sobota, 18 czerwca 2011

11. Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna

Następnego ranka komisarze pojawili się w pracy dużo przed czasem, co ostatnio mieli w zwyczaju.
- Powinnaś wziąć chorobowe – powiedział po raz kolejny Sebastian, obserwując, jak kobieta siada za biurkiem z lekkim grymasem na twarzy.
- Jasne – zakpiła. – Poczuję się lepiej, spędzając całe dnie z Markiem.
- Mogłabyś odpoczywać u mnie…
- Wiesz, że ta dyskusja nie ma sensu, prawda?
Mężczyzna westchnął tylko, bo wiedział, że Joasia ma rację. Spróbował tylko dla spokoju własnego sumienia.
- Przez ten wyjazd… - zaczęła nagle policjantka – przyzwyczaiłam się, że cały czas jesteś obok i teraz jeszcze trudniej mi się z tobą rozstawać.
- Nie tylko tobie – przyznał Seba, opierając się o jej biurko.
Zaczął delikatnie bawić się jej włosami. Aśka mimo dyskomfortu i jak najgorszych wspomnień z poprzedniej nocy poczuła rosnące podekscytowanie spowodowane samą jego bliskością. Podniosła się z fotela i położyła dłonie na torsie ukochanego. Oboje pragnęli znaleźć się teraz z dala od ludzi.
- Na komendzie jest tylko Kaśka – mruknął Sebastian, trącając delikatnie nosem szyję ukochanej.
- Ale w każdej chwili ktoś może przyjść – zaprotestowała słabo.
- Idziemy do łazienki? – zaproponował mężczyzna z błyskiem w oku.
Aśka uśmiechnęła się i pierwsza wyszła z biura. Po drodze spotkali asystentkę, ale wymówili się kawą. Chwilę później zamknęli się w toalecie. Joasia od razu przeszła do rzeczy, rozpinając koszulę kochanka.
- Czasem się zastanawiam, gdzie się podziewa twoja nieśmiałość? – mruknął Seba między pocałunkami.
- Przy tobie nie ma na nią miejsca – odparła, ściągając golf.
Dopiero kiedy Sebastian rozpiął jej spodnie i dotknął krocza, nagle wróciły wszystkie powody, dla których miała zamiar trzymać go na dystans. Jęknęła i odsunęła się, przytrzymując dżinsy.
- Boli cię? – zaniepokoił się mężczyzna.
- Przepraszam, nie dziś…
Sebastian podszedł do niej i chciał obejrzeć poranione ciało, ale zasłoniła się.
- Nie chcę, żebyś to widział – powiedziała stanowczo.
- Znowu cię zgwałcił? – zapytał Sebastian, choć zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie.
- Zgwałcił? O czym ty mówisz? – zdenerwowała się kobieta.
- Tylko mi nie mów, że ma prawo zmuszać cię do…
- Nie zmusił mnie – przerwała mu ostro, zapinając spodnie. – Nie musiał, bo nie protestowałam. A teraz wracajmy do pracy.
Przez kolejne tygodnie Joasia powoli dochodziła do siebie. Niemal wszystkie obrażenia zdążyły się zagoić, jedynie żebra wciąż pobolewały. Oprócz niej zdrowiała także mała Viva, która u Sebastiana miała prawdziwy raj na ziemi. Choć cały czas twierdził, że zabieranie jej z lasu było fatalnym posunięciem, bardzo o nią dbał. Po miesiącu pobytu u niego już całkowicie doszła do siebie, ale zgodnie z przepowiedniami weterynarza miała już zawsze utykać na tylną łapę. Była to podstawa argumentów Joasi, kiedy wręcz błagała Sebastiana, by nie odwozić jej do nadleśnictwa. Upierała się, że okaleczony wilk nie poradzi sobie na wolności i zginie z głodu bądź stanie się celem innego drapieżnika. Koniec końców, choć oficjalnie nie zostało to jeszcze stwierdzone, dla wszystkich stało się jasne, że Viva zostanie u Sebastiana. Mimo wilczych genów z dnia na dzień stawała się coraz bardziej ufna w stosunku do ludzi, choć nadal jedyną osobą, której pozwalała się zbliżyć była Aśka.
- Zastanawia mnie, jak to jest – westchnął Seba któregoś dnia. Siedzieli na ławce w jego ogrodzie i obserwowali Vivę jedzącą kość kilkanaście metrów dalej. – Ja ją karmię, zajmuję się nią codziennie, a ona ma mnie gdzieś. Wystarczy, że ty się pojawisz na horyzoncie, a robi się z niej nagle domowy piesek.
- Czuje, że chciałeś ją oddać – zaśmiała się Joasia. – A tak poważnie… Myślisz, że jest tu szczęśliwa?
Sebastian westchnął. Setki razy powtarzał jej, że wilk jako dzikie zwierzę powinien żyć na wolności.
- Nie wiem – przyznał, - ale miałaś trochę racji: trudno byłoby jej żyć wśród swoich. A poza tym… nie wygląda na nieszczęśliwą, nie?
- No niby nie.
- Słuchaj, kotku – zaczął nagle Sebastian, - będę musiał wyjechać na parę dni.
- Dlaczego? – zapytała kobieta, odwracając się natychmiast. Widać było, że nie podoba jej się ten pomysł.
- Moja siostra wychodzi za mąż, muszę tam być.
- No tak, to zrozumiałe…
- Oczywiście jesteś zaproszona – dodał z uśmiechem, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że się nie zgodzi.
- Wiesz, że nie mogę… To by było ewidentne przyznanie się do romansu. Kiedy to będzie?
- Za dwa tygodnie, drugiego kwietnia. Nie będzie mnie najwyżej tydzień.
- Tydzień… no cóż, będę musiała jakoś wytrzymać.
Próbowała obrócić wszystko w żart, ale Sebastian i tak wyczuł, że zmartwiła ją ta informacja.
- Trochę się boję zostawiać cię tu samą… - przyznał z westchnieniem.
- Oj, daj spokój. Zanim zaczęliśmy się spotykać też jakoś sobie radziłam.
- Ale kiedy potrzebowałaś pomocy, byłem na miejscu – upierał się policjant. – W każdym razie… pogadamy jeszcze o tym.
Kilka dni później komisarze zrobili sobie wolne z zamiarem spędzenia całego dnia u Sebastiana. Nazajutrz mężczyzna miał jechać do Warszawy, więc od rana się pakował, a właściwie pakowała go Aśka.
- No, no… żona pakuje mężowi walizkę i obiecuje tęsknić dniami i nocami – westchnął Seba, wyciągając się na łóżku.
Aśka roześmiała się mimowolnie.
- Nie zagalopowałeś się? – zapytała rozbawiona.
- Pomarzyć można, nie? Nie musiałaś od razu sprowadzać mnie na ziemię…
- Na pocieszenie mogę ci obiecać, że będę tęsknić – powiedziała Joasia, dokładając do torby jeszcze jedną koszulę.
- Ja też. Dobra, zostaw już te ciuchy i chodźmy na dół. Pieczeń powinna już być gotowa.
Obiad zjedli w doskonałych nastrojach, śmiejąc się i żartując. Kilka metrów od stołu leżała Viva ze wzrokiem utkwionym w Aśce. Czekała cierpliwie na swoją działkę pieczeni.
- Jak urośnie, nikt się nie nabierze, że to pies – mruknął Seba, przyglądając się zwierzakowi z dezaprobatą.
- Nikt nie musi jej oglądać – odparła Aśka stanowczo. – Poza tym nie próbuj się wymigać, obiecałeś.
- Wiem i nie zamierzam się wycofywać, tak tylko mówię. Zresztą, przecież wiesz, że zrobię dla Ciebie wszystko.
Policjantka uśmiechnęła się pod nosem. W gruncie rzeczy miał rację: wiedziała, że może od niego uzyskać wszystko, co zechce.
Po obiedzie usiadła obok Vivy, chcąc nakarmić ją z ręki. Sebastian obserwował to w milczeniu, wkładając naczynia do zmywarki. W duchu musiał przyznać, że spodziewał się po wilku większych problemów. Był pewien, że nie da się go oswoić nawet w najmniejszym stopniu, tymczasem wszystko wskazywało na to, że za parę tygodni będzie całkiem nieźle przystosowanym zwierzakiem.
- Chodź, kotku, musimy obgadać jedną sprawę – powiedział, wzdychając.
Aśka zerknęła na niego i wstała. Z niepewną miną zajęła opuszczone przed chwilą miejsce przy stole.
- Co jest? – zapytała ostrożnie.
- Nie stresuj się, nic złego – zaśmiał się Seba. – Posłuchaj, tu masz komplet kluczy. Już dawno chciałem ci go dać, ale jakoś nigdy nie miałem czasu dorobić.
- Ale… po co mi to?
- Będę spokojniejszy wiedząc, że w razie czego masz gdzie się ukryć – wyjaśnił spokojnie. – Nie protestuj. Jeśli sama nie chcesz, po prostu zrób to dla mnie. I tak cały czas będę o tobie myślał, a tak przynajmniej mogę mieć pewność, że nie spędzisz którejś nocy na ulicy.
Kobieta pokiwała powoli głową. Kiedy Sebastian wyciągnął portfel, przygryzła nerwowo wargę.
- To jest karta do mojego konta – powiedział mężczyzna, - PIN znasz. I pieniądze, na wszelki wypadek.
Położył przed nią spory plik banknotów i kartę. Aśka pokręciła gwałtownie głową i odsunęła się od stołu, jakby się bała, że pieniądze ją zaatakują.
- Nie chcę ich – zaprotestowała stanowczo.
- Aśka…
- Nie – przerwała mu ostro policjantka. – Nie wezmę od ciebie ani grosza.
Sebastian westchnął ciężko i spojrzał na nią, jakby chciał powiedzieć: „wiedziałem, że tak będzie”. Wstał, przeszedł się wokół stołu i oparł o blat kuchenny.
- Nie rozumiem jednej rzeczy – zaczął spokojnie. – Jesteśmy ze sobą ponad rok, o wcześniejszych latach przyjaźni już nawet nie wspomnę. Spotykamy się, sypiamy ze sobą, ufamy sobie i wszystko jest ok. Wystarczy, że powiem słowo na temat pieniędzy, a momentalnie obrastasz kolcami.
Joasia skrzyżowała ręce na piersiach, opierając się na krześle i wydęła znacząco wargi. Nie powiedziała jednak ani słowa.
- Asia, ja ci nie każę wydawać tych pieniędzy, jeśli tak bardzo tego nie chcesz – powiedział Sebastian nieco zniecierpliwionym tonem. – Po prostu weź je na wszelki wypadek.
- Po co mam je brać, skoro i tak ich nie tknę?
- Możesz odpowiedzieć na moje pierwsze pytanie?
- Nie chcę od ciebie żadnych pieniędzy – warknęła. – Ani teraz, ani nigdy.
- Kochanie, myślisz, że ja nie zdaję sobie sprawy, w jakiej jesteś sytuacji? Wiem, że Marek co miesiąc zabiera ci pieniądze, że nie masz w portfelu ani złotówki.
Zobaczył, jak na jej policzki wykwitają purpurowe rumieńce. Wiedział, że poruszył jeden z najbardziej drażliwych tematów.
- Nie czuję się przez to gorsza – odparowała po chwili.
- Jeśli faktycznie tak jest, to słusznie. Ale jednak z jakiegoś powodu reagujesz alergicznie na każdą wzmiankę o pieniądzach.
Utkwiła wzrok w ścianie, z uporem unikając spojrzenia Sebastiana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz