poniedziałek, 18 kwietnia 2011

224.

W podobnym tonie minęło komisarzom kilka kolejnych dni. Sebastian siedział w domu i przyjmował antybiotyki, ale miał wrażenie, że niewiele to daje. Raz czuł się gorzej, raz lepiej, gorączka utrzymywała się niemal cały czas, jednak przeważnie była na tyle niska, że umykała uwadze Aśki. Koniec końców po tygodniu wrócił do pracy, bo rana pooperacyjna brzucha ładnie się zagoiła i właściwie nie było już żadnych powodów, by miał siedzieć w domu.
Tymczasem w zespole pojawiły się nowe siły. Na miejsce Bartka i Kaśki, Stary przyjął Agatę i Jarka. Z początku wszyscy patrzyli na nich ze średnio skrywaną niechęcią, ale tak naprawdę było to podyktowane tylko i wyłącznie tęsknotą za przyjaciółmi. Aśka najbardziej starała się z nimi dogadać, często zachodziła na plotki, parzyła kawę i od pierwszego dnia traktowała jak „swoich”. Nigdy by się do tego nie przyznała, ale Sebastian wiedział, że w ten sposób chce oszukać samą siebie, udowadniając, że bez Bartka i Kaśki praca na komendzie wciąż może wyglądać tak samo.
Równo dwa tygodnie po odejściu z pracy Ania odwiedziła przyjaciół na komendzie. Wyglądała na wypoczętą i zadowoloną ze zmienionego trybu życia. Zrobiła kawę, po czym usiadły z Aśką w kuchni, chcąc nadrobić trochę zaległości. Policjantka opowiedziała przyjaciółce o wszystkim, co działo się na komendzie podczas jej nieobecności, włącznie ze szczegółami ostatniej sprawy, aż w końcu przeszła do najbardziej nurtującego ją tematu.
- Ja myślę, że jesteś przewrażliwiona – powiedziała Anka, wysłuchawszy opowieści o chorobie Sebastiana. – Miał gorączkę, dostał antybiotyk, przeszło mu i po sprawie.
- Jest jakiś nieswój od tego czasu – upierałam się kobieta. – Taki… zamyślony i jakby smutny.
- Aśka, ostatnio wiele się działo, więc jego nastrój nie musi mieć wcale nic wspólnego z chorobą. Przesadzasz i już.
- Może – westchnęła.
Tego popołudnia Joasia i Sebastian dostali wezwanie do morderstwa. Przez telefon dowiedzieli się tylko tyle, że patrol znalazł ciało w lasku za miastem. Pojechali tam szybko, mając nadzieję, że tym razem trafi im się mniej skomplikowana sprawa. Niestety na miejscu zdarzenia się rozczarowali. Patrząc na sznur zawieszony na drzewie i sine ciało chłopca, Aśka miała wrażenie, że to jakiś koszmarny sen.
- To przecież ten Patryk – zauważył Seba.
- Wszystko wygląda dokładnie tak, jak na Zamkowej – powiedziała, zerkając na Adama oglądającego ciało.
- Zgadza się – przytaknął lekarz. – Chłopak nie żyje od jakichś dwóch dni, oczywiście uduszony. Na głowie miał czarny worek.
- Cholera, mam nadzieję, że Sylwia jest cała… - mruknęła Aśka zaniepokojona. – Nie wybaczyłabym sobie, gdyby…
- Przestań – powiedział Sebastian ostrzegawczo.
- Słuchajcie, ktoś widział tę małą – zawołał Kamil, który także kręcił się po miejscu zbrodni. – Kilka ulic dalej, na moście nad Wisłą.
Komisarze spojrzeli po sobie i jak na rozkaz pobiegli do samochodu. Na sygnale dojechali we wskazane miejsce, modląc się, by dziewczynka była cała i zdrowa. Kiedy zobaczyli ją stojącą po drugiej stronie barierki, zamarli.
- Sylwia! – zawołała Joasia, podbiegając kilka metrów. – Sylwia, co ty robisz?!
- Odejdź! Nie zbliżaj się!
Policjantka stała kilkanaście kroków od nastolatki. Patrzyła z przerażeniem na twarz dziewczynki, na której malowało się zdecydowanie.
- Nie rób tego, proszę – spróbowała łagodniej. – Pomogę ci.
- Tak? Ciekawe jak?
- Pomogę ci, obiecuję. Tylko nie skacz, proszę.
- Nie możesz mi pomóc!
- Sylwia, Konrad i Patryk nie żyją – kontynuowała Joasia, - oni już nie powiedzą nam, co się stało. Tylko ty możesz to zrobić. Proszę cię, ktokolwiek was skrzywdził, musi za to odpowiedzieć…
- Oni sami chcieli zginąć! – krzyknęła dziewczyna przez łzy. – Nie potrafili z tym żyć! Ja im tylko pomogłam!
Aśka spojrzała na nią z niedowierzaniem. Minęła dobra chwila nim zdołała się opanować.
- Nie skacz, proszę – powtórzyła. – To wszystko da się jeszcze naprawić…
- Nieprawda.
- Nie skacz! – zawołała jeszcze Joasia, ale było już za późno.
Sylwia puściła barierkę i zniknęła komisarzom z oczu. Aśka rzuciła się natychmiast w tamtym kierunku, a Sebastian za nią. Przytrzymał ją mocno za rękę, bojąc się, że zechce w co najmniej głupi sposób ratować nastolatkę.
Spojrzeli w dół, by zobaczyć, jak ciało Sylwii wypływa na powierzchnię. Mundurowi, którzy stali na brzegu już rzucili się jej na ratunek, ale było jasne, że na to już za późno.
- Nie wierzę – powiedziała cicho Joasia. – Po prostu nie wierzę.
Tego dnia nie chciała już z nikim rozmawiać na temat sprawy. Po powrocie do domu zajęła się sprzątaniem i ignorowała wszelkie starania męża. Ożywiła się, dopiero kiedy przyszedł z płaczącym Kubusiem i poinformował ją, że maluch ma gorączkę.
- Nie mogę go uspokoić – mruknął, patrząc jak Aśka przytula do siebie synka. – Może zadzwonię po lekarza?
- Najpierw znajdź termometr, będę z nim na górze.
Bez gadania wykonał polecenie. Sam najchętniej natychmiast wzywałby pediatrę, ale postanowił zawierzyć żonie. Pobiegł więc za nią z termometrem.
- Trzydzieści osiem i pół – mruknęła Joasia zaniepokojonym tonem. – Kurczę, szkoda, że nie mamy nic od gorączki…
- Pojadę do apteki – zaofiarował natychmiast Sebastian i w sekundę znalazł się przy drzwiach.
- Nie, zaczekaj. Pomożesz mi go wykąpać, może w ten sposób uda się zbić temperaturę.
Chłopiec wyraźnie źle się czuł. Był niespokojny i mimo starań komisarzy, wciąż popłakiwał. Umiejętna kąpiel faktycznie obniżyła nieco gorączkę, ale poza tym niewiele to pomogło.
- Jakiś przeklęty dzień – zdenerwowała się Aśka, kiedy po włożeniu do kołyski dziecko ponownie się obudziło i zaczęło płakać.
- Ja go wezmę – mruknął Sebastian.
Chodził z synkiem po sypialni, mówiąc do niego ciepło i uśmiechając się mimo zmęczenia. Aśka nie mogła już słuchać płaczu, bo serce jej się ściskało, więc uciekła na dół, ale tam też nie zaznała spokoju. Próbowała wrócić do sprzątania, ale wciąż wydawało jej się, że słyszy Kubusia. Nie mogła znaleźć sobie miejsca i w końcu wróciła na górę.
- To chyba moja wina – wyznał Sebastian, kiedy Joasia ponownie wzięła na ręce malca. – Pewnie go zaraziłem…
- Daj spokój, równie dobrze mógł to załapać na podwórku – odparła.
- Może jednak zadzwonię po lekarza?
Aśka spojrzała na zegarek. Dochodziła dwudziesta trzecia.
- Teraz to już najwyżej na pogotowie – westchnęła. – A tak źle przecież nie jest. Wykąpmy go jeszcze raz, do lekarza zadzwonimy rano.
Niecałą godzinę później maluch wreszcie zasnął. Komisarze bali się go obudzić, więc położyli się razem z nim na łóżku i chwilę później ich także zmorzył sen. Niestety do rana mieli jeszcze kilka pobudek.
- Pójdę zrobić kawę – mruknął Seba, kiedy o świcie Kuba obudził ich po raz kolejny. – Już i tak nie pośpimy.
Kilkanaście minut później wrócił do sypialni. Aśka wyglądała na jeszcze bardziej zmartwioną.
- Ma jakieś krosty na brzuszku – powiedziała z westchnieniem. – Zadzwonisz po lekarza?
- Jasne, zjedz śniadanie.
Postawił na szafce talerz z kanapkami i kubek kawy, po czym wyszedł z sypialni z telefonem w ręku. Godzinę później pojechał na komendę, a Joasia sama została z synkiem, czekając na lekarza.
- Cześć stary – przywitał go Rafał. – Gdzie Aśkę zgubiłeś?
- Została w domu, mały gorączkuje i ma jakąś wysypkę.
- A jak po wczorajszym?
- Już słyszałeś? – westchnął. – Wiesz, wesoło nie jest, ale jak Kubuś źle się poczuł, zapomniała o całym świecie.
- No tak. Słuchaj, jest jedna sprawa… Anka wczoraj próbowała ze mnie wyciągnąć twoją tajemnicę… - Rafał uśmiechnął się zakłopotany.
- Ee?
Sebastian uniósł brwi wyraźnie zaskoczony.
- Aśka rozmawiała wczoraj z Anką i powiedziała jej, że coś ukrywasz – wyjaśnił Rafał. – Ponoć jesteś smutny i zamyślony, a ta twoja choroba to jakaś podejrzana była.
Uśmiechnął się do przyjaciela znacząco, chcąc mu przekazać, że absolutnie nie bierze tego na poważnie, jednak Sebastian wyraźnie się zmieszał, co dało powody do podejrzliwości.
- Przesadza jak zwykle – mruknął, biorąc do ręki pierwsze z brzegu akta.
- Ej, stary, co się dzieje?
- I ty też zaczynasz? – zdenerwował się Seba. – Dajcie mi wszyscy święty spokój.
Wyszedł z biura, odrzucając akta na szafkę. W drzwiach zderzył się z Kamilem.
- A jemu co się stało? – zapytał asystent zaskoczony.
- Bóg jeden raczy wiedzieć – podsumował Rafał z westchnieniem.
Na szczęście Aśka nie miała się nigdy o tej rozmowie dowiedzieć, dzięki czemu zostały jej oszczędzone dodatkowe zmartwienia. Wystarczyło, że Kuba z każdą chwilą robił się coraz bardziej marudny, a na lekarza musiała czekać strasznie długo. To plus nieprzespana noc złożyło się na jej fatalny humor i odreagowanie na Sebastianie po jego powrocie z pracy.
- O co ci chodzi? – dziwił się w przerwie między kolejnymi atakami. – Przecież nic ci nie zrobiłem…
- No właśnie, nic nie robisz! Najłatwiej uciec do pracy, nie?!
- Kochanie, przecież ustaliliśmy, że…
- Co ustaliliśmy?! Miałam jakiś wybór?!
- Nie kłóćmy się, proszę – spróbował raz jeszcze, zbliżając się do żony.
Chciał ją przytulić, pocałować i zażegnać jeszcze większą awanturę, ale osiągnął odwrotny skutek. Policjantka zaczerwieniła się ze złości.
- Nie kłóćmy się – zaszydziła, mrużąc oczy. – Asiu, nigdy cię nie okłamię, obiecuję – przedrzeźniała go dalej.
Sebastian natychmiast zrozumiał, że ma to bliski związek z jego dzisiejszą rozmową z przyjacielem. Poczuł irracjonalną złość, ale dla dobra sprawy postanowił udawać.
- Asiu, o czym ty mówisz? Przecież jestem z tobą szczery…
- Nie kłam! Nienawidzę, kiedy to robisz!
Rzuciła w niego opakowaniem pieluszek, które trzymała akurat w rękach i pobiegła na górę do płaczącego synka. Sebastian westchnął tylko i wolnym krokiem skierował się do drzwi. Zawołał psy z zamiarem zrobienia sobie dłuższego spaceru. Oboje musieli ochłonąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz