czwartek, 21 kwietnia 2011

226.

Następnego ranka wspomnienie nieudanego wieczoru było wciąż żywe. Komisarze nie kłócili się co prawda, ale rozmawiali przesadnie ugrzecznionym tonem. Sebastian widział, że żona rzuca mu co chwilę pełne żalu spojrzenia. W nocy obiecywała sobie, że wróci do tematu i zażąda wyjaśnień, ale kiedy zobaczyła rano ukochanego, serce jej zmiękło. Widziała, jaki jest przygnębiony, poza tym trudno było nie docenić, jak cudowną przygotował jej kąpiel. Zrzuciła więc jego dziwne zachowanie na jakieś "męskie sprawy" i postanowiła milczeć.
Taktyka nie okazała się najszczęśliwsza, bo spowodowała bardzo przygnębiającą atmosferę. Odetchnęła z ulgą, kiedy wreszcie wyszła do pracy.
Tam czekała na nią kolejna niemiła niespodzianka. Maciek i Anka, z którymi nadal prowadziła sprawę tajemniczych śmierci dzieci z ośrodka, już czekali na nią w biurze z nietęgimi minami.
- Już wiemy, co działo się w domu dziecka - poinformował ją policjant bez zbędnych wstępów.
- Gdybyś przyszła wcześniej, też byś wiedziała - dodała Anka jadowitym tonem.
Joasia odruchowo ją zignorowała i spojrzała pytająco na Maćka.
- Jedna z dziewczynek podcięła sobie w nocy żyły. To znaczy próbowała, bo na szczęście nie wiedziała, jak się do tego zabrać. Wiesz, miała dziewięć lat - wyjaśnił, zerkając na koleżankę znacząco.
- Dziewięciolatka? - Aśka pokręciła głową z niedowierzaniem. - Ale dlaczego?
- Z samego rana rozmawiała z nią nasza psycholog. Ponoć dziewczynka była molestowana.
- Powiedziała przez kogo?
- Niby nie, ale wczoraj zniknął jeden z wychowawców, więc wiesz...
Kobieta westchnęła i opadła na swoje krzesło. Wolała nawet nie myśleć o tym, co Sylwia musiała przeżyć, zanim odważyła się na tak drastyczne posunięcia.
- Ogłosiliście poszukiwania? – zapytała, rozglądając się po biurku.
- Tak, to niejaki Robert Dobrzański.
- No to pozostaje czekać.
Przez cały dzień nie mogła znaleźć sobie miejsca. Kilka razy sięgała po telefon, żeby zadzwonić do męża, ale zaraz potem rezygnowała. Zaczynała bardzo doskwierać jej nieobecność przyjaciółek, bo choć z pewnością zignorowałyby jej niepokoje, to przynajmniej mogłaby z kimś swobodnie porozmawiać. Na domiar złego nie było żadnej sprawy, więc jej jedynym zajęciem okazało się wypełnianie raportów.
Powrót do domu przyjęła z ulgą, rezygnując jednocześnie ze znaczącego milczenia. Przywita się normalnie z Sebastianem, a kiedy Kuba zasnął, wyszli razem do ogrodu.
- Nie rozumiem – powiedziała cicho w najmniej spodziewanym momencie. – Nie ufasz mi?
- Ufam – odparł Sebastian, stawiając na spokój.
- Więc dlaczego nie powiesz mi prawdy?
- Asiu, o co ci znowu chodzi?
- Albo mi powiesz – zaczęła ostrzegawczym tonem, - albo się pożegnamy. Nie będę z człowiekiem, który mmie okłamuje.
Zapadła cisza. Tak naprawdę Joasia chciała po prostu zaszantażować męża. Nie miała zamiaru spełniać swoich gróźb i była pewna, że nie będzie do tego zmuszona. Czekała na reakcję Sebastiana, świdrując go spojrzeniem. Mężczyzna popatrzył na ukochaną i odezwał się ze stoickim spokojem.
- W takim razie spakuję się i już mnie nie ma.
Ruszył w kierunku domu, zostawiając zszokowaną kobietę samą. Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Kiedy wreszcie dotarła do niej powaga sytuacji, pobiegła za Sebastianem. Znalazła go w sypialni, wrzucającego do torby ubrania.
- Jak możesz mi to robić? – wyszeptała przez łzy.
- Nie zostaniesz sama – odparł spokojnie. – Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
Nie potrafiła go zatrzymać. Przepraszała, błagała, by został, ale to wszystko na nic się zdało. Zamówił taksówkę i kilka minut później już go nie było.
Joasia przepłakała większą część nocy. Nie mogła zrozumieć, co się stało. Dzwoniła do Sebastiana wielokrotnie, nagrywała rozpaczliwe wiadomości, pisała smsy, ale nie doczekała się pożądanej reakcji.
Spotkali się dopiero następnego dnia w pracy. Sebastian z samego rana dostał reprymendę od Ani, która wściekła pojawiła się na komendzie. Poprzedniego wieczoru Asia powiedziała jej wszystko, chcąc się upewnić, że Sebastian nie zwierzył się Rafałowi. Niestety mimo zmasowanego ataku mężczyzna uparcie milczał.
- Miałam rację – mówiła cicho Aśka, kiedy razem z przyjaciółką zaszyła się w kuchni. – Wiedziałam, że coś jest nie tak.
Kolejne łzy popłynęły jej po policzkach, ale otarła je zdecydowanym ruchem.
- Nie płacz – powiedziała Ania, obejmując policjantkę. – Porozmawiam z nim, przekonam go.
- Nic z tego nie rozumiem. Dlaczego po prostu nie powie mi prawdy? Nie wierzę, że już mnie nie kocha…
- I słusznie. Sebastian bardzo cię kocha, po prostu daj mu trochę czasu.
Minął tydzień. Komisarzom nie udało się dojść do porozumienia. Seba nocował w swoim dawnym mieszkaniu, ale codziennie przyjeżdżał do Kubusia. Aśka przestała naciskać, prosić, po prostu obserwowała go w milczeniu, starając się pogodzić z zaistniałą sytuacją.
- Aśka, złapali Dobrzańskiego! – zawołał Sebastian, wpadając do biura z samego rana. – Chodź, jedziemy!
- Gdzie on jest? – zapytała w biegu.
- Zauważyli go jacyś ludzie, ukrywał się w starych garażach. Chcieli go zlinczować, ale ktoś zadzwonił po policję.
Joasia wsiadła do samochodu, starając się choć na chwilę zapomnieć o problemach małżeńskich. Bardzo trudno było jej teraz pracować z Sebastianem, ale nie po raz pierwszy znaleźli się w sytuacji, kiedy mimo nieporozumień musieli współpracować.
- Może i lepiej byłoby, gdyby go zlinczowali – mruknęła policjantka, nim zdążyła ugryźć się w język. – Przynajmniej poniósłby zasłużoną karę.
Sebastian nie odpowiedział. W duchu przyznawał jej rację, ale doświadczenie nauczyło go, że w takich sytuacjach lepiej się nie odzywać.
Kiedy dojechali na miejsce, zobaczyli grupkę ludzi otaczającą garaż, z którego unosił się dym. Podbiegli tam, próbując się czegokolwiek dowiedzieć. Wszyscy jednak wymownie milczeli, zapytani o miejsce pobytu poszukiwanego, więc szybko stało się jasne, że zamknęli go w płonącym garażu.
Sebastian podważył zamek i otworzył drzwi. W garażu pełno było dymu, a pod przeciwległą ścianą także ogień, który zdążył już zająć część znajdujących się tam sprzętów. Pośrodku leżał nieprzytomny mężczyzna z raną na głowie.
- Aśka, pomóż mi! – zawołał Seba, wchodząc do garażu.
Zbliżył się do bezwładnego ciała i zdał sobie sprawę, że nikt za nim nie podążył. Jego partnerka wciąż stała na dworze z wyraźnym wahaniem na twarzy. Wiedział, że kobieta wcale nie chce ratować zwyrodnialca, przez którego zginęła Sylwia i dwoje innych dzieci.
- Aśka! – ponaglił ją.
Ustąpiła. Pomogła mu wynieść mężczyznę z garażu, a potem wezwała straż pożarną. Nie zainteresowała się jednak stanem poszkodowanego, a jej mina mówiła, że życzy mu śmierci.
Na komendę wracali w milczeniu. Joasia wpatrywała się bezmyślnie w szybę. Miała już serdecznie dość panującej atmosfery. Kiedy Sebastian zatrzymał się pod komendą, długo nie wysiadała z samochodu. Mężczyzna zerkał na nią nieco zaniepokojony.
- Dlaczego mi to zrobiłeś? – zapytała nagle, odwracając się do niego.
- Asiu…
- Po prostu powiedz, bo nie potrafię tego zrozumieć.
- Nie mogę powiedzieć ci prawdy, nie teraz – odparł spokojnie.
Kobieta pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Nie kochasz mnie już? – mruknęła cicho, patrząc mu w oczy.
- Kocham – powiedział natychmiast Sebastian.
- Więc co się stało? Przecież byliśmy tacy szczęśliwi, obiecywałeś, że zawsze przy mnie będziesz. Naprawdę tego nie rozumiem...
Spojrzał wreszcie na żonę i zobaczył, że po jej policzkach spływają łzy. Poczuł ogarniającą go falę wyrzutów sumienia.
- Chodźmy na górę - powiedział tylko.
Kiedy wieczorem wróciła do domu, nie mogła znaleźć sobie miejsca. Próbowała bawić się z Kubusiem, ale chłopiec szybko zrobił się śpiący i nie pozostawało nic innego, jak włożyć go do kołyski. Ani oglądanie telewizji, ani czytanie książki nie mogło odwrócić jej uwagi, bo na niczym nie potrafiła się skupić.
Odkąd Sebastian nie nocował w domu, zaczęła sypiać na kanapie w salonie. W sypialni wszystko przypominało jej męża, przez co czuła się jeszcze bardziej samotna. Dom wydawał się strasznie duży i pusty, taki obcy.
Zmęczona i sfrustrowana położyła się na kanapie przy zgaszonym świetle i zarzuciła na siebie koc. Przez kilka długich minut obracała w dłoni telefon, zastanawiając się, czy może zadzwonić do Sebastiana. Po chwili jednak jej problem rozwiązał się sam, bo ktoś zapukał do drzwi. Aśka zerwała się, zrzucając na ziemię koc. Przez moment miała nadzieję, że to Seba. Że jakimś cudem zmienił zdanie i wszystko będzie jak jeszcze kilka dni wcześniej.
- Anka? - zapytała zawiedzionym głosem, kiedy gość wyłonił się z ciemności. - Wejdź - dodała.
- Nie mnie chciałabyś tu zobaczyć, prawda? - zgadła kobieta, zdejmując buty.
- Nie, skąd, bardzo się cieszę, że przyszłaś.
Była to poniekąd prawda, bo obecność Ani mogła zająć jej uwagę i zagłuszyć nieco samotność. Poza tym tęskniła za przyjaciółką, za długimi rozmowami, które jeszcze do niedawna były niemal codziennością.
- Pomyślałam, że przyda ci się towarzystwo – oznajmiła Ania. – Jak Kubuś?
- Już całkiem dobrze – odparła Joasia, kiedy przeszły do salonu. – Po ospie nie ma śladu.
- Śpisz tu? – zapytała kobieta, zerkając na koc i poduszkę leżące na kanapie.
Policjantka zerknęła tylko na przyjaciółkę smutno, ale nie odpowiedziała. Ania pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Strasznie tu pusto, odkąd nie ma Sebastiana – westchnęła Aśka. – To już nie jest mój dom.
- Rafał próbował z nim rozmawiać, ale milczy jak zaklęty. Nawet jemu nie powiedział, co się dzieje.
- Jesteś pewna? Może Rafał po prostu obiecał mu dochować tajemnicy?
- Wydusiłabym to z niego – powiedziała Anka stanowczo. – I Sebastian pewnie dobrze o tym wie.
- Nie widzę żadnego racjonalnego wytłumaczenia – mruknęła policjantka. – Pytałam, przepraszałam, błagałam… nic do niego nie dociera.
- I co dalej? Mówił ci, co zamierza?
Aśka pokręciła głową. To pytanie męczyło ją najbardziej.
- Zabrał tylko najpotrzebniejsze rzeczy, większość wciąż jest tutaj – westchnęła. – Poza tym przecież jesteśmy małżeństwem, o rozwodzie nie powiedział ani słowa. A ja… boję się pytać.
- Asiu – zagadnęła Ania, przysuwając się nieco do przyjaciółki, - ja dużo o tym ostatnio myślałam… Z tego co mi mówiłaś, Sebastian miał gorączkę, bóle głowy, ogólnie był przemęczony i nawet zasłabł. Poza tym od jakiegoś czasu jest przygnębiony i unika zbliżenia, zgadza się? Więc może… tylko się nie denerwuj – zaznaczyła. – Może jest nosicielem HIV?
Spodziewała się bardzo gwałtownej reakcji ze strony Joasi, ale ta tylko uśmiechnęła się.
- Nie jest – odparła spokojnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz