środa, 15 czerwca 2011

8. Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna

- Anka ma rację, podróż podczas śnieżycy mogłaby się okazać niebezpieczna – zaczął, nie patrząc na nią. – A tutaj nic nam nie grozi.
- Przecież nic nie mówię – mruknęła.
- Nie musisz, i tak wiem, co myślisz.
- Nie podoba mi się to – przyznała, obserwując przez okno chmury. – Mały, drewniany domek i burza śnieżna. To się raczej kłóci, nie?
- Aśka, dom ma zamontowany piorunochron, a kiedy chłopaki zabezpieczą okna deskami, nie będzie możliwości, żeby cokolwiek nam się stało.
- Nie lubię burzy, tak po prostu. I żadne racjonalne argumenty nie mogą tego zmienić.
- Czyli wczoraj mówiłaś poważnie? – podchwycił, wjeżdżając do miasta.
- A myślałeś, że żartuję?
- Nie, ale byłem półprzytomny i rano nie miałem już pewności, czy przypadkiem mi się to nie śniło. Znamy się ładnych parę lat, a jakoś nigdy nie zauważyłem, żebyś bała się burzy.
- Zawsze tak kombinuję, żeby nie jechać wtedy w teren – mruknęła. – Ale nawet w domu nie czuję się pewnie, a co dopiero tutaj.
- Nie bierzesz pod uwagę jednej, istotnej kwestii – powiedział Sebastian, uśmiechając się pod nosem. – Będziesz ze mną.
Zerknął na kochankę i zauważył, że kąciki jej ust uniosły się nieznacznie.
- No, ten argument do mnie przemawia – przyznała.
Chwilę później zatrzymali się pod jednym z największych sklepów w mieście i wysiedli z samochodu. Wyglądało na to, że nie tylko oni wpadli na pomysł zrobienia zapasów, bo mimo otwartych wszystkich kas kolejki były ogromne. Z minami skazańców wzięli wózek i ruszyli między regały.
Sebastian nie powiedział tego na głos, ale miał przeczucie, że śnieżyca może ich uziemić w domu na dobrych kilka dni. Miejsce było ku temu jak najbardziej sprzyjające, a skoro służby tak ostrzegały mieszkańców, burza musiała zapowiadać się całkiem pokaźnie. Mając nadzieję, że Joasia nie wyczuje jego intencji, włożył do wózka sporo produktów spożywczych, które do przygotowania nie wymagały elektryczności ani gazu.
Po prawie dwóch godzinach odstanych w gigantycznej kolejce udało im się wreszcie zapakować wszystko do samochodu. Kiedy opuścili miasto, ogarnął ich spokój. Było to bardzo mylne, bo raptem kilka kilometrów dalej zapaliły się kontrolki. Komisarze spojrzeli po sobie i Sebastian zatrzymał samochód. Przez moment siedzieli w milczeniu, a potem spróbował ponownie uruchomić silnik z nadzieją, że był to tylko błąd komputera. Niestety nie udało mu się ruszyć.
- Zaczekaj – mruknął do Joasi i wysiadł.
Zajrzał pod maskę, ale mówiąc szczerze wątpił, by udało mu się coś zdziałać. Wiedząc, że kobieta nie widzi jego miny, oparł się o samochód i zrezygnowany pokręcił głową. Nawet nie zauważył, kiedy Joasia pojawiła się obok niego.
- I co? – zapytała, choć dobrze wiedziała, jaka będzie odpowiedź.
- Zadzwoń do Rafała, a ja zorganizuję jakąś lawetę – westchnął Seba.
Śnieg zaczynał prószyć, ale wiatr nie był jeszcze duży. I całe szczęście, bo temperatura zdawała się spadać z minuty na minutę. Joasia zadzwoniła do Rafała, który obiecał przyjechać po nich jak najszybciej. Wiedzieli, że mogło mu to zająć najwyżej dwadzieścia minut, bo znajdowali się stosunkowo blisko domu. Gorszą wiadomość przyniósł telefon do pomocy drogowej. Czekanie na lawetę miało potrwać nawet do dwóch godzin.
- Zaczyna to nieciekawie wyglądać – zauważył Sebastian, rozglądając się.
Droga, którą jechali nie była zbyt uczęszczana, zwłaszcza teraz, kiedy wszyscy szykowali się do przetrwania burzy. Po obu stronach jezdni był las usłany grubą warstwą śniegu.
- Wsiądź do samochodu, bo zmarzniesz – dodał, zwracając się do Joasi.
- Nie trzeba. Wiesz co, jeśli mamy tu spędzić aż tyle czasu… pójdę siku. Zaczekaj tu.
- Aśka, przewieje cię…
- Jak się zsikam, tym bardziej zmarznę, nie? Zaraz wrócę.
Seba tylko westchnął. Bez słowa komentarza obserwował, jak kobieta zapada się w śnieg. Oparł się o samochód i postanowił w spokoju na nią zaczekać.
Kiedy po chwili wyszła spomiędzy drzew, miał ochotę wywrócić oczami. Na rękach niosła coś, co wyglądało jak niewielkie, bure szczenię.
- Aśka, kompletnie ci odbiło?! – zawołał, wychodząc jej naprzeciw. – Wiesz, co to jest?!
- Jest ranny – odparła kobieta, jakby kompletnie nie usłyszała jego słów. – Wygląda to tak, jakby potrącił go samochód.
Położyła zwierzaka na masce samochodu i spojrzała na Sebastiana wyczekująco. Ten tylko skrzyżował ręce na piersiach.
- Aśka, to wilk – powiedział dobitnie. – Dzikie zwierzę, drapieżnik.
- Ma nie więcej niż cztery tygodnie. Zginie, jeśli mu nie pomożemy.
Spojrzała na niego w taki sposób, że tylko westchnął zrezygnowany. Otworzył samochód, rozłożył na tylnym siedzeniu koc i zabrał od ukochanej wilczka.
- Robię to tylko dla świętego spokoju – zaznaczył, zamykając drzwi. – Jak tylko skończy się burza, odwieziemy go do nadleśnictwa, ok?
- Pewnie.
- I nie dotykaj go bez rękawiczek. Może mieć wściekliznę, jasne?
Joasia tylko się uśmiechnęła i pocałowała go z czułością. Seba pokręcił głową. Nie potrafił jej niczego odmówić i czasem było to naprawdę męczące. Czuł, jak kobieta wsuwa mu dłonie pod kurtkę. Zadrżał, bo były lodowate, ale nie odsunął się ani o krok. Może sytuacja nie była najszczęśliwsza do miłosnych uniesień, jednak żadne z nich nie miało zamiaru zrezygnować. Chwilę później ich kurtki były rozpięte, a ubrania potargane, ale mimo tego dalej nie odczuwali zimna. Dopiero dźwięk nadjeżdżającego samochodu przywołał ich do porządku. Aśka natychmiast zapięła kurtkę, odsuwając się od mężczyzny na przyzwoitą odległość.
Rafał zatrzymał się tuż obok nich i wysiadł z samochodu wyraźnie rozbawiony.
- Czyżbyście mieli jakieś problemy? – zakpił.
- Daj spokój – mruknął Sebastian. – Przenieśmy zakupy i pozostaje czekać na lawetę.
- A co wy tu macie? – zapytał Rafał zaintrygowany, zaglądając przez okno na tylne siedzenie samochodu.
- Nawet mnie nie denerwuj…
Po przełożeniu zakupów i zwierzaka pojawił się dylemat. Rafał uważał, że nie ma sensu, żeby wszyscy czekali na lawetę. Sebastian zgodził się z nim, bo bardzo mu zależało, żeby Asia była w domu, kiedy zacznie się nawałnica. Ona jednak zaczęła gorąco protestować. Koniec końców kolejną godzinę spędzili, obserwując we trójkę coraz gęściej padający śnieg.
Kiedy wreszcie udało im się dotrzeć do domu, zaczynało się już ściemniać. Ania powitała ich z wyraźną ulgą.
- Martwiłam się, że nie zdążycie przed burzą – wyznała, wybiegając im na spotkanie. Zamarła, kiedy zobaczyła wilczka w ramionach przyjaciółki. – Co to jest? – zapytała zdezorientowana, zerkając na Sebastiana.
- Jest ranny, pomożesz mi go opatrzyć? – odparła Joasia.
Ania zawahała się przez moment, ale w końcu kiwnęła głową. Zanim reszta zdążyła cokolwiek powiedzieć, obie zniknęły na górze.
- Rozmawiałeś z nią? – zagadnął Sebastian, kiedy razem z Rafałem wypakowywali zakupy.
- Tak… Już nawet zastanawiałem się, czy w ogóle powinienem to robić, ale sama zaczęła temat.
- Serio? – zdziwił się Seba, przypominając sobie, co mówiła mu na ten temat Aśka.
- No. Powiedziała, że nie chciała mnie zwodzić, przeprosiła za ten… flircik podczas gry i w ogóle.
- Chcesz odpuścić?
- Wiesz, w sumie to ja nie wiem, co do niej czuję… Kiedy tak dzisiaj na nią patrzyłem, jakoś wszystko wyglądało zupełnie inaczej. To znaczy oczywiście jest ładna, nie ma co gadać, ale chyba jest lepiej, kiedy jesteśmy po prostu partnerami, jak ty i Aśka.
- Tak… - mruknął Seba - przyjaźń to fantastyczna sprawa.
Burza wyraźnie się zbliżała. Wiatr stawał się coraz bardziej porywisty, a przez sypiący zewsząd śnieg nie było już prawie nic widać. Odległe grzmoty przypominały Sebastianowi o rozmowie z Joasią. Jej niewinne wyznanie sprawiło, że wreszcie zdał sobie sprawę, jak niewiele o niej wie. Niby znali się od lat, niby sobie ufali, ale tak naprawdę nie mówiła mu nawet o połowie swoich problemów. Obiecał sobie solennie, że porozmawia z nią o tym przy najbliższej okazji, po czym zaciągnął zasłonkę w kuchennym oknie.
Aśka i Anka zeszły po schodach. Rozmawiały o czymś przyciszonymi głosami.
- Gdzie wilk? – zapytał Seba, zerkając na nie.
- W naszym pokoju – odparła Joasia tonem świadczącym o tym, że dla niej jest to najoczywistsza rzecz na świecie.
- Nie martw się – dodała Ania, - na wszelki wypadek przywiązałam go do kaloryfera. Opatrzyłyśmy mu rany i nałożyłyśmy opaskę uciskową na łapę, chyba jest złamana. Na razie nie chciał jeść, potem spróbujemy jeszcze raz.
- Chyba jesteście siebie warte… - westchnął Sebastian.
Zaledwie kilka minut później Joasia poszła na górę pod pretekstem niewyspania. Burza była już niemal nad nimi i czuła, że strach zaczyna z nią wygrywać. Nie chciała, żeby przyjaciele zobaczyli, jak bardzo się boi, więc wolała trzymać się od nich z daleka. Sebastian natychmiast wyczuł jej intencje. Chciał trochę odczekać, żeby reszta nie nabrała podejrzeń, ale wytrzymał tylko kilka minut.
- Chyba też pójdę się położyć – mruknął, podnosząc się z fotela.
Ania uśmiechnęła się kpiąco.
- Akurat uwierzę, że spać ci się nagle zachciało – powiedziała, szczerząc zęby.
- A niby czemu nie? – odparował Sebastian szczerze wystraszony, że Anka zaczęła coś podejrzewać.
- Przecież każdy wie, że boisz się zostawić Aśkę sam na sam z tym nieszczęsnym wilkiem – westchnęła policjantka, wywracając oczami.
- Dobra, rozgryzłaś mnie – powiedział z ulgą. – Tak czy inaczej idę na górę. Bawcie się dobrze.
Wślizgnął się do pokoju i przysiadł na łóżku, zapalając świeczkę. Kamil odłączył prąd i gaz, a latarka byłaby w tej sytuacji co najmniej niewygodna. W słabym świetle płomyka zobaczył, że Joasia siedzi na łóżku z kolanami podciągniętymi pod brodę. Twarz miała mokrą od łez.
Piorun uderzył niedaleko i jednocześnie coś trafiło od zewnątrz w deski zabezpieczające okno. Kobieta aż podskoczyła. Kiedy Sebastian wyciągnął do niej rękę, natychmiast się zbliżyła.
- Twój wilk nadal śpi – powiedział, chcąc odwrócić jej uwagę od burzy.
- To samica – odparła, oglądając się na zwierzaka.
- A znając ciebie już ją nazwałaś…
- Viva – przyznała Joasia, uśmiechając się nieśmiało. – Mam nadzieję, że przeżyje.
- Nic nie zjadła?
- Nie, pić też nie chciała… Musi być bardzo osłabiona.
- Może spróbujemy nakarmić ją strzykawką? – zaproponował Seba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz