poniedziałek, 9 stycznia 2012

27. Nie wierzcie bliźniaczkom

Ledwie wsiadła do samochodu, odezwał się telefon, do którego włożyła nową kartę. Wyciągnęła go szybko z kieszeni i spojrzała z nadzieją na wyświetlacz, ale nie było żadnej nowej wiadomości, jedynie raport dostarczenia jej smsa. Odłożyła komórkę na siedzenie pasażera, chcąc mieć ją cały czas na oku i ruszyła. Dwie ulice dalej telefon ponownie dał o sobie znać. Zjechała na najbliższy przystanek i odczytała wiadomość: „Proszę, uważaj na siebie. Pamiętaj, że bardzo Cię kocham”. Przygryzła nerwowo wargę. W tylnym lusterku zobaczyła nadjeżdżający autobus, więc chcąc nie chcąc musiała ruszać. Podjechała na parking pod laboratorium i zabrała się za pisanie smsa.
„Proszę, nie wyłączaj telefonu, chcę mieć z tobą kontakt.”
„Powiedziałaś komuś o naszej rozmowie?”
„Nie, ale naprawdę nic z tego nie rozumiem. Spotkajmy się, wyjaśnij mi wszystko.”
„Teraz nie mogę, w dzień to zbyt niebezpieczne. Znaleźli już ciało tej kobiety?”
„Tak, trzy godziny temu. Właśnie jestem w laboratorium i próbuję się czegoś dowiedzieć.”
„Proszę, nie wierz im, ja tego nie zrobiłem.”
„Wiem. Nie martw się, ja zawsze będę Ci wierzyć.”
„Przepraszam za to, co Ci wczoraj powiedziałem. Nie chciałem w to wszystko uwierzyć.”
„Teraz się tym nie martw. Zajmę się dziewczynami, nic im nie będzie.”
„To długo nie potrwa. Znajdę winnych, obiecuję Ci.”
„Chcę Ci pomóc.”
Przez kilka długich minut nie otrzymała odpowiedzi. Zdenerwowana i zaniepokojona wysiadła z samochodu i skierowała się do budynku laboratorium, chcąc czymś się zająć.
„To zbyt niebezpieczne.”
Zaklęła pod nosem, ściskając mocniej telefon.
- Pewnie przyszłaś w sprawie tej kobiety – zagadnął ją niespodziewanie Jarek, jeden z techników. Aż podskoczyła, całkowicie skupiona na konwersacji z Sebastianem. – Niestety nie mamy jeszcze raportu.
- Tak, wiem – mruknęła. – Miałam nadzieję, że powiecie mi cokolwiek ponad to, co już wiemy.
- Szczerze mówiąc mamy jednego newsa – przyznał policjant. – Ale to nie jest dobra wiadomość.
- Dawaj.
- Na portfelu tej zamordowanej kobiety są odciski palców Sebastiana.
Aśka zmarszczyła brwi, jednak nie zdołała wymyślić żadnej sensownej odpowiedzi, więc milczała.
- Wiesz, że nie znaleźliśmy przy niej żadnych dokumentów, prawda? – dodał Jarek, jakby nie był pewny, że do Joasi dotarł sens jego słów.
- Jeszcze mi powiedz, że Sebastian ją zamordował – warknęła.
Technik uniósł ręce w geście kapitulacji i oddalił się, a Joasia poirytowana podeszła do okna, ponownie wyciągając z kieszeni telefon.
„Na portfelu ofiary znaleźli Twoje odciski palców.”
„To nie ja, próbują mnie wrobić.”
„Kto?”
„Nie wiem. Ale dowiem się.”
„Wróć do domu, przecież nikt nie będzie Cię podejrzewał. Razem coś wymyślimy.”
„Nie mogę. Jak mnie zamkną, nie dowiem się prawdy.”
„Nikt nie uwierzy, że mogłeś to zrobić. Zaufaj mi, proszę.”
„Tobie ufam, ale tylko Tobie. Dlatego nikt inny nie może się dowiedzieć, że masz ze mną kontakt.”
„Myślisz, że będę siedzieć z założonymi rękami?”
„Rób wszystko tak jak zwykle i nie wychylaj się.”
„Spotkajmy się.”
„Teraz to niemożliwe, już Ci mówiłem.”
„Jadę do tunelu świetlików.”
„Nigdzie się sama nie ruszaj! To zbyt niebezpieczne!”
„Będę tam na ciebie czekać tak długo, aż się zjawisz.”
Wyłączyła telefon i pobiegła do samochodu. Wiedziała, że to zmusi Sebastiana do działania. Cokolwiek powstrzymywało go od spotkania, jeśli uzna, że Joasia może znaleźć się w niebezpieczeństwie, na pewno odsunie to na dalszy plan.
Nie pomyliła się. Kiedy pół godziny później pojawiła się pod wiaduktem, Seba już tam był. Wyglądał na wściekłego, ale na jej widok wyraźnie mu ulżyło.
- Oszalałaś? – warknął, łapiąc ją za łokieć i ciągnąc głębiej do tunelu. – Nie wyraziłem się wystarczająco jasno?
- Puść – burknęła, wyszarpując rękę z jego uścisku. – Wcale nie wyraziłeś się jasno. Chcę wiedzieć, co się dzieje i nie obchodzi mnie, że próbujesz mnie od tego odsunąć. Albo jesteśmy partnerami, albo nie.
- Dobrze, chodź.
Poprowadził ją jeszcze kawałek w głąb tunelu i wskazał kamienie, na których usiedli. W tym miejscu była niewielka szansa, żeby ktoś ich dostrzegł, nawet gdyby przypadkiem znalazł się w okolicach starego wiaduktu.
- Po naszej wczorajszej rozmowie od razu wyszedłem z komendy. Wsiadłem w samochód i pojechałem za miasto, na naszą polanę, chciałem pomyśleć w spokoju – mówił. – Ktoś zaatakował mnie od tyłu. Broniłem się, ale było ich dwóch. Jeden uderzył mnie w głowę i straciłem przytomność. Obudziłem się związany w bagażniku samochodu. Usłyszałem dwa strzały, a potem męskie głosy. Ktoś powiedział: „Zostaw ją, niech zdycha”.
- Uciekłeś im? – zapytała cicho Joasia.
- To laicy, musiał ich ktoś wynająć do brudnej roboty. Udało mi się uciec, kiedy zmieniali samochód.
- Nic ci nie zrobili?
Sebastian uśmiechnął się. W głosie kobiety prócz niepokoju dosłyszał także czułość. Początkowo drzemiąca w nim złość, nagle całkowicie się ulotniła.
- Nie martw się, wszystko jest w porządku.
Joasia wzięła dłoń Sebastiana w swoje i głaskała ją przez moment. Dopiero po dłuższej chwili podniosła wzrok.
- Skąd wiesz, że zastrzelili ją z twojej broni? – zapytała.
- Pewności nie mam, ale brakuje dwóch nabojów.
Pokiwała głową. Miała mnóstwo pytań, ale kiedy wreszcie nadarzyła się okazja, by je zadać, na żadne nie mogła się zdecydować.
- Nie mogę teraz wrócić, zrozum – podjął po chwili Sebastian. – Moje odciski palców, moja broń i nie wiadomo co jeszcze… Zamkną mnie, choćby profilaktycznie.
- Przynajmniej byłbyś bezpieczny – odparła Aśka, czując, że jej oczy robią się dziwnie wilgotne. – Przecież to się wyjaśni prędzej czy później.
- Wydaje mi się, że w to jest zamieszany ktoś wysoko postawiony – powiedział mężczyzna zamyślony. – A jeśli rzeczywiście tak jest, dowody przeciwko mnie będą wystarczające. Oboje o tym wiemy.
- Pozwól mi pomóc – poprosiła Joasia zupełnie innym tonem niż wcześniej. – Jestem twoją partnerką, pamiętasz?
- I moim skarbem – szepnął Seba, głaszcząc ją po twarzy, - którego wolałbym nie narażać.
- Sebastian…
Mężczyzna uśmiechnął się i przytulił Joasię. Już wiedziała, że jak zwykle postawiła na swoim.

Tymczasem Eliza i Karolina siedziały w swoim pokoju i wpatrywały się w przestrzeń. Słyszały, że Kaśka przechadza się ponownie po salonie, wystukując palcami nerwowy rytm na parapecie.
- Myślisz, że nic mu nie jest? – zapytała cicho Karolina.
Eliza wzruszyła ramionami i podciągnęła kolana pod brodę. Miała już dość ciągłych pytań siostry, z których żadne nie miało większego sensu.
- W ogóle cię to nie wzrusza?
- Myślę – oznajmiła Elizka.
Po chwili milczenia wstała, podeszła do szafki, na której stała jej podręczna torebka i wyjęła ze środka kawałek papieru. Dopiero kiedy go rozprostowała i położyła na łóżku przed siostrą, Karolina zrozumiała, że to pomięte zdjęcie. Eliza usiadła obok niej i czekała na reakcję.
- Wiem, jak wygląda Bartek – mruknęła dziewczyna z lekką irytacją w głosie.
- Nie o to chodzi – westchnęła Eliza, choć jednym z chłopców na fotografii istotnie był Bartek. – Spójrz na tego drugiego, co ma na szyi.
- Jakiś wisiorek – odparła Karolina, wzruszając ramionami.
- To nie jest jakiś tam wisiorek – zniecierpliwiła się Lizka. – Przyjrzyj się. Jest w kształcie gwiazdy policyjnej.
- Super, ojciec by się ucieszył – zakpiła.
- No właśnie, ojciec. Miał taki metalowy znaczek nad błotnikiem w samochodzie, pamiętasz?
- No może… - przyznała Karolina.
- A co jeśli to ta sama gwiazda? – zapytała Eliza, patrząc siostrze w oczy.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Może ten wypadek, który mieli z Aśką pod Suwałkami, wcale nie był wypadkiem? Pomyśl, trochę to wszystko grubymi nićmi szyte. Pogoda była dobra, a ojciec jest świetnym kierowcą. Pewnie, wypadki się zdarzają, ale żeby zaraz z samochodu została harmonijka? Musiał jechać z dużą prędkością.
- Może jechał – mruknęła Karola, nadal niezbyt zainteresowana teoriami siostry. – Może się spieszył, byli zmęczeni po całym dniu drogi. Może przysnął, zagapił się…
- A może ktoś sfingował ten wypadek? Ojciec i tak nie powiedziałby nam prawdy, żeby nas nie martwić.
- Wymyślasz…
- Tak? To chodź, przekonamy się – oświadczyła Elizka, jak zwykle bardzo pewna siebie.
Karolina wywróciła oczami, ale wstała i wyszła z pokoju za siostrą. Eliza podążyła prosto do salonu, gdzie Kaśka wydeptywała ścieżkę w dywanie.
- Myślałam, że śpicie – powiedziała policjantka zaskoczona. – Nie jesteście głodne?
- Nie – odparła Eliza teatralnie smutnym głosem. – Kasia, my tak sobie myślałyśmy… - urwała na moment, udając, że się waha. – A może to ci sami ludzie, przez których wtedy tata i Asia mieli wypadek?
Kaśka westchnęła głośno i podeszła do dziewczyn. Objęła je ramionami i odezwała się przesadnie łagodnym tonem.
- Możecie mi wierzyć, że sprawdzamy wszystko – powiedziała. – Cały czas szukamy człowieka, który uszkodził przewody hamulcowe w samochodzie waszego taty i jeśli to on, na pewno go złapiemy.
Eliza pokiwała głową, pociągając nosem, ale znad ramienia policjantki spojrzała na siostrę tryumfalnie. Karolina musiała przyznać, że tym razem jej teoria mogła nie mijać się z prawdą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz