czwartek, 30 czerwca 2011

23. Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna

Jeszcze przez kilka długich minut Sebastian wpatrywał się w podpis. Wszystko co przeczytał, dopiero zaczynało do niego docierać. Nie myślał jednak o przeszłości ukochanej, ani nawet o tym, co zamierzała zrobić czy też może właśnie robiła. Uderzyło go przesłanie listu. Żegnała się z nim, a więc mieli się już nigdy nie zobaczyć. Miała umrzeć, być może właśnie dziś, właśnie teraz.
Sięgnął po telefon, ale nie próbował dzwonić do Joasi. Wiedział, że nie odbierze. Napisał tylko krótkiego smsa: „Asiu, wiem już wszystko. Wróć do mnie, proszę. Kocham Cię bardzo”. Miał nadzieję, że to ją powstrzyma.
Tymczasem policjantka stała już pod więzieniem. Kiedy odczytała wiadomość od Sebastiana, łzy napłynęły jej do oczu. W dłoni ściskała sfałszowane zwolnienie Ogryzka. Nie wiedziała, jak postąpić. Z jednej strony bała się stanąć przed Markiem i oznajmić mu, że nie wykonała zadania. Z drugiej był Sebastian… Nie wierzyła, że wszystko tak łatwo zrozumiał i wybaczył, była pewna, że po prostu chce ją powstrzymać od popełnienia przestępstwa. Zasiał jednak w jej sercu ziarnko nadziei. Przez chwilę wyobraziła sobie spokojne życie u boku Sebastiana i, choć zaraz wróciła na ziemię, nie potrafiła otrząsnąć się z tej wizji.
Kilkanaście minut później nadal krążyła pod więzieniem niezdecydowana. Aż podskoczyła, kiedy tuż obok niej zatrzymało się srebrne mondeo. Odwróciła się gwałtownie, ale na widok Sebastiana spuściła wzrok.
- Chodź – powiedział mężczyzna spokojnie, popychając ją w stronę auta.
Wsiadła do samochodu, choć wcale nie była do tego przekonana. W milczeniu wpatrywała się w szybę, gniotąc w dłoniach świstek papieru.
Po kilku minutach Sebastian zatrzymał samochód na skraju stacji benzynowej. Zgasił silnik i odwrócił się do Joasi. Kobieta nadal siedziała bez ruchu, nie patrząc na niego. Seba złapał ją delikatnie za brodę i zmusił, by na niego spojrzała. Uśmiechnął się pod nosem, kręcąc głową, a potem pochylił się i pocałował ją czule.
- Napędziłaś mi niezłego stracha – powiedział.
- Czytałeś…? – zapytała cicho policjantka.
- Oczywiście, że czytałem – odparł Sebastian ze spokojem.
Joasia zwiesiła głowę, przygryzając nerwowo wargę. Nie czuła się dobrze w towarzystwie partnera, dla niej wszystko się zmieniło. Miała ochotę wysiąść z samochodu i uciec, powstrzymywała ją przed tym tylko bezradność.
- Marek już na pewno mnie szuka – odezwała się nagle lekko drżącym głosem.
- Jedziemy do mnie? – zaproponował mężczyzna, kładąc rękę na kierownicy.
- Sebastian, to już koniec, nie rozumiesz? Nie uwolniłam Ogryzka, oni…
- Oni już nic Ci nie zrobią – powiedział Seba stanowczo. – Aśka, już nie musisz być mu posłuszna, nie musisz się bać.
- Przecież ja… byłam… jestem… zwykłą dziwką… Ktoś taki jak ty nie…
- Posłuchaj – przerwał jej spokojnie Sebastian, - twoja przeszłość nie jest dla mnie problemem. Jeśli nadal chcesz ze mną być, będę najszczęśliwszym facetem na ziemi. A jeśli nie… zrozumiem i jako przyjaciel pomogę ci stanąć na nogi.
Uśmiechnął się do Joasi z czułością i włączył silnik. Bez względu na jej decyzję, musieli spędzić gdzieś noc, a biorąc pod uwagę fakt, że ludzie Małego już z pewnością polują na policjantkę, dom Sebastiana był najrozsądniejszym wyjściem.
Nawet w dobrze sobie znanym salonie zawinięta w koc przez kominkiem Aśka nie czuła się bezpiecznie. Krwawe ślady na plecach pulsowały bólem, jakby w jakiś magiczny sposób przepowiadały zbliżające się zagrożenie.
Sebastian z kolei zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Z całkowitym spokojem zrobił kolację i przyniósł ukochanej, po czym poszedł na górę przygotować kąpiel. Kiedy wrócił do salonu, Joasia nadal siedziała skulona przed kominkiem, a obok niej stały nietknięte naleśniki. W końcu Sebastian usiadł obok niej i westchnął cicho.
- Wiem, że to dla ciebie bardzo trudne chwile – powiedział łagodnie, - ale teraz już wszystko będzie dobrze, rozumiesz? Wszystko się zmieni.
- Ty naprawdę… - zaczęła policjantka z niedowierzaniem – naprawdę… chcesz jeszcze ze mną być?
- A jak myślisz? – zapytał Seba z uśmiechem, pochylając się w stronę Joasi.
Pocałował ją delikatnie. Poczuł, że wtula się w niego z ufnością. Nie mógł uwierzyć, że ich wspólne życie dopiero się zaczyna.


Następnego popołudnia pod willą na obrzeżach miasta zatrzymał się radiowóz. Wysiadła z niego para policjantów w mundurach. Zadzwonili na domofon, ale nikt im nie otworzył.
- Pewnie to jakiś żart – westchnął mężczyzna, podciągając spodnie.
- Oj, Sławek, a jeśli nie? Trzeba to sprawdzić – upierała się kobieta. – Idź popytać sąsiadów, a ja wezwę ślusarza. No chyba że wolisz iść górą?
Policjant wywrócił tylko oczami i zrezygnowany ruszył w kierunku najbliższego domu.
Czterdzieści minut później ślusarzowi udało się wreszcie otworzyć drzwi. Para komisarzy wyciągnęła broń i zajrzała do środka. Tuż za progiem znaleźli zakrwawione ciało psa. Spojrzeli po sobie, ale bez słowa weszli głębiej. W salonie ich oczom ukazał się tragiczny widok. Na krzesłach przed kominkiem siedziały przywiązane dwie osoby. Komisarze nie musieli podchodzić bliżej, by wiedzieć, że już za późno na ratunek. Mężczyzna miał tylko jedną ranę postrzałową na czole. Gdyby nie to, można by pomyśleć, że śpi. Na ciele kobiety natomiast nie widać było rany, która mogłaby bezpośrednio spowodować śmierć, jednak nie brakowało drobniejszych obrażeń.
- Wygląda na to, że ktoś ją torturował – mruknęła policjantka, chowając broń. – Musiała się wykrwawić.
- Ej, przecież to nasi! - zawołał jej partner, podnosząc z podłogi odznakę. – Trzeba powiadomić komendanta.
- Spójrz – przerwała mu kobieta, kompletnie ignorując jego znalezisko. – Chyba byli parą.
Oboje podeszli do zdjęcia leżącego obok kominka. Ramka była połamana, a szybka rozbita, ale fotografia ocalała. Przedstawiała dwójkę młodych, szczęśliwych ludzi pełnych marzeń i nadziei. Kilka dni później znalazła się na pomniku na skraju cmentarza miejskiego, gdzie miała pozostać już na zawsze, przypominając wszystkim o uczuciu, którego nie udało się zniszczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz