niedziela, 17 kwietnia 2011

223.

Wybiegła z biura jak oparzona, zostawiając Maćka z nieco zaskoczoną miną. Mówiąc szczerze dla Joasi był to świetny pretekst na ponowną wizytę w ośrodku. Miała nadzieję, że Sylwia będzie chciała z nią rozmawiać, bo choć wyraźnie polubiła policjantkę, cały czas była bardzo zamknięta w sobie.
Tym razem w domu dziecka nie została przyjęta tak miło jak zwykle. Dyrektorka nie chciała pozwolić na jej rozmowę z Sylwią, wynajdując dziesiątki powodów. Ustąpiła, dopiero kiedy Aśka jawnie się zdenerwowała.
- Cześć – przywitała się z dziewczynką, wchodząc do jej pokoju.
Sylwia leżała na łóżku i jak zwykle słuchała muzyki. Kiedy zobaczyła Aśkę, ściągnęła słuchawki i usiadła.
- Myślałam, że już nie przyjdziesz – powiedziała.
- Byłam bardzo zajęta – odparła Joasia, siadając na łóżku.
- Więc już za niego wyszłaś – zauważyła Sylwia, zerkając na obrączkę na palcu policjantki.
Aśka wychwyciła w głosie dziewczynki kpinę. Coś w tej małej było takiego, że przy niej zawsze czuła się niepewnie.
- Tak. A potem mieliśmy bardzo dużo pracy. Ale masz mój telefon, miałaś dzwonić, gdyby coś się działo.
- Nic się nie działo – mruknęła nastolatka, wzruszając ramionami.
- Na pewno?
- Przecież mówię.
Policjantka przyjrzała się dziecku uważnie. Była w stu procentach pewna, że Sylwia nie mówi jej prawdy, ale nie miała pojęcia, jak ją nakłonić do zwierzeń. Postanowiła przejść do sedna swojej wizyty, jednak nie zdążyła nawet otworzyć buzi, kiedy odezwała się dziewczyna.
- Nie chcecie mnie wziąć, prawda? – zapytała, patrząc Joasi w oczy.
Kobieta poczuła się nagle osaczona. Spuściła wzrok, uciekając od piwnych oczu dziewczynki. Nie wiedziała, jak najdelikatniej wyjaśnić jej, że nigdy nie stanie się częścią ich rodziny.
- To nie jest takie proste – odparła w końcu, wpatrując się w swoje dłonie. – Bardzo… - urwała. Zdała sobie sprawę, że źle podchodzi do tematu. – Nie bylibyśmy dla ciebie dobrymi opiekunami – spróbowała. – Prawie nie ma nas w domu.
- Więc po co tu przychodzisz? – warknęła nastolatka.
- Sylwia, posłuchaj, ja wiem, że coś jest nie tak. Chcę ci pomóc, rozumiesz?
- A nie chcesz mnie wypytać o Konrada? – zakpiła.
- Nie przyjechałam tu ze względu na niego, tylko na ciebie – powiedziała Aśka niezrażona. – Powiedz mi, ktoś was tu krzywdzi?
- Odczep się, nic ci nie powiem.
Joasia przygryzła wargę, obserwując nastolatkę kątem oka. Zdawała sobie sprawę, że nic się już od niej nie dowie, ale postanowiła podjąć jeszcze jedną próbę.
- Dobrze znałaś Konrada?
Sylwia zupełnie zignorowała pytanie policjantki. Położyła się na łóżku, wcisnęła do uszu słuchawki i tyle było z ich rozmowy. Aśka wstała i wyszła, obdarzając jeszcze dziewczynę zatroskanym spojrzeniem.
Próbowała jeszcze rozmawiać z wychowawcami i dyrektorką, ale od wszystkich usłyszała tylko puste frazesy. Wróciła więc sfrustrowana na komendę, by poinformować Maćka, że stoją w miejscu.
Dzięki temu, że Stary miał tego dnia jakieś spotkanie, Aśce udało się wcześniej wyrwać z pracy. Wróciła do domu, gdzie zastała opiekunkę karmiącą Kubusia. Pożegnała ją, dokończyła z synkiem jedzenie kaszki, po czym stosunkowo łatwo udało jej się go położyć. Wtedy ruszyła na poszukiwanie męża i znalazła go śpiącego w sypialni. Kiedy dotknęła jego czoła, otworzył oczy.
- Cały czas jesteś rozpalony – westchnęła. – Byłeś u lekarza?
- A może tak jakieś „cześć Kochanie, cały dzień tęskniłam”? – mruknął Seba, siadając na łóżku.
- Pewnie, że tęskniłam – powiedziała z uśmiechem. – Ale to nie zmienia faktu, że miałeś jechać do lekarza.
- Oj, byłem, byłem. Przepisał mi antybiotyk i tyle tego.
- No ale powiedział, co ci jest?
- Grypa.
- Trochę to dziwne – zauważyła Aśka podejrzliwie. – Miałeś tylko ból głowy i gorączkę, żadnego kaszlu, bólu gardła…
- Asiulka, jak ty lubisz robić z igły widły – westchnął Sebastian teatralnie.
- No dobrze już, kładź się z powrotem, a ja ci podgrzeję rosół.
Mężczyzna tylko wywrócił oczami, ale wypełnił jej polecenie bez protestów. Krzątając się po kuchni, Aśka wciąż myślała nad gorączką męża. W sumie nie było w tym nic zaskakującego, ale wywoływało w niej dziwny niepokój. Kiedy niosła na górę talerz z rosołem, nie była już całkiem pewna, czy przypadkiem nie zaczyna popadać w paranoję.
- No, no, no – zacmokał Seba na widok ukochanej. – Może ja faktycznie powinienem porządnie zachorować? Całkiem to przyjemne. Tylko mogłabyś jeszcze wziąć wolne i się mną opiekować… - dodał niewinnym tonem.
- Stary by się ucieszył – zakpiła. – Już i tak wyglądał, jakby miał ochotę mnie rozstrzelać za to zwolnienie.
- I co, cały dzień wypełniałaś raporty? – zapytał policjant, biorąc do ust łyżkę zupy.
- Nie, pomagam teraz Maćkowi i Ance w sprawie tego chłopca z domu dziecka.
- Czyli byłaś dziś u Sylwii – zgadł Sebastian z pobłażliwym uśmiechem.
- Byłam – przyznała Joasia. – Pytała mnie, czy jej nie weźmiemy… No i powiedziałam jej prawdę. Więcej nie chciała ze mną rozmawiać.
- W sumie trochę tu pusto bez Darii…
Aśka spojrzała na męża szczerze zaskoczona.
- Żartujesz sobie ze mnie, prawda?
- Kotek, ja nie jestem temu przeciwny – tłumaczył łagodnie. – Boję się trochę, ale może powinniśmy o tym pomyśleć?
- Pomyślimy – zgodziła się.
Rozdzwonił się telefon Sebastiana, przerywając im dyskusję. Mężczyzna zerwał się z łóżka, ale zaraz opadł na nie z powrotem, bo zakręciło mu się w głowie. Aśka w sekundę znalazła się przy nim, kompletnie ignorując dzwoniącą komórkę.
- Co ci jest? – zapytała zaniepokojona.
- Nic, tylko głowa mnie boli.
- Skarbie… - zaczęła Asia z troską.
- Wszystko jest ok, kochanie, nie martw się – odparł Sebastian niemal automatycznie.
- Jesteś osłabiony, musisz odpoczywać. Nie ruszaj się z łóżka, dobrze? I zjedz, musisz mieć siły.
- To przykro mi, ale też jesteś skazana na siedzenie w sypialni – powiedział z uśmiechem. – W końcu musisz mi dotrzymać towarzystwa.
I tym oto sposobem cały wieczór spędzili w sypialni. Prawie nie rozmawiali, głównie leżeli w milczeniu. Im godzina była późniejsza, tym gorączka Sebastiana okazywała się wyższa. Był wyraźnie zmęczony, chociaż cały dzień spędził w łóżku. Joasia siedziała oparta o ścianę, a on trzymał głowę na jej kolanach. Głaskała go z czułością po włosach i twarzy, z godziny na godzinę coraz bardziej zaniepokojona.
Następnego ranka pojawiła się w pracy jeszcze bardziej niewyspana. Na domiar złego musiała odsunąć na bok osobiste animozje i współpracować z Anką, która patrzyła na nią z jawną niechęcią. Sprawa Konrada nie dawała jej spokoju, a jakby tego wszystkiego było mało, na każdym kroku dawało się zauważyć brak przyjaciół. Aż kłuły w oczy puste fotele Bartka i Kaśki, kiedy wchodziła do pokoju asystentów, zresztą ponure miny Tomka i Kamila mówiły same za siebie.
To tam spędzała większość czasu, chcąc uniknąć nienawistnych spojrzeń Anki. Kiedy byli we trójkę atmosfera trochę się rozluźniała i chwilami prowadzili nawet w miarę normalną rozmowę.
- Stary mówił coś o przyjęciu nowych? – zagadnęła po południu, po raz setny przeglądając akta sprawy.
- Jutro ponoć ma przyjść dwójka do nas, ale kiedy Rafał dostanie nową partnerkę to jeszcze nie wiadomo – odparł Kamil.
- A wiecie coś o nich?
- Facet i babka. On jakiś młody, chyba dopiero po studiach, a ona po czterdziestce, ponoć doświadczona. Ale to tyle, wiesz, jak Stary sypie informacjami…
- Jasne.
Zadzwonił telefon, przerywając im rozmowę. Odebrał Kamil i rozmawiał z kimś przez chwilę, a Aśka zaczęła spacerować po biurze, ziewając.
- Dwójka dzieciaków uciekła z domu dziecka – oznajmił asystent, rozłączając się.
- Kto?
- Patryk Sądecki i Sylwia Niewińska.
- Sylwia? – zapytała Joasia ostro, rozbudzając się natychmiast. – Niemożliwe, rozmawiałam z nią wczoraj!
- To ta twoja Sylwia? – zagadnął Tomek.
- Cholera, jadę tam.
Pobiegła do Anki i Maćka, żeby poinformować ich o ucieczce dzieciaków, a potem całą trójką pojechali do domu dziecka. Niestety rozmowa z dyrektorką pozbawiona była sensu, a pozostali wychowankowie ośrodka nie chcieli nic mówić.
- Jadę do domu – powiedziała Aśka stanowczo, kiedy wyszli przed budynek.
- A my mamy sami pracować? – zaatakowała ją natychmiast Anka.
- Jest piętnasta, więc dla mnie to koniec dnia pracy – odparowała policjantka bez zastanowienia.
Pożegnała się z Maciek i poszła w kierunku postoju taksówek.
W domu czekała na nią miła niespodzianka. Sebastian przygotowywał w kuchni obiad i wyglądał dużo lepiej niż poprzedniego dnia. Podeszła do niego, przytulając się mocno. Chciała go pocałować, ale odsunął się delikatnie.
- Zarazisz się – wyjaśnił. – Zaraz będzie obiad.
- A jak Kubuś?
- Jest z Agnieszką na spacerze – odparł Seba. – Co słychać w pracy?
- Sylwia i jeszcze jeden chłopak uciekli z domu dziecka – westchnęła Joasia, siadając na taborecie. – Oczywiście nikt nic nie widział, nie słyszał, nikt nic nie wie.
- Myślisz, że to ma związek ze śmiercią tamtego chłopca?
- Jestem pewna. Sylwia coś wie, czegoś się boi… Tylko nie mam pojęcia, czego.
- Znajdziemy ją.
- Ja ją znajdę – poprawiła męża z naciskiem. – Ty jesteś na zwolnieniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz