wtorek, 17 stycznia 2012

35. Nie wierzcie bliźniaczkom

- Nie kojarzysz tego nazwiska? – zdziwiła się Karola. – Przecież to najbogatszy facet w mieście, pisali kiedyś o tym. I chyba było kiedyś w gazecie, że jest podejrzany o pedofilię.
- Mówisz? Zaraz… może uda mi się coś znaleźć.
Po krótkiej chwili poszukiwań na ekranie laptopa ukazała się elektroniczna wersja artykułu sprzed roku. Eliza szybko prześledziła go wzrokiem.
- No faktycznie, był podejrzany, ale potem go uniewinnili i przepraszali.
- To zaczyna trzymać się kupy, nie sądzisz?
- Słuchaj, on może przetrzymywać tatę – powiedziała Eliza, patrząc siostrze w oczy.
- Aśka go znajdzie…
- Ale Aśka nie wie tego, co my!
- Nie wyjdziemy stąd… Cały czas ktoś nas pilnuje – zauważyła Karolina, patrząc znacząco na drzwi, zza których dochodziło chrapanie.
- Daj spokój, Bartka nie wykiwamy? – zakpiła Liza. – Nie rozśmieszaj mnie.
- No dobra, ale gdzie pójdziemy? Wiesz, gdzie on mieszka?
- Tutaj jest zdjęcie jego chaty – mruknęła, pokazując na ekranie komputera wielką willę, przy której określenie „chata” brzmiało dość komicznie.
- Coś takiego może być tylko na osiedlu Olszańskim – stwierdziła Karolina bez zastanowienia. – Ale chyba będziemy musiały po prostu szukać na miejscu.
- Chyba tak. Dobra, bierzemy się za Bartka – zarządziła Eliza, wstając.
Otworzyła najniższą szufladę biurka i zaczęła zawzięcie w niej grzebać. Po dłuższej chwili wyjęła z niej procę, będącą niejako pamiątką z dzieciństwa. Karolina uniosła brwi, ale bez słowa poszła do salonu po kamyki z akwarium. Następnie obie usiadły w otwartym oknie, znalazły wzrokiem samochód Bartka i zaczęły w niego celować.
- Voilà – powiedziała Eliza, kiedy za trzecim razem rozległ się dźwięk alarmu.
Wybiegła z pokoju, żeby obudzić asystenta.
- Bartek, coś z twoim samochodem! – zawołała. – Alarm się włączył.
Policjant wybiegł z mieszkania jak oparzony, a nastolatki dosłownie kilka kroków za nim. Kiedy pochylał się nad samochodem, dokładnie sprawdzając, czy nic mu nie dolega, dziewczyny czmychnęły za blok, a potem biegiem na najbliższy przystanek autobusowy.

Po spotkaniu z Antkiem Seba postanowił porozmawiać z innym ze swoich informatorów, Bazylem. Doszedł do wniosku, że jeśli ktoś może wiedzieć, gdzie szukać „głowy” tego interesu, to tylko on. Oczywiście natychmiast przyszła mu do głowy Magda, informatorka Joasi, która w takich sprawach była niezawodna, ale sam nie mógł do niej pójść, a partnerki nie chciał prosić o pomoc. Ryzyko było zbyt duże.
Idąc skrajem osiedla domków jednorodzinnych, rozmyślał o Joasi. Zdawał sobie sprawę, że odcięta od informacji musi bardzo się denerwować, wciąż jednak uważał, że to najlepsze wyjście. Oczami wyobraźni widział, jak wychodzi z łazienki zwarta i gotowa i nie zastaje go czekającego w przedpokoju. Sprawdza całe mieszkanie, ale jego nigdzie nie ma i znajduje kartkę w sypialni. Krótką wiadomość pisaną w pośpiechu, która nie mogła nawet w niewielkim stopniu zrekompensować tego, co zrobił. Miał jednak nadzieję, że przekaże Joasi najważniejsze przesłanie: że bardzo ją kocha.
Bazyl pojawił się jak zwykle spóźniony. Spotkali się przy opuszczonym przystanku autobusowym na obrzeżu osiedla. Chłopak miał na głowie czapkę z daszkiem, który zasłaniał mu połowę twarzy.
- Streszczaj się – mruknął. – Lepiej, żeby mnie z tobą nie widzieli.
- Boisz się o swoją reputację? – zakpił Seba. – Wiesz coś o porwaniach dzieci z ostatnich miesięcy?
- Pewnie chodzi ci o te grube ryby?
- Dokładnie.
- No wiem co nie co. Zależy o co pytasz.
- Kto brał w tym udział? Nazwiska – zażądał Sebastian, mierząc chłopaka uważnym spojrzeniem.
- Nie znam nazwisk.
- Dobra, więc gdzie ich znajdę?
- Jedź na Karpacką, tam jest kościół. Za nim skręcisz w prawo i dojdziesz do sklepu z niebieskim dachem. Za sklepem jest las i ścieżka. Pójdziesz nią i na końcu będzie droga, skręcisz w lewo. Pierwszy dom po prawej.
Seba słuchał z uwagą, marszcząc brwi i starając się wszystko dokładnie zapamiętać. Pożegnał się z informatorem i pobiegł w stronę ulicy Karpackiej. Czekał go spory spacer, bo z komunikacji miejskiej skorzystać nie mógł.

Po kolejnej żmudnej tułaczce przez miasto Joasia dotarła do burdelu na Narewskiej. Najpierw z przyzwyczajenia chciała tam po prostu wejść i błysnąć odznaką, ale zaraz zdała sobie sprawę, że nie wygląda już jak Joanna Czechowska. Przeszło jej przez myśl udawanie prostytutki, ale szybko doszła do wniosku, że to mogłoby się źle skończyć, no i wymagałoby przynajmniej niewielkiej zmiany wyglądu. W końcu postanowiła po prostu wejść i zapytać o Antka.
Wnętrze burdelu odebrała nieco inaczej z perspektywy „zwyczajnej kobiety” niż policjantki. Czuła się tam bardzo nieswojo, była wręcz wystraszona, a kiedy podeszło do niej dwóch goryli, poczuła ciarki na plecach. Jej pistolet spoczywał spokojnie w torebce, bo tunika była zbyt obcisła, żeby dało się coś pod nią ukryć, więc wyjęcie go w celu samoobrony zajęłoby trochę czasu. Czasu, którego mogła nie mieć w kryzysowej sytuacji.
- Co tu robisz, laleczko? – zagadnął jeden z mężczyzn.
- Szukam Antka – oświadczyła wprost.
Sama była zaskoczona, że jej głos nie zabrzmiał tak pewnie i władczo jak zwykle w takich sytuacjach. Dziwnie drżał.
Ochroniarze roześmiali się, jakby opowiedziała dobry dowcip. Jeśli w ogóle było to możliwe, jej pewność siebie jeszcze osłabła. Mężczyźni zaczęli się do niej zbliżać. Cofnęła się o krok, ale nie była przyzwyczajona do szpilek i natychmiast się zachwiała.
Nim się obejrzała, wśród śmiechów, sprośnych żartów i poszturchiwań dotarła na koniec korytarza prowadzącego do pokojów. Kiedy natrafiła na ścianę, poczuła przypływ paniki. Już wiedziała, że to nie może dobrze się skończyć. Próbowała ich straszyć i prosić, ale to tylko jeszcze bardziej ich bawiło. Dobierali się do niej coraz bardziej bezczelnie, kiedy nagle ściana za jej plecami zniknęła, a ona straciła równowagę i poleciała do tyłu.
Chwilę trwało nim zrozumiała, że to nie o ścianę się opierała, tylko o drzwi, które niespodziewanie ktoś otworzył. Zapewne była to niewysoka, ciemnoskóra dziewczyna, która teraz pomagała jej wstać.
- Tędy – powiedziała.
Wypchnęła ją przez kolejne drzwi i Joasia znalazła się w podwórzu jakiejś kamienicy. Nie miała nawet czasu podziękować swojej wybawicielce, bo drzwi już się za nią zamknęły i usłyszała za nimi głosy ochroniarzy. Nie zastanawiając się nad niczym, pobiegła przez powtórko najszybciej jak mogła. Chciała tylko jednego: znaleźć się jak najdalej stamtąd.

Bliźniaczki biegiem pokonały dwie przecznice i wpadły na parking centrum handlowego, żeby na skróty dostać się na kolejne osiedle. Wiedziały, że kiedy tylko Bartek odkryje ich zniknięcie, poruszy niebo i ziemie, żeby tylko je znaleźć. Dlatego tak ważne było, żeby jak najszybciej oddaliły się od swojego mieszkania.
- Zaczekaj! – zawołała Karolina, kiedy znowu wbiegły między bloki.
- No co? – zapytał Elizka, zatrzymując się.
- Chcesz biec aż na osiedle Olszańskie? Przecież to po drugiej stronie miasta…
- Nie, nie wiem… Musimy znaleźć jakieś bezpieczne miejsce i się zastanowić.
Pokonały biegiem jeszcze jedną ulicę i trafiły na mały, osiedlowy sklepik z ubraniami. Weszły tam bez zastanowienia. Wyposażyły się w czapki z daszkiem, pod którymi ukryły charakterystyczne długie, jasne loki. Tak odmienione zaszyły się w wejściu do podziemnych garaży kilkaset metrów dalej.
- Nie przemyślałyśmy tego zbyt dokładnie – mruknęła Karolina.
- Chciałaś powiedzieć, że wcale… Nieważne, nie ma czasu. Wyłącz telefon, bo jeszcze nas namierzą.
- Masz jakiś pomysł? – zapytała, wykonując polecenie siostry.
- Coś mi świta. Jak stąd najkrócej na Topolową?
- Może przez lasek Mokotowski?
Po chwili namysłu Eliza przytaknęła i biegiem ruszyły na wspomnianą ulicę. Tam odnalazły blok numer dziewiętnaście i windą wjechały na ósme piętro. Elizka zapukała do drzwi, modląc się, by ktoś był w domu.
Otworzył im chłopak, ich rówieśnik. Był wyjątkowo przystojnym blondynem o nieco rozmarzonym spojrzeniu. Na widok bliźniaczek szczerze się zdziwił.
- Chodźcie – powiedział wpuszczając je do środka. – Dawno cię nie widziałem – dodał, zwracając się do Elizy.
- Tak wyszło… - mruknęła. – To moja siostra, Karolina.
- Nie jesteście wcale takie podobne, jak mówią – skwitował chłopak, uśmiechając się do dziewczyn.
- Arek… widzisz… - zaczęła Eliza – Potrzebujemy pomocy.
- Pomocy?
- Musimy szybko dostać się na osiedle Olszańskie, ale nie możemy skorzystać ani z autobusu, ani z taksówki.
Chłopak uniósł brwi.
- Wiem, że to absurdalnie brzmi – dodała Elizka przepraszająco, - ale to naprawdę ważne. Możecie nam pożyczyć rowery?
Karolina spojrzała na siostrę krzywo, ale nic nie powiedziała.
- Mój stoi w piwnicy, ale nie wiem czy Krystek swojego nie zabrał. To mój brat – dodał, zwracając się do Karoliny. – Chodźcie, zobaczymy.
Wziął klucze od piwnicy i we trójkę zjechali na dół. Na szczęście znaleźli tam oba rowery. Arek wyniósł je przed blok i obniżył siodełka.
- Dzięki, mam u ciebie dług – powiedziała Eliza z uśmiechem.
- Znajdę sposób, żebyś go spłaciła, nie martw się – zażartował.
Karolina chrząknęła znacząco, przypominając siostrze, że trochę się spieszą. Pożegnały się z Arkiem, wsiadły na rowery i ruszyły w kierunku osiedla Olszańskiego.

Sebastianowi udało się w końcu dotrzeć na ulicę Karpacką. Postąpił zgodnie z wytycznymi Bazyla i odnalazł drogę za lasem. Przeszedł nią kilkaset metrów i jego oczom ukazał się dom otoczony wysokim murem. Policjant zaszył się w lesie w miejscu, w którym był niewidoczny dla ludzi przechodzących ulicą, ale mógł obserwować bramę wjazdową na posesję. Zdawał sobie sprawę, że stanął przed poważnym problemem. Dom musiał być świetnie strzeżony i dostanie się na posesje graniczyło z cudem. Zwłaszcza nie mając do dyspozycji żadnych gadżetów.
Postanowił zaczekać aż się ściemni. Pod osłoną nocy miał większą szansę na wślizgnięcie się bez zwracania na siebie uwagi.

Joasia zatrzymała się dopiero kilka przecznic dalej. Serce waliło jej jak oszalałe i miała ochotę zwymiotować. Niewiele brakowało, a co gorsza wiedziała, że sama była sobie winna. Pojawianie się w takim miejscu od początku nie wróżyło niczego dobrego. Miała wyrzuty sumienia, bo wiedziała, że dziewczyna, która jej pomogła, może słono za to zapłacić.
Wsiadła do autobusu jadącego w kierunku ulicy Modlińskiej. Był jeszcze jeden burdel na Lipskiej, gdzie mógł przebywać Sebastian, ale Aśka nie miała już odwagi tam jechać.
Dotarła na Modlińską i zaczęła przemierzać ją w poszukiwaniu domu, który zwróciłby jej uwagę. Kiedy tylko dostrzegła spory basen i niemal całe centrum rekreacyjne w jednym z ogrodów, natychmiast zorientowała się, że dobrze trafiła. Zrozumiała też, że musi obmyślić genialny plan, jeśli chce dostać się na teren tego domu niezauważona. Zaszyła się za potężnym kamieniem w wysokiej trawie, skąd mogła swobodnie obserwować, co dzieje się wokół. Do zmierzchu zostało jeszcze dobrych kilka godzin, ale wiedziała, że wcześniej nie ma nawet co próbować wtargnięcia na dobrze strzeżoną posesję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz