem, że okłamywałam Cię przez lata, ale w jednym byłam całkowicie szczera: kochałam Cię ponad wszystko. To Ty sprawiłeś, że miałam siłę przejść przez piekło. Dzięki Tobie moje życie było coś warte. Pamiętam wszystkie chwile, które spędziliśmy razem i będę myśleć o nich do końca.
Cieszę się, że nie zobaczę w Twoich oczach rozczarowania. Znowu wyłazi ze mnie egoistka, ale… chcę myśleć, że chociaż jedno mi się w życiu udało. Naprawdę bardzo Cię kochałam… kocham. Bardzo. I przepraszam za wszystko, tylko tyle mogę. Aśka”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz