poniedziałek, 25 kwietnia 2011

230.

Późnym popołudniem policjant dostał od ukochanej smsa, że jest już w domu z panią Marią. Zebrał więc szybko dokumenty, które miał jeszcze do wypełnienia na następny dzień, pożegnał się z przyjaciółmi i skierował się do samochodu. Pół godziny zamykał już za sobą bramę. Aśka wybiegła mu na spotkanie. Nie dało się ukryć, że wygląda kwitnąco. Rozpromieniona pocałowała męża namiętnie w ramach przywitania, objęła go w pasie i razem ruszyli do domu.
W salonie oczom Sebastiana ukazała się siwa, szczupła staruszka średniego wzrostu. Od razu skojarzyła mu się z typową, dobroduszną babcią, być może dlatego, że akurat opowiadała Kubusiowi bajkę. Chłopiec siedział na kanapie obok niej i słuchał z uwaga, co było naprawdę zaskakujące, bo zwykle nie potrafił się na niczym skupić na dłużej niż kilkadziesiąt sekund. Kiedy kobieta zauważyła komisarzy, wstała i wyciągnęła rękę policjantowi.
- Maria Jastrzębska – przedstawiła się z życzliwym uśmiechem. – Bardzo dziękuję, że zgodził się pan przyjąć mnie na kilka dni.
- Sebastian Wątrobowski, bardzo mi miło panią poznać – odparł Seba, który mimowolnie poczuł do staruszki sympatię. – Mam nadzieję, że jednak zostanie pani z nami dłużej – dodał, uśmiechając się do Joasi.
- No dobrze, dość oficjalnej części – zarządziła policjantka i ramieniem objęła staruszkę. – Pani Mario, powinna się pani położyć, lekarz kazał pani odpoczywać.
Delikatnie poprowadziła kobietę na górę, a Sebastian usiadła na kanapie i wziął na kolana synka.
- Widzisz – powiedział, - wszystko wskazuje na to, że jednak będziesz miał babcię.
- Ja chcę jesce jedną baję! – zażądał chłopiec, wyciągając się tak, by sięgnąć oparcia kanapy.
- A może pogramy w piłę, co? – zaproponował Seba. – Chodź, zobaczymy, czy dasz radę strzelić mi gola.
- Dam! – zapewnił Kubuś i pierwszy pobiegł do drzwi.
Kilkanaście minut później Aśka wyszła do ogrodu, gdzie Sebastian grał z synkiem w piłkę. Chłopiec był już cały umorusany, ale najwyraźniej bardzo zadowolony.
- Kubuś! – zawołała Joasia. – Chodź, kochanie, zjemy kolację.
- Potem!
Policjantka spojrzała na męża wyczekująco, bo on także zdawał się zbyt pochłonięty grą, by pamiętać o tak przyziemnych rzeczach jak jedzenie.
- No dobra, jeszcze jeden gol i idziemy – zarządził.
Kuba kopnął piłkę, a Sebastian rzucił się na nią popisowo, oczywiście pozwalając jej minąć drzewka, które służyły za słupki „bramki”. Chłopczyk zadowolony zaczął klaskać i podbiegł do ojca. Seba wziął go na ręce, chwaląc głośno i skierował się do domu.
Przy jedzeniu jak zwykle pojawił się problem. Aśka bardzo się starała urozmaicać dziecku posiłki, celowo przygotowała śmieszne kanapki, na których dodatki układały się w uśmiechnięte buźki. Położyła je na talerzyku z Kubusiem Puchatkiem, a do picia podała mu soczek w równie kolorowym kubeczku, ale mimo jej wysiłków na sam widok jedzenia chłopiec wygiął usta w podkówkę i chwilę później się rozpłakał. Po standardowej, kilkuminutowej histerii Sebastianowi udało się uspokoić synka.
- Nie chcę! – powiedział maluch stanowczo, kiedy już usiadł grzecznie na kolanach ojca. – Nie będę tego jadł!
- To tatuś zje, dobrze?
Chłopiec z zainteresowaniem przyglądał się Sebastianowi, który przesadnie wolno jadł kanapkę, mówiąc co chwilę, jaka jest smaczna. W końcu Kuba sam sięgnął do swojego talerzyka.
Aśka przyglądała się temu w milczeniu. Bardzo denerwowały ją takie sceny przy jedzeniu, zwłaszcza że nigdy nie lubiła gotować, a w posiłki dla synka wkładała naprawdę dużo pracy. Przykra prawda była taka, że nie potrafiła nakłonić chłopca ani do jedzenia, ani do mycia, ani do spania i bez pomocy męża zwykle zajmowało jej to nieprzyzwoicie dużo czasu. Tymczasem wystarczyło, że pojawił się Sebastian i w jakiś tajemniczy sposób potrafił przekonać malca właściwie do wszystkiego, a koniec końców obaj byli zadowoleni. Nic więc dziwnego, że pomimo całej radości, która przepełniała ją za każdym razem, kiedy patrzyła na „swoich mężczyzn”, momentami czuła też delikatne ukłucie zazdrości.
- Za mało zjadł, będzie głodny – mruknęła Aśka, kiedy chłopczyk wziął do ust ostatni kawałek kanapki.
- Nie chcę jus – burknął maluch, przytulając się do ojca.
- Dobra, Asia, zje, jak zgłodnieje – odparł Seba, wstając. – A tymczasem pójdziemy poszukać skarbów w wannie, co ty na to?
Propozycja bardzo się Kubusiowi spodobała i razem z ojcem poszedł na górę. Aśka w milczeniu posprzątała w kuchni, wypuściła psy na podwórko, a potem położyła się z książką na kanapie w salonie. Prawie godzinę później Sebastian ponownie pojawił się na dole.
- Kuba już śpi – poinformował żonę, siadając obok niej na skraju kanapy. – Co czytasz?
- „Alchemika” – mruknęła.
- Co jest? Jeszcze przed chwilą byłaś w takim dobrym nastroju – zaniepokoił się Sebastian, głaszcząc delikatnie kobietę po policzku.
- Nic, wszystko ok.
- Bardzo chcesz skończyć książkę czy wchodzą w grę inne opcje na wieczór? – zapytał z tajemniczym uśmiechem.
- Zależy jakie – odparła mimowolnie zainteresowana propozycją męża.
- Powiedzmy, że… kupiłem coś ciekawego.
Pocałował ją namiętnie, po czym złapał za rękę i delikatnie pociągnął na górę. W sypialni okazało się, że tajemniczą niespodzianką jest gra planszowa. W pierwszym momencie Aśka spojrzała na męża z politowaniem, ale zaraz uświadomiła sobie, że dość charakterystyczna okładka wskazuje na rodzaj zabawy.
- Erotyczna gra planszowa – przeczytała, przekrzywiając głowę. – Oryginalne.
- Nie dasz się skusić?
Wywróciła teatralnie oczami, ale bez najmniejszych protestów usadowiła się na podłodze obok męża i sięgnęła po pionki. Mimo pozornej obojętności taka forma spędzenia wieczoru niewątpliwie budziła jej ciekawość.
Dwie godziny później oboje nie mieli już nic na sobie, a sypialnia pełna było dwuznacznych gadżetów. Gra tak ich wciągnęła, że zupełnie zapomnieli o upływającym czasie. Leżeli właśnie na dywanie, całując się namiętnie, kiedy z podwórka usłyszeli przeraźliwe wycie jednego z psów. Oderwali się od siebie natychmiast i przez moment mierzyli się spojrzeniami. Potem jak na rozkaz zerwali się, wciągnęli ubrania, po czym wybiegli z sypialni.
Na podwórku pod ogrodzeniem znaleźli psy. Dolly szczekała w ciemność, Laura chowała się za nią, a Sisi leżała na trawie, piszcząc cicho. Aśka natychmiast uklękła przy niej.
- Coś jej jest – powiedziała zdenerwowana, głaszcząc psa po szyi.
- Zabiorę ją do weterynarza – zadecydował Seba. – Pomóż mi ją zanieść do samochodu.
Okazało się to wcale niełatwe, bo suczka ważyła dobrze ponad siedemdziesiąt kilo. W końcu wspólnymi siłami udało im się ułożyć ją na tylnym siedzeniu i chwilę później, Sebastian jechał już leśną drogą w stronę miasta. Aśka w międzyczasie szybko zaprowadziła pozostałe zwierzaki do domu, bojąc się, że im także coś się stanie. Potem wzięła latarkę i zaczęła metr po metrze przeszukiwać trawę w okolicy ogrodzenia. Pod krzakiem znalazła kawałki surowego mięsa, co tylko potwierdziło jej przypuszczenia. Włożyła je ostrożnie w woreczek foliowy i wróciła do domu. Natychmiast zadzwoniła do Sebastiana.
- Ktoś ją otruł – powiedziała bez powitania. – Znalazłam kawałki mięsa w ogrodzie. Co z nią?
- Jeszcze nic nie wiem, weterynarz robi jej płukanie żołądka – mruknął Sebastian, ale w jego głosie Joasia wyczuła zrezygnowanie. – Zadzwonię, jak tylko się czegoś dowiem.
Rozłączyła się i rzuciła telefon na szafkę. Wściekła i rozżalona opadła na kanapę. Już wiedziała, że tej nocy się nie wyśpią.
Półtorej godziny później Sebastian wrócił do domu. Aśka natychmiast zerwała się z kanapy i podbiegła do niego.
- Wygląda na to, że się wyliże – westchnął mężczyzna, ściągając buty. – Zostawiłem ją na noc w klinice.
- Nic jej nie będzie? – upewniła się Joasia.
- Jutro będzie wiadomo więcej, ale powinno być dobrze.
- Ktoś zrobił to celowo – powiedziała, patrząc na męża z niepokojem.
- Wygląda na to, że ktoś próbuje nas nastraszyć – westchnął Sebastian. – Chwilowo lepiej będzie nie wypuszczać psów bez opieki.
- Chodźmy spać – mruknęła kobieta zmęczonym głosem, - mam już tego serdecznie dość.
Następnego dnia przed pracą zajechali do kliniki weterynaryjnej. Sisi czuła się już lepiej i nawet się z nimi przywitała. Dzięki temu ich humory nieco się poprawiły.
- To się mogło zupełnie inaczej skończyć – powiedziała Aśka, kiedy jechali na komendę. – Musimy dorwać tego skurwiela.
Sebastian tylko pokiwał głową. Wolał nie wdawać się w dyskusję, żeby dodatkowo jej nie nakręcać. On także uważał, że znalezienie truciciela jest teraz priorytetem. Oczywiście mógł to być tylko głupi dowcip, ale zbyt długo pracowali w policji, by to zignorować.
- Daj to do laboratorium – mruknął Seba, rzucając na biurko Tomka zabezpieczone mięso. – Ktoś próbował nam otruć psa – dodał na widok zaskoczonej miny asystenta.
- Może to ma jakiś związek z tą różą? – zagadnęła Kinga, która weszła do biura za komisarzami.
- Jaką różą? – zainteresowała się natychmiast Aśka.
- Z rana ktoś podrzucił na dyżurkę zwiędłą różę – odparł Rafał, także pojawiając się obok przyjaciół. – Ale z monitoringu wynika, że to jakiś gówniarz.
- Trucie psa też nie należy do wyrafinowanych metod, nie? – zauważył Seba z sarkazmem.
- Dobra, skończmy tę bezsensowną dyskusję i bierzmy się do pracy.
Aśka pierwsza opuściła biuro asystentów. Nie miała ochoty słuchać mglistych przypuszczeń, które i tak nie mogły ich donikąd zaprowadzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz