wtorek, 12 kwietnia 2011

218.

- To Anka zastrzeliła Majcherczyk – zauważył Rafał, zerkając na żonę. – Więc może był ktoś, kto dobrze go znał… Kto wtedy wiedział o porwaniu Aśki, może nawet mu pomagał. I postanowił zemścić się po latach, w dodatku używając podobnych metod.
- Majcherczyk miał przyrodniego brata… - przypomniała sobie Joasia.
- Ale on siedzi, dostał dożywocie.
- Sprawdzę na wszelki wypadek – mruknął Tomek i wyszedł z biura szybkim krokiem.
- Jego ojciec także jest w pierdlu, zresztą z tego co pamiętam nie byli ze sobą blisko – westchnęła Aśka. – Trzeba sprawdzić wszystkich jego kumpli. Ojciec miał jakieś powiązania z gangiem Ostrego, może i on…
- Ostrego? – przerwał jej gwałtownie Rafał. – Przecież Krzywy kiedyś z nim współpracował. Zresztą razem poszli siedzieć.
- Czyli… siostrzeńcy Krzywego mogli znać Majcherczyk – powiedziała Joasia, zerkając na Sebastiana. – To zaczyna się układać w logiczną całość.
- Mieliby dwa powody do zemsty – zgodziła się Ania. – Jeden na mnie, drugi na Rafale. Więc porwali Patrycję, żeby skrzywdzić nas oboje.
- Tylko jak ich znaleźć? – zapytała Aśka retorycznie.
- Trzeba sprawdzić wszystkie meliny Majcherczyk – zarządził Seba. – Po pierwsze ten dom za miastem, gdzie przetrzymywał Aśkę. Wiecie… ten w po drodze na Dobczyce. I ten drugi za Jemiołuszką.
- Zaraz wyślę tam patrole – zaoferowała się szybko Kaśka i wybiegła z biura.
- A ja poszukam innych jego met – dodał Kamil i także opuścił pomieszczenie.
- Minęła już druga doba – powiedziała nagle Ania. – Mam nadzieję, że chociaż dali jej jeść i pić…
- Na pewno – odparła natychmiast Aśka, kładąc rękę na ramieniu przyjaciółki i uśmiechając się do niej krzepiąco. – Nie martw się, znajdziemy ją całą i zdrową.
- Tylko dlaczego porywacze się z nami nie skontaktowali? – zapytał Rafał zrezygnowany.
- Kiedy Majcherczyk porwał Aśkę, było dokładnie tak samo – zauważył Sebastian. – Chciał, żeby dobiła nas niepewność.
- No i chciał cię zwabić – dodała Joasia, zerkając na męża.
- Czyli… możliwe, że czekają, aż ją znajdziemy – powiedziała Ania powoli. – Oby tak było…
- Już wiem! – zawołała nagle Aśka.
Pozostali aż podskoczyli i spojrzeli na nią pytająco. Ona jednak wzrok miała utkwiony w Bartku.
- Co jest? – zapytał asystent zdezorientowany.
- Już wiem – powtórzyła ciszej. – Wiem, skąd znam tego powieszonego chłopca.
- Jakiego chłopca? – zainteresował się natychmiast Sebastian.
- Przecież mówiliśmy, że znaleźliśmy wisielca na Zamkowej – mruknął Bartek, nie odrywając oczu od Joasi.
- Widziałam go w domu dziecka – powiedziała policjantka. – Mieszkał w tym samym ośrodku co Sylwia.
Zapadła grobowa cisza. Pierwsza myśl Sebastiana, choć irracjonalna, obarczała winą za śmierć dziecka właśnie Sylwię. Z pozostałych właściwie tylko Ania znała bliżej temat, ale akurat w tym momencie niewiele ją to interesowało.
- Powiem Ance i Maćkowi, nie znają jeszcze jego tożsamości, nie było go wśród zaginionych – oznajmiła Aśka i wybiegła z biura.
- Co to za Sylwia? – zapytał Bartek, który siedział wciąż z dość ogłupiałą miną.
- Jedna z dziewczynek, które… - zaczął Seba, ale urwał i tylko westchnął. – To teraz nieważne.
Aśka wróciła do biura podejrzanie szybko, w dodatku purpurowa na twarzy. Wyglądała, jakby miała za moment zionąć ogniem.
- Co jest? – zapytał Sebastian ostrożnie.
- Anka – wycedziła przez zęby.
- Brat Majcherczyka siedzi, ojciec też – przerwał im Tomek, pojawiając się nagle w biurze. – Kaśka i Bartek pojechali pomóc przy sprawdzaniu melin, a tutaj macie członków gangu Ostrego, którzy zostali na wolności.
Położył przed nimi pokaźną teczkę i wyszedł. Rafał pierwszy sięgnął do dokumentów, a Ania zajrzała mu przez ramię.
- Nie trudno będzie wytypować podejrzanych – mruknął mężczyzna po chwili. – Przed trzydziestką mamy tylko cztery sztuki.
- Ten ma tatuaż – zauważyła Aśka, która próbowała czytać informacje do góry nogami. – Na dłoni.
Wszyscy popatrzyli na Anię, która przyglądała się zdjęciu, zagryzając wargę.
- Nie wiem – powiedziała w końcu niepewnie. – To wszystko działo się tak szybko… Ale to mógł być on.
- No to wy jedźcie sprawdzić adres tego z tatuażem, a my weźmiemy… o, tu jest jakieś chucherko – zadecydował Seba, wyciągając z akt zdjęcie. – Powodzenia.
Chwilę potem wszyscy opuścili biuro. Godzina było już co prawda dość późna, ale nie mogli czekać, czas działał na ich niekorzyść.
- Co ci Anka takiego zrobiła? – zapytał Seba, kiedy jechali na Kukurydzianą.
- A weź… - mruknęła Aśka, znowu czerwieniąc się ze złości. – Wciąż uważa, że to moja wina. Wiesz, że jej kochany synek siedzi przeze mnie.
- Bo?
- No bo powinnam coś zrobić, jak widziałam go przed szkołą z dragami.
- Czyli wreszcie uwierzyła, że handlował?
- Nie – odparła policjantka, uśmiechając się ironicznie. – Twierdzi, że ktoś go wrabia.
- Optymistka – podsumował Sebastian.
Kilka minut później zatrzymali się pod jednym z wieżowców w centrum miasta. Rozklekotaną windą wjechali na ostatnie piętro i zapukali do drzwi z numerem dwudziestym dziewiątym. Otworzyła im kobieta w średnim wieku z małym dzieckiem na rękach.
- Pani jest matką Karola Wolińskiego? – zapytał Seba.
- Tak, a kim państwo są?
- Policja – oznajmiła Joasia, pokazując odznakę.
Kobieta chciała zatrzasnąć drzwi, ale Sebastian okazał się szybszy.
- Jednak wejdziemy – powiedział, otwierając je na całą szerokość stanowczym ruchem.
- Gdzie jest pani syn? – zaczęła Aśka, rozglądając się po mieszkaniu.
- Nie ma go.
- Pytam, gdzie jest?
- Nie wiem. Dajcie mu spokój, on nic nie zrobił!
- Kiedy go pani ostatnio widziała? – spróbował jeszcze Sebastian.
- On nic nie zrobił!
Komisarze wymienili się spojrzeniami i chwilę później opuścili mieszkanie. Od początku rozmowy wiadomo było, że matka nic im nie powie.
- Trzeba ją obserwować, może spróbuje skontaktować się z synem – powiedziała Aśka, kiedy zjeżdżali windą na dół.
- No to posiedzimy trochę w samochodzie, może potem ktoś nas zmieni. Ostatecznie i tak nie mamy nic lepszego do roboty.
Następnych kilka godzin spędzili w aucie. Deszcz nadal padał, a w radiu leciały same przygnębiające piosenki. Sebastian szybko zasnął, a Aśka nie miała zamiaru go budzić. Ocknął się, dopiero kiedy zadzwonił jego telefon. Po krótkiej rozmowie, włączył silnik i zaczął wyjeżdżać z parkingu.
- Porwali Ankę – poinformował żonę nadzwyczaj spokojnym tonem. – Zostawili Rafałowi kartkę, że straci wszystko co kocha.
- Czekaj! – zawołała policjantka. – Matka Wolińskiego gdzieś idzie!
Sebastian odwrócił się we wskazanym kierunku i stwierdził, że Joasia rzeczywiście ma rację. Kobieta szybkim krokiem przemierzała odległość dzielącą ją od skrzyżowania. Rozglądała się niespokojnie i potykała co chwilę.
- Idziemy za nią – zadecydował, ponownie parkując samochód.
Podążyli za kobietą bez zbędnych komentarzy. Oddalała się coraz bardziej od blokowiska, kierując się w stronę łąk. Śledzenie jej wcale nie było trudne, bo choć kobieta rozglądała się nerwowo, zdawała się nie widzieć nic wokół siebie. Najwyraźniej była bardzo zdenerwowana.
- Cholera, jest druga w nocy – mruknęła w końcu Joasia. – Ona na pewno idzie do syna.
- Oby doprowadziła nad do dziecka.
- I Ani… Kurczę, Sebastian, dlaczego nie załatwiliśmy jej ochrony?
Policjant spojrzał na żonę kątem oka. Widać było wyraźnie, że wstrząsnęło nią porwanie przyjaciółki.
- Nie martw się, znajdziemy je – powiedział w końcu pocieszającym tonem, choć wiedział, jak mało wiarygodnie to brzmi.
Kilka minut później zauważyli, że kobieta zatrzymuje się na jednym z końców starego boiska do piłki nożnej. Od dawna już nikt go nie używał, więc cały był porośnięty wysoką trawą i krzakami. Dzięki temu policjanci mogli podejść dość blisko i nie rzucać się w oczy.
- Jest – wyszeptała nagle Joasia.
I miała rację. Szybkim krokiem zbliżała się do nich postać w bluzie z kapturem. Kiedy była już blisko, rozpoznali w niej poszukiwanego Karola Wolińskiego.
- Po co mnie tu ściągasz? – warknął w kierunku matki.
- Synku, co ty znowu zrobiłeś? Była u mnie policja…
- Chyba nic im nie powiedziałaś?!
- Nie, ale co ja zrobię, jak znowu cię zamkną? – zapytała kobieta rozpaczliwie.
- Tym razem zapłacą mi za wszystko – odparł chłopak mściwym tonem.
Nie żegnając się z matką, odwrócił się i odszedł w przeciwnym kierunku. Komisarze odczekali chwilę, aż wyminie ich zapłakana kobieta, a potem ostrożnie ruszyli za podejrzanym.
- Nie wierzę – powiedziała cicho Aśka, kiedy kilka minut później doszli do ogródków działkowych. – To nie może być takie proste.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz