poniedziałek, 20 czerwca 2011

13. Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna

- Aśka, czego ty się tak naczepiłaś? – zdenerwował się Rafał. – Może sama tam pójdziesz?
Kobieta spojrzała na niego zaskoczona.
- A czy ja w jakikolwiek sposób dałam ci do zrozumienia, że nie pójdę? – zapytała spokojnie. – Mogę iść.
- Nie – zaprotestowała natychmiast Ania. – To nasza sprawa, Aśka miała nam tylko pomagać. Ja pójdę.
- To nie ma nic do rzeczy… - zaczęła Joasia, ale przyjaciółka od razu jej przerwała.
- Lepiej znam sprawę – powiedziała spokojnie. – Pójdę pogadać ze Starym.
Ledwie Anka wyszła z biura, Rafał wstał i podszedł do Aśki. Zmierzył ją ostrym spojrzeniem.
- Jeśli coś jej się stanie, będziesz ją miała na sumieniu – warknął.
Joasia zaskoczona patrzyła, jak policjant wychodzi. Zanim jednak zdążyła zastanowić się nad przebiegiem tej dyskusji, do biura wróciła Ania.
- Stary się zgodził – poinformowała przyjaciółkę. – Gdzie Rafał? Musimy wszystko obgadać.
- Wyszedł – odparła Aśka. – Dawaj te dokumenty, musimy jeszcze raz wszystko przejrzeć. Nic nie może nas zaskoczyć.
Rafał wrócił do biura pół godziny później, ale do Joasi nie odezwał się ani słowem. Rzucał jej tylko co jakiś czas pełne wrogości spojrzenia.
Akcję postanowili rozpocząć o dwudziestej drugiej trzydzieści, kiedy to z Gdyńskiej odjeżdżał ostatni tego dnia tramwaj linii 107. Policjanci w nieoznakowanych radiowozach rozstali rozstawieni na każdym przystanku aż do pętli. Tam, Anię mieli przejąć Aśka i Tomek, a po drugiej stronie leśnego przejścia czekał Rafał. Oczywiście policjantka dostała kamerkę i podsłuch, a także na wszelki wypadek nadajnik GPS.
Z całej trójki najspokojniejsza była jak zwykle Aśka. Kiedy chodziło o sprawy zawodowe, bardzo rzadko dawała się ponieść emocjom. Tego dnia ryzyko było wysokie, a wystawiając na niebezpieczeństwo przyjaciółkę, mogli słono zapłacić za najdrobniejszy błąd. Mimo tego Aśce nie towarzyszył strach, a raczej swego rodzaju podekscytowanie wywołanie akcją i rozdrażnienie, bo po stokroć wolałaby być na miejscu Anki. Dodatkowo irytujące było towarzystwo Tomka. Chowając się za drzewami kobieta cały czas czuła na sobie jego wzrok. Miała wrażenie, jakby próbował rozebrać ją samym spojrzeniem.
Czas dłużył się niemiłosiernie. Między informacjami z kolejnych punktów obserwacyjnych zdawały się mijać godziny. Kiedy wreszcie tramwaj zatrzymał się na pętli, Aśka miała już skurcze spowodowane niezbyt wygodną pozycją. Wychyliła się nieco, obserwując wysiadającą Anię i poczuła męską dłoń na pośladku. Krew się w niej zagotowała. Odwróciła się tak szybko ja mogła, nie zdradzając swojej pozycji i gwałtownie odepchnęła Tomka.
- Trzymaj łapy z daleka – warknęła.
- Tym razem nie ma twojego ochroniarza, co? – zakpił asystent, uśmiechając się szyderczo.
Aśka zaklęła tylko pod nosem poirytowana i odwróciła się w stronę drogi. W tym momencie najważniejsze było bezpieczeństwo jej przyjaciółki i powodzenie akcji.
W absolutnej ciemności przedzieranie się przez gęsty las, w dodatku zachowując ciszę, było naprawdę trudne. Dodatkowo Aśka wciąż opędzała się od Tomka, który najwyraźniej świetnie się bawił. Mniej więcej w połowie ścieżki asystent zrezygnował z subtelnych podchodów. Jedną ręką złapał kobietę w pasie, a drugą zatkał usta. W pierwszym momencie Aśka nie wiedziała, co się dzieje. Zanim spróbowała się obronić, Tomek uderzył jej głową o pień drzewa i przygniótł do ziemi. Na chwilę ją zamroczyło.
Nagle dobiegł do nich głos Rafała. Aśka resztkami sił wygrzebała się spod Tomka, który rozkojarzony rozluźnił uścisk i pobiegła w stronę kolegi. Na jej widok zaklął głośno.
- Gdzie Anka?! – krzyknął do niej.
Aśka rozejrzała się zdezorientowana. Głowa bolała ją po uderzeniu i tylko wybiórczo pamiętała, co działo się w ciągu ostatnich kilkunastu minut.
- Zniknęła – szepnęła bardziej do siebie, rozglądając się
- Gdzie ty byłaś?! – denerwował się policjant. – Miałaś jej pilnować!
- Trzeba przeszukać las – rzuciła, ruszając biegiem w kierunku patroli.
Bardzo zależało jej na znalezieniu Ani i zakończeniu sprawy, ale nie wytrzymała nawet dziesięciu minut poszukiwań. Zakręciło jej się w głowie i na chwilę straciła świadomość, po czym Bartek odwiózł ją na pogotowie.
- Co się właściwie stało? – zapytał, kiedy wracali na komendę.
Joasia nadal nieco otumaniona siedziała z głową opartą o szybę. W szpitalu zrobili jej tomografię i założyli opatrunek, ale choć chcieli zostawić ją na obserwacji, kobieta zdecydowanie odmówiła.
- Nie pamiętam – skłamała.
- Może to ten seryjniak napadł na ciebie? – prorokował Bartek, obserwując ją kątem oka.
- Nie, ja… musiałam się uderzyć. Było strasznie ciemno, nie widziałam, gdzie idę.
- Może jednak powinnaś zostać w szpitalu?
- Musimy znaleźć Ankę. Bartek, odrzucisz mnie na komendę i pojedziesz do archiwum, dobrze? Wyciągniesz mi wszystkie akta seryjnych morderców z ostatnich pięćdziesięciu lat. Interesuje mnie cała Polska.
- Aśka, tego będą ze dwie tony…
- Nieważne – powiedziała kobieta stanowczo. – Zrób to jak najszybciej, teraz liczy się każda godzina.
Asystent pokiwał tylko głową. Przez lata pracy w tym samym wydziale nauczył się w milczeniu spełniać polecenia Aśki.
Pół godziny później policjantka siedziała sama w biurze. Była kompletnie zdezorientowana, nie wiedziała, za co się zabrać. W końcu, nie zważając na bardzo późną godzinę, wyjęła telefon i wybrała numer Sebastiana.
- Coś się stało? – zapytał zaspany, ale w pełni gotowy do działania.
- Porwał Anię – odparła Joasia cicho.
- Ale kto? Aśka, co się dzieje?
- Seryjny… - powiedziała nieskładnie, zupełnie zapominając, że mężczyzna nie zna całej sprawy. – Sebuś, on ją zabije…
- Spokojnie. Aśka, już do was jadę. Nie martw się, znajdziemy Anię.
- A ślub?
- To jest teraz ważniejsze – oznajmił Seba stanowczo. – Trzymaj się, kotku i nie rób nic głupiego.
Joasia odłożyła telefon i przysiadła na biurku. Głowa strasznie ją bolała, ale powoli wracało racjonalne myślenie. Kiedy Bartek przywiózł akta, wreszcie się uspokoiła. Skupiona na dokumentach mogła odgonić od siebie natrętne myśli.
Dopiero nad ranem do biura wszedł Rafał. Wyglądał fatalnie, a jego mina mówiła sama za siebie.
- Ani śladu – mruknął. – Nie wiem, jak on się stamtąd ulotnił.
Aśka spojrzała na niego półprzytomnie.
- Nic ci nie jest? – dodał zaniepokojony.
- Nie…
- Słuchaj, Aśka, przepraszam… Przegiąłem.
- Nerwy, rozumiem – odparła policjantka, odgarniając do tyłu włosy.
Rafał uśmiechnął się nieśmiało. Widać było, jak bardzo jest mu głupio, ale Aśka nie miała siły przekonywać go, że nie ma żalu. Podniosła się z trudem i chciała wyjść z biura, jednak w drzwiach wpadła na Sebastiana.
- Jesteś już – powiedziała zaskoczona.
Z trudem powstrzymała się od czułego powitania, pamiętając o obecności Rafała.
- Co ci się stało? – zapytał mężczyzna, patrząc z niepokojem na opatrunek na jej głowie.
- Potem pogadamy – mruknęła półgłosem.
Stojąc pod ścianą, cierpliwie odczekała, aż Rafał opowie wszystko przyjacielowi. Dopiero kiedy ból głowy kompletnie ją zamroczył, mężczyźni zdali sobie sprawę z jej fatalnego stanu.
- Zawiozę Aśkę do domu i będę do godziny – rzucił Seba do Rafała i delikatnie wyprowadził partnerkę z biura. – Może powinnaś jechać do szpitala? – dodał, kiedy już znalazł się z kobietą sam na sam.
- Przecież już byłam…
- No dobrze, ale prześpisz się u mnie, ok? Przy Marku nie odpoczniesz.
Skinęła głową, choć zrobiła to niezbyt świadomie.
Spała kilka długich godzin, podczas gdy reszta zespołu dokładała wszelkich starań, by odnaleźć Ankę. Niestety nie mieli żadnego tropu, choć las został przeszukany trzy razy, a oni przekopywali się przez góry akt. Około szesnastej Joasia ponownie pojawiła się na komendzie. Sebastian akurat siedział samotnie nad dokumentami.
- Jak się czujesz? – zapytał, obserwując ją uważnie.
- Chyba dobrze…
- Powiesz mi wreszcie, co się stało?
Kobieta zawahała się przez moment. Z jednej strony chciała powiedzieć mu prawdę i prosić, żeby raz na zawsze wybił Tomkowi z głowy podobne pomysły, ale z drugiej dobrze wiedziała, czym to grozi. Znała Sebastiana od lat i wiedziała, że potrafi być naprawdę impulsywny.
- Marek – odgadł mężczyzna, zaciskając ze złości zęby.
- Nie, to nie on – westchnęła Joasia. – Ja… podczas prowokacji Tomek próbował… to dlatego spuściłam Ankę z oczu.
- Zgwałcił cię? – zapytał Seba rzeczowym tonem, choć widać było, że wszystko się w nim gotuje.
- Nie, uciekłam.
- Widzę, że nic nie zrozumiał z naszej ostatniej pogawędki. No nic, trzeba będzie ją powtórzyć.
- Tylko nie rób nic głupiego, dobrze? – poprosiła kobieta cicho, choć ton jej głosu sugerował coś zupełnie innego. – To znaczy… bardzo bym chciała, żeby dał mi wreszcie spokój.
- Da, możesz być tego pewna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz