niedziela, 10 kwietnia 2011

216.

Następnego dnia pojawiła się na komendzie o świcie. Już od progu zauważyła, że jest podejrzanie cicho. Weszła do biura i jej oczom ukazał się Sebastian śpiący z głową na biurku. Uśmiechnęła się rozczulona, przysiadając obok niego.
- Skarbie – szepnęła, kładąc mu rękę na ramieniu.
Seba otworzył oczy i spojrzał na nią zaspany. Mimo zmęczenia uśmiechnął się na widok żony.
- Chyba teraz ty powinieneś pojechać się przespać – zauważyła Joasia, głaszcząc go po policzku.
- Wyspałem się tutaj – odparł, ziewając. – Rafał i Anka pojechali do domu kilka minut po drugiej, obiecałem, że damy im znać, jeśli cokolwiek się wydarzy.
- No dobra – westchnęła, - czyli bierzemy się do pracy. – Wiesz co, może sprawdzimy te ruiny na Zamkowej? Kiedyś Krzywy spotykał się tam z kumplami. Co prawda nie chce mi się wierzyć, że nadal tam bywają, no ale…
- Masz rację. Pojedziesz tam z Bartkiem? Ja spróbuję przesłuchać starszego Kudryckiego.
- Jasne.
Znowu się rozdzielili, mając nadzieję, że tym razem przyniesie to wymierne efekty. Aśka zgarnęła przysypiającego Bartka i pojechała z nim na Zamkową, a Sebastian udał się do pokoju przesłuchań. Tam już czekał na niego Kudrycki.
- Załatwmy to szybko i bezboleśnie – powiedział policjant w ramach wstępu. – Co robiłeś dwudziestego czwartego maja około osiemnastej?
- Nie pamiętam – mruknął podejrzany, nie podnosząc głowy ze stolika.
Sebastian wywrócił oczami. Początek rozmowy nie napawał optymizmem.
- To lepiej, żebyś sobie przypomniał. Zostało porwane dziecko Rafała Kopczyńskiego, pamiętasz go?
- Tego skurwiela? Nigdy go nie zapomnę…
- I w ramach zemsty porwałeś jego córkę?
- Nie porwałem żadnego bachora.
- Gdzie jest dziecko? – zapytał ostro Sebastian.
- Wal się…
- Co robiła u ciebie dziecięca kurteczka?
- Kupiłem sobie. A co, nie wolno?
Policjant wstał gwałtownie i wyszedł na korytarz. Dalsze przesłuchanie nie miało sensu.
- I co? – zagadnęła Kaśka, która wracała akurat z kuchni. – Powiedział coś?
- Same bzdury. Ale nie sądzę, żeby on stał za porwaniem Patrycji. To zupełnie bez sensu, zwykły menel – westchnął Seba. – A jak tamci od młodego?
- Milczą jak zaklęci. Tylko wiesz… niby gdzie mieliby przetrzymywać Patrycję?
- Pojadę do tego całego Adriana – zadecydował policjant po chwili namysłu. – Czas go porządnie przesłuchać.
Tymczasem Joasia i Bartek zaparkowali niedaleko ruin na Zamkowej. Nie dało się podjechać pod budynek ze względu na gęsto rosnące krzewy i drzewa.
- Albo znają jakieś inne dojście, albo nie byli tu od wielu miesięcy – mruknęła Aśka, kiedy przedzierali się przez zarośla.
- Ciekawe w jakim stanie jest budynek…
Ledwie wyszli z gąszczu, wpadli prosto na ścianę. Musieli przejść jeszcze dobrych kilkadziesiąt metrów, nim znaleźli jakąś otwartą przestrzeń.
- Nie wiem czy wchodzenie do środka jest dobrym pomysłem… - zaczął Bartek, przyglądając się niezbyt solidnie wyglądającym ścianom.
- Oj, przestań – odparła kobieta lekceważącym tonem i pierwsza przeskoczyła niewysoki murek.
Asystent westchnął zrezygnowany i podążył za nią.
- Czasem się zastanawiam, jak Seba z tobą wytrzymuje – mruknął, rozglądając się z niepokojem po ruinach.
- Lata praktyki – zakpiła. – Słuchaj, rozdzielmy się. Ja pójdę na górę, a ty…
- Nie ma mowy – powiedział Bartek szybko. – Potem znowu rozładuje ci się telefon, a ja będę świecił oczami.
- Dobra, szkoda czasu na kłótnie.
Pierwsza wdrapała się po schodach. Nawet się nie odwróciła, kiedy odłamał się spory kawałek i spadł z hukiem na ziemię. Bartek podążył za nią bez słowa komentarza. Zareagował, dopiero kiedy podeszła do sporej dziury w podłodze.
- Aśka, uważaj – zawołał. – Chodźmy stąd, nic tu nie ma, nie widzisz?
Zamyślona zupełnie zignorowała słowa asystenta. Przeszła do kolejnego pomieszczenia i zatrzymała się gwałtownie. Bartek podbiegł do niej natychmiast.
Przez spory wyłom w ścianie budynku widać było solidne drzewo, na którego gałęzi wisiał chłopiec. Policjanci wpatrywali się w niego z przerażeniem. Na głowie miał zawiązany czarny worek, ale po sinych rękach można było poznać, że już za późno na ratunek.
- Trzeba wezwać ekipę – powiedziała cicho Joasia.
- Tak, chodźmy stąd.
Godzinę później wokół ruin kręcili się już technicy, a Adam oglądał ciało. Aśka i Bartek zostali na miejscu, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej.
- Mógł mieć najwyżej dwanaście lat – poinformował ich lekarz. – Nie ma żadnych śladów bójki, naskórka pod paznokciami, ale raczej nie powiesił się sam.
- No tak, nie założyłby sobie worka na głowę – mruknął Bartek.
- Miał przy sobie dokumenty? – zapytała Aśka, krążąc nerwowo wokół ciała chłopca.
- Nic nie znaleźliśmy – odparł jeden z techników.
- Ja go skądś znam – powiedziała policjantka, przykucając obok lekarza. – Jestem pewna, że gdzieś go już widziałam. Nie kojarzysz, żeby ktoś zgłaszał zaginięcie? – zwróciła się do Bartka.
- Nie, ale wiesz… nie znam bazy na pamięć.
- Może pochodzić z jakiejś patologicznej rodziny, wygląda na zaniedbanego – wtrącił się Adam. – Jest chudy, ubranie ma brudne i porwane w kilku miejscach.
- Ale nie wiadomo, co działo się z nim przed śmiercią – zauważyła Joasia. – Mógł uciec z domu. Dawno zginął?
- Myślę, że jakieś trzy, może cztery dni temu.
- Wracajmy – powiedział Bartek, kładąc Aśce rękę na ramieniu. – Mamy mnóstwo roboty.
Po niecałych czterdziestu minutach znaleźli się z powrotem na komendzie. W biurze zastali Sebastiana i Kaśkę, dyskutujących o czymś żywo.
- No i tak to właśnie wygląda – zakończyła policjantka z westchnieniem. – O, jesteście już – dodała, zauważywszy przybyłych. – I jak? Znaleźliście coś?
- Wisielca na drzewie – odparł Bartek, opadając na krzesło. Zauważył pytające spojrzenia przyjaciół, ale tylko wzruszył ramionami.
- Mniejsza o to, Stary przekazał tę sprawę Ance i Maćkowi – powiedziała Aśka. – A co u was?

- Wiemy już właściwie na pewno, że żaden z braci Kudryckich nie miał z tym nic wspólnego. Młodszy przyznał, że porwał tę małą Olę. Kilka dni trzymał ją w melinie u brata, stąd dziecięca kurteczka. A potem sprzedał ją tym gościom spod miasta – opowiadał Sebastian. – Odpowiedzą za porwanie i handel dziećmi, ale z Patrycją nie mają nic wspólnego.
- A obserwacja Hołdygi nic nie dała?
- Na razie nic – westchnęła Kaśka. – Żadnych fałszywych ruchów. No i… musiałam powiedzieć chłopakom, żeby dali sobie z tym spokój. Jest mnóstwo roboty, byli pilnie potrzebni gdzie indziej.
- I tak nie sądzę, żeby to byli oni – odparła Joasia, wzruszając ramionami. – A Baczyński?
- Słuch o nim zaginął. O Wronie i Gabrysiu też nikt nic nie wie.
- A w sprawie napadu na bank nic się nie ruszyło?
- Nie. Przekazaliśmy tym z trzeciego portrety pamięciowe, ale na razie cisza. Rozpytaliśmy też mieszkańców z bloku Rafała i Ani, kilku pobliskich zresztą też. Kilka osób przyznaje, że ich widziało, ale nic poza tym.
- Czyli stoimy w miejscu – podsumował Sebastian.
- Niezupełnie – wtrącił Tomek, który właśnie wszedł do biura. – Właśnie dzwonił jakiś facet. Zobaczył zdjęcie Patrycji w gazecie i twierdzi, że ją widział.
- Nie on pierwszy i nie ostatni – zauważyła złośliwie Aśka.
- Tak, ale ten facet opisał ją bardzo dokładnie. Powiedział na przykład, że na sukieneczce miała naszytego misia, a o tym nic nie było w ogłoszeniu.
Komisarze spojrzeli na niego z niedowierzaniem. Przez moment wszyscy siedzieli jak zahipnotyzowani, a potem Aśka i Seba zerwali się jak na rozkaz.
- Gdzie to było?
- Jakieś Kruszki, piętnaście kilometrów wylotówką na Warszawę, będzie drogowskaz.
Wybiegli z biura, nie czekając na dalsze informacje. Pełni nadziei na znalezienie Patrycji pojechali we wskazanym kierunki. Całą drogę milczeli. Aśka wybijała palcami nerwowy rytm, a Sebastian zerkał na nią co chwilę coraz bardziej poirytowany. W końcu znaleźli drogowskaz i skręcili w leśną drogę. Kilkaset metrów dalej ich oczom ukazał się drewniany domek i czekający przy płocie starszy mężczyzna.
- To pan dzwonił na policję? – zapytała Aśka, ledwie wysiedli z samochodu.
- Tak. Widziałem tą małą, co to w gazecie było zdjęcie.
- Jest pan pewien, że to ona? – dodał Seba nieco podejrzliwym tonem i pokazał mężczyźnie fotografię Patrycji.
- No była taka mała z czarnymi włosami. Szła sobie tędy w różowej sukience. Chciałem do niej zagadać, ale krowa mi uciekała. Zanim wróciłem już jej nie było.
- O której ją pan widział?
- No… ze trzy godziny już będzie.
Komisarze spojrzeli po sobie. W okolicy nie było widać żadnego domu, tylko las i rozległe łąki, a co najgorsze niedaleko była rzeka.
- Wezwę ekipę – mruknął Sebastian i odszedł w stronę samochodu.
- Nie wie pan, skąd mogła się tu wziąć? Była sama?
- Nikogo więcej nie widziałem.
- A nie działo się dzisiaj nic podejrzanego? Nikt tu nie przyjeżdżał? Proszę się zastanowić – nalegała.
Rolnik pokręcił głową w zamyśleniu.
- No dobrze, ale… nie była ranna?
- Chyba nie.
- Będzie pan musiał jeszcze złożyć oficjalne zeznania – poinformowała staruszka.
Podeszła do Sebastiana, który stał oparty o maskę samochodu i rozglądał się po okolicy. Minę miał nietęgą.
- Musimy zadzwonić do Anki i Rafała – powiedział, zerkając na żonę. – Nie mamy prawa tego przed nimi ukrywać.
- Ona tu była około szóstej – mruknęła Joasia przygnębiona. – Dwuletnia dziewczynka, w cienkiej sukience, błąkająca się sama na takim pustkowiu… Marnie to wszystko wygląda.
- Jeśli poszła w stronę rzeki…
- Nic nie mów. Dzwoń do Rafała i szukajmy jej. Nie ma czasu do stracenia.
Nim przyjechała ekipa z psami tropiącymi, udało im się dokładnie przeszukać dom i podwórko rolnika. Chwilę później pojawili się Ania i Rafał z bluzeczką Patrycji. Widać było, że są pełni nadziei na odnalezienie córki i zdawali się zupełnie nie zdawać sprawy z niebezpieczeństwa, jakie groziło jej w tym miejscu.
- Rozdzielamy się – zadecydował Seba, obserwując psa. – Wy szukajcie po tej stronie drogi, a my będziemy po drugiej – zwrócił się do Rafała i Anki.
Celowo dla siebie i Aśki wybrał tę część łąk, po której płynęła rzeka. Bez słowa rozeszli się w przeciwnych kierunkach.
- Pies złapał trop – poinformował ich po chwili mundurowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz