czwartek, 28 kwietnia 2011

233.

Tymczasem Aśkę obudziły jakieś hałasy na klatce. Było już ciemno i zaspana w pierwszej chwili nie wiedziała, gdzie się znajduje. Czuła charakterystyczny zapach spalenizny. Zerwała się, żeby sprawdzić, czy przypadkiem nie zostawiła czegoś na gazie. W przedpokoju zorientowała się, że przez szczeliny w drzwiach wejściowych do mieszkania dostaje się dym. Chciała zapalić światło, ale nie działało. Zaczęła w pośpiechu szukać kluczy, jednak nie było ich na półce, gdzie zwykle je odkładali. Podbiegła do drzwi, złapała za klamkę i natychmiast odskoczyła, sycząc z bólu – była gorąca.
Od dymu zaczynały łzawić jej oczy i coraz trudniej było oddychać. Pobiegła do łazienki, gdzie zmoczyła apaszkę i przyłożyła do nosa i ust, chroniąc się przed uduszeniem. Starała się myśleć trzeźwo, ale nie było to łatwe. W pośpiechu szukała telefonu, jednak nigdzie go nie było.
- Sebastian – szepnęła sama do siebie, - Sebuś, gdzie jesteś?
Był jeszcze dobrych kilka ulic od domu. Z daleka widać było kłęby dymu, ale z tej odległości trudno było ocenić, skąd dokładnie pochodzą. Minęły go dwa wozy strażackie i karetka. Po plecach przeszły mu ciarki, jak zwykle na dźwięk syren. Włączył radio, chcąc trochę się odstresować. Był pewien, że Aśka nadal jest zła i w domu nie czeka go nic dobrego.
Chwilę później minęła go kolejna karetka. Zaniepokoił się, widząc, że skręca dokładnie tam, gdzie on. Przyspieszył i zdał sobie sprawę, że dym unosi się z okolic jego bloku. O mało nie stanęło mu serce, kiedy parkował kilkadziesiąt metrów od domu. Widok był straszny. Z okien bloku buchał ogień, a wszystko spowijały kłęby dymu. Podbiegł bliżej, do strażaków, którzy walczyli z płomieniami. Zaczął pytać o Aśkę, chciał się dowiedzieć, czy jest w środku, ale nie potrafili mu pomóc.
- Sebastian! – usłyszał nagle znajomy głos.
Odwrócił się gwałtownie. W jego kierunku biegli Kinga, Rafał i Tomek.
- Gdzie Aśka?! – zawołał, przedzierając się do nich. – Wyciągnęli ją stamtąd?!
- Nie da się wejść, za duże płomienie – wydyszała Kinga. – Ale nie wiemy, czy jest w środku, może uciekła…
- Tylko że nie odbiera telefonu… – przyznał Rafał.
Sebastian nie czekał na ciąg dalszy wypowiedzi przyjaciela. Pobiegł w stronę swojej klatki, gdzie znajdowały się okna ich mieszkania. Ulżyło mu, kiedy w jednym z nich zobaczył Joasię, ale było to tylko chwilowe. Wśród ognia i dymu nie był w stanie dostrzec dokładnie, czy nic jej nie jest.
Rafał i Kinga szybko ściągnęli strażaków, którzy w mgnieniu oka rozstawili skokochron. Użycie drabiny w tym miejscu było niemożliwe, bo sąsiednie budynki uniemożliwiały dojazd wozu. Przy pomocy megafonu strażacy próbowali nakłonić kobietę do skoku, niestety bezskutecznie. Wysokość trzeciego piętra nie była może powalająca, ale widok dymu i płomieni każdego skutecznie by zniechęcił.
Aśka zapłakana siedziała na kamiennym parapecie. Widziała zamazane sylwetki przyjaciół i męża, słyszała nawoływania strażaków, ale z jej perspektywy tych dziesięć metrów zdawało się odległością nie do pokonania. Do domu zdążył już dostać się ogień, a kobieta, próbując uciec, poparzyła ręce i brzuch. Teraz już nie ruszała się z kuchni, patrząc, jak zbliżają się do niej płomienie.
- Nie skoczy – powiedział Sebastian, nagle zdając sobie z tego sprawę.
Już wiedział, co musi zrobić. Pobiegł do samochodu przyjaciół. Stanowczym ruchem oberwał rękaw koszuli i zamoczył, żeby mieć czym zasłonić nos. Potem wylał na siebie resztę wody i bez wahania ruszył w kierunku klatki schodowej. Słyszał krzyki przyjaciół, którzy próbowali go zatrzymać, widział strażaków zagradzających drogę, ale przedarł się między nimi bez problemu i wbiegł do budynku. W środku szalał ogień. Nie trudno było się domyślić, że konstrukcja schodów nie jest już bezpieczna. Nie zastanawiał się jednak ani chwili. Pobiegł na górę, prawie nie czując, że z każdą chwilą przybywa mu poparzeń.
Na trzecim piętrze zdał sobie sprawę, że drzwi jego mieszkania są już niemal doszczętnie spalone. Złapał oderwaną barierkę od schodów i pchnął je, by móc wejść. Posypały się na niego płonące fragmenty szafy. Z trudem wydostał się spod nich, sycząc z bólu. W kuchni znalazł Aśkę. Ona także nie wyglądała najlepiej. Niemal całe ręce pokryte były otwartymi ranami od poparzeń, ale na widok Sebastiana natychmiast je wyciągnęła.
- Już dobrze – mruknął, obejmując ją z trudem. – Musimy się stąd wydostać. Okno to jedyna droga, rozumiesz?
- Nie, nie skoczę… – zaczęła rozpaczliwie.
Za ich plecami z hukiem spadły kuchenne szafki, a jednocześnie zbliżył się ogień.
- Chodź – powiedział Seba, wdrapując się na parapet.
Aśka próbowała mu się wyrwać, ale mężczyzna był na to przygotowany i trzymał ją mocno. Już zrozumiał, że w tym momencie nie dotrą do niej żadne argumenty, więc popchnął ją bez ostrzeżenia. Zdążyła tylko krzyknąć, ale nie miała już czasu, żeby czegokolwiek się złapać. Poleciała prosto na materac ustawiony przez strażaków. Sebastian zaczekał, aż ratownicy zabiorą ją stamtąd i sam również skoczył. Na chwilę odurzył go gęsty, czarny dym, a kiedy się otrząsnął, Rafał i Tomek już pomagali mu dojść do karetki.
- Co z nią? – zapytał, zanosząc się kaszlem.
- Nic jej nie będzie, już ją opatrują.
Zaprowadzili Sebastiana do ratowników. Chwilę później obie karetki odjechały na sygnale, a za nimi pojechał Rafał. Kinga i Tomek zostali, by dowiedzieć się czegoś więcej o pożarze.
Już niecałą godzinę później lekarze pozwolili Rafałowi wejść do przyjaciółki. Mimo świeżo założonych opatrunków, właśnie próbowała wstać z łóżka. Policjant podbiegł do niej natychmiast i przytrzymał na łóżku.
- Aśka, nie ruszaj się choć przez chwilę – próbował.
- Co z Sebastianem? – zapytała kobieta ze strachem. – Powiedz, że nic mu nie jest, powiedz…
- Żyje, spokojnie – powiedział Rafał, popychając Aśkę na łóżko stanowczym ruchem. – Teraz i tak do niego nie wejdziesz, zakładają mu opatrunki. Także kładź się i nie marudź.
- Opatrunki? Co mu jest?
- Jest trochę poparzony, tak jak ty, ale nic mu nie będzie.
Policjantka opadła w końcu na poduszkę, krzywiąc się z bólu. Miała ochotę po prostu sobie popłakać, ale nie chciała rozklejać się przy Rafale.
- Aśka, powiedz mi, co tam się stało.
- Nie wiem, Rafał, nie wiem…
- Opowiedz mi wszystko dokładnie – zażądał stanowczo. – Aśka, to bardzo ważne. Ktoś celowo podłożył ogień, rozumiesz?
Joasia spojrzała na niego z niechęcią. Nie miała ochoty o tym rozmawiać, poza tym i tak niewiele widziała. Zdawała sobie jednak sprawę, że dla dobra śledztwa każda informacja może być ważna, więc zmusiła się do odpowiedzi.
- Spałam, obudziły mnie hałas. Ktoś coś krzyczał na klatce – mówiła. – Potem zobaczyłam, że jest pełno dymu i strażacy za oknem… Chciałam się wyjść, ale drzwi były zamknięte i nigdzie nie mogłam znaleźć kluczy ani telefonu…
- Długo spałaś? – zapytał Rafał zamyślony.
- Nie wiem, zasnęłam, czytając książkę.
- Mogło być tak, że ktoś wszedł do mieszkania, zabrał klucze i telefon, a potem zamknął drzwi, żebyś nie mogła wyjść?
- Nie wiem – powtórzyła Joasia zrezygnowana. – Naprawdę nie wiem, nic nie słyszałam.
- A wcześniej drzwi były zamknięte?
- Nie wiem – burknęła po raz trzeci, czując rosnącą irytację. – Sebastian wychodził na komendę, mógł zostawić drzwi otwarte.
- A może to on wziął klucze i twój telefon?
- Mnie pytasz? – zdenerwowała się w końcu kobieta.
- Aśka, ja po prostu chcę znaleźć tego człowieka, kimkolwiek jest.
- Zobacz co z Sebastianem, proszę.
Rafał pokiwał tylko głową i wyszedł, zostawiając kobietę sam na sam z ponurymi myślami. Lekarz akurat wychodził z sali, w której leżał Sebastian.
- Cześć Stary, żyjesz jakoś? – zagadnął, wchodząc do środka.
- Jak Aśka? – odparł mężczyzna, z trudem podnosząc się na łokciach.
- Przed chwilą z nią rozmawiałem, jest tylko trochę poparzona – poinformował go Rafał z westchnieniem. – Wysłała mnie na zwiady.
W tym momencie Aśka stanęła w drzwiach. Sebastian pokręcił głową z dezaprobatą, ale uśmiechnął się mimowolnie na jej widok.
- Zostawię was – westchnął Rafał i wyszedł z sali.
Aśka opadła na stołeczek, a Seba podniósł się do pozycji siedzącej. Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, dopiero po chwili Joasia odzyskała głos.
- Przepraszam – powiedziała cicho, - to przeze mnie się tu znalazłeś. Zachowałam się jak…
- Daj spokój – przerwał jej Sebastian łagodnie. – Najważniejsze, że wyszliśmy z tego cało.
- Rafał mówił, że to było podpalenie…
- To na pewno ta sama osoba. Ale spokojnie, znajdziemy ją, kimkolwiek jest.
Do weszli Kinga i Rafał, rozmawiając o czymś półgłosem. Stanęli nad przyjaciółmi i przyglądali się im uważnie.
- Co jest? – zapytał Sebastian zaniepokojony.
- Jakiś facet przebrany za policjanta próbował dostać się na ten korytarz – poinformował ich Rafał. – Nie pytajcie jak, ale zwiał nam.
- Czyli ktoś nie daje za wygraną – westchnął Seba.
- Rozmawiałam ze Starym – wtrąciła Kinga – i postanowiliśmy, że najlepiej będzie, jeśli zabierzemy was na komendę. Tam będziecie najbezpieczniejsi, lekarz wyraził zgodę.
- A Kubuś? – zapytała Aśka wyraźnie wystraszona.
– Kubuś i pani Maria są teraz z Anką. Nasze dzieciaki wywieźliśmy do rodziców – powiedział Rafał. – Oprócz tego jest z nimi Kamil, a na dole kilku tajniaków.
Zapadła cisza. Aśka i Sebastian patrzyli na siebie z wahaniem. Oboje myśleli o jednym: czy ich synek na pewno jest bezpieczny?
- Przywiozłam wam ubrania – poinformowała ich Kinga, kładąc na łóżku reklamówkę. – Także zbierajcie się, zaczekamy pod salą.
Wyszła, ciągnąc za sobą Rafała. Komisarze zostali sami, ale jeszcze przez dłuższą chwilę siedzieli bez ruchu.
- Nic mu nie będzie – powiedział Seba, choć sam nie był pewien, kogo próbuje pocieszyć.
- Tak bardzo chciałabym go chronić – mruknęła Joasia. – A teraz nie mogę się do niego zbliżyć, żeby jeszcze nie pogorszyć sprawy.
Seba dobrze wiedział, co Aśka chciała mu przekazać, bo on czuł to samo. Uśmiechnął się do niej krzepiąco i sięgnął do reklamówki.
Piętnaście minut później już gotowi do drogi wyszli z sali. Kiedy się przebierali, bardzo starali się nie patrzeć wzajemnie na swoje opatrunki. Podczas krótkiego przejazdu na komendę czuli się jeszcze gorzej, ochraniani przez kilkunastu policjantów. Dopiero w swoim biurze mogli odetchnąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz