piątek, 29 kwietnia 2011

234.

- Co teraz będzie? – zapytała Aśka cicho, kiedy zostali sami. – Będziemy się tu ukrywać?
- A widzisz jakieś lepsze wyjście?
Nie odpowiedziała. Zaczęła nerwowo przechadzać się po pomieszczeniu. Poranione ręce bardzo ją bolały, ale bezradność była o wiele gorsza.
- Słuchaj, jedno jest pewne: nie możemy wrócić do domu. Najpierw ktoś wysadził nasz samochód, teraz podpalił blok. Kimkolwiek jest, bardzo chce nas zabić.
- Raczej mnie – sprostowała, po raz pierwszy wypowiadając na głos to, o czym myślała od chwili pożaru.
- Tego nie wiemy – odparł Sebastian stanowczo. – Ale tak czy inaczej, musimy jakoś przerwać to wszystko, a Kinga ma rację – tutaj jest najbezpieczniej.
- Słuchajcie, mamy nowe informacje – powiedział Tomek, wchodząc do biura. Za nim podążali Rafał i Kinga. – Strażacy opanowali już sytuację, technicy wciąż jeszcze badają to miejsce, ale wiemy na pewno, że to było podpalenie. Ktoś podłożył ogień w kilku albo nawet kilkunastu miejscach, pożar rozprzestrzenił się bardzo szybko. Tak jak Aśka mówiła, drzwi od waszego mieszkania były zamknięte na klucz, więc właściwie nie było szans na ucieczkę.
- Ktoś zginął? – zapytała Joasia, patrząc uważnie na asystenta.
- Starsze małżeństwo z ostatniego piętra. Poza tym kilka osób jest w szpitalu.
- Cudownie – warknęła Aśka, podchodząc od okna.
- Jest już strasznie późno – wtrąciła Kinga, - a wy macie chyba dość na dziś. Chłopcy już organizują wam materac, tutaj będziecie spać. I wysłałam Jacka i Agatę do waszego domu po jakieś najpotrzebniejsze rzeczy, w końcu nie wiadomo ile to potrwa.
- Jutro rano zamontujemy tu żaluzje kuloodporne – dodał Rafał. – Tak na wszelki wypadek.
- Świetnie – podsumowała Joasia jeszcze bardziej poirytowana, - będziemy tu siedzieć jak w bunkrze.
Przyjaciele popatrzyli na nią, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Sebastian uśmiechnął się do nich znacząco, dając im do zrozumienia, żeby to zignorowali.
Godzinę później komisarze dostali swoje rzeczy i materac, a przyjaciele zostawili ich samych. Mimo zmęczenia oboje nadal siedzieli w milczeniu na fotelach.
- Dochodzi druga – mruknął w końcu Sebastian. – Chyba powinniśmy się kłaść.
- Tak, kładź się – odparła, wstając. – Ja jeszcze… pójdę do chłopaków, może coś wpadnie mi do głowy. I tak teraz nie zasnę.
Wyszła z biura i na korytarzu wpadła na Kingę.
- Nie śpicie jeszcze? – zdziwiła się kobieta.
- Jakoś nie mogę. Najchętniej poszłabym na długi spacer…
- Ani się waż stąd wychodzić! – zaznaczyła Kinga ostrym tonem.
- Nie martw się – mruknęła.
Do świtu siedziała w biurze asystentów, przeglądając akta osób powiązanych w jakikolwiek sposób z ładunkami wybuchowymi bądź skazanych za podpalenia. Oczywiście nie wpadli na nic godnego uwagi, ale przynajmniej Aśka zajęła czymś myśli. Nad ranem była już na tyle zmęczona, by położyć się obok Sebastiana i zapaść w niespokojny sen.
Po kilku godzinach obudziły ich podniesione głosy przyjaciół. Nie próbowali nawet dociekać, o co się awanturują. W mgnieniu oka doprowadzili się do porządku. Ledwie sprzątnęli prowizoryczną sypialnię, do ich biura weszła Agata z dwoma kubkami i talerzem kanapek.
- Jest coś nowego? – zapytała Aśka, sięgając po kawę.
- No mamy tego Siedlickiego. Gość ma żelazne alibi.
- I pewnie się nie przyznaje?
Agata pokiwała głową i przysiadła na fotelu.
- Słuchajcie, to chyba naprawdę nie on – powiedziała po chwili. – Był tym wszystkim bardzo zaskoczony.
- Więc wypuśćcie go i dajcie ogon – zadecydował Seba. – Poza tym nic nowego?
- Zmarła jedna z poparzonych wczoraj osób – westchnęła asystentka. – A co do sprawcy to żadnych śladów, żadnych świadków.
- Mamy coś! – zawołał Tomek, wpadając do biura. – Znaleźliśmy świadka!
- No to dawaj go! – zawołali komisarze jednocześnie.
- Nie chciał oficjalnie zeznawać, ale opowiedział mi, co widział. Na kilka minut przed pożarem pod waszym blokiem kręcił się podejrzany facet.
- Opisał go? – zainteresował się Seba.
- Facet pod sześćdziesiątkę, łysy, w skórze. Chłopak wystraszył się go i schował w krzakach. Jak gość przechodził obok niego, zauważył, że na wierzchu dłoni ma duży pieprzyk.
- To się trochę kłóci z naszym gówniarzem róży i samochodu, nie? – zauważyła Agata.
- Ale za to wyjaśniałoby, skąd wziął się tak profesjonalny ładunek wybuchowy – powiedział Sebastian, zerkając na żonę. – Tylko kim on u licha może być?
- To trochę bez sensu – westchnęła Kinga, która od kilku minut stała z Rafałem w drzwiach i przysłuchiwała się rozmowie. – Gość pod sześćdziesiątkę i drugi koło dwudziestki postanowili się pozbyć dwójki policjantów, w związku z czym z jednej strony straszą ich zdjęciami i pogróżkami, a z drugiej wysadzają samochód i podpalają blok. To się kompletnie kupy nie trzyma.
- Na razie pewne jest tylko to, że nie przebierają w środkach. Chcą was zabić za wszelką cenę, nie licząc się z przypadkowymi ofiarami – podsumował Rafał. – Facet w skórze to trochę gangsterką zajeżdża, nie?
- Gówniarz też by do tego pasował, jako młody narybek – podchwycił Sebastian. – Ale te metody… bombę mogę zrozumieć, ale reszta to mi do gangu nijak nie pasuje.
- Muszę porozmawiać z panią Marią – oznajmiła nagle Aśka.
Wszyscy spojrzeli na nią zaskoczeni. Wyglądała na całkowicie pewną swojego postanowienia.
- Aśka, to nie jest dobra chwila… - zaczęła Kinga łagodnie.
- Muszę – upierała się. – Ona… wydaje mi się, że może nam pomóc.
Utkwiła w mężu wyczekujące spojrzenie. Wyraźnie liczyła na poparcie, a on nie bardzo wiedział, co powiedzieć. Z jednej strony sam uważał, że przyjazd pani Marii i te dziwne przypadki w podejrzany sposób zbiegły się w czasie, ale z drugiej… jaki związek z bombami i pożarami może mieć staruszka?
- A mi się wydaje, że zaczynamy popadać w paranoję – powiedział spokojnie. – Nie dajmy się zwariować.
Joasia zmierzyła go chłodnym spojrzeniem i odwróciła się do okna. Przez moment poczuła, że po jej plecach przebiega zimny dreszcz. Wyobraziła sobie, jak w jej kierunku leci pocisk, rozbija szybę i trafia prosto w czoło. „Nie dajmy się zwariować” – pomyślała z ironią, ale odsunęła się pod ścianę i nadal zerkała na okno z niepokojem.
- Dobra, na razie musimy skończyć z tymi aktami podpalaczy – zadecydowała Kinga, - potem pomyślimy co dalej. A wy pod żadnym pozorem nie ruszajcie się z komendy, a najlepiej w ogóle z biura.
Kiedy komisarze zostali sami, zapadła nieprzyjemna cisza. Aśka była zła na Sebastiana, ale w jej pamięci wciąż bardzo żywe było wspomnienie pożaru z poprzedniego dnia i to głównie dlatego nic mu nie powiedziała.
- Nie złość się – zagadnął w końcu mężczyzna, - po prostu uważam, że to zbyt duże ryzyko.
Zerknęła na niego, ale nadal milczała. Ciszę przerwało dopiero nadejście ekipy do montażu żaluzji. Komisarze przenieśli się do kuchni, gdzie zrobili sobie po kolejnej kawie.
- A co jeśli miałeś rację? – odezwała się Aśka cicho.
Natychmiast pojął, o co jej chodzi. Upił łyk kawy, żeby zyskać na czasie.
- Aśka, ja już sam nie wiem – mruknął. – Albo jej ufasz, albo nie.
- Ufam – odparła bez wahania. – Chodzi mi tylko o to, że… nie mogę ci powiedzieć. Wyśmiejesz mnie.
- Wyśmiałem cię kiedyś? – zapytał Seba spokojnie.
Westchnęła. Zaczynał denerwować ją fakt, że nie może po prostu wyjść i zrobić, co uważa za stosowne. Całe życie walczyła o niezależność, a ostatnio ograniczało ją coraz więcej okoliczności.
- Muszę z nią porozmawiać – powiedziała stanowczo.
- Aśka, nie rozumiesz, że to niebezpieczne? – zniecierpliwił się Sebastian.
- A ty nie rozumiesz, że musimy rozwiązać tę sprawę, jeśli chcemy normalnie żyć?
- Co do tego wszystkiego ma pani Maria?
- Nie możecie trzymać mnie tu siłą – powiedziała ostro.
Z hukiem odstawiła kubek na szafkę i wyszła z kuchni. Sebastian pobiegł za nią. Dorwał ją dopiero na półpiętrze. Złapał kobietę mocno za łokieć, niechcący natrafiając na poparzenia. Syknęła z bólu, w oczach mimowolnie stanęły jej łzy.
- Przepraszam… – zaczął.
- Zostaw – warknęła kobieta. – Jeśli mi nie ufasz, sama to załatwię.
- Aśka, zaczekaj!
Ponownie ją przytrzymał, ale tym razem już za bluzę. Ich podniesione głosy usłyszeli przyjaciele i wybiegli na schody.
- Co wy tu robicie? – zawołała Kinga. – Już na górę!
- Dajcie mi wszyscy święty spokój! – zdenerwowała się Aśka.
- Co jest grane? – Rafał zwrócił się do przyjaciela.
- Aśka chce za wszelką cenę porozmawiać z panią Maria – mruknął Seba zrezygnowany.
- Nie możesz tam jechać – powiedziała spokojnie Kinga, zagradzając koleżance drogę. – Zadzwonimy do Jarka, żeby przywiozła ją na komendę. Pasuje?
Komisarze wymienili się niechętnymi spojrzeniami, ale w końcu Aśka kiwnęła głową i posłusznie zawróciła się, zmierzając w stronę kuchni i swojej niedopitej kawy. Koniec końców postawiła na swoim, jednak nie była wcale zadowolona. Wiedziała, że przyjaciele zrobili to tylko dla świętego spokoju i uważają całe przedsięwzięcie za stratę czasu.
Jeszcze przed południem pani Maria pojawiła się na komendzie. Sebastian zostawił je w biurze, żeby mogły porozmawiać na osobności.
Aśka przechadzała się nerwowo po biurze, obserwując staruszkę, która siedziała na fotelu w milczeniu. Nie bardzo wiedziała, jak zacząć rozmowę. Nie była pewna, czego od niej oczekuje, ale chciała wreszcie poznać prawdę.
- Pani Mario – zaczęła w końcu, przysiadając naprzeciwko niej, - muszę dowiedzieć się jak najwięcej o śmierci moich rodziców.
Zauważyła, że przez twarz staruszki przemknął cień. Znały się kilkanaście lat, ale nigdy nie rozmawiały na ten temat. Żadna tego nie chciała, bo dla obu był bardzo bolesny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz