środa, 13 kwietnia 2011

219.

I faktycznie nie było, bo chłopak przeszedł przez bramę i zamknął ją na klucz. Komisarze nie mogli przejść górą, dopóki nie zniknął im z oczu. Wtedy Sebastian zadzwonił po wsparcie.
- Cholera, nie ma czasu – denerwowała się Aśka, kiedy czekali na Bartka i Kaśkę. – Chodźmy tam sami!
- Zaraz będą, są dwie ulice stąd – odparł Sebastian, przytrzymując żonę za rękaw, bo już szukała najwygodniejszego miejsca do pokonania ogrodzenia. – Kilka minut nas nie zbawi, a nie wiemy ilu ich jest i do czego tak naprawdę są zdolni. Jeśli pójdziemy tylko we dwoje, możemy narazić życie Anki i Patrycji – tłumaczył.
Na szczęście asystenci przyjechali już dwie minuty później, co zażegnało poważną awanturę między Aśką i Sebastianem. We czwórkę pokonali ogrodzenie i pobiegli w kierunku, gdzie zniknął podejrzany chłopak. Kilkaset metrów dalej zobaczyli światło palące się w jednym z domków.
- Oby tylko tam były – szepnęła Kaśka, kiedy Sebastian ostrożnie otwierał furtkę.
Zgięci w pół zbliżyli się do budynku. Komisarze stanęli po obu stronach drzwi, a Bartek i Kasia pobiegli od tyłu. Aśka skinęła głową, po czym Sebastian wpadł do środka, krzycząc „policja!”.
Sytuacja w domku nie przedstawiała się ciekawie. Było tylko jedno pomieszczenie, a w środku trzy osoby. W jednym z porywaczy komisarze natychmiast rozpoznali chłopaka, którego śledzili, zaś w drugim poszukiwanego Gabrysia. Na podłodze leżała Anka. Miała ciasno związane ręce i nogi, a także zakneblowane usta. Była mocno pobita, w kilku miejscach ubranie było porwane i zakrwawione, ale oczy miała otwarte. Najgorsze jednak było to, że nigdzie nie widzieli Patrycji.
- Rzuć broń! – krzyknęła Aśka do Gabrysia, który cały czas mierzył do Anki.
Chłopak wyglądał na zdesperowanego i gotowego na wszystko, co bardzo źle wróżyło. Z tej odległości mógł spokojnie trafić policjantkę.
Do domku wtargnęli Kaśka i Bartek, otaczając porywaczy. Gabryś nawet nie drgnął i dalej celował w Ankę, a drugi z przestępców podniósł broń i teraz mierzył do Sebastiana.
- Jeden fałszywy ruch i ta szmata zginie – oznajmił Gabryś zimnym tonem.
Przez długą chwilę wszyscy stali w milczeniu: Kaśka pod oknem, Bartek tuż obok Ani, a Joasia i Sebastian przy drzwiach. Nerwy mieli napięte do granic możliwości. Nikt nie potrafił podjąć decyzji, bo żadne z nich nie chciało mieć na sumieniu któregoś z przyjaciół. W pewnym momencie Aśka napotkała spojrzenie Bartka. Wpatrywał się w nią intensywnie, a potem spojrzał przelotnie na Anię i nieznacznym ruchem głowy wskazał Gabrysia. Policjantka jeszcze przez moment analizowała sytuację, a potem w końcu podjęła decyzję. Lekko przytaknęła i bez żadnego ostrzeżenia strzeliła do porywacza.
Kiedy tylko nacisnęła spust, wiedziała już, że popełniła błąd. Nie potrafiła określić co się stało, być może zdradził ją minimalny grymas twarzy, ale Gabryś uchylił się, strzelając w kierunku Ani. Bartek w tym czasie wypełniał swoją część zadania, przesuwając pobitą kobietę spoza zasięgu strzału. Niestety wszystko działo się zbyt szybko i kula przeznaczona dla Ani trafiła go w plecy, a nim upadł dostał jeszcze kilka następnych.
Ułamek sekundy później strzelił drugi z porywaczy, trafiając Sebastiana w brzuch. Aśka odwróciła się mimowolnie, patrząc, jak jej partner upada na ziemię. Przez krótką chwilę wiedziona silnym impulsem chciała pochylić się nad nim, sprawdzić czy żyje, ale zaraz przypomniała sobie, że w pomieszczeniu nadal znajduje się dwóch nieobliczalnych, uzbrojonych mężczyzn i półprzytomna Ania.
Moment zawahania wystarczył, by padł kolejny strzał, tym razem w jej stronę. W ostatniej chwili zdołała się uchylić i poczuła na sobie tylko odłamki szkła z rozbitej szyby. Strzeliła chłopakowi w kolano, rejestrując jednocześnie, że gdzieś po prawej Gabryś pada na ziemię. Podbiegła do Wolińskiego, kopnęła broń w kierunku ściany i skuła go.
- Nie ruszaj się! – ostrzegła, cały czas mierząc w jego stronę.
Podbiegła do Sebastiana i z ulgą stwierdziła, że ma otwarte oczy.
- Nie żyje! – krzyknęła Kaśka, sprawdzając puls Gabrysia. – Bartek jest nieprzytomny!
Joasia ściągnęła bluzę i przycisnęła do brzucha Sebastiana. Rana mocno krwawiła, ale mężczyzna zdawał się być całkowicie przytomny. Ledwie świadoma tego co robi, zadzwoniła po karetkę.
- Sprawdź co z Anką – wychrypiał Seba, kładąc rękę na brzuchu i tym samym zastępując ją przy uciskaniu rany. – Mi nic nie będzie.
Rzuciła mu tylko krótkie spojrzenie i podbiegła do Ani, wymijając ciało Gabrysia. Cały czas kątem oka obserwowała drugiego z porywaczy. Uklękła obok przyjaciółki i delikatnie zdjęła taśmę, zaklejającą jej usta.
- Jesteś cała? – zapytała, czując, że z jakiegoś powodu ma na policzkach łzy.
- Nie wiem – przyznała Ania, szlochając.
Aśka rozwiązała ją, ale nie próbowała namawiać do wstania. Kobieta wyglądała na niezdolną do jakichkolwiek ruchów.
- Bartek… - usłyszała cichy szept Kaśki.
Spojrzała w tamtą stronę i zobaczyła, że policjantka płacze. Sama miała ku temu wielką ochotę, ale ktoś musiał panować nad sytuacją.
- Co z nim? – zapytała, mechanicznie głaszcząc Anię po włosach.
- Ma bardzo słaby puls…
- Wyjdzie z tego – odparła Aśka, jednak zrobiła to zupełnie bez przekonania, co natychmiast wyczuła asystentka i jej płacz tylko się wzmógł.
Te pięć minut do przyjazdu karetki zdawało się trwać co najmniej kilka godzin. Aśka starała się dzielić swoją uwagę pomiędzy coraz słabszego Sebastiana, płaczącą Anię i skutego porywacza. Jednocześnie ze wszystkich sił broniła się przed patrzeniem w stronę Bartka i Kaśki. Bała się, że policjant nie wytrzyma do przyjazdu karetki, a kompletnie nie była gotowa na przyjęcie złych wieści.
Kiedy wreszcie pogotowie zabrało czwórkę rannych, Joasia została sama z zapłakaną koleżanką i ciałem jednego z porywaczy. Przez moment kompletnie nie wiedziała co robić. Najchętniej zostawiłaby wszystko i natychmiast pojechała do szpitala, sprawdzić, co dzieje się z jej mężem i resztą ekipy. Opanowała jednak chwilę słabości i wyjęła telefon.
- Tomek – zaczęła, kiedy asystent odebrał, - była strzelanina. Mamy ciało Gabrysia i trzeba przeszukać ten domek, i…
Urwała, kompletnie nie wiedząc co mówić dalej. Tomek przejął inicjatywę, informując ją, że za chwilę będzie u nich radiowóz. Dotrzymał słowa, przyjechał z mundurowymi niecałe dziesięć minut później. Joasia chciała jeszcze na coś się przydać, ale prawda była taka, że nie nadawała się do niczego. Była zbyt roztrzęsiona i oszołomiona, by logicznie myśleć, więc Tomek wysłał ją i Kaśkę do szpitala.
Kiedy tam dojechały, wpadły na Rafała, który miotał się po holu. Chwilę później zauważyły też próbującego go uspokoić Kamila. Mężczyźni natychmiast podbiegli do nich i zażądali wyjaśnień.
- Rafał, ja nic nie wiem – powiedziała w końcu Aśka, czując, że zaczyna boleć ją głowa. – Anka była pobita, płakała, ale ja naprawdę nie wiem…
- Gdzie ona jest?!
- Co tu się dzieje? – zapytała ostro pielęgniarka, podchodząc do awanturujących się ludzi.
- Jesteśmy z policji – powiedział szybko Kamil, wyciągając legitymację. – Przed chwilą przywieziono trzy osoby ze strzelaniny.
- Cztery – poprawiła go kobieta. – Moment – dodała, zaglądając do dokumentów. – Bartłomiej Szarnecki i Sebastian Wątrobowski są operowani, drugie piętro po lewej. Anna Kopczyńska jest jeszcze na badaniach piętro wyżej.
- W jakim są stanie? – zapytała Aśka z niepokojem.
- Proszę pytać lekarza.
Policjanci pobiegli na górę. Dziewczyny skręciły od razu w kierunku bloku operacyjnego, a Kamil po chwili namysłu podążył za Rafałem na trzecie piętro.
- Jeszcze nic nie wiadomo – poinformował lekarz zaczepiony przez Joasię tuż pod salą operacyjną. – Pan Sebastian był przytomny, stracił dużo krwi, ale powinno być dobrze. Natomiast drugi ranny… - mężczyzna zawiesił na moment głos, a potem westchnął. – Trzeba czekać na wynik operacji.
- Ale co z nim? – wyszeptała Kaśka rozpaczliwym tonem.
- Stan jest krytyczny – odparł krótko lekarz i oddalił się szybko.
Dopiero po godzinie na korytarzu pod salą operacyjną pojawili się Rafał i Kamil. Wyglądali już na dużo spokojniejszych.
- Ania zasnęła – powiedział Rafał, siadając na krześle obok Aśki. – Ma kilka złamań, jest trochę poobijana, ale nic jej nie będzie. A jak Bartek i Seba?
- Trzeba czekać na koniec operacji – odparła cicho Joasia. – Z Bartkiem jest bardzo źle.
Wstała i powoli podeszła do okna. Ku jej zaskoczeniu zaczynało już świtać. Gdyby ktoś kazał jej streścić ostatnich kilka godzin, nie potrafiłaby właściwie nic powiedzieć. Strach i zmęczenie zupełnie ją obezwładniały. Wciąż miała na sobie mokre i zakrwawione ubrania, w kilku miejscach rozcięte. Na rękach i policzku widniały drobne skaleczenia pochodzące od odłamków szkła. Czuła, że ma je także na kolanach, choć nie mogła sobie przypomnieć, skąd w ogóle się wzięły.
- Aśka, przynieść ci coś? – zapytał cicho Kamil, stając za jej plecami.
Pokręciła głową i oparła czoło o chłodną szybę.
- Odśwież się chociaż trochę – kontynuował łagodnie asystent. – Nadal masz krew na rękach…
Spojrzała na swoje dłonie i zdała sobie sprawę, że mężczyzna ma rację. Bez słowa skierowała się do łazienki. Kiedy przemyła twarz zimną wodą, poczuła się nieco lepiej. Po chwili dostała od Kamila kawę, która także wpłynęła na nią pozytywnie.
- Rafał – zwróciła się do przyjaciela, - trzeba przesłuchać tego Wolińskiego. On na pewno wie, gdzie jest Patrycja.
- Jest na komendzie?
- Chyba w szpitalu, przestrzeliłam mu kolano.
- Poszukam go. Dajcie mi znać, gdyby coś było wiadomo…
Spojrzał znacząco na drzwi sali, poklepał Aśkę po ramieniu i opuścił korytarz.
- Kamil, idź z nim – mruknęła Joasia. – Rozniesie tego Wolińskiego…
Tym sposobem kobiety zostały same. Przez kolejne trzy godziny nie odezwały się do siebie ani słowem. Kaśka siedziała ze wzrokiem wbitym w podłogę, zupełnie obojętna na bodźce zewnętrzne. Joasia z kolei przysypiała na krześle, budząc się co chwilę gwałtownie tylko po to, by się przekonać, że operacja wciąż trwa.
Pół do ósmej z sali wyszedł lekarz. Aśka podeszła do niego, chwiejąc się nieco.
- Pani jest kimś z rodziny? – zapytał mężczyzna.
- Jestem jego żoną – odparła kobieta drżącym głosem.
- Operacja się udała, nic nie zagraża jego życiu.
Uśmiechnęła się sama do siebie, czując niewysłowioną ulgę. Patrzyła jak pielęgniarki wywożą Sebastiana na łóżku. Pogłaskała go po policzku, nie zdając sobie sprawy, że z jej oczu płyną łzy.
- Kiedy się obudzi? – szepnęła, odwracając się w stronę lekarza.
- Jeszcze przez kilka najbliższych godzin będzie spał. Zabieramy go do sali 236.
Kiwnęła głową i wróciła do Kaśki, która uśmiechnęła się do niej słabo. Wyglądało na to, że jej odrętwienie minęło.
- Całe szczęście – powiedziała nieco zachrypniętym głosem.
- Z Bartkiem też będzie dobrze – zapewniła Aśka, przytulając przyjaciółkę.
- Obyś miała rację…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz