środa, 6 kwietnia 2011

212.

Dochodziła już piąta, kiedy młode małżeństwo weszło do sypialni. Mimo całonocnej zabawy nie czuli zmęczenia. Sebastian nie zdążył nawet zdjąć marynarki, kiedy poczuł na plecach dłonie ukochanej. Odwrócił się, objął ją i spojrzał w oczy.
- Wreszcie spełniło się moje marzenie – powiedział z uczuciem.
- Kocham cię – odparła.
Pocałowała go namiętnie, sprawnym ruchem zrzucając marynarkę. Sebastian w każdym geście żony czuł, że chce tylko jednego. Wziął ją na ręce i delikatnie położył na łóżku. Aśka na moment oderwała się od niego. Podczas gdy Sebastian powoli rozwiązywał jej gorset, ona obserwowała pokój, jakby widziała go po raz pierwszy. Czuła, że mężczyzna całuje jej ramiona i dekolt. Rozmarzona przymknęła oczy.
- Coś nie tak? – zapytał Seba zaniepokojony jej biernością.
- Wręcz przeciwnie.
Uśmiechnęła się i zaczęła rozpinać koszulę.
Sebastian obudził ją kilka minut po piętnastej. Była tym trochę zaskoczona, bo zasnęli dopiero po ósmej i myślała, że będą spać cały dzień. Na jej kolanach postawił tacę ze śniadaniem i przez moment w milczeniu obserwował, jak je kanapkę.
- Jesteś już spakowana – oznajmił po chwili z uśmiechem. – O osiemnastej mamy samolot, więc masz jeszcze godzinkę, żeby się ubrać.
- Samolot? – zdziwiła się.
- No tak, w końcu musimy jakoś dotrzeć na miejsce.
- Jak to?
- Zapomniało się, że po ślubie czas na podróż poślubną?
- Słucham? Nic nie mówiłeś!
Wyglądała na szczerze zaskoczoną i przede wszystkim bardzo zadowoloną. Patrzyła na Sebastiana z niedowierzaniem wypisanym na twarzy.
- No jedz, jedz, trzeba się zbierać.
- A Kubuś?
- Kubuś zostanie z Darią – oznajmił policjant. – W razie czego Ania będzie na posterunku. Wszystko jest załatwione, mamy dwa tygodnie tylko i wyłącznie dla siebie.
- A gdzie lecimy? – zapytała z chytrym uśmieszkiem, niemal połykając kanapkę, byle tylko szybciej się wyszykować.
- Nie żartuj – odparł Sebastian, udając oburzonego. – Przecież to ma być niespodzianka.
Wywróciła teatralnie oczami, ale zaczęła się zbierać w ekspresowym tempie.
Lot minął im spokojnie, podobnie zresztą jak dalsza droga do niewielkiego hoteliku we Francji. Wybór miejsca nie był dla Sebastiana łatwy. Kilka razy zmieniał decyzję, wahają się między romantycznym Paryżem, przepiękną Irlandią a czymś bardziej egzotycznym jak jedna z wysp greckich. Któregoś wieczoru przypomniało mu się, co Joasia mówiła kiedyś o górach i ostatecznie zdecydował się na francuskie Alpy. Wybrał zaciszny hotelik usytuowany z dala od miejscowości. Zdawał sobie sprawę, że góry latem to nie to samo co zimowy krajobraz, ale cudowne widoki, świeże powietrze i spokój nadal należały do największych atutów tego miejsca.
Dostali przestronny, dwuosobowym pokój z dużą łazienką i tarasem. Rozpakowali się szybko, zadzwonili do Darii, żeby upewnić się, że wszystko jest w porządku i rozpoczęli pobyt od długiego spaceru.
- No, no… Alpy – zagadnęła Aśka niespodziewanie. – Dość nietypowy wybór jak na podróż poślubną – zauważyła z uśmiechem.
- Lubię być oryginalny. Mam nadzieję, że jesteś zadowolona – dodał, zerkając na żonę uważnie.
- No pewnie – odparła.
Przytuliła się do ramienia Sebastiana. Ten jeden jedyny raz jej myśli nie odbiegały ani trochę od rzeczywistości.
- Pamiętam, jak pojechałeś z Zuzą do Egiptu – powiedziała po chwili Aśka. – Nawet nie wiesz, ile razy wyobrażałam sobie, że jestem na jej miejscu.
Sebastian milczał, co zaalarmowało kobietę. Spojrzała na niego i zauważyła, że jego twarz stężała. Natychmiast zdała sobie sprawę, jak niefortunnie dobrała temat.
- Przepraszam – mruknęła.
Poczuła, że mężczyzna delikatnie całuje ją we włosy. Powstrzymał się jednak od odpowiedzi i przez dłuższy czas spacerowali w ciszy.
- Dużo myślałem o Sylwii – zaczął nagle. – Musisz zrozumieć, że ja naprawdę nie mam nic przeciwko niej.
- Wiem – odparła policjantka.
- Przemyślałem to i postanowiłem, że nie będę stawał ci na drodze. Jeśli zechcesz, żebyśmy zostali dla niej rodziną zastępczą, nie spróbuję odwodzić cię od tego pomysłu.
Aśka spojrzała na niego podejrzliwie. Była wyraźnie zaskoczona jego postawą. Spodziewała się co prawda, że jeśli będzie nalegać, Sebastian prędzej czy później jej ustąpi - ostatecznie zawsze ustępował. Nie przyszło jej jednak na myśl, że sam wyjdzie z taką deklaracją.
- Nie – powiedziała w końcu spokojnie. – Oboje uznaliśmy, że nie możemy i koniec.
- Ale jednak bardzo przeżywasz całą tę sprawę.
- Usiądziemy? – zaproponowała, wskazując głową na kamienie.
Opadli na nie i przez chwilę w milczeniu podziwiali widok. Nastrój niespodziewanie zrobił się melancholijny.
- Sylwia trochę przypomina mi mnie samą, kiedy byłam w jej wieku – mruknęła Aśka w końcu. – Też nikomu nie ufałam, byłam arogancka i wyszczekana.
- Nie miałaś łatwego dzieciństwa…
- Ona też.
- Więc co proponujesz? – zapytał Sebastian, obejmując delikatnie ukochaną.
- Sama nie wiem. Wydaje mi się, że coś złego się z nią dzieje, że ma jakieś problemy, że… może kogoś się boi.
- A może jesteś przewrażliwiona?
- Może – przyznała, uśmiechając się mimowolnie. – No ale powiedz mi lepiej, jakie mamy plany na wieczór?
- To zależy od Ciebie.
- Ja bym zjadła coś dobrego. A potem… kto wie – spojrzała na mężczyznę figlarnie i pierwsza ruszyła w stronę hotelu.
Dwa tygodnie minęły stanowczo zbyt szybko, ale we Francji spędzili z pewnością jedne z najpiękniejszych chwil w życiu. Tak naprawdę nigdy nie mieli aż tyle czasu tylko i wyłącznie dla siebie. Wrócili w fantastycznych nastrojach, wypoczęci i zadowoleni. Nawet problemy, którymi musieli stawić czoła w domu i pracy nie mogły zburzyć ich szczęścia.
- Odwieziesz mnie jutro wieczorem na lotnisko? – zapytała Daria następnego dnia po powrocie komisarzy.
- Oczywiście – odparł policjant, patrząc na siostrzenicę ze smutkiem. – Ale pamiętaj, że gdybyś kiedykolwiek chciała do nas wrócić, zawsze możesz to zrobić.
Aśka siedziała na dywanie, nadzorując zabawę Kubusia i Dolly, ale ona także podniosła wzrok, by spojrzeć na nastolatkę. Przez ten rok stała się częścią ich najbliższej rodziny i trudno było pogodzić się z faktem, że już niedługo może jej zabraknąć. Właśnie chciała się odezwać, kiedy usłyszała dźwięk telefonu dochodzący z kuchni.
- Sebastian, zerknij na niego – rzuciła i wybiegła z salonu.
Przez kilka minut rozmawiała z kimś, z sekundy na sekundę denerwując się coraz bardziej. W końcu biegiem wróciła do pokoju.
- Musimy jechać – powiedziała, patrząc znacząco na męża. – Ktoś porwał Patrycję.
Pół godziny później komisarze wbiegali na komendę. W biurze zastali rozhisteryzowaną Anię i Kaśkę, która próbowała ją pocieszyć, niestety zupełnie bez efektów.
- Gdzie Rafał? – zapytał Seba, ale nim ktokolwiek zdążył mu odpowiedzieć, usłyszał na korytarzu podniesiony głos przyjaciela. – Dowiem się co i jak – mruknął do partnerki i wyszedł.
Przez kilka kolejnych minut Joasia próbowała uspokoić Anię, ale ta zdawała się zupełnie jej nie słuchać.
- Znajdziemy ją, na pewno ją znajdziemy – powtórzyła policjantka po raz kolejny, przytulając mocno przyjaciółkę.
- Na pewno się boi – płakała Ania, z trudem łapiąc oddech. – Potrzebuje mnie…
- Spokojnie, nic jej nie będzie – mówiła Aśka kojącym głosem. – Jeśli ktoś ją porwał, na pewno dopilnuje, żeby nic jej się nie stało. Kimkolwiek jest, zależy mu na okupie czy innych pertraktacjach.
- Asiu, mogę cię na chwilę? – wtrącił nagle Seba, zaglądając do biura.
Policjantka rzuciła Kaśce znaczące spojrzenie i wyszła na korytarz.
- Czego się dowiedziałeś? – zapytała przyciszonym głosem.
- Porwanie było co najmniej zuchwałe – odparł mężczyzna, opierając się o ścianę i krzyżując ręce na piersiach. – Kilka minut po osiemnastej ktoś zapukał do drzwi. Anka otworzyła, zamaskowany napastnik zakrył jej usta i wyciągnął na korytarz. Trzech innych wtargnęło do środka, pobiło Rafała i zabrało małą. Na odchodne popchnęli Ankę na schody, ponoć ma rozciętą głowę, ale kategorycznie odmówiła wezwania lekarza.
- A sąsiedzi? Cholera, przecież musieli coś słyszeć! – zbulwersowała się Aśka, spacerując nerwowo po korytarzu.
- Naprzeciwko mieszka jakiś starszy pan, który faktycznie usłyszał hałas i widział prawie wszystko przez wizjer, ale bał się zareagować. Policji też nie wezwał, bo „nie przyszło mu do głowy” – dodał ironicznie. – Małżeństwo z dołu także widziało jak porywacze wynosili płaczące dziecko, ale nie chcieli się mieszać.
- Super. Wiemy o nich cokolwiek?
- Wszyscy ubrani w miarę normalnie – dżinsy, bluzy. Na twarzach mieli kominiarki, więc sama rozumiesz… Jeden, ten który trzymał Ankę, miał na dłoni jakąś szramę albo tatuaż.
- Same konkrety – zakpiła Joasia. – Może jak trochę ochłoną, powiedzą nam coś więcej…
- Może. Próbowałem namówić Rafała, żeby wrócili do domu, ale nic z tego. Przy telefonie czuwają rodzice Ani, więc gdyby porywacze się skontaktowali…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz